14-09-2021, 18:26
|
#78 |
Kapitan Sci-Fi | Podróż przebiegła... znośnie. Chyba tak to można było określić. Lyda i Lyn najwyraźniej zakumplowały się ze sobą, bo potrafiły we dwójkę trajkotać o czymś bez końca. Podobnie rzecz się miała z dwójką jedynych na statku droidów. Trzecią parę mogliby stanowić Edge i Tiamath, ale... żadne się do tego nie rwało.
Allcax lubił spokój. Lubił też samotność... A właściwie nie, to ostatnie stwierdzenie nie było zgodne z prawdą. Samotność była dla niego koniecznością, rodzajem bariery ochronnej. Nie chciał się z nikim związywać. Przywiązanie prowadziło do głupich, nielogicznych zachowań w stylu ratowania komuś życia, albo nie zasunięciu mu jego działki, gdyby zdarzyła się okazja. Kompletnie bez sensu. Dlatego były wojskowy nikomu się nie narzucał i cieszył się, że nikt nie narzuca się jemu.
Przylot na Corelię powitał z zadowoleniem. Wreszcie ta podróż dobiegła końca. Jego sprzęt był już tyle razy przeglądnięty, wyczyszczony, wręcz dopieszczony, że jakakolwiek ingerencja mogłaby już tylko wyjść na jego szkodę. Edge z miłym mrowieniem na rękach, włożył oba blastery do kabur. Pas od karabinu przełożył przez głowę, samą giwerę zawieszając sobie na plecach. Sprawdził też resztę swego skromnego ekwipunku. Nie zamierzał niczego zostawiać na statku.
I tyle. Tyle tylko mógł zrobić nim Lyn nie wyciągnie z Holo-netu położenia ich celu... |
| |