Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2021, 05:18   #34
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Dialogi z Armielem i Nami



Ktoś inny na miejscu Spineliego mógłby pęknąć w obliczu splecionych okoliczności które jak sztywne kościste palce zaciskające się na szyi delikatnie mówiąc utrudniały oddychanie.

Ten sen miał wciąż pod powiekami. Sceny spływały jak ławice obrazów. Ten ból w środku i wszechogarniająca niemoc. Spętany bezczasem umierania. Czy to czuła Mary?

Spoko spoko. Wmawiał sobie siedząc na brzegu drewnianej ławy w piwnicy miejskiego aresztu. Patrzył w okienko pod sufitem. Noga podskakiwała jak szalona nerwowym drganiem aktywowanego jakimś nerwem wkurwu, z czego on nawet do końca nie zdawał sobie sprawę.

Spoko spoko. Wszystko będzie git. Zawsze było, zawsze będzie.

Może faktycznie nikt go nie gonił. Może opony przebił wróg ojca, bo on dłużej żył na tym świecie, a Bart swoich jeszcze się nie dorobił. Może to wszystko da się wytłumaczyć. Może. Dla niego jednak póki co bardziej opłacało się iść uparcie pod prąd. To musiało działać na jego korzyść. Za zjebany szkolny system sportowy on bekał nie będzie. Oj nie.

Wziął głęboki oddech i oklepał się dłońmi po policzkach. Już wiedział co robić. Spektakularne, brawurowe pomysły zawsze wpadały pod czaszkę niczym z procy boskiego natchnienia. Wszystko nie było tylko tym być się zdawało. On to wiedział, bo to mądrość oświecona głębią wyższego stanu umysłu, na który wstąpić może tylko mózg odblokowany.

Spoko. Spoko. Wstał i podszedł sprężyście do krat.

- Halo! Jeden telefon to mi chyba się należy, nie?! - krzyknął donośnie.

Po dłuższej chwili ciszy usłyszał kroki. Policjant bez słowa przekręcił klucz w zamku i wskazał wiszący na ścianie korytarza aparat telefoniczny.

Cytat:
- Dom pogrzebowy w Twin Oaks. Słucham? - kobiecy głos. Macocha.
- Cześć mamo. - Bart nie spodziewał się, że obierze macocha. - Ty dzisiaj w szkole zajęć nie masz?
- Dzisiaj nie. Wzięłam wolne. Ojciec uparł się, że pójdzie w las, na ochotnika, więc pilnuję jego biznesu. Zresztą, jakoś nie bardzo miałam ochotę iść do pracy po tym. No wiesz.
- No takkk… Mamuś, tylko się nie denerwuj, bo ja wiem że ty nie masz nerwów do mnie ostatnio i nie stresuj się, bo wpadniesz w obsesje, okay? - zaczął ostrożnie. - Muszę coś ci powiedzieć.
- Nie podoba mi się ten początek - włączył się jej tryb nauczycielki. Znał ten głos. - Co tym razem narozrabiałeś. Aha. I gdzie jest samochód dziadka? To o niego chodzi? O karawan? Bo nie ma go w zakładzie. Tak? Rozbiłeś go?
- Nieee. Słuchaj, ktoś mi wczoraj przebił wszystkie w nocy opony a potem śledził i chciał zabić. Uciekłem. Chciałem powiedzieć wam rano ale zaspałem. Poszedłem na policję a oni wyobraź sobie zamknęli mnie w celi. Nie czytali mi żadnych praw tylko wrzucili za kraty kiedy im wszystko opowiedziałem…
- Co? Możesz mówić wolniej? Nie nadążam za tobą, Bart.
- Ktoś mi przebił opony? - Bart zaczął pomału od nowa. - Potem mnie atakował? - zawiesił głos. - A gliny gdy im powiedziałem to zamknęli mnie za kratki! - znowu rozkręcił się wyrzucając jednym tchem w słuchawkę.
- Gdzie jesteś? Na posterunku?
- Tak mamo. Potrzebuję adwokata?
- Nie. Nie wiem. A potrzebujesz? - głębokie westchnienie po drugiej stronie słuchawki i z trzy sekundy ciszy . - Spokojnie. Już tam jadę wszystko pozałatwiać. Czy Szeryf jest na miejscu?
- Nie ma. Tylko deputowany. A po co ojciec poszedł w góry? - Bart zagadnął zapominając na chwilę o innych sprawach.
- Uparł się. Jacyś turyści zaginęli w górach i szeryf zebrał ochotników i służby ratownicze.
- Aha. Mamo? Nie wiem ile oni będą mnie tu więzić… mogłabyś przywieźć mi trochę chleba?
- Jasne. Ale nie będziesz tam siedział długo. Zobaczysz.
- To czekam Mamuś. Kocham cię. Pa.
- Aha. Nim skończymy. Na co mam się nastawić? Co przeskrobałeś, bo w końcu nie wiem.
- Ja??? Ohhhh… znowu wszystkimi ja jestem zawsze winny…
- Nie mówię, że jesteś winny, ale chcę wiedzieć, dlaczego siedzisz w areszcie, a nie w szkole?
- Mi tez sierżant nie chciał powiedzieć…
- No dobra - słyszał, że nie do końca kupuje jego wyjaśnienia. - Zaraz będę.
Odwiesił słuchawkę. Już czuł wyrzuty sumienia. Zawsze do macochy mówił mamo kiedy jej potrzebował i tylko przez telefon. Wykorzystywał ją emocjonalnie? W pewnym sensie tak, lecz jakoś tak trudniej było okazywać uczucia twarzą w twarz. Wydawało mi się, że ona to rozumiała i akceptowała.

- Skończyłem. - odezwał się do stojącego na korytarzu policjanta. - Bez postawienia mi zarzutów, to mnie tutaj trzymać za długo nie możesz chyba, nie? - Bart był zrezygnowany. - W szkole powinnienem być… - włóczył nogami prowadzony w kierunku celi.

-Masz w torbie pełno substancji zakazanych. Mam wnieść zarzuty, chłopcze?

- Nie wiem o czym mówisz. - Bart wzruszył ramionami. - Skąd ja mam wiedzieć, że mi tego ty nie podrzuciłeś? Przyszedłem tutaj złożyć zawiadomienie o przestępstwie z torba pełną jakichś substancji? - marudził. - A ty zamiast przyjąć zgłoszenie i wziąć się do roboty to mnie bezprawnie przeszukujesz niewiadomo po co i puszkujesz… zaraz wiadomo po co. Chcesz sobie zrobić statystki a ze mnie jakiegoś handlarza… Powodzenia! - odpyskował, ale grzecznym tonem.

- Dobra, dobra - widać było że mundurowy jest podenerwowany. - Nie zawracaj głowy, tylko wracaj tam - wskazał areszt. - Chcesz coś do picia?
Złagodniał.

- Dr. Pepper? - Bart usiadł na pryczy.
- Może być cola?
-Niech będzie cola.

Byle soda z cukrem dodał w myślach.

Pójdzie w zaparte.
Pójdzie w zaparte i prędzej się zesra niż puści farbę kto jest jego dilerem i komu jest ten Debilabol.
Niech sobie wszyscy sami dopowiedzą wszystko i wyjaśnią po swojemu, tak aby wszystkim to pasowało. Bo czym była prawda, jeśli nie tym w co wszyscy chcą wierzyć?
Zaprzeczyć. Zaprzeć się. Wyprzeć.

Potem wszystko potoczyło się szybko.

***

Po kilkunastu minutach ziewania i słuchania burczących z głodu kiszek, na posterunek wpadła macocha. Allison Oubre nic nie robiąc sobie z protestów sierżanta zeszła na dół a upewniwszy się, przenikliwym spojrzeniem, że Bart jest w jednym kawałku, wróciła na górę w akompaniamencie podniesionego i nieznoszącego sprzeciwu tonu nauczycielki. Spineli zaśmiał się i to samo zrobił porozumiewawczo młodszy przyrodni brat Barta, który przyjechał razem z matką.

Chłopiec wyciągnął między kraty rękę, w której trzymał kanapkę.

- No niech zgadnę. - Bart zmrużył jedno oko i uniósł brew nad drugim. - Gluty z łupieżem?
- Nie? - zaśmiał się Joey.
- Hm… strupy z dupy?
- Blee… Nie-eee haha - pokręcił głową.
- Czyrak spod pachy w ropie własnej?
- A co to jest czyrak?
- Pryszcz.
Joey przybliżył dwie pajdy ciemnego pieczywa do ust i ugryzł sporego kęsa.
- Masło orzechowe z dżemem!
- Tak! - podał jedzenie starszemu bratu.
Jakże mogłoby być inaczej. Ulubiona kanapka Barta.
- Długo będziesz siedział w więzieniu? - zapytał trochę zasmucony siedmiolatek.
- To zależy co to znaczy długo. - Bart usiadł na pryczy.
- Mogę zamieszkać w twoim pokoju?
- Nie! - oskarżycielsko-ostrzegawczy palec wystrzelił w kierunku chłopca. - Nawet o tym nie myśl. Zresztą… Twój pokój jest fajniejszy.
- Obiecałeś, że namalujesz mi na ścianie Johny Cage i Sub-Zero. - mały z przyklejonym do kraty nosem wpatrywał się w Barta.
- A czy kiedyś nie dotrzymałem danego tobie słowa?
- Mówiłeś, że mnie nauczysz grać na gitarze?
- Nauczę.
- Przecież będziesz mieszkać w więzieniu. Mogę z tobą?
- Joey. Naprawdę myślisz, że tamten gruby policjant wygra z mamą na gadane?
Malec pokręcił przecząco głową.
- A za co cię zamknęli?
- Za niewinność. - Spineli oblizał się i dopił do końca puszkę coli. Zgniótł aluminium i rzucił niecelnie w brata.

***

- Bart?

Spineli przyjrzał się dziewczynie, która na niego wpadła pod posterunkiem. Pamiętał ją z korytarzy a i może kilku wspólnych klas? Nie wiedział nawet ile ma lat, a co dopiero jak na imię.

- Ano Bart. - wysilił się na lekki uśmiech, choć widać było że jest przygnębiony i wcale nie przypominał z bliska szkolnego luzaka.

- Zaczekajcie na mnie! - krzyknął do wsiadającej do auta kobiety, która była w szkole nauczycielką i chłopca w wieku siedmiu lub ośmiu lat.

- Co tam? Ktoś też chciał cię zamordować? - kiwnął głową siląc się na wesołkowaty ton.

- A ciebie chciał? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Zdziwiła się nieco, co dało się zauważyć. Szybko też schowała ręce do kieszeni, co by nie było widać trzymanego w nich zdjęcia.

Obejrzała się na ludzi, do których krzyknął.
- Znasz ich aż tak? - ponowne pytanie z ust nastolatki sprawiało, że zaczęła coraz bardziej identyfikować się ze swoim ojcem. Pomyślała też, że w sumie powrót do szkoły byłby lepszy niż tłumaczenie się z miłosnego wierszyka i fotki przed jakimś gliniarzem, co ją pewnie wyśmieje.

- Coś ci się stało? - ponowne pytanie, gdy już odwróciła głowę z powrotem w jego stronę. Nawet nie panowała nad tym, ile ich ciągle zadaje.

Spineli również popatrzył na ludzi przy samochodzie i wzruszył ramionami.
- Może mnie nie porwą. - rzucił ciszej.

- A co ty taka wścibska jesteś? - wypalił raczej z ciekawości niż oceniania. Przyjrzał się okularnicy.

- Twój stary mentem tutaj jest chyba, nie? - zmienił temat i skinął głową na posterunek. Szeryf miał podobno ładną córkę w ogólniaku. - Teraz tylko sierżant jest. Kawał kutasa… - mruknął pod nosem. - Myślałem, że na ciebie ktoś też poluje. Jak na Mary. I mnie też chcieli w nocy urządzić. Ale nie ze mną takie numery. Powiedz szeryfowi, że z dopalaczami nie mam nic wspólnego. Ktoś chce mnie wrobić w jakieś gówno.

Anastasia zesztywniala jakby połknela kij. Dosłownie wyprostowała się i wybaluszyla oczy, jakby co najmniej chciała coś ukryć. Był to jednak odruch spowodowany jej lękami społecznymi, z jakimi się borykała. Było jej ciężko nawiązywać relacje. Zaczęła rozmawiać chyba ze strachu.

- Co? Nie! To znaczy... On jest dziennikarzem tylko. To ojciec Jessici tu pracuje - Ana wypuściła gwałtownie powietrze, jakby próbując się opanować po tym, jak prawie została oskarżona o bycie kablem. Przynajmniej tak to odebrala.

- Mnie pewnie łatwiej byłoby zabić... - mruknęła w końcu z przygnębieniem. Wyjęła z kieszeni zrobione jej z ukrycia zdjęcie, które znalazła w szafce i niepewnie pokazala chłopakowi - Znasz kogoś z kółka fotograficznego? - w jej głosie dało się wyczuc spięcie i przygnębienie.

- Oh, prasa! Trzecia władza. Niewiele się pomyliłem. - zaśmiał się, ale nie szyderczo.

Popatrzył na zdjęcie.

- Ktoś cię obserwuje, tak? Mam kumpla, który w Walgreens wywołuje zdjęcia. Zapytam. A mi przebito wczoraj wszystkie opony… Uważaj na siebie. Ja muszę lecieć. - zaczął tyłem odchodzić na parking. - Gdybyś coś się dowiedziała, to dasz mi znać, nie? My prześladowani musimy trzymać się razem! Jak masz na imię? - odkrzyknął jeszcze.

Odchodząc do czekającego samochodu obejrzał się jeszcze przez ramię, żeby zobaczyć czy dziewczyna weszła na posterunek.


***

Samochód toczył się z przepisową prędkością po ulicy.

- Czy mogę dzisiaj już do szkoły nie jechać? Chciałbym do babci. Jestem strasznie zmęczony psychicznie po tym wszystkim. - nie chciał, zwłaszcza przy młodszym bracie, rozmawiać o żadnym ataku na niego, prawdziwym czy urojonym.
Przede wszystkim zaś, chciał uniknąć tematu sterydów z Bryanem.

Spojrzała na niego podejrzliwie, ale szybko kiwnęła głową.
- Dobrze. Zawiozę cię do babci. Odpocznij, bo faktycznie coś nie najlepiej wyglądasz. Pogadamy wieczorem, jak wróci ojciec.

- Dzięki. - oparł głowę o szybę i beznamiętnym wzrokiem patrzył na połykaną przez auto drogę.

- Chyba, że chcesz coś dodać? - ton głosu nauczycielki nie wróżył za dobrze.

Bart westchnął.
- Wehikuł Czasu jest unieruchomiony przy takim dużym grafitti…

Przynajmniej próbował zacząć temat grafitti… żeby nie było, że nie próbował!

- Zadzwonię do Chase'a. Zajmie się nim.

- Po pogrzebie Mary zapłacę za te opony. Nie ma co liczyć, że nasza policja zamknie kogokolwiek, chyba że im na posterunek przyjdzie… - ziewnął niedospany.

Nie odpowiedziała skupiona na drodze. W końcu dojechali na miejsce pod zakład pogrzebowy.

Pewnie na niego wszystko i tak zwalą, przez samochód i farby w środku. Kwestia czasu, zanim zacznie się… Po co przyspieszać co nieuniknione? Z tego akurat się raczej i tak nie wykpi.

Wysiadł z auta, lecz włożył głowę do środka i rzekł uroczyście.
- Żyjcie długo i pomyślnie.

W odpowiedzi Joey z tylnego siedzenia pozdrowił volkańskim salutem.

Allison Oubre jak na profesjonalnego pedagoga przystało, doskonale kontrolowała emocje i mimo gotującego się w niej wulkanu zdenerwowania tylko przewróciła oczami nad kierownicą.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 25-09-2021 o 05:40.
Campo Viejo jest offline