Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2021, 18:14   #23
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Wikvaya, jak śmiesznie by to nie brzmiało, po prostu bała się technologii. Wynikało to z przekonania, że jej znajoma, normalna rzeczywistość może zostać nagle zapomniana przez wszystkich przygniecionych nowymi, mechanicznymi i elektronicznymi, doznaniami. Czasami miewała nawet wrażenie, że to już… że świat poszedł na przód, a jej lud za nim nie zdążył. Sama wolała jazdę konną niż autobus i pieszy spacer niż podwózkę najbardziej luksusowym wozem. W tym jednym aspekcie mogła się wydać dziwna. Nie często na szczęście musiała się z tym afiszować, bo jej ekipa nie należała do najbogatszych w mieście i wybierała tradycyjne formy komunikacji, zarówno przestrzennej jak i interpersonalnej.
Po obiedzie na mieście cała paczka uznała, że do „Niedźwiedzia i Sowy” wybiorą się per pedes. Nawet Wi przez moment ten pomysł wydał się tak samo dobry jak wizja miło spędzonego popołudnia. Niewiele jednak z niej pamiętała przez ciągle nawracające obrazy wykrzywionych w ogłuszającym ciszą krzyku twarzy lalek Mary. Singelton, za każdym razem, kiedy cichł wokół niej gwar rozmów i gdy kontur świata przysłaniał jej dowolny cień, widziała koszmarną scenę współdzielonego przez zabawki bólu małej Mc’Bridge.

Ostatecznie Indianka była wdzięczna przyjaciołom, że zabrali ją jednak do domu. Gdy dowiedziała się o ataku wandali na ich pensjonat, odruchowo podzieliła zadania między obecną w zajeździe grupę. We dwie, razem z Gerdą, już zupełnie tradycyjnie, posprzątały zbite szkło. Tom z Frankiem w tym czasie zrobili ogląd szkód i spisali wymiary wybitych okien do zamówienia nowych szyb u miejscowego szklarza. Za szybką reakcję i sprawną pracę przy ogarnianiu szkóda, zostali pochwaleni przez Debre i zaproszeni do swobodnego korzystania ze wszystkich udogodnień „Niedźwiedzia i Sowy”. Dzięki temu na resztę wieczoru zalegli w Sali kominkowej. Mając w perspektywie wolny czas i przekonanie, że całe życie przed nimi, spędzali niespiesznie ostatnie godziny dnia na snuciu opowieści o tym co może być, a nie jest. Gerda i Tom mieli zbierać się do domu, gdy burza zerwała zasłonę nocy uderzając w nich nowym widmem koszmaru. Dźwięk nawałnicy szalejącej za oknem powinien koić zmysły. Nie nadążały jednak za światłem obnażającym w umyśle rdzennej Amerykanki upiory nocy. Młoda gospodyni zajazdu zaczęła krzyczeć, jeszcze bardziej martwiąc swoim dziwnym zachowaniem obecne w pokoju towarzystwo. Zanim winowajczyni zastygłej w powietrzu agresywnej fonii się opanowała padły pytania o to co widziała i czego chce. Nie chciała niczego nowego, ani nawet starego. Chciała się po prostu uwolnić od niecodzienności kolejnych rojonych wydarzeń.

- Wendigo – Wi wyrzuciła z siebie na głos dawno tłumioną myśl. – Miało wilczy łeb. Nie było wielkie jak to z legend, ale nie musi być ogromne żeby zasiać strach. Było kiedyś człowiekiem lecz nie znalazło miłości tam gdzie szukało akceptacji. Istota odrzucona przez ukochaną osobę zawsze może stać się potworem. Ten jednak szczególny ma serce z lodu i pragnie zabić wszystko co mogło być bliskie jego miłości. Byliśmy u Mary. Znaliśmy ją. Chcieliśmy dla niej jak najlepiej. Ona też nas znała. Chciała być jak my albo chociaż przy nas… Teraz Wendigo spojrzało na nas.

Wszyscy patrzyli na nią, jakby wzięła zbyt dużo rzeczy od Barta. Dziewczyny były nieco wystraszone jej nagłym wybuchem. Frank wstał powoli i podszedł do okna. Widziała krople deszczu spływające po szybie. Grube i rozpędzone. Mimo, że okno znajdowało się pod zadaszeniem, szyba była cała mokra od deszczu.

- Mogę je otworzyć? - zapytał Frank.

- Nie rozumiem po co? - Wi wpatrując się w sylwetkę kumpla zwróciła uwagę na otaczające go szczegóły. Jeśli okno było zadaszone to krople, które padły na szybę musiały się od czegoś odbić. Była w dziwny sposób przekonana, że coś, czego nie powinno być, musiało tam stać.

- Może ktoś się kręci wokół pensjonatu. Może to ta sama osoba, co powybijała szyby. Dobrze byłoby wiedzieć, kto was prześladuje.

- Nie szukajmy tego przez okno. Nie wychodźmy na dwór w burzę. Wiem, że legendy nie są prawdą. Wy też wiecie. Mało jednak kto zdaje sobie sprawę z tego, że Psychoza Wendigo lub Whitico jest zespołem zaburzeń psychicznych realnie występującym w wędrownych społecznościach ludów pierwotnych. Nie ma co ryzykować spotkania z wariatem lub przestępcą. Frank, nie idź nigdzie. Możesz co najwyżej zasłonić okiennice żeby wyobraźnia przestała płatać mi figle lub może żeby nie prowokować kogoś, kto faktycznie mógłby tam być. - zamilkła na chwile. - Strasznie się bałam, choć nie wiem czemu, gdy Dyrektor Bosch mówił o tym morderstwie. Do tego polazłam do pokoju Mary…

Frank zasłonił okna odcinając salę z kominkiem od szalejącej na zewnątrz burzy. Wzorzysta zasłona, w stylu trybalnym, przesłoniła też czające się na zewnątrz lęki. Tych wewnątrz odciąć nie zdołała.

- Po co tam poszłaś? - zapytała Gerda. - Ja bym chyba nie dała rady. Chociaż pewnie policja już wszystko posprzątała, co?

- Nie wiem po co tam poszłam. Chyba po to żeby sprawdzić czy to było naprawdę… Żeby nikt z Was nie musiał... Bo nie było sprzątnięte. Było tam wszystko to czego nie powinnam widzieć. Żółte policyjne oznaczenia kolejnych znalezionych śladów. Wszędzie krew. Rozrzucone lalki całe zachlapane posoką. Czerwień na łóżku, suficie i ścianach. Na twarzach figurek, jak wymordowane Kri. Wyglądało to jakby coś ją rozszarpało. Jak wielka rzeź. Do tego był tam dziwny, mięsno-metaliczny, organiczny zapach, którego nie mogłam rozpoznać i dźwięk... Jakiś szept, ale to chyba już mój odurzony przerażeniem umysł. Próbował powiedzieć mi żebym przestała lgnąć do tej naprawdę realnej i faktycznie bolesnej dla wszystkich makabry. Przepraszam. Dalej straszę siebie i Was.

- O Boże! - Gerda zasłoniła usta ręką wyraźnie blednąc.
Nawet na chłopakach wydawało się to robić wrażenie.

- Nie musiałaś nam tego mówić - Gerda wydawała się wstrząśnięta. - Nie wiem, czy chciałam to wiedzieć.

Potem zreflektowała się, że zachowuje bardzo egoistycznie.

- A ty, Wi, jak ty sobie z tym radzisz?

Jeśli Gerda Boyd się bała to Wi faktycznie musiała być nieźle naćpana, że wpadł jej do głowy pomysł samodzielnego zwiedzania miejsca zbrodni. Przyjaciółka była najodważniejszą i najbardziej bezkompromisową osobą jaką znała. Jeśli uważała, że Wi zrobiła głupotę to warto było wziąć sobie jej słowa do serca zamiast gówniarsko winić ją o zwrócenie przedmówczyni uwagi na poczucie dyskomfortu, które spowodowała ostatnią opowieść.




- Już dobrze, wszystko ok. – skłamała Singelton. – Chyba muszę tylko odpocząć po tym wszystkim i więcej nie polecać swoich znajomych dealerów Bartowi Spineli. – uśmiechnęła się słabo i przeczesała dłonią włosy.

- Śpimy dziś przy kominku? Tęskno mi za Pow-Wow i blaskiem ogniska… Poza tym Wendigo boi się jedynie ognia. – ostatnie zdanie dodała bardzo cicho przysuwając się do paleniska i dorzucając kolejną kłodę.

- Kominek brzmi super.

Faktycznie taki był. Otoczył rozemocjonowane dzieciaki swoim, oswojonym murowanymi ścianami, już całkowicie bezpiecznym blaskiem. Cichym trzaskiem okiełznanego ognia i obezwładniającym ich ciała ciepłem. Nareszcie posnęli na grubych skórach ułożonych w łuk dookoła kominka i wzajemnie do siebie przytuleni. Dla Debry wyglądali jakby znów mieli po 8 lat i bawili się w obozowiczów, ale bali się wyjść na dwór żeby nie zmarznąć.

***

Zanim jeszcze wstali pozostali goście hotelowi oni już zjedli śniadanie w jadalni zajazdu i przygotowali zajmowane wcześniej sale na kolejnych interesariuszy. Tom z Gerdą mieli jeszcze przed szkołą wrócić do domu żeby się przebrać i zobaczyć z rodzicami. Wi miała z Frankiem poczekać na Darylla żeby jej brat na pewno sam nie szedł do szkoły. Założyła, że ma jeszcze wystarczająco czasu na kąpiel i przebranie się zanim junior zjawi się w domu.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 16-09-2021 o 11:02.
rudaad jest offline