W dziczy Drakwaldu, 29 Urlikzeit 2518 KI
Traper ruszył ściskając oburącz włócznie, ale myślami był bardzo daleko stąd.
Młody chłopak, jeszcze gołowąsy regimencie maszerował i obszczany włócznie trzymał, a na przeciw ciżbę goblinów, moc których wilków dosiadających. Oj pociąć mieli ich wtedy srodze. Setnika szlag trafił już na samym początku, i gdyby nie dziesiętnicy co mieli w karbach swe drużyny nie ogarnęli wrzaskiem swych chłopów to rozbiegłoby się towarzystwo na zatracenie i śmierć z goblińskich ostrzy. Ale i tak brali po grzbiecie atakowani z każdej strony.
Ryknął na cały głos bezwiednie, rzucając się na najbliższego basiora koło sierżanta. Skierował go tam wyniesion z bitew instynkt aby bronić dowódców zawsze i wszędzie. I choć sierżnat Kanppe chociaż był takim dziesiętnikiem jak z koziej dupy trąba, to jednak teraz w zamęcie walki, podświadomie okazał się ogniewem łączącym Franza z przeszłością. Grot i prawie trzewik wsunąły się w paszcze wilka z makabrycznym chrzętem przebijając podniebienie i opierając się na drzewcach zabezpieczonych poprzeczką. Nawet nie zauważył elfiej strzały jak przemknęła mu przed nosem. Zwierz skowycząc przeraźliwie z bólu począł wierzgać jak szalony i bał się już Franz, że basior drzewce ułamie, ale naparł mocniej i wnet wilka życia pozbawił, gdy włócznia w końcu wbiła się w miękkie. Naparł na truchło butem, wyrwał włócznie z szaleńczym wrzaskiem i opętańczym wzrokiem owiał pole bitwy. Sierżant był bezpieczny...
Gobliny na jeźdzcach cięły ludzi z wilczych grzbietów niemiłosiernie, a Franz wył, wrzeszczał i srał pod siebie starając się tylko przeżyć. Włócznie złamał na pierwszym jeźdźcu. Teraz robił toporem na lewo i prawo ledwo widząc co się czyniło wokół. Ale gardło czarodzieja przeszyte czarną strzałą dostrzegł mimo wszystko. Splatane wolą maga wiatry magii ustały nagle, regiment stracił wsparcie i Franz począł tracić nadzieję, że ujdzie z tego żyw...
W stronę Oliwii bierzył rączo kolejny basior i Franz wiedział, że czarodzieja znów utracić nie może, bo ich rozniosą. Z wrzaskiem gorszym niźli potępieńczy skowit drakwaldzkich wilców, rzucił się w przód i przebiwszy bestię na wylot Oliwii grożącą, przygwoździł ją do ziemi, tak że tylko harknęła zdychając. Czarodziej był również bezpieczny...
Basior tak rażon został, że przez poprzeczkę przelazł i teraz przyszpilon do ziemi zdychał na drzewcu. Nie lada trzeba by krzepy aby wyrwać włócznie z cielska teraz, dlatego też sięgnął po topór i jął nim kolejnego wilca okładać. Zwierz jednak uskoczył zręcznie, może widząc co wrzeszczący jak demon człek uczynił dwóm jego pobratymcom, a może juchy wilczej czując odór bardziej niźli człeczej, pomiarkował się i odstąpił, co zresztą i inne wilcy uczyniły, nocną potyczkę kończąc.
Byliby wszyscy zdechli na tym zapomnianym przez bogów polu, ale chyba gobliny zooczyły, że łatwa to nie będzie przeprawa i nagle nie uszli w tył plecy odsłaniając. Nie miał nawet sił regiment w pogoń ruszyć, bo ręce i nogi słuchać odmawiały. Zresztą nie trza było ich gonić, bo z lasu yłoniła się reiklandzka lekka jazda i nie rozniosła psubratów na rohatynach, mieczach i toporach.
Mauer drzeć się w końcu przestał widząc, że walka skończona a wilcy z podkulonymi ogonami pola oddają. Sapiąc cięzko niźli kowalski miech oparł się o drzewo i pot starł z czoła. Spojrzał na dłoń, lecz nie pot to był a ciepła wilcza jucha, co ją rozamzał teraz ręką po twarzy iście diabelnego wyglądu sobie przysparzając. Nie wyjechała z zagajnika kawaleria tym razem, ale wiedział Mauer, że sforę mocno przetrzebili, tak iż kilka razy miarkować będą, nim tę grupę ludzi znów zaatakują. Odsapnąwszy chwilę jął Mauer włócznie z ścierwa wyrywać, a trzeba było nieco toporem porąbać wilca, nim ją uwolnił.
Musiał mi Morr siły dodać, że obkurieńca tak ugodził - pomyślał i zaczął krótką modlitwę panu kruków składać co by za łaskę otrzymaną podziękować.
Wynik rzutu:
Rzut 1: 4 kości 100-ściennych Wynik: 121 28 + 2 + 24 + 67
Rzut 2: 3 kości 10-ściennych Wynik: 27 10 + 10 + 7