Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że nawet nie zdążył dobyć broni. Stał jak słup soli lub tez jak dziecko we mgle gdy nagle już było po walce. Cztery wielkie, ujadające i groźnie wyglądające psy leżały martwe zanim krata uniosła się do samej góry.
Chyba jeszcze nie do końca doszedł do siebie po wydarzeniach ostatnich godzin. Nie był sobą i głupio mu się zrobiło. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, zganił sam siebie. Drużyna jest tak silna jak jej najsłabsze ogniwo. Musi się otrząsnąć, żeby nie stanowić niebezpieczeństwa dla pozostałych towarzyszy. Czyż śmierć krasnoluda mogła aż tak na niego wpłynąć?
- Otwieraj! - powiedział do Aelfrica dobywając swojego bojowego topora i poprawiając uchwyt dłoni na trzonku. Tym razem był czujny i gotowy.