Sześć dni podróży spłynęły jak elektrycznym biczem Tiamath strzelił. Drużyna nawiązała bliższe relację, rozmawiali pili, Lyn i Lyda zapaliły nawet jointy z juan-juany, lecząc mocnego kaca. Atmosfera na statku zrobiła się luźniejsza, prawie sielska. Wszyscy oczekiwali wyskoczenia na orbicie Corelli i zajęcia się poszukiwaniami Grace. Mieli dobry choć nieco niejasny trop., Szara Ćma niejako majaczyła się w głowach najemników jako przepustka do nowego życia i dużej kasy. Allcax z smutkiem rozpoznał u Kapitan śladowy alkoholizm podobny jego. Tylko on raczej zapijał się w samotności lub obskurnym barze, a Rot wręcz kipiała jowialną energią, kiedy wlała w siebie kilka głębszych. Emrei i Tiamath też nieco ożyli, jednak zdecydowanie, byli najmniej rozmowną częścią drużyny. Mimo wszystko Healstrom odkryła, że jej niezawodny droid i potężny stalowy byk dogadują się ze sobą, raz prawie przyłapała ich na łączeniu się swoimi zapisami pamięci, co u ludzi mogło mieć nieco intymne konotacje.
W końcu na mostku Kici i w całej fregacie zaczęły migać czerwone ostrzegawcze światła. Lyda szybko pobiegła na mostek, zapięła pasy i przez interkom poradziła zrobić to samo kompanom. Tiamath usiadła w wygodnym skórzanym fotelu drugiego pilota i pierwsza zobaczyła za pancerną szybą, jak nieskończona pustka hiperprzestrzeni znika robiąc nagłe zaskakujące miejsce, sporej pokrytej górami, dolinami i oceanami a przede wszystkim pomarańczowymi, żywymi i rozległymi połaciami świetlistych miast. Zabójczyni zastanawiała się, gdzie znajduję się Coronet a gdzie Ono-Bay, miejsce wychowania Lyn i Lydy.
-Trzymać się mocno… Faktycznie mniej nami szarpnęło, nie mdli mnie.- powiedziała przez komunikator statku pilotka do Indigo, jak ją nazywała- Niesądziłam, że hipernapęd w który władowałam krocie można jeszcze bardziej ulepszyć.
Kapitan dotknęła kilku przycisków włączając elektroniczne systemy maskujące. Na orbicie Corelli było mnóstwo mniejszych i większych stacji orbitalnych, jedna wydawała się Rot nowa, nie widziała jej kiedy była poprzednio na swoim ojczystym świecie. Wokół było też sporo stoczni, w końcu z tego słynęła planeta. Nie obyło się też wielu dużych statków, handlowych, wojskowych i drobnych pchełek- promów międzyplanetarnych wiozących nowych imigrantów.
-Nie zauważą Nas Tiamath. Polecimy spokojnie i wylądujemy na obrzeżach Coronet. Nie chcę użerać się z urzędasami celnymi, mam wrażenie, że mogę być, tak lub nie, poszukiwana w republicę za handel i przemyt prochów… jak kilka zabójstw.- powiedziała niejako z dumą młoda kobieta.
Lyda Rot prowadziła profesjonalnie, wybornie. Zwiększyła ciąg, obserwując bacznie trójwymiarowe holu radaru i unikając stacji i krążowników wojskowych. Podpięła się przez chwilę w promy i fregaty handlowe lecąć z nimi na niskim ciągu, a potem “jak nikt nie patrzył” zmieniła kurs i zaczęła wchodzić w atmosferę zwiększając moc tarcz, by uniknąć osmaleń przy wchodzeniu w atmosferę planety. Po kilku chwilach minęli górne warstwy stratosfery i zaczęła im się ukazywać w pełnej glorii potężna metropolia Coronet. Ruch w powietrzu był ogromny, a wielkie iglice, drapacze chmur i mega-bloki mogły robić wrażenie. Kapitan włączyła uprzednio pobraną mapę miasta i wyznaczyła kurs na małe przedmieścia magazynowe megapolis. Na szczęście Siły Porządkowe nie przylepiły im się do tyłka. W końcu mknęli powoli między średniej wielkości budynkami mieszkalnymi, pomniejszymi zautomatyzowanymi fabrykami i rozległymi magazynami. Lyda znalazła skrawek betonu, koło rozpadającej się starej fabryki. Wylądowała bardzo delikatnie i kiedy Kicia usiadła na płytach durabetonu westchnęła z ulgą.
-Lyn!- okazało się, że niebieskowłosa stała tuż za plecami pilotki.- Użyj tego terminala sieciowego.- Lyda wskazała duży ekran dotykowy z siedzeniem i klawiaturą.- Podłącz się cicho do HoloNetu Corelli i znajdź motel Szara Ćma. Wiesz, że jesteś geniuszem więc może wygrzeb też coś o Vintorri i jej słodziasznym Horusie.- powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha do Elyndiry, i puszczając jej oko. Sześć dni w nadświetlnej dość mocno zbliżyło kobiety.