Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2021, 08:07   #424
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Backertag; popołudnie; opuszczona tawerna; Egon i Artenius

Egon podszedł w okolice starej tawerny i spojrzał. Wszystko zawalone dokumentnie śniegiem, sam zaś przybytek wyglądał tak, jakby miał się wkrótce zawalić.

Egon podszedł bliżej, oceniając grubość śniegu i to, czy mógłby po prostu wejść po pas, po klatę w śnieg i nie zakopać się w nim. Egon przyjął, że w zasadzie jedyne, co potrzebują zrobić, to dostać się jakoś do samego budynku.

- Te, czekaj tu, albo chodź ze mną w sumie - Egon wzruszył ramionami. - Chcę zobaczyć, czy po drugiej stronie może mniej tego śniegu jest. Nie chcesz chyba, żebym to odśniezał, co? - Egon rzucił bakałarzowi spojrzenie i krzywy uśmiech.

Obszedłszy budynek wokół, Egon rzucił spojrzenie na stare drzwi i okiennice - wyglądały, jakby mógł je wyłamać.

- No jak się tam nie dostanę to cała robota na nic. - młodzieniec wyglądał na zmartwionego, że u samej mety okazały się takie przeszkody. Jak obeszli we dwóch budynek to ten jednak nie wyglądał tak źle jak się na pierwszy rzut oka wydawało brodaczowi. Raczej nie powinien się lada chwila zawalić. Chociaż nowy nie był i widać było całe lata bezpańskiego zapuszczenia. No i śnieg. Wszędzie dookoła był śnieg jakiego pewnie nikt nie odgarniał od początku zimy to leżała go gruba, zbita warstwa. Bez łopaty ciężko było myśleć o sforsowaniu tej przeszkody. Okna parteru były zamknięte okiennicami a te przywalone śniegiem. Otwierały się na zewnątrz więc bez odwalenia śniegu trudno było myśleć o ich otwarciu. Drzwi trudno było zgadnąć w którą się otwierały ale ta sama sprawa. Było widać tylko ich górną część więc nawet jakby były otwarte to trzeba by do środka wchodzić lub wychodzić na czworaka. Niby nie było to takie trudne do sforsowania jak ktoś nie obawiał się pracy a nikt by im nie przeszkadzał. Ale potrzebna była łopata.

Jednak jak obeszli ten budynek dookoła Egon zauważył, że jedno z okien na piętrze nie ma okiennic. Może odpadły albo ktoś sobie je wziął. Ale widać było okno. Normalnie to byłoby trudno myśleć aby się tam wspiąć. Ale niechcący ten wysoki poziom śniegu jaki zalegał w zaułku znacznie skracał drogę. Głowy mieli może nawet trochę ponad poziom podłogi piętra. A jak się wyciągnęło ramiona w górę to do parapetu już tak daleko nie było. Można było spróbować podskoczyć albo się wspiąć. Jakby złapać za parapet już można by myśleć aby się tam podciągnąć. A samo okno powinno trzasnąć od mocniejszego uderzenia.

Egon wywrócił oczami, mrucząc sam do siebie przekleństwa, jak to musiał jeszcze zabawiać się pod koniec dnia z młodzianem, który najwyraźniej sam sobie nie umiał poradzić ze sprawami. Cóż, pozostało dokończyć pracę.

Egon spróbował skoczyć, za każdym razem podnosząc dłonie i próbując dosięgnąć do parapetu. Słaba sytuacja, bo był obolały po ostatnim razie, ale z drugiej strony, nie była to żadna walka, więc raczej powinien sobie poradzić.

Jakby nie był otłuczony po walce z trollem to pewnie nawet by się nie zasapał przy takim drobnym wysiłku. Ale jak był to jednak poczuł jak przy gwałtownym ruchu jeszcze nie wygojone rany. Ale dało się przeżyć. Właściwie to było prostsze niż się wydawało. Poczuł pod palcami jak obsypuje mu się śnieg zalegający na parapecie i sam twardy, zimny parapet zaraz potem. Jeszcze się podciągnąć i trzasnąć w szybę. Poszła z hukiem a na gladiatora spadły szklane odłamki. Ale musiał to zrobić bo inaczej nie miałby się czego złapać. Mógłby wisieć albo się puścić. A tak mógł przełożyć rękę do środka, złapać się framugi, podciągnąć kolano i już po chwili był na parapecie jakiegoś pokoju dla gości. Tak samo stary i opuszczony jak z zewnątrz wyglądała reszta gospody. On dał radę chociaż nie wiedział czy jego zleceniodawca da radę powtórzyć jego wyczyn bo na mocarza to jakoś nie wyglądał. Ale jakby mu pomógł łapiąć czy wyciągając rękę to chyba powinien dać radę. Jakoś strasznie wysoko nie było do tego parapetu.

- Dobra, młody - zawołał Egon z wnętrza ciemnej komórki. - Za takie wygibasy to przydałoby się, żebyś mi chociaż piwo postawił po tym wszystkim, znam paru takich, co by cię policzyli więcej.

Egon przeciągnął się, strzelił karkiem i poczuł w mięśniach ból. Oczywiście, to wszystko po feralnym polowaniu, kiedy razem z van Hansen utłukli trolla. “Na wszystkie diabły” - pomyślał osiłek - “jakbym wiedział, że taki łomot mi spuszczą, to zostawiam panienkę, żeby ją usiekł troll”.

Egon przez pewien moment nasłuchiwał - opuszczona tawerna mogła być domem dla różnej maści uliczników, wcale nie lepszych od Strupasa albo innych nożowników, co to lubowali się w pchnięciu zardzewiałym ostrzem w bok. Kiedy się przekonał, że nie ma niebezpieczeństwa, zawołał:

- Dajesz mi tutaj łapę, wciągnę cię. Ino prędko, bo już nie tak dużo do zmierzchu.

Jakoś to im poszło. Artenius dał radę się wgramolić do środka z pomocą Egona. A potem we dwóch mogli rozejrzeć się w środku starej karczmy. Chyba nikogo tu nie było. Od dawna. I nikt nie zareagował na odgłos tłuczonej na piętrze szyby. Śladów na śniegu dookoła karczmy też nie było żadnych. Poza tymi co sami zrobili.

O ile pisarczyk nie był przygotowany na forsowanie śniegu to z tym, że wewnątrz może być ciemno już mógł coś poradzić bo zabrał lampę. A jak okna były zawalone śniegiem albo zamknięte okiennicami to światło się przydawało bo wewnątrz było całkiem ciemno. Jak mniej więcej obeszli piętro które było takie na kilka pokojów do wynajęcia i raczej nie było niczym zaskakującym skoro byli w tawernie to pisarz zabrał się za realizację swojego celu. Czyli mierzył każde pomieszczenie miarką i zapisywał wyniki w swoim notesie. Nie było to jakoś szczególnie pasjonujące ale też niezbyt męczące. Poprosił Egona o pomoc zwykle aby przytrzymał tą miarkę gdy on sam łapał za drugi koniec i szedł do przeciwległego krańca pomieszczenia.

Tak pomierzyli piętro gdy przez jedyne okno jakim się tu dostali zaczął już zaglądać zmrok. Ale w zaciemnionych pomieszczeniach i tak to robiło niewielką różnicę. Po chwili wahania czy brać się potem za strych czy parter Artenius zdecydował się na tą drugą opcję. I zeszli na parter. Było mniej mierzenia bo większość powierzchni zajmowała główna izba dla klientów. Jak w większości karczm i tawern. Egon cofał się właśnie z miarką przy jednej ze ścian gdy niespodziewanie poczuł jak podłoga się pod nim załamuje a on sam traci równowagę. Potem wszystko się zakotłowało gdy leciał w dół aż gruchnął o coś twardego na dole. Zajęczał boleśnie i rozejrzał się ale widział tylko ciemność. I mętny blask gdzieś na górze.

- Egon! - krzyknął przestraszony pisarz jak podbiegł do krawędzi upadku. Z dołu jeszcze nieco oszołomiony upadkiem gladiator zorietnował się, że to schody. Spadł na dół po jakichś schodach. Był poziom niżej. Na górze widział sylwetkę chudzielca z lampą jaki tam stał i zaniepokojony patrzył w dół. Ale na tym dole światło już nie sięgało poza schody to niewiele było widać.

Egon potoczył się po schodach, wydając z siebie wyjątkowo wymyślną wiązankę przekleństw związaną z przyjściem do starej tawerny, bogów, idiotów-rzemieślników, co to wszystko wymyślali i podobnie uzdolnionych robotników, co te podłogi wykonywali.

Cóż, wszakże niewiele mógł już zdziałać. Kiedy w końcu się podniósł, zawołał:

- Żyję, żyję - tu splunął za siebie, czując ból członków. - Jakoś, kurwa, żyję.

Obejrzał się wokół siebie, ale nie mógł widzieć nic.

- Pochodnię masz? - zawołał. Pomacał siebie wokół, sprawdzając, czy nie złamał czegoś, a także posadzkę, próbując, gdzie są schody. Wyglądało na to, że będzie musiał przejść jakiś odcinek w ciemności. - Przydałaby się jakaś na zapas.

Postanowił na czworaka pełznąć przed siebie, macając rękami i wolno idąc w górę. Czekał na odpowiedź Arteniusa.

- Czekaj! Zejdę do ciebie! - odkrzyknął mu młodzian i rzeczywiście zaczął schodzić na dół schodów. A w miarę jak schodził przybliżał się do Egona promień światła. Z początku widać było tylko schody. Właściwie nic specjalnego w nich nie było. Ot schody do piwnicy. Tylo jakoś głupio wmontowane w podłogę zamiast jakoś normalnie.

- Nic ci nie jest? - zapytał skryba gdy stanął obok gladiatora. Byli teraz obaj na dole schodów. To lampa pozwalała zobaczyć na kilka kroków dookoła. Jakaś piwnica chyba. W półmroku po prawej stronie widać było tylko starą, brudną, ceglaną ścianę. Po lewej jednak majaczyła plama czerni jakby tam było jakieś wejście. Co było dalej naprzeciwko schodów do krył mrok tajemnicy.

- Parę razy po mordzie zebrałem - wzruszył ramionami gladiator. - Żyję, no. Wiedziałem, że te twoje wycieczki tak się skończą - rzekł z wyrzutem. - Dobra, rzeknij no, ile masz jeszcze tego mierzenia?

Egon spojrzał w stronę wejścia w piwnicy.

- Chcesz zobaczyć… Tamto? - wskazał brodą w stronę ziejącej plamy czerni. - Skoro już tutaj spadłem i prawie kark sobie przetrąciłem, to wypadałoby.

- No mam już piętro i większość parteru. A tu chyba znalazłeś piwnicę. - młody, patykowaty skryba odparł unosząc lampę nieco wyżej aby się lepiej rozejrzeć gdzie właściwie się znajdują.

- No jak już jesteśmy to możemy zmierzyć tą piwnicę. - powiedział niepewnie. Podszedł do tej czarnej jamy jaka okazała się wejściem do krótkiego korytarza a tam znów była czerń i mrok. Poszedł więc dalej ciekaw co znajduje się jeszcze w tej piwnicy. Ale nie znalazł nic prócz ścian i dawno zapomnianych gratów jakie teraz już były trudno rozpoznawalne. Samo pomieszczenie mogło mieć może z 10 kroków długości. I miało te schody na parter i to przejście do sąsiedniego pomieszczenia.

- Jakieś dziwne te piwnice. Może lepiej stąd wracajmy. - powiedział skryba niepewnym głosem gdy przeszli do tego sąsiedniego pomieszczenia. A tam na środku były cztery kamienne filary chociaż nie sięgały do sufitu. Oraz naprzeciwko wejścia solidne, zamknięte drzwi pewnie od dawna nie otwierane sądząc po brudzie, zaciekach i kurzu zaś po prawej kolejne schody w dół. Arterius poczuł się chyba nieswojo i wolał dać sobie spokój z dalszą wycieczką tylko pomierzyć co jest i wyjść stąd jak najszybciej.

- Hmm - Egon pogładził brodę, lustrując wzrokiem drzwi.

Egon sam nie był do końca pewien, czy chciał iść dalej. Robota nie wymagała tego, to raz, a dwa, skryba miał chyba pietra i mógł ich wpędzić w jakieś kłopoty. Inna sprawa, to wszystko wyglądało, jakby się rozpadało i było na tyle niebezpiecznie, że parę takich upadków, a nie pójdzie jutro stróżować.

Egon podszedł nieco bliżej, lustrując wejście i oceniając, jak stabilne były te mury i czy mógł je sforsować.

- Te, młody, to miała tawerna być, a nie lochy miejskie - rzekł Egon. - Co to niby ma być za piwnica? Do kogo należała ta tawerna? Co? Co to niby ma być za przekręt?

- Pomierz, co tam masz do pomierzenia i zabieramy dupy - dodał jeszcze i machnął ręką.

Sam zamierzał później wywiedzieć się nieco o tym miejscu i przyjść później sam, aby otworzyć bramę i sprawdzić, co tam było. Nie spodziewał się jednak zbyt wiele - ot, zapewne zwyczajna piwniczka i pewnie więcej śmiecia. Czy te śmieci miały się okazać czegoś warte, to się zobaczy.

- No tawerna. Nie wiem czyja. Pomierzę te dwie piwnice i spadamy stąd. - Artenius miał dość nie tęgą minę. Wcale nie wyglądał na kogoś kto chciałby sobie robić jakieś podziemne wycieczki. Nawet nie uśmiechało mu się tu zostawać dłużej niż potrzeba a na zewnątrz to już pewnie robiło albo i zrobiło się ciemno. Wziął więc swoją miarkę, poprosił Egona o pomoc aby zmierzyć te pomieszczenie z filarami i to pierwsze do jakiego spadł gladiator. I jak wrócili w okolicę schodów prowadzących na parter dał znać, że gotów jest wrócić powyżej aby dokończyć pomiary z gruntowego poziomu.

- No to spadamy - rzekł Egon.

Egon zadawał sobie pytanie - czym była ta piwniczka i kto zbudował, bądź co bądź, całkiem znaczny loch pod skromnie wyglądającą tawerną. Zamierzał tutaj wrócić, ale uprzednio chciał zasięgnąć języka co do tego i być może podpytać Strupasa, który miał nieco większą wiedzę o takich zakamarkach.

02.13; Bezahltag; ranek; zachmurzenie; kazamaty


Kolejny poranek okazał się pochmurny i mroźny. Chociaż jak na środek zimy to był spokojny. Tym razem nie walnęło śniegiem ani wiatrem. To brodaty mięśniak szedł razem z innymi przechodniami i wozami bez większych przeszkód. Po rozjeżdżonym śniegu posypanym piachem lub popiołem nawet nie szło się tak ciężko. Szedł już jak było jasno na świecie. Chociaż ranek wciąż był dość wczesny. A jak wstawał u siebie to jeszcze panowała poranna szarówka. Ale teraz już było jasno jak dotarł do znajomej furty miejskich lochów. I uderzył w nią tak samo jak wczoraj gdy przyjechali z Silnym z dostawą.

- A. Jesteś. Wejdź. - odczekał chwilę bo zwykle tak to się odbywało. Któryś ze strażników podchodził do furty, otwierał małą klapkę aby sprawdzić kto tam się dobija i dopiero jak było w porządku to zaczął zdejmować rygle i co tam jeszcze było nim furta w wieży stanęła otworem. Otworzył mu ten sam strażnik jaki zwykle z nimi jeździł na wozie do kuchni i z powrotem. Stefan. Odsunął się aby nowy mógł wejść do środka po czym znów zaryglował furtę. Potem dał mu znak aby szedł za nim i przeszli kilka kroków do stróżówki. Tam była pozostała trójka strażników.

- To jesteś Egon tak? No to cześć Egon. Ja jestem Martin. Jestem szefem tej bramy. - przedstawił się postawny mężczyzna ze sporym brzuchem. Pozostali też skinęli mu głowami zdradzając swoje imiona. Brodacz miał wrażenie, że kojarzy ich chociaż trochę z poprzednich wizyt w kazamatach ale zwykle się mijali w bramie i tyle to nie zwracał na nich uwagi. Oni pewnie też musieli go kojarzyć skoro bywał tu wcześniej z Silnym.

- No to na początek Stefan cię oprowadzi. Pokaże co i jak. Najważniejsze to nie pyskować, nie łazić gdzie nie trzeba i robić co ci każą. No i nie chlapać ozorem o tym co tu się dzieje. Jakieś pytania? - Martin streścił mu najważniejsze zasady. A te brzmiały podobnie do tego co wczoraj mu mówił szef strażników. I teraz czekał na reakcję nowego.

Egon przechadzał się po drugiej strony bramy, czasem tylko przystając i gładząc brodę albo kiwając głową na wygłaszane przez strażnika uwagi. Po głowie chodziła mu Łasica, z którą jeszcze nie skontaktował się - na pewno jednak będzie musiał to zrobić czym prędzej, żeby ugrać z nią plan, w jaki sposób mieli rozegrać tą rzecz w kazamatach. Jakie będą szczegóły - tego nie wiedział, poza pewnym zaangażowaniem Ulricha.

Kiedy Martin się z nim przywitał, skinął głową na powitanie. Zdawało się, że znajoma twarz budziła mniejsze zainteresowanie, niż gdyby przyszedł tutaj jako obcy. To dobrze.

- Nie pyskować, nie rozłazić się i robić, to co każą - powtórzył Egon ze spokojem. - Pytania? W sumie żadnych. Chodźmy.

- No to chodźmy. - zgodził się Stefan i ruszyli do wewnętrznej furty wieży. Jaką do tej pory tylko widział bo jak przyjeżdżał z zaopatrzeniem to z Silnym wjeżdżali przez bramę. No ale wozem nie było szans się zmieścić w furcie. A dla dwóch pieszych szkoda było fatygować się z otwieraniem bramy.

Stefan prowadził nowego przez dziedziniec i wzdłuż murów. Ruszyli w przeciwną stronę niż była kuchnia. I wiele tłumaczenia nie było. Ot widoki na śnieg zalegający na dziedzińcu, wewnętrzną część murów i baszt okalających zamek no i budynki wewnątrz dziedzińca. Wynikało na to, że na początek Egonowi przypadnie udział właśnie w pilnowaniu murów i baszt. Jak to półżartem zauważył jego przewodnik od tego zaczynali wszyscy nowi.

W dzień za bardzo ruchu nie było widać na tym dziedzińcu i w budynkach. Ale jednak czasem spotkykali kogoś kto wchodził czy wychodził do lub ze środka. Raczej nie zwracali uwagi na dwóch kolejnych strażników którzy spacerowali po dziedzińcu. Nie brzmiało to na jakąś trudną robotę. Chociaż w zimie to mogło doskwierać zimno. W końcu po tym obchodzie wrócili do wieży bramnej.

- Niedługo będzie śniadanie. To pójdziemy na stołówkę. A potem Stefan zaprowadzi cię tam gdzie będziesz stróżował. - poinformował go Martin gdy ponownie byli już w stróżówce. I zastali pozostałą trójkę na graniu w kości. Robota wydawała się dość monotonna i właściwie nic się nie działo. To nie było dziwne, że strażnicy jakoś próbowali zabić ten upływający czas.

I tak sobie leniwie czas płynął może kolejny pacierz jak rozległ się dzwonek gdzieś w głębi twierdzy i jak się okazało to właśnie oznaczało początek śniadania. Jeszcze musieli poczekać z kolejny pacierz aż przyszli ich zmiennicy a oni sami mogli pójść do stołówki. Szli korytarzami twierdzy ale szło się w kierunku kuchni. Okazała się być sporym pomieszczeniem co nie dziwiło skoro miała gromadzić obsługę zamku. Większość stojących w kolejce a potem siadających przy stole była chyba strażnikami. Sporo ich tu było jak tak zebrali się w jednym miejscu i czasie. Czasem ktoś kto wyglądał na jakiegoś skrybę czy kogoś podobnego co jednak nie stał z pałą lub halabardą. No i dopiero wtedy spotkał Łasicę. Była jedną z tych co wydawali posiłki za stołem no i swoją młodością, urodą i uśmiechem zdawała się być dobrym duchem tego miejsca. Uśmiechała się do wszystkich i prawie wszyscy uśmiechali się do tej rudej ślicznotki.

- O, kogo my tu mamy? To jednak zmieniłeś branżę i rzuciłeś tragarzowanie? - Łasica przywitała Egona przyjemnym uśmiechem i nałożyła mu porcję jakiejś kaszy i kolejną. Stali po różnych stronach stołu a za brodaczem byli kolejni co stali w kolejce więc raczej nie było okazji do swobodnej rozmowy.

Egon spodziewał się właśnie tego - sennej, nieco leniwej atmosfery klawiszy, którzy już dawno wyszli z wprawy z walki i którzy w gruncie rzeczy byli w pewien sposób… Otwarci na ataki. Oczywiście, twierdza, jaką były kazamaty, a także żelazne kraty całkowicie wystarczały na spacyfikowanie klienteli w celach. Egon zastanawiał się, oceniał, ilu z nim dałby radę, zanim by został odparty albo przygwożdżony. Stwierdził, że musiałoby się zebrać ich całkiem sporo - strażnicy, choć oczywiście nie ułomki, to jednak nie grzeszyli siłą. Zapewne nadrabiali taktyką i narzędziami, które mieli do dyspozycji.

Widok Łasicy przypomniał mu o zadaniu, którego się tutaj podejmowali. I kolejne myśli - ona tutaj była w zasadzie jedną z niewielu, bardzo niewielu kobiet. Ciekawe, jak to też ich urabiała i jak daleko już w tym zadaniu się posunęła.

- Hej - ręką machnął ręką, pozwalając, aby mu nałożono jedzenie. - A, jak widać - rzekł raczej bez emocji.

Wojownik postanowił nie spoufalać się ze złodziejką i nie pokazywać, że ją zna. Tutaj nawet ściany miały oczy, a dowód czegoś więcej mógłby kazać się komuś zastanawiać, co się kroi.

- Znajdź mnie po robocie - rzekł niedbale, niby to rzucając przypadkową uwagę do dziewczyny niskim głosem, starając się, aby tylko ona go usłyszała.

Po czym odwrócił się i wyszedł z jedzeniem w stronę stołu. Usiadłszy, stwierdził, że nie była jakaś specjalna, ale z drugiej strony, nie była obrzydliwa, jak czasem zdarzało się w takich miejscach. Jadł w milczeniu, wsłuchując się w rozmowy strażników i czasem tylko odpowiadając na typowe pytania raczej zdawkowo, choć z grzecznością.

Wyglądało na to, że Łasica ma własne plany i pomysły na ich realizację. Ale dzięki jej sprytowi i słodkiemu wyglądowi mogli się spotkać zaraz po śniadaniu. Wystarczyło, że Katja zrobiła słodkie oczka do Martina i grzecznie poprosiła go o to aby jej użyczył na chwilę Egona. Dlaczego Egona? Bo przecież wczoraj przyjechał z towarem do magazynu i tam sutawiał wszystko no to wiedział gdzie co jest a znów trzeba było tam po coś sięgnąć czy zdjąć. No a te kuchciki to same lesery i lebiegi. No aż to była jedna z tych kobiet w potrzebie co mało który mężczyzna by mógł z czystym sumieniem odmówić takiej drobnostki o jaką prosiła.

- Dobra idź z nią. Ale zaraz masz wrócić by cię szukać nie trzeba było. - burknął szef bramy wjazdowej dając chwilowe wolne nowemu. Więc oboje kultyści mogli po śniadaniu zanurzyć się w gąszcz ponurych korytarzy oświetlanych pochodniami chwilowo nie niepokojeni przez pozostały personel.

- Dobra to słuchaj. - jak tylko zostali sami z twarzy Katji zniknął wyraz słodkiej idiotki a pojawił się złodziejksi spryt i czujność. Streściła mu na szybko co się działo. Przekazała Vogelowi wiadomość o tej wspólnej dziwce no ale z oczywistych względów on nie odpowiedział. Bo jak dawała komuś szamę to stała tyłem do wejścia i strażnicy jej nie widzieli od frontu. To mogła coś komuś puścić oczko albo szepnąć coś. No ale skazańcy stali już przodem do niej i strażników to od razu by było widać, że coś mówią. Więc znajomy Egona tylko skinął głową. Była też piątka Szybkiego. Siedzieli chyba za niewinność. Bo za dużo widzieli czy słyszeli o tym potworze to ich zamknięto profilaktycznie aby nie siali paniki na mieście. Niejako dlatego dostawali żarcie jak strażnicy a nie reszta wieźnów. Ale jakby coś się działo to Łasica uznała, że wystarczyłoby ich wypuścić. I chłopaki zrobią swoje.

- I udało mi się ograniczyć ziółka dla wyroczni. Ale dalej nie puszczają mnie do niej samej to nie mogę nic jej przekazać ani ona mi. - powiedziała cicho rozglądając się po korytarzu na jakim się zatrzymali. Nie dawał żadnych kryjówek. Ale za to zanim ktoś by tu wszedł to musiał otworzyć drzwi a to dawało moment aby odskoczyć od siebie albo udać, że cały czas się szło.

- A ciebie gdzie rzucili? Bo nie widziałam cię rano, dopiero na śniadaniu. - zapytała chcąc coś teraz wiedzieć o nowej robocie Egona jako strażnika lochów.

- Dopiero co zacząłem - rzekł. - Teraz oprowadzał mnie, ale pewnie będę miał wartę na murze albo baszcie. Jak dla mnie to do bani, ale od czegoś zacząć trzeba - wzruszył ramionami.

- Wydaje mi się, że chcą mnie sprawdzić, zanim mnie wpuszczą do lochu - zastanowił się. - Więc przez pierwszy tydzień albo dwa raczej nie ma sensu cudować, będę potrzebował zyskać ich zaufanie. Więc wiesz - tu rzucił spojrzenie na Łasicę - bez przekrętów jakichś, bo mnie wyjebią, zanim jeszcze na dobre zacznę tutaj pracować.

- Plan obgadamy po robocie, bo teraz czasu nie ma - wzruszył w końcu ramionami. - Ja będę musiał spadać zaraz na mury. Moglibyśmy pogadać w warkoczach - zaproponował.

- No dobra. To nie odwal czegoś. Na zewnątrz to niewiele mi pomożesz. Ale może to tylko na początek. Bardziej byś mi się przydał tutaj, w środku. - rudowłosa głowa pokiwała na zgodę dochodzac chyba do podobnych wniosków co kolega. Rozejrzała się jeszcze w stronę najbliższych drzwi jakby coś tam usłyszała.

- Dobra to się spotkamy wieczorem w “Warkoczach”. Wy kończycie trochę później od nas to nie czekaj na mnie. - skinęła głową jeszcze raz, klepnęła go po przyjacielsku w ramię i dała mu znak aby wracał w stronę stołówki. Sama ruszyła w przeciwną. A ktoś od strony stołówki otworzył właśnie drzwi na korytarz i wszedł jakiś strażnik.

Egon także poszedł w swoją stronę. Wyraz twarzy wojownika był taki sam, jak wszedł - beznamiętny i może nawet nieco rozkojarzony, czyli taki, jak w zasadzie większości klawiszy tutaj. Czekała go jego pierwsza zmiana.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline