Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2021, 17:25   #23
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
32 Jahrdrung, Festag , wieczór ok. 23.00



Namiot został postawiony jak należy, ale czego innego można było się spodziewać po służbie „Łupacza”? Znany ze srogości pan potrafił obłupić ze skóry poddanego za dużo mniejsze przewiny niźli krzywo rozstawiony namiot. Z tego też względu w szeregach jego komuniku panował porządek, którego trudno by uświadczyć u pozostałych. A zebrało się ich całkiem sporo. Ernst de Grotte, znany z rycerskich porywów turniejowych, Olf von Speck, pan górskich przełęczy, Jare z Bedernau uznawany za wodza hufca złożonego z miejskich posiłków i uciekinierów z Wusterburga, Lord Ademar z Eigenhof chlejący na umór, Lord Brocka z Czerwonej Polany o którym mówiło się skrycie, że woli chłopców niż dziewki i Korin z Owczarzy przywódca górskich klanów które odpowiedziały na wezwanie. I kilku pomniejszych szlachciców, którzy powolni nakazowi seniora stawili się ze swoimi drużynami pod murami zbuntowanego Wusterburga. Wszyscy oni mieli swój pomysł na to, jak zabrać się za zdobywanie miasta. Gwar w namiocie z tego też względu był okropny. Ale to Lord Eryck z Treoffen zwany „Łupaczem” czuł się w obowiązku wziąć na swoje barki ciężar dowództwa. Choć nie wszystkim było to w smak. Tyle, że on miał pod bronią największe siły i koniec końców wiadomo było, że jak on się na coś nie zgodzi, plan odbicia Wustarburgu spełznie na niczym.

-Po mojemu to powinniśmy poczekać. - Brock, który rozsiadł się na jednym z nielicznych krzeseł nonszalancko majtał nogą przewieszoną przez oparcie. Trzymany w ręku kielich z trunkiem nie był pierwszym tego wieczora. Twarz miał już czerwoną, choć z drugiej strony można było również podejrzewać, iż to za sprawą piecyka, który grzał wnętrze namiotu. - Weźmiemy ich głodem. Niech się pozżerają nawzajem.

-Gdyby jaśnie wielmożny pan baron życzył sobie zdobycia miasta w tej dekadzie, mogli byśmy czekać. Ale nie życzy sobie. On żąda sukcesu. Oddania mu jego miasta. I ukarania winnych. - piskliwy głos Ademara był buńczuczny, ale on zawsze był buńczuczny. Zwłaszcza jak sobie popił a pił więcej od Brocka.

-To jak jaśnie wielmożny taki popędliwy, to może powinien tu się pojawić ze swoim zastępem? Mamy się kurwa wykrwawić pod murami, bo jaśnie pan baron ma takie widzimisię? - Brock nie odpuścił, ale nie lubili się z panem na Eigenhof, więc było do przewidzenia, że jeden nie poprze planu drugiego.

-Panowie…- głos Erycka zagrzmiał głośniej. Jakby próbował zapanować nad zebranymi. Czuł się przywódcą i chciał być tak postrzegany. - … musimy uzgodnić plan szturmu. Nie będziemy czekać, bo i u nas z zapasami krucho. Wozy z dostawami jeszcze nie dotarły. Od południa nic rzeką nie spłynie bo grodzi to miasto, a zaspy takie że i wozy i sanie mają spory kłopot. Ludzi trzeba było oddelegować do pilnowania dostaw, bo koniec zimy i watachy wilków są tak zuchwałe, że rzucają się na spore nawet konwoje. Nie będziemy tu stać do lata.

-My tyle czasu nie zostaniemy. Wiosną owce trzeba wygonić na pastwiska. - Ponury głos przywódcy górali sprawił, że przez chwilę Lordowie spoglądali nań jak na raroga. „Jakim prawem ten barbarzyńca w ogóle się odzywa nie pytany?” zdawały się mówić ich spojrzenia.

-Moim zdaniem powinniśmy gotować się do szturmu i uderzyć na dniach. Miasto opasane, mysz się zeń nie wyśliźnie. Ludzie wiedzą, że wszystkich uciekinierów z miasta mają wieszać. Bez wyjątku. Moi ludzie pojutrze będą gotowi! - Ademar spojrzał wyzywająco na Brocka i uśmiechnął się szelmowsko. Jakby sprawił mu psikusa. Brock wyprostował się gwałtownie rozchlapując wino. - To zbyteczne narażanie naszych zastępów. Moi ludzie też będą gotowi, ba już są gotowi, tylko po co im ta gotowość? By się pod murami wykrwawili? Trzeba zrobić drabiny, tarany…

-Tarany! Ha ha ha! Co ty chcesz stary opoju taranować, jak ci durnie zniszczyli wszystkie wrota w bramach a i mury nadgryźli? - Ademar drwiąco spojrzał na Brocka, po czym dodał - Może strach cię obleciał, co Brock? Kiedy ty miałeś w garści miecz? Miałeś kiedyś w ogóle?

-Jak śmiesz, ty bezczelny…

-Cisza!! - lord Eryck z wściekłością ryknął zamykając wszystkie otwarte do kłótni usta. Przekrwionymi z narastającego gniewu oczyma spojrzał na nich, po czym warknął. - Zamknijcie się wszyscy. Uderzymy dziś. Nie spodziewają się tego a ja mam pomysł…


***


Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
33 Jahrdrung, Wallentag , Noc ok. 00.30


-Mam pomysł, ale tak bardziej z Twojej dziedziny i kompetencji. Czytałeś tę księgę co Ci pożyczyłem, nie? Dałoby się z niej przywołać jakiegoś demona małego albo coś podobnego? - tak to się zaczęło. Księga była stara. Grymuar zapisany był pismem różnych skrybów. Różna ręka różnym atramentem wtłaczała w pożółkłe karty pergaminu wiedzę, co do której lepiej się było w Imperium z nią nie obnosić. Obsceniczne rysunki przedstawiały dziwne istoty pomieszane z ludźmi. Kilka kart plamiła zaschnięta od dekad a może i wieków krew. Dopiski kolejnych badaczy uzupełniały wcześniejsze zapisy. Jakieś szkice, jakieś symbole. I języki. Dziesiątki różnych języków, może tylko dialektów, sprawiały że sama w sobie zdawała się niemal nieczytelną.








Ale ktoś, kto znał się na sztuce tajemnej potrafił z niej zaczerpnąć. Cyryl poświęcił jej tyle czasu ile mógł, ale wiedział że to kropla w morzu potrzeb. Księga wymagała dogłębnych studiów. Mimo tego zdawało mu się, że kilka proponowanych rytuałów byłby w stanie odprawić. Kreda, świece i sznur to nie był dla Theophrastusa problem. Podobnie jak drewno.Potrzebowali tylko ofiary.

Ofiary…

Theophrastus pamiętał lochy Opactwa Świętego Gniewu. Pamiętał inny rytuał, odprawiany przez innych ludzi. Pamiętał ofiarę. Gdy nocą zamykał oczy nie raz wspominał tamtą scenę. Pamiętał wykrzykującego inwokację mnicha. Pamiętał przerażenie uczestników, gdy okazało się, że intruzi wdarli się w krąg pentagramu, że zakłócą porządek tworzenia. Pamiętał przejmujące zimno. Czuł je niemal każdego dnia, wtedy kiedy słyszał głosy. A słyszał je, choć nie przyznał by się do tego nikomu. Pamiętał ofiarę. I pamiętał, co ostatecznie „urodziło się” z tego eksperymentu. Pamiętał…

A mimo to chciał wszystko powtórzyć.

Pęd do wiedzy? Ekscytacja? A może to te głosy w głowie skłaniały go do tego szalonego pomysłu, ale chciał to powtórzyć. Zdawało mu się to … wyśmienitym pomysłem. Ale też miał świadomość tego czym takie zabawy mogą się skończyć.

-A co do reszty... nie dałoby, nie wiem, krwi użyć albo jak już to myszy czy coś? Bo wiesz, w razie czego zabieg medyczny upuszczania krwi wytłumaczę, a nie chodzi o to, żeby nas zlinczowali przed świtaniem jeszcze ..

-Czy my tu dyskutujemy o podjęciu działania zmierzającego ku zmniejszeniu ilości ofiar? Mnie uczono że na tym osadza się idea powołania lekarskiego. Tak też i my czynić będziemy. A to że ktoś musi zginąć? Cóż... w najbliższych godzinach zginie wiele osób. Prawda?

Adept chyba wiedział co mówi. Ale Theophrastus wiedział, że muszą przedstawić pomysł kompanom. I muszą uzyskać ich pomoc. W przeciwnym wypadku pozostały by im jedynie pająki, robactwo i myszy. Co mogło być … niewystarczającą ofiarą. Musieli z Cyrilem powiedzieć kompanom co zaplanowali. I czego potrzebują. W sumie i tak żadne z nich nie spało. A do świtu pozostało im dobre cztery godziny.


***


Semen, Gudrun, Tupik i Edgar siedzieli w cieplejszej części piwnicy, gdzie żar żagwi płonących na palenisku rozgrzewał izbę na tyle, że mimo panującego na zewnątrz mrozu zęby nie szczękały. Każdy na swój sposób przygotowywał się do porannej eskapady. Każde na swój sposób biło się z myślami. Każde na swój sposób wiedziało, że musi zrobić swoje, by przeżyć. I każde zwróciło uwagę na szepty Theophrastusa i Cyrila. Oraz ich przejście w głąb piwnicy, gdzie po chwili błyskać zaczął jakiś dziwny blask. Skoro jednak nikt nie krzyczał, nie wołał o pomoc, uznali że to sprawki z dziedziny, którą często parał się alchemik. I byli przekonani, że nic już ich nie zdziwi tej nocy.

Wówczas zaś z głębi piwnicy wyszedł Theophrastus ze stropioną nieco miną i Cyril, z którego opuszków palców błyskały płomyki. I padły sakramentalne, po dwakroć już tej nocy słyszane słowa.

-Jest sprawa…


***

5k100, lShadowl, ostatni gwizdek na odpowiedź albo sygnał co z Tobą.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline