Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2021, 01:54   #161
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2051.03.16; cz; przedpołudnie

Czas: 2051.03.16; cz; przedpołudnie
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1-1,5 dnia drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Wszyscy



Kimberly właściwie dość słabo wpisywała się w rolę stereotypu twardziela z Miami. Takiego prawdziwego faceta z kwadratową szczęką, trzydniowym zarostem, wielgachną maczetą i kamiezlką ze skóry aligatora którego zadźgał osobiście. Oczywiście tą wielką maczetą. Nie posługiwała się też męskimi półsłówkami cedzonymi zimno raz na pół godziny jako ekwiwalentu męskiej rozmowy lub robienia wrażenia na niewiastach oraz nie nicowała otoczenia z zimną bezwzględnością jaka miała dać znać wszystkim i wszystkiemu, że nadszedł prawdziwy twardziel. No nie. Cambell wydawała się wręcz zaprzeczeniem takich stereotypów. Była kobietą, pewnie w podobnym wieku jak Rita. Miała ciepłe i wesołe spojrzenie i chętnie prowadziła rozmowę. Miała co prawda maczetę i kapelusz ale to akurat wydawało się dość praktyczne w takim miejscu. Kapelusz miał zamocowaną siatkę przeciw komarom i im podobnym oraz chronił przed spiekotą dnia zaś maczety użyła raz jak rąbała wczoraj nieco grubsze gałęzie na ognisko. Poza tym miała ją przy pasie i tyle.

Wyglądało na to, że główną bronią i narzędziej tropicielki jest wiedza i doświadczenie. Po prostu wiedziała co tu jest co. Jak rozpalić ognisko z mokrego drewna, jak złowić ryby i ptaki na posiłek, jak je oporządzić i przyrządzić, jak przygotować sobie hamak i spać nawet podczas deszczu bez budowania sobie schronienia. No i przede wszystkim jak zmajstrowac tą maść o ostrym zapachu jaka miała odstraszać latających insektów. Właściwie jedynym elementem jaki mógł dziwić było to, że ona sama nie wydawała się jakaś wielka, mocarna czy umięśniona. Raczej nie odbiegała budową od dwóch towarzyszek. A chodziła ze swoim plecakiem jakby ciążył jej on dużo mniej niż im ich własne. Chociaż na oko wydawał się podobnie wielki i wypchany jak ich.

Wczoraj zaś widząc, że Rita ją obserwuje podczas polowań chyba domyśliła się po co. A może po prostu właśnie była życzliwa i sympatyczna. Powiedziała jej tak po prostu, że jak ktoś się nie zna na dżungli, bagnach i tropikach to najłatwiej powinno komuś takiemu upolować ryby. To jakoś nie różniło się od łowienia ryb lądowych gdzie indziej. A jak ryba nie miała ewidentnych parchów albo mutacji no to zwykle nadawała się do jedzenia. Nawet jeśli miała jakiś jad to ten zwykle był rozmieszczony albo w pysku albo jakichś kolcach. A tych się przecież nie jadło. A jak sama zeżarła coś toksycznego no to zwykle miała te toksyny w bebechach. A tych się przecież nie jadło. Tylko patroszyło. A samo mięso powinno być raczej zdrowe. Zwłaszcza jak się je ugotowało lub upiekło nad ogniem. Ryby też można było tak jak to zrobiła wieczorem Kim łowić za pomocą haczyków na żyłkach. Można było zarzucić na noc i rano sprawdzić co się złapało. A tu było tyle ryb, że jak się rozwiesiło z kilka czy kilkanaście haczyków to prawie zawsze coś się złapało. A jak jeszcze pilnowało się na bieżąco i sprawdzało co godzinę powiedzmy to w ogóle była szansa na bogaty połów. Przynajmniej dla jednej osoby. Bo każdą kolejną takiemu łowcy było już trudniej wykarmić. To była kolejna sprawa dla jakich łowcy i tropiciele nie lubili tłumów a jak już to woleli chodzić z sobie podobnymi. To ułatwiało przetrwanie w dziczy w jakiej lepiej było polegać na sobie.

- Na więcej osób to lepsze są siatki. Wtedy można łowić wiele ryb w tym samym czasie. No ale siatki są ciężkie do przenoszenia na plecach. Dlatego zwykle poluje się tak przy brzegu albo z łodzi. - wyjaśniła im dlaczego sama nie używa sieci na ryby. Nawet jeśli sama zachwalała ich skuteczność.

Dziś z rana jednak czekał je ponowny marsz przez Malaryczne Bagna. Tym razem jednak miały jakiś znacznik w jakim kierunku powinny iść. Przynajmniej póki ponownie nie zanurzyły się między pobliskie drzewa jakie przesłoniły im ów dymiący sygnał. Szło się tak samo ciężko jak wczoraj. Każdy krok lądował w wodzie. Zazwyczaj ta siegała po golenie więc gumowce wydawały się znów bardzo użyteczne. Czasem była płytsza, może po kostki. Czasem głębsza po kolana i wtedy przelewała się do wnętrza gumowców. Ale szły zbyt krótko aby się na poważnie zmęczyć. Uszły może z kilka kwadransów gdy usłyszały stłumiony przez drzewa i odległość huk eksplozji. Może nie tuż za rogiem i nie widziały ani błysku ani nic takiego. Ale też już nie jakoś za bardzo daleko. Tropicielka zawhaała się i obejrzała na dwie towarzyszki czy chcą kontynuować to zwiedzanie. Ale właściwie niewiele to zmieniało. I tam tędy miały zamiar iść a i jak chciały sprawdzić co tam tak dymi to też musiały kontynuować. Więc po chwili wahania wznowiły marsz w tym kierunku. Ale tym razem tropicielka przystawała już częściej nasłuchując i rozglądając się. Wybuch miał miejsce gdzieś tam przed nimi. Ale niewiele więcej dało się ustalić.

- To chyba jest na garbie. Tu zaraz się zacznie. Wystaje trochę z wody tak jak ta wysepka gdzie spędziłyśmy noc. Tylko jest większy. I jest na nim kawałek starej drogi. Ale donikąd po dżungla i bagno zabrały resztę więc jest tylko ten kawałek tutaj. - Cambell zatrzymała się na chwilę aby wyjaśnić Ricie i Roxy czego się spodziewa po okolicy.

Teren rzeczywiście zaczął się stopniowo podnosić. Jakby wchodziły pod łagodne wzniesienie. Woda siegała do połowy łydek, potem do ćwierci, kostek a w końcu tylko do podeszw. Ale wciąż chlapała pod butami. Drzew zrobiło się jakoś mniej. I były uschnięte w przeciwieństwie do bujnej, zgniłej zieleni jaka do tej pory ich otaczała.

- Czujecie? - zapytała cicho tropicielka. Już mówiła cicho jakby teraz już mogły się spodziewać towarzystwa w każdej chwili. Wiedziały o czym mówi. Spalenizna. W powietrzu do zgniłego zapachu bagna do jakiego od wczoraj już można było się trochę przyzwyczaić doszedł nowy. Ostry zapach spalenizny. Teraz już Kimberly zaczęła się ewidentnie przekradać. Rita musiała uznać, że tamta nie jest może jakoś szczególnie lepsza od niej w te klocki. Ale też nie była w tym amatorką. W przeciwieństwie do Roxy. Która znała się na czym innym niż dyskretne przekradanie się z plecakiem i resztą szpeja na sobie. Tak przeszły przez ten uschnięty zagajnik porośnięty jakimiś podejrzanymi liszajami i dotarły do skraju polany.




https://cdn.pixabay.com/photo/2019/0...40388_1280.jpg


I na polanie wyjaśniło się co tak dymiło czarnym słupem dymu pod same niebo. To był samochód. Ciężarówka. Obecnie właśnie ona stanowiła epicentrum pożaru jaki rozlał się po okolicy. I trawił już okoliczne trawy i krzaki. Przez co ogień zaczynał już żywić się otoczeniem a nie pierwotnym źródłem. Dym otaczał polanę ale zalatywał też na jej skraj gdzie skryły się trzy obserwatorki. Żar ognia dolatywał aż tutaj chociaż na razie był jedynie ostrzegawczym sygnałem o niebezpieczeństwo.

- Spadajmy stąd, wiatr wieje w naszą stronę. Ogień niedługo dojdzie tutaj. Wszystko tu jest suche to szybko się pali. Obejdźmy to albo przeczekajmy. - zaproponowała przewodniczka zaczynając kaszleć od tego dymu. Spojrzała przez siatkę pod kapeluszem na dwie swoje towarzyszki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline