19-09-2021, 08:55
|
#42 |
| Poradziliście sobie z atrapą okna i zniknęliście w środku budynku. Przodem szedł Aelfric, za nim Galdor, Kori i zamykający pochód Eshu. Pierwsze, co ujrzeliście wewnątrz, to niemal całkowicie zawalony gruzem pokój - runęła tu większa część podłogi z piętra oraz schody tam prowadzące. Powoli przedzieraliście się w głąb pomieszczenia, gdzie znajdowało się przejście do kolejnego pokoju, stawiając czujnie stopy na osuwających się tu i ówdzie kawałkach kamienia. Tutaj również dostrzegliście linę biegnącą od klamki przy drzwiach do zakamuflowanego miejsca pod lżejszą partią gruzu. Aelfric delikatnie odkrył tę część i ujrzeliście tam załadowaną, ciężką kuszę. Bełt wycelowany był wprost w drzwi, zatem tak, jak podejrzewał wojownik, wystarczyło pociągnąć za nie, aby uruchomić pułapkę.
Obeszliście linę i znaleźliście się w kolejnym pomieszczeniu, które musiało być kiedyś salonem. Świadczył o tym postrzępiony dywan pośrodku pokoju a także stara, uszkodzona szafa i dwie komody w takim samym stanie. Na podłodze zalegały kawałki gruzu, ale było go zdecydowanie mniej, niż w poprzednim pomieszczeniu. Przeszukaliście meble, jednak nie znaleźliście tam niczego. Kori i Aelfric zauważyli jednak, że dywan leżący na podłodze musiał być ostatnio przesuwany, gdyż znajdowały się tam wyraźne ślady po tym. Wojownik odgarnął zielony materiał i waszym oczom ukazał się właz w podłodze.
Nie posiadał żadnego zabezpieczenia, więc wystarczyło pociągnąć za metalowe kółko i klapa uniosła się z potwornym zgrzytem. Zejście wiodło prosto w ciemność, jednak dzięki światłu wpadającemu przez nierówno przybite do okien deski dostrzegliście, że do jednej ze ścianek przybito metalowe uchwyty, które nie wyglądały jednak zbyt solidnie i bezpiecznie. No i pewne było, że bez dodatkowego źródła światła schodzenie w dół będzie dość karkołomne. |
| |