Thomas. Wierza po walce. Pomysł z leczeniem nie był najlepszy. Zamiast przynieść demonowi ulgę rozjuszył go... Mógł się domyśleć, że biała magia nie pomoże demonowi...
- Umiesz walczyć, ale nie potrafisz zwyciężać – z trudem wyszeptał.
Po tych słowach Thomas już wiedział, że Astaroth znów zaatakuje. Wiedział, że to nie koniec walki. Demon wydarł się przeraźliwie... Młodzieniec złapał się za głowę i zaczął cofać w tył, jak najdalej od wyjącego Astarotha. Po chwili poczuł, że stoi na krawędzi, że nie ma dokąd się cofnąć, lecz Demon przestał się już wydzierać i Thomas złapał równowagę.
Już sekundę później przed Aniołem pojawił się Astaroth, z wielką raną w brzuchu i płonącymi wściekłością oczyma, przystawiając szablę do torsu przeciwnika.
- I widzisz sługo bieli, czym kończy się konfrontacja z chaosem? Jednym pchnięciem mógłbym zrzucić cię w dół kończąc twą marną egzystencję. Niech to będzie dla ciebie nauczką, że pycha i lekceważenie przeciwnika jest największą wadą. Niech to będzie darmowa lekcja zwyciężania
-Walcząc z Tobą nauczyłem się jednego...- pewnie złapał za rękę trzymającą bron-Nigdy nie walcz szablonowo...- gwałtownym ruchem nabił się na oręż Demona w okolicach podbrzusza i ciągnąc go za sobą wyskoczył przez okno.
W powietrzu miał zamiar obrócić słabnącego demona pod siebie.
-Ojcze...- wykrzyknął-... któryś jest w niebie!!- powili ściszał głos aż zamknął oczy i jego usta poruszały się nie wydając żadnego dźwięku. |