Matylda tym razem nie mogła ukryć swojego oburzenia. Bardziej zaszokowana słowami Fitzpatricka niż przestraszona historią Wilsona, wbiła w Lorda gniewne spojrzenie. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Co też pan opowiada! Jak pan może, jak pan śmie!? - zignorowała tym razem wszelkie zasady dobrego wychowania i po prostu na niego naskoczyła - Boże, widzisz i nie grzmisz! Tam nie ma nic? Ciemność i pustka?! Głupstwa, ogromne bluźnierstwa! Sam się panie przekonasz jeśli będziemy tam płynąć po zmierzchu, sam zobaczysz te utrapione dusze, które nie mogą zaznać spokoju. Dusze niewinnych, którzy zostali bestialsko zamordowani! Moi bracia - panie świeć nad ich czystymi duszami! - a byli to bardzo dobrze wykształceni ludzie, opowiadali mi o tym miejscu, widzieli wszystkie te okropności! Również oni już nie żyją, są w królestwie niebieskim i ja tam ich odnajdę, tam staniemy się znowu rodziną! Szczęśliwą rodziną! Więc nie mów mi, panie Fitzpatricku, że tam nie ma nic, bo narażasz się nie tylko Bogu, ale i mnie!!
W oczach Matyldy zalśniły łzy. Najwyraźniej Lord musiał poruszyć jakąś czułą nutę w jej duszy, bowiem milcząca i nieśmiała dotąd dziewczyna niespodziewanie wybuchła usłyszawszy tych kilka słów...
Ostatnio edytowane przez Milly : 01-09-2007 o 03:10.
|