Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2021, 21:06   #24
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Doprowadzenie samochodu do idealnego stanu było czynnością zdecydowanie przyjemniejszą niż przygotowywanie się do jutrzejszych szkolnych zajęć. Przynajmniej jeśli chodziło o Marka, dla którego to auto było ważniejsze, niż szkoła.
Nie mówiąc już o tym, że Ford Mustang Mach 1 był faktycznie jego, a szkoła - tylko z nazwy... No i samochód niejedno widział, a szkoła, prawdę mówiąc, nieco mniej.
Mark uśmiechnął się do wspomnień, do przyjemnej części tych samochodowo-szkolnych wspomnień, starł z maski nieistniejący pyłek, a potem odłożył szmatkę, raz jeszcze zlustrował samochód, a potem zamknął drzwi do garażu i wrócił do domu.
Akurat na tyle, by zdążyć się umyć i przebrać przed kolacją.

* * *


Zajście przy rodzinnym stole nieco zwarzyło humor Marka, który ponownie doszedł do wniosku, że domowe ognisko ostatnimi czasy daje tyle samo dymu, co ciepła, i że niektóre rodzinne sekrety powinny zostać bardzo głęboko zakopane. Ale skoro wyszły na jaw, to kto wie, czy nie warto by było porozmawiać z kimś, kto wie coś więcej.
To jednak mogło poczekać, bowiem rodzinne źródła informacji z pewnością negatywnie zareagowałyby na takie wypytywanie. Ale przecież istniały inne źródła. Ale... trzeba było to zrobić w sposób dla Marka nietypowy, bo w miarę dyskretnie, jako że ojciec miał oczy i uszy w wielu miejscach w mieście, a wieści o poczynaniach jego jedynej latorośli docierały do niego nad wyraz szybko, czego dowodem była wiedza ojca o jego wypadzie za miasto. Czy szanowny rodzic wiedział, że nie jechał sam... i dopowiedział sobie resztę? Na szczęście przelecenie panienki w lesie nie należało do czynów, które wstrząsnęłyby opinią społeczności Twin Oaks. A zresztą... ojciec sam nie był bez grzechu i uwag synowi robić nie powinien. Ani, tym bardziej, wygłaszać kazań, które to działanie mogłoby okazać się bronią obosieczną.

Problem jednak tkwił w nie do końca uzasadnionej sugestii-zakazie włóczenia się samotnie po mieście i jego okolicach. Czyżby ojciec uważał, że zabójca Mary może nie ograniczyć się do jednej ofiary?
Na to pytanie Mark odpowiedzi nie uzyskał, bowiem ojciec niewiele wiedział.
- Mają ślady butów i poza tym nic - żadnego narzędzia zbrodni, motywu czy podejrzanych - powiedział. - Hale uważa, że to ktoś przyjezdny.
Zdaniem Marka ta opinia wynikała z naiwnej wiary w to, iż nikt z mieszkańców Twin Oaks nie byłby w stanie zabić nastolatki. A w ogóle relacja zdała się Markowi nieco przykrótka i nic nie wnosząca, miał zatem jeszcze parę pytań.
- Jak zginęła? Otruta, uduszona, zadźgana?
Ojciec skrzywił się. Widać temat niezbyt mu odpowiadał, ale uznał, że syn powinien jednak znać prawdę.
- Ktoś ją dosłownie pociął w kawałki - powiedział. - Koroner mówiła, że to wręcz wyglądało jak atak bestii, co jest oczywiście niemożliwe, ze względu na fakt, że intruz wspiął się na piętro, nosił buty i włamał do środka wyłamując okiennice.
- Wyłamał okiennice? - upewnił się Mark. - To dlaczego nikt nic nie słyszał?
- Nie słyszeli bo spali i była burza - odparł Brandon Fitzgerald. - Mary zabito około 3 w nocy.
- I mają tylko ślad butów? Jaki numer buta, jaki rodzaj rodzaj obuwia?
- Nie jestem aż tak zainteresowany szczegółami. - Burmistrz pokręcił głową. - To zadanie Hala i jego ludzi. Mnie interesują wyniki, informacje o przełomie w śledztwie. A buty... duże, męskie. Trapery albo buty trekkingowe.
- I nie pytaj więcej, bo nie wiem. - Ojciec wyraźnie dał znać, że temat jest zakończony. - Ale chyba rozumiesz, dlaczego nigdzie nie powinieneś chodzić sam.
Dzwonek telefonu niemal zagłuszył nie do końca szczere "Tak, rozumiem". Burmistrz zaczął rozmowę, a Mark poszedł do swego pokoju. Miał nadzieję, że zabójca zostanie szybko złapany, bo inaczej grozi mu areszt domowy. Tudzież kraty w oknach, bo same okiennice to było za mało.

Przez moment wpatrywał się w szalejącą nad miastem burzę, a potem zabrał się za gromadzenie wszystkiego, co potrzebne będzie jutro w szkole. Na szczęście niewiele miał zadane i nie musiał tracić czasu na jakieś zbędne głupoty.
Poćwiczył trochę, by nie wypaść z formy. Obejrzał najciekawsze fragmenty meczu drużyn Green Bay Packers i Chicago Bears, zakończony zwycięstwem tych pierwszych 31-19, a potem wziął szybki prysznic i poszedł spać.

* * *

Obudził się rano ze wspomnieniami snu, jaki nawiedził go w środku nocy. Jeśli dobrze pamiętał, razem z Jess spędzali miłe chwile na Górce Miłości, zwanej przez niektórych Wzgórzem Cnoty... Wściekła burza, jaka nigdy do tej pory nie nawiedziła Twin Oaks, przerwała czułe chwile i... pozostawiła rozczarowanie.
Co prawda Mark wolał takie zabawy w realu, ale sen też był niezły.

Sam ranek był tradycyjny - gimnastyka, prysznic, równie szybkie ubranie się i spakowanie się... i stracenie paru chwil na spoglądanie przez okno.

Deszcz padał, jakby ktoś płacił chmurom za zacieranie śladów mordercy. I łatwo było się domyślić, że psy tropiące znajdą guzik z pętelką, a nie trop. Zresztą na miejscu przyjezdnego mordercy Mark już dawno siedziałby w samochodzie i był o setki mil od Twin Oaks, a psy miałby w dupie.
No ale nie był mordercą, a chociaż niedługo znajdzie się w samochodzie, to nie pojedzie w siną dal, ale do szkoły. Ale miał zamiar i z tej jazdy wyciągnąć nieco więcej przyjemności, niż zwykle - chciał nadłożyć nieco drogi i zgarnąć po drodze Jess.
Mogliby się zatrzymać, na chwilę...
 
Kerm jest offline