Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2021, 01:54   #161
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2051.03.16; cz; przedpołudnie

Czas: 2051.03.16; cz; przedpołudnie
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1-1,5 dnia drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Wszyscy



Kimberly właściwie dość słabo wpisywała się w rolę stereotypu twardziela z Miami. Takiego prawdziwego faceta z kwadratową szczęką, trzydniowym zarostem, wielgachną maczetą i kamiezlką ze skóry aligatora którego zadźgał osobiście. Oczywiście tą wielką maczetą. Nie posługiwała się też męskimi półsłówkami cedzonymi zimno raz na pół godziny jako ekwiwalentu męskiej rozmowy lub robienia wrażenia na niewiastach oraz nie nicowała otoczenia z zimną bezwzględnością jaka miała dać znać wszystkim i wszystkiemu, że nadszedł prawdziwy twardziel. No nie. Cambell wydawała się wręcz zaprzeczeniem takich stereotypów. Była kobietą, pewnie w podobnym wieku jak Rita. Miała ciepłe i wesołe spojrzenie i chętnie prowadziła rozmowę. Miała co prawda maczetę i kapelusz ale to akurat wydawało się dość praktyczne w takim miejscu. Kapelusz miał zamocowaną siatkę przeciw komarom i im podobnym oraz chronił przed spiekotą dnia zaś maczety użyła raz jak rąbała wczoraj nieco grubsze gałęzie na ognisko. Poza tym miała ją przy pasie i tyle.

Wyglądało na to, że główną bronią i narzędziej tropicielki jest wiedza i doświadczenie. Po prostu wiedziała co tu jest co. Jak rozpalić ognisko z mokrego drewna, jak złowić ryby i ptaki na posiłek, jak je oporządzić i przyrządzić, jak przygotować sobie hamak i spać nawet podczas deszczu bez budowania sobie schronienia. No i przede wszystkim jak zmajstrowac tą maść o ostrym zapachu jaka miała odstraszać latających insektów. Właściwie jedynym elementem jaki mógł dziwić było to, że ona sama nie wydawała się jakaś wielka, mocarna czy umięśniona. Raczej nie odbiegała budową od dwóch towarzyszek. A chodziła ze swoim plecakiem jakby ciążył jej on dużo mniej niż im ich własne. Chociaż na oko wydawał się podobnie wielki i wypchany jak ich.

Wczoraj zaś widząc, że Rita ją obserwuje podczas polowań chyba domyśliła się po co. A może po prostu właśnie była życzliwa i sympatyczna. Powiedziała jej tak po prostu, że jak ktoś się nie zna na dżungli, bagnach i tropikach to najłatwiej powinno komuś takiemu upolować ryby. To jakoś nie różniło się od łowienia ryb lądowych gdzie indziej. A jak ryba nie miała ewidentnych parchów albo mutacji no to zwykle nadawała się do jedzenia. Nawet jeśli miała jakiś jad to ten zwykle był rozmieszczony albo w pysku albo jakichś kolcach. A tych się przecież nie jadło. A jak sama zeżarła coś toksycznego no to zwykle miała te toksyny w bebechach. A tych się przecież nie jadło. Tylko patroszyło. A samo mięso powinno być raczej zdrowe. Zwłaszcza jak się je ugotowało lub upiekło nad ogniem. Ryby też można było tak jak to zrobiła wieczorem Kim łowić za pomocą haczyków na żyłkach. Można było zarzucić na noc i rano sprawdzić co się złapało. A tu było tyle ryb, że jak się rozwiesiło z kilka czy kilkanaście haczyków to prawie zawsze coś się złapało. A jak jeszcze pilnowało się na bieżąco i sprawdzało co godzinę powiedzmy to w ogóle była szansa na bogaty połów. Przynajmniej dla jednej osoby. Bo każdą kolejną takiemu łowcy było już trudniej wykarmić. To była kolejna sprawa dla jakich łowcy i tropiciele nie lubili tłumów a jak już to woleli chodzić z sobie podobnymi. To ułatwiało przetrwanie w dziczy w jakiej lepiej było polegać na sobie.

- Na więcej osób to lepsze są siatki. Wtedy można łowić wiele ryb w tym samym czasie. No ale siatki są ciężkie do przenoszenia na plecach. Dlatego zwykle poluje się tak przy brzegu albo z łodzi. - wyjaśniła im dlaczego sama nie używa sieci na ryby. Nawet jeśli sama zachwalała ich skuteczność.

Dziś z rana jednak czekał je ponowny marsz przez Malaryczne Bagna. Tym razem jednak miały jakiś znacznik w jakim kierunku powinny iść. Przynajmniej póki ponownie nie zanurzyły się między pobliskie drzewa jakie przesłoniły im ów dymiący sygnał. Szło się tak samo ciężko jak wczoraj. Każdy krok lądował w wodzie. Zazwyczaj ta siegała po golenie więc gumowce wydawały się znów bardzo użyteczne. Czasem była płytsza, może po kostki. Czasem głębsza po kolana i wtedy przelewała się do wnętrza gumowców. Ale szły zbyt krótko aby się na poważnie zmęczyć. Uszły może z kilka kwadransów gdy usłyszały stłumiony przez drzewa i odległość huk eksplozji. Może nie tuż za rogiem i nie widziały ani błysku ani nic takiego. Ale też już nie jakoś za bardzo daleko. Tropicielka zawhaała się i obejrzała na dwie towarzyszki czy chcą kontynuować to zwiedzanie. Ale właściwie niewiele to zmieniało. I tam tędy miały zamiar iść a i jak chciały sprawdzić co tam tak dymi to też musiały kontynuować. Więc po chwili wahania wznowiły marsz w tym kierunku. Ale tym razem tropicielka przystawała już częściej nasłuchując i rozglądając się. Wybuch miał miejsce gdzieś tam przed nimi. Ale niewiele więcej dało się ustalić.

- To chyba jest na garbie. Tu zaraz się zacznie. Wystaje trochę z wody tak jak ta wysepka gdzie spędziłyśmy noc. Tylko jest większy. I jest na nim kawałek starej drogi. Ale donikąd po dżungla i bagno zabrały resztę więc jest tylko ten kawałek tutaj. - Cambell zatrzymała się na chwilę aby wyjaśnić Ricie i Roxy czego się spodziewa po okolicy.

Teren rzeczywiście zaczął się stopniowo podnosić. Jakby wchodziły pod łagodne wzniesienie. Woda siegała do połowy łydek, potem do ćwierci, kostek a w końcu tylko do podeszw. Ale wciąż chlapała pod butami. Drzew zrobiło się jakoś mniej. I były uschnięte w przeciwieństwie do bujnej, zgniłej zieleni jaka do tej pory ich otaczała.

- Czujecie? - zapytała cicho tropicielka. Już mówiła cicho jakby teraz już mogły się spodziewać towarzystwa w każdej chwili. Wiedziały o czym mówi. Spalenizna. W powietrzu do zgniłego zapachu bagna do jakiego od wczoraj już można było się trochę przyzwyczaić doszedł nowy. Ostry zapach spalenizny. Teraz już Kimberly zaczęła się ewidentnie przekradać. Rita musiała uznać, że tamta nie jest może jakoś szczególnie lepsza od niej w te klocki. Ale też nie była w tym amatorką. W przeciwieństwie do Roxy. Która znała się na czym innym niż dyskretne przekradanie się z plecakiem i resztą szpeja na sobie. Tak przeszły przez ten uschnięty zagajnik porośnięty jakimiś podejrzanymi liszajami i dotarły do skraju polany.




https://cdn.pixabay.com/photo/2019/0...40388_1280.jpg


I na polanie wyjaśniło się co tak dymiło czarnym słupem dymu pod same niebo. To był samochód. Ciężarówka. Obecnie właśnie ona stanowiła epicentrum pożaru jaki rozlał się po okolicy. I trawił już okoliczne trawy i krzaki. Przez co ogień zaczynał już żywić się otoczeniem a nie pierwotnym źródłem. Dym otaczał polanę ale zalatywał też na jej skraj gdzie skryły się trzy obserwatorki. Żar ognia dolatywał aż tutaj chociaż na razie był jedynie ostrzegawczym sygnałem o niebezpieczeństwo.

- Spadajmy stąd, wiatr wieje w naszą stronę. Ogień niedługo dojdzie tutaj. Wszystko tu jest suche to szybko się pali. Obejdźmy to albo przeczekajmy. - zaproponowała przewodniczka zaczynając kaszleć od tego dymu. Spojrzała przez siatkę pod kapeluszem na dwie swoje towarzyszki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-09-2021, 22:33   #162
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Rita była bardzo rada ze wskazówek, jakie udzieliła jej Kimberly odnośnie zdobywania żarcia w dżungli.
— Dzięki stara, może się przyda — rzuciła. — Chociaż rozkminiłam, że po tej całej akcji z Zaginionym Miastem zawinę dupę i spadam na północ. Zdecydowanie lepiej czuję się wśród ruin i rozległych pustkowi.
Jakby dla zaakcentowania swoich słów gwałtownie zmiażdżyła pokaźnego komara, który właśnie usiadł jej na ręce.


Kiedy marsz przez Malaryczne Bagna przerwała głośna eksplozja, okularnica spojrzała po towarzyszkach podróży. Wszystkie były tak samo zaskoczone. Złodziejka artefaktów jeszcze skinęła głową Kim, że chce iść dalej. Ciekawiło ją, co mogło być źródłem niespodziewanej eksplozji pośrodku cholernej dżungli. Nie mówiąc o fakcie, że pokonała już kawałek drogi i nie zamierzała się cofać, by potem dymać na około. Chwilę później przewodniczka odezwała się do niej i Roxy.
— Przynajmniej będzie sucho w stopy. — odpowiedziała półżartem brunetka.
Potem ruszyli pod górkę, krocząc przez mniej wilgotny i niezbyt zielony teren. Po jakimś czasie Kim zapytała, czy wyczuły wyraźny zapach nadchodzący z kierunku, w którym zmierzały. Rita zdecydowanie czuła. Była to woń spalenizny.
— Kolejny smród do kolekcji, nadaje się w sam raz do tutejszego podłego bukietu — rzuciła sardonicznie.
Wkrótce przewodniczka nabrała ostrożności i zaczęła się skradać, a łowczyni skarbów do niej dołączyła. Jeśli chodziło o skryte poruszanie, to znała się na rzeczy.

Kiedy dotarła wraz z towarzyszkami podróży na polanę, stało się jasne, skąd pochodził dym i drażniąca woń. Płonęła jakaś ciężarówka.
— Podobno droga prowadzi donikąd. Skąd więc znalazło się tu auto z paliwem? Z wraku już dawno by wyparowało — zapytała zasłaniając twarz przed dymem za pomocą chusty.
Potem wysłuchała porady Kim.
— Yep, spadajmy, zanim nas zhajcuje.
Ciekawiło ją wielce, jak ktoś dotarł tu ciężarówką i dlaczego zajęła się ogniem. Czy był to Cantano, czy inny trep. Sprawa ewidentnie była podejrzana.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:49.
Alex Tyler jest offline  
Stary 17-09-2021, 21:19   #163
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Roxy zaczekała przy ich rzeczach gdy jej towarzyszki udały się na polowanie. Poświęciła ten czas by ponownie upewnić się w jakim stanie są jej rzeczy w torbie lekarskiej. Pilnowała też ogniska planując naszykować dla wszystkich herbaty. Dym mocno ją niepokoił, ale nie miała na niego żadnego wpływu, z resztą.. Gdyby poszła tam sama to by pewnie wpakowała się w kłopoty.


- A może by spróbować obejść tą ciężarówkę… . - Roxy wpatrywała się w ten dziwny obiekt w tym tak nietypowym miejscu. James je opuścił bo nie dawało się tu dojechać autem, a jak przystało na człowieka z Det nie chciał zostawić swojej fury, więc… co to tu robiło? - .. Myślicie, że ten co ją tu doprowadził to nadal jest w środku? Może… trzeba by mu pomóc?

Jej spojrzenie przesunęło się niepewnie po towarzyszkach. W końcu jednak przytaknęła.
- Tak.. zróbmy jak mówicie. - Powiedziała cicho, jeszcze raz niepewnie zerkając na pojazd
 
Aiko jest offline  
Stary 18-09-2021, 03:50   #164
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - 2051.03.16; cz; południe

Czas: 2051.03.16; cz; południe
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1-1,5 dnia drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Wszyscy



- Być może da się tu dojechać z miasta. Ta droga prowadzi mniej więcej na wschód. W końcu można dotrzeć do dróg prowadzących na południe do miasta. Nie sądziłam, że da się tu dojechać ale może się da. Tylko to bez sensu. Tu nic nie ma. Ten garb to ostatni cypel na tym bagnie. Dookoła są takie bagna jak wczoraj szłyśmy cały dzień. - rangerka o kasztanowych włosach też chyba była zaciekawiona i zdziwiona widokiem pojazdu w tej dziczy. Niemniej jak się zastanowiła znalazła w miarę racjonalne wyjaśnienie. Tyle, że z jej punktu widzenia za bardzo sensu nie miało. Bo po co ktoś miałby się trudzić forsować bagnisty teren aby dojechać… No gdzie? Nigdzie? Przynajmniej Cambell nie bardzo mogła znaleźć cel po grzyba ktoś miałby odstawiać taki numer.

- A jak ktoś był w środku to jak dał radę to zwiał. A jak nie to jest nadal w środku. I niczym już się nie musi martwić. Jak nie ogień to dym musiały go załatwić. - jak skończyła dywagować nad tym skąd się wzięła tu ta płonąca ciężarówka to powiedziała co sądziła na dywagacie blondynki. Mogła mieć o tyle racji, że ogień wyglądał na zaawansowany a dym widziały już z wyspy pewnie z godzinę czy dwie temu. Do tej pory były zerowe szanse, że ktoś by przetrwał w takich warunkach w tym wozie lub jej bezpośrednim pobliżu.

Z początku szły we trzy cofając się dalej od płonącej polany. Jak odeszły na w miarę bezpieczną odległość co było czuć spaleniznę i pomiędzy drzewami było widać dym ale już nie błysk ognia Kimberly zatrzymała się zastanawiając się co dalej. Poczekać aż zgaśnie samo? Spróbować obejść? Zostawić to wszystko i iść dalej wedle pierwotnego kierunku? W końcu decyzję pomogła jej podjąć pogoda. Zachmurzyło się i tropicielka uznała, że będzie padać. Nie myliła się i wkrótce okazało się, że rzeczywiście okolicę zalał deszcz z nieba. Pałatki i improwizowany szałas jaki udało się zmontować do tego czasu pomogły go przetrwać. A sama Kimberly zdawała się zaciekawiona zagadkową ciężarówką płonącą pośrodku bagiennego niczego.

- Musiała zapalić się rano. Wczoraj przecież żadnego dymu nie widzialyśmy. - dumała nie bardzo chcąc wychodzić na padający deszcz. Czy po to aby zobaczyć co z ciężarówką czy aby ruszyć dalej. Zresztą oceniała, że deszcz jest rzęsisty ale nie powinien trwać długo. Wiatr pewnie niedługo przepędzi chmury gdzie indziej. Deszcz skończył się gdzieś w południe. To można było wyjść z szałasu wzmocnionego pałatkami i obejrzeć świat zewnętrzny.

- Chyba zgasło. - mruknęła Kimberly spoglądając w stronę polany. Teraz widać było tylko suche drzewa i prześwity między nimi zwiastujące jakąś większą pustą przestrzeń. Dymu i ognia nie było już widać.

- Chodźcie zobaczymy. Najwyżej pójdziemy dalej. - zaproponowała towarzyszkom zarzucając z powrotem swój plecak na plecy. Do skraju polany było może z setka kroków. Znów się tam znalazły i widziały sczerniały wrak ciężarówki. Teraz jak nie było ognia i dymu widać było więcej. Cała polana była czarna od spalonej trawy i krzaków. Unosił się też specyficzny swąd spalenizny który tak na świeżo przytłumiał nawet wilgotny zapach bagna.

Ciężarówka wyglądała na solidne, trzyosiowe bydlę. Takie były popularne w dawnym wojsku a i teraz można było je jeszcze spotkać bo były trudoodporne. Chociaż jak właśnie było widać nie były ognioodporne. Czy była wojskowa czy nie trudno było zgadnąć bo teraz była tylko czarnym, wypalonym wrakiem.

Z bliska dało się jeszcze wyczuć ciepło bijące z rozgrzanego pożarem metalu. Deszcz nie zdołał go całkowicie wytłumić. Dało się też dostrzec, że na pace i na spalonej ziemi były jakieś poczerniałe, metalowe, okrągłe skorupy. Trochę jak beczki. Chociaż zdeformowane eksplozją nie można było tego być do końca pewnym. W samej ciężarówce i dookoła niej było kilka ciał. Dym, żar i ogień zrobiły swoje więc nie był to przyjemny widok. A bił od nich słodki zapach pieczonego mięsa. Kimberly stwierdziła, że są martwi i tylko obok nich przeszła zatrzumując się przy każdym ale bez specjalnej atencji. Rita dostrzegła kawałek czegoś wystającego z piersi jednego z nich. Jak się nachyliła aby sprawdzić co to jest to wydało jej się, że to jakby kawałek poczerniałego drutu albo patyka tkwiącego w ciele. Lekarskie oko i solidność okazały się najbardziej efektywne. Roxy udało się odkryć, że chyba prawie wszystkie ciała mają w sobie metalowe groty. Bełty musiały się spalić ale tkwiący w ciele metal przetrwał. Wyglądało na to, że ktoś tym tutaj pomógł zejść z tego świata za pomocą kuszy. Na jednym czy dwóch ciałach znalazła ślady jakie mogły pozostawić kule albo rany sieczne. W tym jedna na szyi jak po uderzeniu czymś ostrym. Ale nie poddali się bez walki. Świadczyły o tym złote plamy roztopionego metalu które mogły być do niedawna wystrzelonymi łuskami. Teraz świeciły się wręcz odbijając bagienne Słońce na tle czerni spalonej trawy.

Za to Rita z Kimberly odkryły ślady w podmokłej ziemi. Ślady opon. Prowadziły do czy od ciężarówki gdzieś w stronę przesieki jaka kiedyś pewnie była drogą. Poszły tak kawałek z ciekawości do skraju tej polany ale wyglądało na to, że ciężarówka przyjechała właśnie tą starą i zaniedbaną drogą no i uległa podpaleniu. Albo podczas walki albo po. Czy celowo czy przypadkiem trudno było zgadnąć.

Rita jednak na skraju polany zorientowała się, że są tu jeszcze jedne ślady. Też pojazdu. I to chyba takiego co w przeciwieństwie do ciężarówki nie tylko przyjechał na tą polanę ale i z niej wyjechał.

W końcu jak zastanawiały się czy jeszcze coś tu można zrobić i co dalej z pewnym zaskoczniem odkryły, że nie są tu same. Na skraju polany, zza jednego z drzew ktoś im się przyglądał. I chyba starał się ukrywać za pniem tego drzewa no ale niezbyt mu to wyszło.



---



Mechanika 40

Rita; oglądanie ciał; (SPR + Chirurgia); 13+4-3=14+0>11+0; rzut: 16,5,13 > 2 suk = remis > znajduje jakiś kawałek wystającego czegoś z 1 ciała

Roxy; oglądanie ciał; (SPR + Chirurgia); 18+1-3=16+4>19+4; rzut: 15,15,3 > 8 suk = śr.suk > znajduje sporo grotów i ran

Kimberly; oglądanie ciał; (SPR + Chirurgia); 13+2-3=12+0>9+0; rzut: 18,14,10 > -5 suk = ma.por > nic nie znajduje


Rita; oglądanie pogorzeliska; (PER + Tropienie); 13+4-6=11+1; rzut: 9,1,7 > 5>8 suk = śr.suk > znajduje ślady ciężarówki i drugiego pojazdu

Roxy; oglądanie pogorzeliska; (PER + Tropienie); 10+1-6=5+0>2+0; rzut: 10,6,7 > -5 suk = ma.por > nic nie znajduje, widzi jak jej ktoś wksaże

Kimberly; oglądanie pogorzeliska; (PER + Tropienie); 13+2-6=5+0>9+3; rzut: 16,3,17 > -1 suk = remis > znajduje ślady ciężarówki
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-09-2021, 18:00   #165
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Rita na szybko przekminiła to, co zarzuciła Kim na temat nieprzejezdnej okolicy.
— Na pewno? Może znali jakiś mało uczęszczany szlak? — dopytała z niewielkim niedowierzaniem.
Jeśli to byli kolesie od Cantano, to musieli mieć bardzo obcykanego przewodnika. Inaczej nie odważyliby się ruszyć wozami. „A może właśnie nie znali terenu i sądzili, że dotrą na miejsce na czterech kołach?” z drugiej strony kołatało się w głowie brunetki.
— Też sądzę, że reszta się zmyła.

Kiedy wspólnie zastanawiali się co dalej, przewodniczka stwierdziła, że wkrótce będzie padać. Dlatego, zamiast obchodzić płonącą okolicę, Rita razem z towarzyszkami postanowiła przeczekać ulewę w szałasie.
— Tia, pewnie zajarało się rano. Zanim tu przylazłyśmy, minęło dość czasu, by wszyscy, którzy przetrwali, zawinęli dupy w troki. Ale może pozostały jakieś ślady po tym co tu się wydarzyło...
Koło południa przestało lać, więc można było wychynąć ze skryjówki i oblukać przejaraną miejscówkę.


Łowczyni artefaktów dobrze obejrzała zhajcowaną glebę i trzyosiową trepską ciężarówę. Od tej ostatniej wyczuła ciepło, gdy tylko się do niej zbliżyła. Przez przyciemnione okulary obejrzała dokładnie nadtopione resztki beczek. Przypuszczała, że mogły zawierać paliwo, dlatego wszystko wokoło tak srogo się jarało. Potem przyszła pora by obczaić truposzy. Rita w swoim życiu widziała mnóstwo ciał, ale te zjarane wyglądały niewiele lepiej od ofiar bit-boys z Filtydelfii czy molochowych Rzeźników. A cuchnęły o wiele gorzej. Podczas oględzin wyczaiła coś, jakby końcówkę promienia strzały. Jako doświadczona łuczniczka miała co do tego niewiele złudzeń. Jej podejrzenie potwierdziła Roxie gdy znalazła w kilku ciałach groty od bełtów. Zatem jacyś kusznicy zasadzili się na biednych gnojków z ciężarówy. Ale nie tylko, bo parę truposzy miało rany sieczne i rany wlotowe od kul. Ofiary może i zostały zaskoczone, ale zdołały oddać parę strzałów, zanim je załatwiono. Biorąc pod uwagę pożar, nawet jeśli nieznani napastnicy nie zabraliby swoich poległych, to niewiele by to pomogło. I tak nie można było zidentyfikować, kim w ogóle byli poszczególni zdechlacy.
— Ciekawe kogo wkurwili nasi podróżnicy — zastanowiła się na głos złodziejka artefaktów.
W międzyczasie zrobiła kilka kroków i przyjrzała się podmokłej zieleni. Zaczęła szukać tropów.
— Kim, mieszkają w okolicy jakieś odludki, dzikie plemiona albo w miarę rozgarnięte mutasy? — zapytała swoją przewodniczkę.
Niedługo po zadaniu pytania odnalazła ślady opon. Podążając za nimi, odkryła, że prowadziły do starej drogi, o której wcześniej wspominała ich specjalistka od przetrwania w dżungli. Szafirowooka znalazła na polanie jeszcze drugą parę odcisków po kołach. Te wskazywały, że kolumna pojazdów liczyła dwie ciężarówki. Z czego ta druga zdołała się ulotnić. Okularnica zastanowiła czy był w niej Cantano. I czy to była jego wyprawa. A może tych faszolskich jełopów? Sugerowałyby to wojskowe wozy. Jako że tamci wyglądali na świrniętych fascynatów militariów. Ale i to nie było mocnym argumentem, bowiem taki wózek świetnie sprawiał się w dżungli, więc wydawał się najrozsądniejszym wyborem dla każdego, kto chciałby zawitać w tę krainę wilgoci, robactwa i smrodu.

Kiedy Rita zastanawiała się z przyjaciółkami co dalej począć, dostrzegła kogoś, kto nieudolnie próbował ukryć się pośród drzew.
— Wygląda na to, że mamy towarzystwo.
Wyszeptała stalkerka udając, że patrzy w zupełnie inną stronę niż osobnik czający się w gęstwinie. Ustawiła się tak, by nie mógł widzieć ruchu jej ust.
— Pewnie to jeden z napastników. Przyszedł sprawdzić, czy tamci nie wrócili, a może liczył, że uda mu się coś znaleźć przy ciałach? W sumie nieważne. Typek może coś wiedzieć, więc trzeba go przesłuchać. Jednak jeśli go zawołamy, to pewnie spierdoli.
Przykucnęła, udając, że wiąże trampek.
— Może rozdzielmy się, by nie miał nas wszystkich na widelcu? Wtedy ja mogę spróbować go podejść. — zaproponowała po cichu.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:49.
Alex Tyler jest offline  
Stary 24-09-2021, 08:13   #166
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do swych towarzyszek Roxy przeszła się od ciała do ciała upewniając się, że wszyscy tutaj nie żyją. Nie miała złudzeń. Tak jak wspomniała Kimberly, jak nie dym to zabiłby ich ogień. Z resztą nawet gdyby byli tylko ranni… owady i wszystko co bagna miały do zaoferowania szybko mogły sprawić że do potwornych męczarni doszłaby jeszcze gorączka, a wtedy.. Chyba trzeba by było im pomóc odejść na tamten świat.

Gdy tak szła między ciałami szybko zorientowała się, że widzi na nich konkretne uszkodzenia w odzieży, a przy którymś z ciał dostrzegła też ich przyczynę. Nieco niepewnie, korzystając z kawałka szmatki, który miał jej posłużyć za opatrunek wydobyła lśniący przedmiot i obejrzała go uważnie. Była ciekawa czy tych ludzi zabiły tylko ostrza, ze ktoś zatruł strzały.

Chcąc się upewnić obejrzała czy strzały trafiły w miejsca witalne i mogły być rzeczywiście przyczyną zgonu. Znaleziony grot zawinęła w kawałek ścierki i schowała. POtem ruszyła w kierunku swoich towarzyszek.



- A może to jedna z ofiar? Wiesz… gdyby to był napastnik to raczej chyba nie powinien mieć problemów ze schowaniem się, czyż nie? - Roxy zerkała niepewnie to na Ritę to na chowającą się za drzewem postać.

- To… może wy spróbujcie go podejść od tyłu, a ja spróbuję jakby zagadać. Jak zacznie zwiewać najwyżej wpadnie wam w ręce? - Roxy poprawiła torbę lekarską na ramieniu. - Spróbuję go przekonać, mówiąc że jestem lekarzem i mogę mu pomóc, ok?
 
Aiko jest offline  
Stary 25-09-2021, 03:20   #167
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 2051.03.16; cz; południe + bonus

Czas: 2051.03.16; cz; południe
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1-1,5 dnia drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Wszyscy



Obcy nie miał większych szans z trójką przeciwników. Za późno zorientował się, że jest okrążany a i tak chyba do mistrzów skradania się nie należał. Próbował uciekać ale wyraźnie kulał na jedną nogę. W takich okolicznościach trójka kobiet dopadła go wspólnie bez większych kłopotów. Widząc, że nie umknie padł na kolana i złożył dłonie jak do modlitwy albo prośby o łaskę.

- Pomiłujcie! Pomiłujcie brzemiennych czynów albowiem będziecie cknić za wciórności w ogniu piekielnym jak inni drabi! - krzyknął przerażony mężczyzna trochę nie wiedząc do której z trójki otaczających kobiet powinien mówić. Był w jakichś spodniach i bluzie z nasuniętym kapturem. Ale to wszystko miał mokre i ubłocone jakby wpadł w błoto czy którąś z licznych tu kałuż.

- Że co? Ale pajac. - prychnęła chyba trochę rozbawiona a trochę zaskoczona Kimberly. Miała minę jakby obcy trochę ją rozbawił tą nieporadnością i dziwnym językiem a na pewno zaskoczył. Coś nie wyglądał zbyt groźnie. Nie widać było przy nim żadnej broni poza nożem przy pasie. Ale w tej okolicy to było raczej użytkowe i uniwersalne narzędzie. Tropicielka podeszła do niego ściągając mu kaptur aby lepiej mu się przyjrzeć. Ukazała się wtedy młodzieńcza twarz u progu dorosłości. Brudna od trawy i błota a także mokra jak reszta jego ubrania. Wyraźnie przestraszona na widok trójki uzbrojonych kobiet.

Podczas wcześniejszej rozmowy Cambell nie do końca była pewna czy tutaj nie da się dojechać. Bo wrak wypalonej ciężarówki ewidentnie pokazywał, że się da. Podobnie jak tropy kół jakie stąd wyjechały. Musiała przyznać, że to możliwe. I jak ktoś tu przyjechał to pewnie z miasta. Znaczy z Miami. Bo poza miastem mało kto miał sprawny samochód a i w mieście było o nie trudno. Tylko Kimberly nie bardzo widziała sens aby przyjeżdżać właśnie tutaj. Po co? Tu nic nie było. Same bagno dookoła. A jak ktoś chciał kogoś rozwalić to każde miejsce w tropikach było dobre. Po co przyjeżdżać na to “nigdzie”. Rangerka nie bardzo umiała sobie na to znaleźć odpowiedź.

Pytanie Rity o okolicznych też nie bardzo miała gotową odpowiedź. Właściwie nikt tu chyba nie mieszkał. Jej towarzyszki same miały okazję się przekonać o tym wczoraj i dzisiaj jak bardzo jest to “rozkoszna” okolica. Nie na darmo się to nazywało “Malaryczne Bagna”. Trudno tu było o czystą wodę a łatwo o złapanie jakiegoś syfu. Prędzej czy później każdy musiał z kimś pohandlować na leki czy to co akurat było potrzebne. A do miasta daleko, do jakichś osad w dżungli czy nawet pojedynczych zamieszkałych domów też.

- Może ktoś tu i zamieszkał. Ale sam miałby rozwalić kilka uzbrojonych osób? Nie sądze. To by musiało być chociaż z kilka osób. - Kimberly na głos zastanawiała się kto to mógł być. I chociaż wspomniała coś o możliwej grupie myśliwych, indiańskich wojowników, jakiejś bandzie degeneratów, nawet mutków to raczej tak tonem luźnych rozważań. Bo nie słyszała aby w tej dzikiej i bezludnej okolicy ktoś mieszkał.

Roxy zaś na ile mogła się zorientować w tych polowych warunkach to mogła stwierdzić, że rany od bełtów były poważne. Wszystkie oscylowały w okolicach klatki piersiowej. Ktoś strzelal aby zabić albo przynajmniej wyłączyć z walki przeciwnika. Bełty musiały przebić płuca na kilka centymetrów co już było poważnym obrażeniem. Takim co może nie zabija od razu ale skutecznie powala i spowalnia. W połączeniu z ranami postrzałowymi a potem dymem i ogniem sprawiły, że ci co oberwali musieli zginąć dość szybko. Najpóźniej przy eksplozji ciężarówki. Bo jak ludzie umierali z braku tlenu jak podczas pożaru to zwykle kulili się a ci leżeli jak szmaciane lalki. Więc pewnie zginęli w walce albo od efektów ran tuż po. Czy groty były zatrute to nie była tego pewna tylko je oglądając w ręku. Ale jeśli nawet musiałaby to być jakaś błyskawicznie działająca trucizna aby zabić wcześniej niż kule, groty, eksplozja i dym z ogniem. Nic co miało czas działania dłuższy niż liczony w minutach nie zdążyłoby zadziałać prędzej niż te czynniki związane z walką i eksplozją. Ale na razie to ona jak i jej koleżanki patrzyła na trzęsącego się ze strachu, zabłoconego młodzieńca jakiego udało im się osaczyć.



---



Bonus




Czas: 2051.03.16; cz; południe
Miejsce: Miami; okolice miasta; droga w dżungli
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



James i Melody



- Mam iść z tobą? - usłyszała głos kierowcy gdy wysiadała z samochodu. Ale nie chciała aby szedł z nią. Wolała sama załatwić tą sprawę. Osobiście. Okazało się, że jak się pracuje dla jednego z ważniejszych ważniaków w tym mieście to życie potrafi być całkiem proste. A nawet przyjemne. Senior Cantano miał naprawdę wielkie możliwości w tym mieście. Takie o jakich przy pierwszym czy drugim spotkaniu można się było tylko domyślać. Właśnie widziała ich próbkę. Skutecznie opóźnił wyjazd kierowcy pewnego Wranglera z miasta. Nawet nie ruszając się ze swojego wieżowca. Nie musiał. Miał od tego swoich ludzi. I reputację. Nazwisko kogoś kto zasiadał w radzie miasta wiele znaczyło dla mieszkańców tego miasta. Jak Black Jack kogoś odwiedzał to nawet wiele nie mówił. Zwykle po hiszpańsku. I działało jak magia. James odbijał się jak piłeczka od muru spraw jakie nagle okazywały się nie do zrobienia i załatwienia. No ale w końcu uzbierał i paliwa i opony jakie dziwnym trafem ktoś mu poprzebijał, i uszczelki pod głowicę no i był wreszcie gotów do wyjazdu. I wyjechał. Wtedy ta zabawa Cantano się chyba znudziła bo wezwał ją do siebie.

- Załatw go. - no to pojechała. Zapakowała się do jednego z wozów i ruszyła w ślad za zbiegiem któremu udało się wkurzyć jej nowego szefa. Trop był świeży. Nie wiedziała jak jego ludzie namierzyli James’a ale podwieźli ją prawie pod sam cel. Wysiadła i ostatni kawałek musiała przejść pieszo. Zastała go oczywiście przy swoim Wranglerze. Mocował się z jakimś konarem aby odblokować drogę dla swojego wozu. Był tak tym zajęty, że dostrzegł ją dopiero jak stanęła przy masce wozu.

- Melody? A co ty tutaj robisz? - zdziwił się puszczając konar gdy zobaczył kruczą postać zapiętą pod samą szyję pomimo tropikalnego gorąca jaki tu wszędzie panował. Wreszcie wyrwał się z tego cholernego miasta! No ale jednak stan florydzkich dróg był opłakany. I szło mu jak krew z nosa. Ale mimo wszystko nie spodziewał się tu nikogo. A już na pewno nie Federatki za jaką w końcu nie przepadał. Z wzajemnością.

- Mam dla ciebie wiadomość James. - powiedziała czarnowłosa postać nie poruszając się ani o włos. Jeszcze nie wiedziała jak to rozwiąże. Ale wiedziała, że za chwilę sytuacja stanie się bardzo gwałtowna. Stali naprzeciwko siebie w odległości może tuzina kroków. Ona przy masce. On przy konarze. Zorientowała się, że ma shotguna opartego o starą barierkę. Pewnie wyszedł razem z nim. Ale i tak ona swoją katanę miała jeszcze bliżej. Tylko ten tuzin kroków ich dzielił.

- Wiadomość? Dla mnie? Od kogo? No to mów. - mężczyzna wzruszył ramionami ocierając pot z czoła. Obserwował tą bladolicą postać oszczędną w ruchach i słowach. Po co tu przyszła? Jaką wiadomość?

- Pan Cantano nie lubi jak się go robi w wała. - odparła Fedratka patrząc na cel zimnym wzrokiem. Właściwie mogła go podejść znienacka. Wyskoczyć w ostatniej chwili i załatwić sprawę. Ale to było niehonorowe. Tak mógł postąpić jakiś ninja. A nie samuraj. Więc chociaż nim pogardzała i z satysfakcją odrąbałaby mu ten bucowaty łeb to uznała, że jednak jest wojownikiem. I zasługuje aby zginąć jak wojownik. Z bronią w ręku.

Zamarł. Tego się spodziewał jeszcze mniej niż jej pojawienia się. Ale nie żartowała. Widział jak kciukiem znacząco wysunęła swoją katanę o centymetr dając mu czytelny sygnał, że zamierza jej użyć. Mierzyli się spojrzeniami. Wiedzieli, że teraz już każdy ruch może zacząć walkę. Obliczał. Miał do swojego shotguna tylko kilka kroków. Wciąż stał tam gdzie go postawił. I klamkę wsuniętą z tyłu spodni. I nóż przy pasie. Ile ona zdąży zrobić kroków nim sięgnie i odbezpieczy klamkę? Trafi ją? Zaraz się zacznie. Wiedział to. Oboje wiedzieli. I się zaczęło.

Ruszyła sprintem jak tylko dostrzegła jak sięga za pasek. Szybki był. On też ruszył, w stronę swojego shotguna. Ale dobył klamki tak samo jak ona swój miecz. Kilka kroków, bijące serce, adrenalina kopiąca w żyły. Suchy trzask odbezpieczanego zamka gdy ona już była prawie w połowie. Strzał! Klamka błysnęła ogniem a ołów przemknął gdzieś w tropikalną dżunglę. Pudło! Kolejny strzał! Trafił! Poczuła jak coś rozgrzanego rozdziera jej biceps. Ale to nie mogło jej zatrzymać zwłaszcza jak już prawie siedziała mu na plecach. Świst katany i metaliczny grzechot. Ostrze trafiło na shotgun jakim James zdołał w ostatniej chwili zablokować cios. Szybki był. Ale już było zwarcie, już nie było czasu ani miejsca aby go użyć. A w walce na broń białą nie miał większych szans z zawodowym szermierzem.

Melody wykonała zjadliwy ślizg ostrzem wzdłuż shotguna jakim cofający się pod jej naporem kierowca znów zablokował jej cios. Rozległ się dziki wrzask bólu gdy ostrze ścięło trzymające ją palce. Te odpadły znikając z widoku walczących a z obciętych kikutów chlusnęła krew. James zawył boleśnie ale się nie poddał. Kolbą trzasnął w tą bladą szczękę aż czarna głowa odskoczyła na bok. Zaskoczył ją, nie spodziewała się po nim takiej zajadłości. Ale bez palców została mu tylko jedna, chwytna ręka. Odskoczyła od niego na krok i widziała jak puścił shotgun. Pozwoliła mu wyciągnąć nóż i widziała, że pod tym bucowatym łbem odwagi mu jednak nie brakowało. Przyzwał ją niemo do siebie tym nożem nawet jeśli już zdał sobie sprawę jak ta walka musi się zakończyć.

Natarła ponownie. Ale w ostatniej chwili zrobiła wypad wypychając swój miecz do przodu, z bezpiecznego dystansu, poza zasięgiem krótszej broni. Kilka centymetrów hartowanej stali dosięgło brzucha Jamesa. Zawył po raz kolejny. Wyszarpnęła miecz z jego trzewi i krzyk ucichł wraz z kolejnym świstem miecza. Zamarła z wciąż uniesionym po ciosie ostrzem obserwując jak głowa spada z ramion i toczy się po spękanym, zabłoconym asfalcie. Bezwładne ciało spadło na nie zaraz potem.


---



Czas: 2051.03.16; cz; południe
Miejsce: Miami; Downtown; wieżowiec Cantano; taras Cantano
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Cantano i Melody



- I jak było? - zapytał gdy zastała go na swoim ulubionym tarasie. Stał oparty o krawędź jakby patrzenie w dal z tej wysokości sprawiało mu przyjemność. Widok rzeczywiście był wart pocztówki albo kartki w kalendarzu.

- Załatwione. - rzuciła mu odpowiedź i obły przedmiot w reklamówce. I charakterystyczny kapelusz jaki James tak uwielbiał. Miecz i resztę musiała zostawić na dole. Dalej jej nie ufał na tyle aby wpuszczać ją do wieżowca uzbrojoną. Może po dzisiejszym dniu to się zmieni?

- Znakomicie! - ucieszył się jak chłopiec z nowego prezentu. Widziała już różne reakcje na widok obciętych głów. Zwykle to robiło wrażenie. Złe wrażenie. Było w tym coś odrażająco pierwotnego. Mało kto to tolerował. A jeszcze mniej lubiło. Ale na Cantano jakoś nie zrobiło to większego wrażenia. Roześmiał się serdecznie i bez żadnego skrępowania wziął ją w dłonie jak głowę jakiejś rzeźby.

- Znakomicie, znakomicie, bardzo dobrze. - cieszył się przyglądając się z bliska odciętej głowie. Zdawał się nie zauważać, że krew plami mu dłonie, rękawy i resztę drogiej koszuli.

- Trzeba było mnie robić w wała? Po co ci to było? Co ci z tego przyszło? Naprawdę sądziłeś, że możesz wydymać Miguela Cantano i sobie wyjechać cało z miasta? Jesteś głupszy niż to z początku wyglądało. - latynoski członek rady miasta mówił do głowy jakby ta wciąż mogła go słyszeć i rozmawiać. Jakby się droczył i upominał z jakimś niesfornym dzieciakiem. A na koniec roześmiał się serdecznie i cisnął głowę gdzieś w czeluść za poręczą tarasu.

- A reszta? - Melody zapytała obserwując jak jej nowy szef wzywa gestem do siebie jedną ze ślicznotek jakie mu zawsze towarzyszyły. Miał do nich oko. To zawsze był długonogie, ślicznotki w bikini. Chociaż ta to jakaś nowa była. Ostatnio była jakaś inna. Teraz przyniosła mu miskę z wodą aby mógł umyć dłonie z krwi.

- Resztą się nie przejmuj. Już się nimi zająłem. One chyba też sądzą, że mogą robić w wała i ujdzie im to na sucho. Ale jak mi przyniosą to czego chcę to może jeszcze dam im jedną szansę. - powiedział gdy ta brunetka odeszła a mleczna czekoladka podeszła z ręcznikiem aby mógł wytrzeć dłonie. Wydawał się być w znakomitym humorze.

- A przyniosą? - o tym nie wiedziała. Właściwie niewiele o nim wiedziała. Zwłaszcza w biznesowych sprawach. Ciąglę z kimś się spotykał, kogoś posyłał po coś, załatwiał sprawy no biznesmen pełną gębą. A czasem posyłał kogoś aby komuś obciąć głowę. Jak dzisiaj.

- Lepiej dla nich aby przyniosły. Widzisz? Nie chciały po dobroci. Żyć jak hrabianki i niczym się nie przejmować. To mógł być początek tak owocnej współpracy! Cóż im zawiniłem? Tym, że zapłaciłem im co obiecałem i to jeszcze z napiwkiem? Tym, że ugościłem po królewsku? Tym, że im zaproponowałem pracę? Mieli jedno zadanie. Jedno. Tylko o jedno ich prosiłem. O mapę. Przecież nie chciałem tego za darmo. No ale nie. Woleli mnie robić w wała. Nawet im dałem dobę na przemyślenie sprawy i też nie pomogło. Zero pomyślunku. Z instynktem samozachowawczym też kiepsko. - mówił jakby zachowanie jej byłych towarzyszy naprawdę go rozczarowało. Jak pracodawca na temat swoich niesolidnych pracowników. Pokręcił głową z pewnym żalem jakby to drugą stronę obwiniał o zerwanie umowy i teraz tylko był zmuszony wyciągnąć z tego konsekwencje.

- Chcesz bym się nimi zajęła? - zapytała upijając łyk z kieliszka. Trochę cierpkie. Trochę kwaskowate. W sam raz na taki upał. A cisza przedłużała się gdy znów oparł się o balustradę i wpatrywał się gdzieś w dal.

- Nie. Na razie nie. W końcu pracują teraz dla mnie. - roześmiał się półgębkiem zerkając na nią przez połowę tarasu jakby udało mu się zmajstrować jakiś figiel. Widząc jej uniesione ze zdziwienia brwi czuł widocznie potrzebę aby coś dorzucić dla swojej satysfakcji.

- Tak, tak, właśnie tak. Pracują dalej dla mnie. Tylko o tym nie wiedzą. - roześmiał się rozradowany i oparł się tyłem o balustradę odwracając się od otchłani za nią.

- Tak, właśnie tak. Zaprowadzą mnie do Zaginionego Miasta czy chcą czy nie. Nie chciały za grube gamble to zrobią to za friko. Widzisz niektórym po prostu trzeba poluźnić smycz. Tak aby odnieśli wrażenie, że jej nie ma. Wtedy wydaje im się, że działają na własną rękę. Ale tak naprawdę wciąż są na smyczy. - powiedział jej jakby zdradzał jej tajniki prowadzenia ekonomii i biznesu. I wyśmienity humor go nie opuszczał. Jakby pomimo pewnych perypetii ostatecznie sprawy znów zaczęły się układać po jego myśli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-09-2021, 16:10   #168
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
— Żeby tak elegancko urządzić ciężarówę pełną uzbrojonych drabów, a drugą zmusić do spierdolenia w popłochu, to trzeba licznego plemienia o niemałej odwadze i bitności. Może jest akurat jakieś migrujące, które przypadkowo tędy przechodziło?
Odpowiedziała przewodniczce. Potem ceremonialnie splunęła w ziemię.
— Bez obrazy, ale widziałam ludzi dających radę w o wiele gorszych warunkach. Słyszałaś, jak zajebiście jest w okolicach Missisipi? Cały rejon, zwłaszcza przy rzece, tak nakurwia promieniowaniem, że dozymetry dostają pierdolca, a gleba i woda są zajebane chemikaliami i patogenami do tego stopnia, że w metrze gleby można znaleźć całą cholerną tablicę Mendelejewa i pół zawartości cegłowatego podręcznika do epidemiologii... A może dolne granice Południowej Hegemonii? Znajdują się tam liczące dziesiątki milionów hektarów tereny pożarte przez drapieżną Neodżunglę, przy której ten lasek wygląda jak wypielęgnowany sad starej emerytki.
Rita zawiesiła wymownie głos, z niechęcią wracając pamięcią do obu wymienionych miejsc. W żadnym z nich nie zabawiła długo. I raczej nie rozważała powrotu. Po chwili potrząsnęła głową, tak jakby chciała odrzucić złe wspomnienia. Następnie spojrzała przez lustrzanki na Kimberly.
— Nie mam do ciebie pretensji. Ale mówiłaś też, że nie da rady tu dojechać. I nie ma po co. Jak widać, nie wiesz o wszystkim. Zachowajmy otwarty umysł. Nie czaimy, z czym mamy do czynienia. Nie wiemy też, kto napadł na tych biednych drani, ale jest spora szansa, że polegli szukali dokładnie tego samego co my. Ich kumple nadal gdzieś tam są, tak samo jak ci, którzy na nich napadli. Postarajmy się nie wejść w drogę żadnej z tych grup. Interesuje mnie tylko nasz cel.

Osaczenie jakiegoś samotnego kolesia nie było takie trudne. Typol miał przy sobie tylko nóż. Rita wątpiła, że sam przetrwałby w tym rejonie. Musiał zatrzymać się gdzieś w okolicy z innymi ludźmi. Należał do tych, co napadli na ciężarówki, czy może jechał w którymś z wozów? Gdy przemówił, sprawa nieco się rozjaśniła. Złodziejka przedwojennych technologii uciszyła gestem ręki Kim, gdy ta skomentowała obelgą jego bełkot. Czarnowłosa dobrze znała ten osobliwy dialekt.
— Nie truchlej bracie w wierze! Pierwej wysłuchaj mego syjońskim światłem przesyconego słowa! Niechaj będzie pochwalony wolny od wciórności wszelakiej prorok Eliasz i Zaginione Miasto, boskie schronienie jego! — zarzuciła z udawanym podnieceniem sekciarską gadką do przerażonego młodzieńca, kompletnie ignorując ewentualną reakcję przewodniczki. — Brzemienna jest twoja dobra mowa, co krzepi ducha mego pośród tej nieprzyjemnej krainy. Niechaj cała egzogeneza będzie ci darowana tak jak i wizja przenajświętszego Rebisu! Zowię się Sabatea. Rzeknij mi no, cóż sprawiło, że sandały poniosły poczciwego elianina w te szeolem grzmiące rejony?
Kobieta zamierzała zbadać jego reakcję i potem wypytać go o inne rzeczy. Skąd i kiedy przybył, gdzie się zatrzymał i czy był w tej okolicy sam. A także czy widział, kto stoczył tutaj walkę i gdzie udały się obie strony konfliktu. Najpierw jednak zaproponowała mu nieco wody i jedzenia, słuchając odpowiedzi na już wypowiedziane, pierwsze z kolejki nasuwających się jej pytań.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 30-09-2021 o 16:15.
Alex Tyler jest offline  
Stary 01-10-2021, 20:02   #169
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Roxie przyglądała się z zaciekawieniem mężczyźnie. A więc był to jeden z wyznawców, ciekawe jak to się stało, że się tu zawieruszył i czy to jego gadanie nie było tylko grą pozorów. Lekarkę niepokoił fakt, że kogoś spotkały w dżungli. Nawet wychodziło na to, że sporo “ludzi”. Część była już martwa, ale ci, którzy tego dokonali.. Ich też musiało być kilku.. Kilkoro. Oparła się o pobliskie drzewo, pozwalając Ricie na czarowanie napotkanego mężczyzny, kto wie… może złodziejce uda się co nieco z niego wyciągnąć. Sama rozglądała się po okolicy nasłuchując. Czy ci co zabili ludzi z ciężarówki nadal gdzieś tu byli? Jeśli tak to jakie miały z nimi szanse. Lekarka nie była zachwycona perspektywą potencjalnego spotkania. Ogólnie byłoby pewnie lepiej gdyby się ruszyły. Jej palce zaczęły nerwowo stukać o lufę karabinu.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-10-2021, 01:14   #170
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42 - 2051.03.16; cz; południe

Czas: 2051.03.16; cz; południe
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1-1,5 dnia drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Rita i Roxie



Mężczyzna prawie zachłysnął się z radości i niedowierzania gdy siostra Sabatea przemówiła do niego w dobrej mowie. Zaczął wznosić modły dziękczynne za taki uśmiech losu, że tu, na tym zagubionym w tropikalnych bagnach zakątku spotkał swoją siostrę w wierze. Kimberly też chyba oswoiła się z nim na tyle, że skoro zanosiło się raczej na rozmowę niż strzelaninę to wyjęła z bocznej kieszeni plecaka kawałki ugotowanej rano ryby i poczęstowała go wodą. Bo facet wyglądał nie tylko na brudnego ale też na zmęczonego, głodnego i spragnionego. Dobry uczynek miał taki plus, że Emaus się rozgadał. Chociaż gadał tylko w dobrej mowie więc sądząc po minie ich przewodniczka dość szybko odpadła w klarownym rozumieniu tego przekazu.

- Alleluja! Niech chwała będzie Rebisowi! Bracia i siostry w wierze łączcie i miłujcie się! - zawołał jak tylko Sabatea przemówiła do niego w dobrej mowie. Wzniósł przy tym dłonie do góry w dziękczynnym geście. I przedstawił się jako Emaus. Ponieważ z trójki kobiet tylko Rita przemówiła w dobrej mowie to widocznie z miejsca zyskała najwięcej w jego oczach bo mówił głównie do niej. Tropicielka prawie się nie odzywała skupiając się na słuchaniu jego chaotycznej relacji a jak nie miała za sobą treningu w dobrej mowie nie było się co dziwić, że opowieść brzmi dość cudacznie.

Emaus bowiem zgodnie z naukami Rebisu wędrował po okolicy aby nauczać niewiernych prawdziwej wiary. Ostatnio zawędrował tutaj aż natrafił na “drabich w mundurach”. Zaciekawili go bo nie wyglądali na tutejszych sodomitów. Poza tym mieli ciężarówki. Dwie. Sądząc po tym jak im szło z tymi ciężarówkami tylko go to utwierdziło, że nie są stąd.

- Drabi mieli bezlik siły ale Rebis wystawił ich na ciężką próbę. I ścieżki sprawiedliwego syna proroka Eliasz raz po raz wiodły go ku nim. - młodzieniec zrobiął mądrą minę przegryzając kawałkiem gotowanej ryby jaka została Kim ze śniadania. Ta miała minę jakby nie miała pojęcia o co mu chodzi. Jednak z kontekstu dało się domyślić, że chyba o błoto i dżunglę. Wojskowe ciężarówki z napędem na wszystkie osie tak gładko topiły się i grzęzły co chwila, że Emasus chociaż był na piechotę nie miał większych trudności aby dotrzymać im kroku. Co chwila klęli szpetnie gdy musieli brać jedną z nich na hol aby wyciągnęła drugą albo coś podkładać pod koła aby się w ogóle dało przejechać.

- No. I właśnie dlatego tylko geniusze z północy mogą wpaść na pomysł jazdy samochodem po dżungli. - skwitowała te słowa Kimberly której jakoś ten opis męczarni z jazdą ciężarówkami kompletnie nie zaskakiwał. Raczej jakby potwierdzał kiepską opinię jaką mechaniczne pojazdy miały u mieszkańców miasta. Zwłaszcza jeśli szło o pokonywanie bezdroży tropikalnych bagien i dżungli. Bo jak pieszy i to tak mizerny jak Emaus mógł podróżować pieszo w tempie pojazdów to po co brać pojazdy?

No i tak Emaus dotarł tutaj za tymi mundurowymi w okolicę tego garbu na pograniczu Malarycznych Bagien. Był głośny więc jak tamci się rozbili na noc to chciał podkraść nieco jedzenia bo jakoś nie miał zaufania, że te draby poczęstują go czymś więcej niż kopniakiem. Ale jak się podkradł to przy okazji usłyszał wieść jakaż wielce go wzburzyła!

- Ci drabi chcą dotrzeć do Rebisu! Zbrukać go i zabrać w swoje brudne, skrwawione łapy! Nie można do tego dopuścić! - nawet teraz gdy już owych drabów nie było na scenie ta myśl tam ruszyła młodzieńca, że aż się poderwał i krzyknął jakby ci wciąż byli tuż za rogiem i jeszcze można było ich zawrócić. Ale chyba i teraz i wczoraj wieczorem dotarło do niego, że w pojedynkę to raczej ich nie powstrzyma. Więc wczoraj postanowił, że dalej będzie szedł za nimi licząc, że jakoś… No chyba do końca sam nie był pewny na co może liczyć ale nie zamierzał odpuścić sprawy najświętszego sakramentu.

- Ale jest jeszcze nadzieja dla sprawiedliwych! - zawołał jakby przypomniał sobie o światełku w mrocznym tunelu. Bo jeszcze do tego dowiedział się, że zbór jego rebisowych sióstr i braci, jedyna oaza prawości w tym sodomickim mieście, został rozbity a mapa, święta mapa, najświętsza relikwia po samym proroku Eliaszu, wpadł w ręce tych niegodziwców! Na szczęście Eliasz w swojej mądrości ukrył opis mapy w dobrej mowie aby tylko sprawiedliwi mogli ją zrozumieć. I teraz ci podli zbóje nawet jak mieli tą świętą relikwie nie bardzo mogli sobie z nią poradzić. No ale mieli. I zamierzali tam dotrzeć.

- A dziś rano niegodziwcy przybyli tutaj i czekali. Wiadomo. Na kolejnych niegodziwców. Ci przyjechali i przywieźli zapasy. Ale coś poszło nie tak. I zaczęli walczyć między sobą. Krew niewiernych lała się strumieniami. Aż jedna z ciężarówek zapłonęła a potem wybuchła. Wcześniej jednak drabi zabiwszy innych drabów pozbierali się i odjechali. - Emaus wolał nie ryzykować więc trzymał się z daleka. Więc nie widział i nie słyszał wszystkiego. Bał się oberwać przypadkową kulą. Odniósł wrażenie, że drabi nie mieli w planie tej porannej walki albo przynajmniej nie eksplozji ciężarówki. Bo była wśród nich “sprawiedliwa niewiasta” jaka sądząc z jego opisu musiała być ważna bo “wpadła w sprawiedliwy gniew” i to też był między innymi powód dla jakiego się tak szybko zmyli. Zapamiętał też, że jeden z tych drabów to był “zapiekły we wciórności zaprzaniec jakiego Rebis pokarał za grzechy”. To musiał być jakiś osiłek z metalową ręką na jakiej miał zamontowane małą kuszę czy coś takiego. Bo Emaus widział jak podczas walki unosił to grzeszne ramię i grzech przelewał na kolejne dusze.




Moira



Właściwie to nie miała pojęcia gdzie jest. Ale to nie było nic nowego. Tak ju toż trwało któryś z kolei dzień. Mniej więcej wiedziała, że jest na Florydzie. Na jej południowym krańcu. I, że gdzieś niedaleko powinno być to cholerne Miami. Ale to też nie było nic nowego. Pod tym względem sytuacja nie zmieniała się od paru dni. Ta tropikalna dżungla i bagna wydawały się nieskończone. Jakby można tak było iść bez końca, do końca życia i wciąż za jednym kawałkiem dżungli były kolejny. Już nawet nie do końca pamiętała kiedy właściwie ostatni raz spotkała drugiego człowieka. Jak się szło tak noga za nogą, komary i inne insekty żarły człowieka żywcem to odległości i kierunki wydawały się dość abstrakcyjne. Jak coś należące do innego świata. A tutaj… Tutaj były tropiki. Dżungla i bagna. Tylko proporcje między nimi się zmieniały.

Ale dziś się coś zmieniło. Dziś rano. Dostrzegła dym. Czarny dym wznoszący się gdzieś tam przed nią. Coś tam się musiało jarać. Pewnie większego niż zwykłe ognisko. Ale mniejsze niż dom albo jakiś pożar. A, że burzy ani nic takiego nie było to była szansa, że ktoś ten dym sprawił a nie, że przypadek. Udało jej się złapać kierunek. Potem ruszyła przed siebie tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. Kierunek równie dobry jak każdy inny. Co prawda straciła z oczu ten dym. Ale wydawało jej się, że udaje jej się utrzymać właściwy kierunek. Potem musiała się schronić przed deszczem. Na szczęście nie padał zbyt długo. Ale pewnie zgasił źródło ognia. Jak przestało padać można było wznowić marsz. No i wznowiła. No i doszła tutaj.

“Tutaj” okazało się jakąś polaną. Czy raczej jakimś porośniętym na obrzeżach garbem wypalonej roślinności. To to musiało się jarać bo jeszcze pomimo przelotnego deszczu jaki stłumił ogień dało się wyczuć zapach świeżej spalenizny. W samym centrum stał kanciasty wrak spalonej ciężarówki. Z obrzeży wiele więcej nie było widać. Ale dało się dostrzec ruch i sylwetki w ubraniach. Dwie. Dwie kobiety. Jedna kuszniczka i druga z karabinem. Stały opierając się w luźnej pozie o pnie drzew przy krańcu polany. Chociaż była i trzecia. Stała w ciemnych okularach i chyba z kimś rozmawiała. Ale Moira ze swojego miejsca nie mogła dostrzec z kimś. Te dwie chyba czekały na wynik tej rozmowy.



---


Mecha 42


Roxie; wypatrywanie; (PER + Wypatrywanie); 10-5=5+1; rzut: 18,10,14 > -8 suk

Moira; wypatrywanie; PER + Wypatrywanie); 10-5=5+1; rzut: 3,7,2 > 3 suk

Wynik: -8 suk vs 3 suk = 11 suk Moiry > wykrywa ok 60% grupy = 2-3 osoby
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172