Czas: 1940.VI.10; pn; południe; godz. 13:45
Miejsce: Francja; pd Francja; Tuluza; komisariat policji
Warunki: wnętrze biura komendanta, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pogodnie, łag.wiatr, umiarkowanie
Frank i Noemie (por. Annabelle Fournier)
Policjanci na komisariacie mieli niezły zgryz z przywiezioną do nich trójką. Zupełnie jakby nie mogli się zdecydować jak z nimi powinni postąpić. Z jednej strony zachowywali się podobnie jak sierżant Doiron czyli jakby najchętniej ich aresztowali i potraktowali jak szpiegów, przestępców i porywaczy. Z drugiej to właśnie sam porwany czyli profesor jakoś wcale nie zachowywał się i nie rozmawiał z nimi jakby czuł się porwany. To sprawiało, że dla policjantów sytuacja robiła się niejasna, wręcz zagmatwana. Nie pomagał też kłopot z połączeniami międzymiastowym. Centrale telefoniczne były przeciążone a linie telefoniczne zerwane. Ogólny chaos toczącej się na północy wojny dotarł i tutaj, na dalekie południe Francji. I nawet policja miała trudności z dodzwonieniem się gdzieś za miasto.
- Tak, tak… - mruknął komendant po raz kolejny oglądając książeczki wojskowe dwójki agentów. Dopiero co przyniósł mu je jeden z policjantów mówiąc coś cicho na ucho. Wcześniej je zabrał pewnie do sprawdzenia. Książeczki były oczywiście fałszywe. Ale to wiedzieli tylko agenci. A były podrobione przez londyńskich i paryskich ekspertów i jak do tej pory spisywały się świetnie nikt nie wątpił w ich autentyczność. Ale tutejsi policjanci widocznie jakieś wątpliwości mieli bo przykuwały ich uwagę nie mniej niż sami agenci.
- Obawiam się, że będę musiał państwa zatrzymać do czasu potwierdzenia waszych tożsamości. Jak widzicie nie jest to takie proste jak przed wojną. - wskazał na czarny telefon stojący na biurku. Przy nich dzwonił kilka razy i do Paryża i do Clermont ale bez skutku. Jego połączenie grzęzło gdzieś w chaosie panującym w eterze jak nie w jednej centrali telefonicznej to kolejnej. Albo po prostu przerywało połączenie lub czekał bez końca na ciąg dalszy jakiego nie było.
- Wasze zeznanie przyznam brzmi dość mało wiarygodnie. Mówicie, że ktoś wam kazał ochraniać profesora Joliota. Kto? No ale dobrze. A gdzie macie na to rozkazy? Zresztą profesor na początku wojny przeniósł się do Clermont razem z żoną. Co więc tu z nim robicie u nas w Tuluzie? I to bez jego żony. - komendant był w wieku sugerującym, że niewiele już mu zostało do emerytury. I pewnie rozmawiał z sierżantem Dorinem. A agenci nie mogli mu pokazać żadnego rozkazu w tej sprawie bo nic takiego nie mieli. Bez tego było tylko ich słowo i ewentualnie słowo zwierzchników ale tych nie było w Tuluzie a łączność pozamiastowa szwankowała.
- Zwłaszcza, że dostaliśmy informację o uprowadzeniu profesora Joliota przez nieznanych sprawców. Prawdopodobnie agentów niemieckich. Którzy posługują się fałszywymi dokumentami. I próbują wywieźć profesora do faszystowskiej Hiszpanii. No a teraz trafiamy na was. Dwójkę której nikt tutaj nie zna. Których dokumentów trudno jest zweryfikować. I to razem z profesorem. A do hiszpańskiej granicy nie jest od nas tak daleko. Co macie do powiedzenia w tej sprawie? - komendant pomachał trzymaną książeczką i przedstawił jak widzi sprawę. I dlaczego ma tyle wątpliwości co do zeznań i dokumentów jakie przedstawili mu agenci. I mówił tak jakby taka wersja z porwaniem brzmiała w jego uszach bardzo prawdopodobnie. Była dwójka tajemniczych wojskowych w cywilu, był profesor a Tuluza to była po drodze z Clermont do pirenejskiej granicy. Samo przewiezienie z “Olimpu” na komisariat odbyło się spokojnie. Profesor trafił do jednego radiowozu razem z sierżantem Doironem i jednym z policjantów. Pozostała dwójka zaprosiła dwójkę obcych na tylne siedzenie drugiego wozu a sami usiedli z przodu. I ruszyli przez miasto. Na jazdę samochodem to ten komisariat nie był tak daleko. Tu sytuacja powtórzyła się tylko w odwrotnej kolejności. Cała siódemka wysiadła z obu radiowozów i weszli do środka policyjnego budynku. No i tam się rozdzielili bo całą trójkę poproszono na rozmowę z komendantem ale wchodzili i rozmawiali osobno. Dopiero teraz zjawili się we dwójkę gdy komendant wezwał ich ponownie. Prawie niechcący i przy okazji dowiedzieli się, że Włochy wypowiedziały wojnę Francji a odległa Norwegia ostatecznie skapitulowała po wycofaniu się alianckich wojsk z Narviku. Niemcy parli coraz bardziej w głąb Francji a rząd francuski opuścił Paryż. Upadek Francji wydawał się coraz bliższy.