Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2021, 21:33   #85
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 2053.04.21; pn, przedpołudnie, NYC

Czas: 2053.04.21; pn; przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi
Warunki: meeting room; jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, chłodno


Amanda



Pogoda dzisiaj była paskudna. Bardzo nowojorska. Od rana wiał bardzo silny wiatr jaki przeszkadzał i ludziom i samochodom. Bez trudu poruszał nawet grubymi konarami. Przez to też i zebranie się opóźniło. Sam Hori spóźnił się prawie godzinę bo wiatr przewalił mu słup telefoniczny tuż przy samochodzie. Zanim się wykaraskał i dojechał pod wieżowiec firmy to właśnie minęła prawie godzina. Kanmi też przyjechał później niż powinien więc się we dwójkę trochę spóźnili na spotkanie ale jakoś nikt im nie czynił wyrzutów. Trudno było wygrać z siłami natury.

Za to kierowca odzyskał swojego Land Rovera to miał wyśmienity humor pomimo paskudnej pogody. Zresztą pogoda się uspokoiła gdy zbliżało się południe. Ale w radio zapowiadali drugą falę wichury na drugą połowę dnia.

W meeting room humory też dopisywały. Kolejni dowódcy poszczególnych wozów meldowali swoją gotowość do drogi. Wszelkie naprawy były dokonane, przeróbki zamontowane, baki zatankowane, zakupy porobione więc wyglądało na to, że konwój jaki miał wyruszyć na odległe południe kontynentu był gotów do drogi.

Prywatnie Amanda i Kanmi też mieli powód do satysfakcji. Wczoraj jak późnym popołudniem wracali z Bronxu zajechali na zachodni Manhatan aby odwiedzić Ryana. Znaleźli go w świetlicy tak jak im mówił wcześniej gdzie zdarza mu się bywać w niedzielę. Gdy usłyszał z czym przyjechali ucieszył się niezmiernie. Co prawda nie mieli ze sobą profesora ani Amanda nie spotkała ani jego ani żadnego śladu jego istnienia w placówce badawczej na Bronxie. Jednak Ryan był pod wrażeniem tego numeru, że udało jej się spenetrować to miejsce. Oraz na jakie zabezpieczenia tam trafiła.

- No ciekawe, ciekawe… Co oni tam robią. Pierwsze słyszę o tym miejscu. Właściwie, że coś tam jest na tym Bronxie to słyszałem ale nie sądziłem, że to coś na tym poziomie i skali. - przyznał asystent zaginionego Fletchera. Zastanawiał się nad tym jak potraktować te informacje. W końcu nie mieli ze sobą jego mentora co było warte 3 kafle. Ani żadnego dowodu na jego obecność na owym stadionowym obiekcie. W końcu więc zdecydował się im wypłacić 5 stówek. Czyli połowę “za informacje jakie okażą się przydatne w odnalezieniu profesora”. Ale obiecał, że jeśli trop okaże się rzeczywiście właściwy to wypłaci im drugie 5 stówek. Nawet jeśli to nie oni by odnaleźli zaginionego.

- To i tak więcej niż myślałem, że nam zapłaci. Ucieszyłbym się jakby stówkę zapłacił. - rzucił luźno kierowca gdy wracali z uniwerku do siebie. Co prawda jak mieli lada dzień wyjeżdżać z miasta to nie zapowiadało się aby trafiła się szansa na zgarnięcie tego drugiego pół kafla ale Kanmi traktował to jak bonus na drogę i to go cieszyło.

Potem jak wrócili do domu Amandy to z Amandy niewiele już było pożytku. Zimna woda i kiepska pogoda zrobiły swoje więc opcja aby zanurkować w wannie gorącej wody była zbyt kusząca aby ją przegapić. Potem zaś podobnie kusiło ją łóżko. Na szczęście pozostała dwójka po wcześniejszych przygotowaniach ogarnęła temat zostawiając ją w słodkich objęciach Morfeusza. Kanmi zabrał Maki do niej i tam mieli się jeszcze spakować a na koniec miał wrócić do siebie.

Rano jak się okazało to jak przyjechał najpierw po Amandę to był zdania, że Maki powinna być gotowa do drogi nawet jeśli zaraz po zebraniu mieliby wyruszyć. Chociaż nie sądził aby to się stało. Dzisiaj miał być jeszcze termin aby zgłosić gotowość do wyjazdu lub nie. Miała zapaść decyzja kiedy wyruszają. I dzsiaj na zerbaniu u Ayumi jak wysłuchała kompletu raportów od przedstawicieli każdej załogi uznała, że punkt zbiórki jest jutro o 10 rano. A przewidziany punkt wyjazdu o 12-tej. Tak symbolicznie, w samo południe.

- A dziś zapraszam was wszystkich na małą uroczystość. Wszyscy jesteście zaproszeni, każdy z każdej załogi, wraz z osobami towarzyszącymi jeśli chcecie. W końcu wszyscy jesteśmy jakąś częścią tego przedsięwzięcia. - oznajmiła czarna blond szefowa na koniec zebrania. Uśmiechnęła się do nich życzliwie i atmosfera się rozluźniła. Przyjęcie miało się odbyć w “Małym Kioto” co było wewnętrznym lokalem Koi połozonym na jednym z wyższych piętr ich wieżowca. Tam osbywały się mniej lub bardziej oficjalne uroczystości, posiłki, obiady czy wręcz uczty dla osób związanym z rodzinną firmą. Wcześniej Amanda była tam raz czy dwa ale raczej nie była tak związana z rodziną aby tam mieć swobodny dostęp. Teraz wyglądało na to, że Ayumi postanowiła ostatni wieczór spędzić z tymi z jacy mieli jutro wyruszyć z miasta oraz ich bliskimi. Poza takimi szychami jak ona czy Hori to pewnie większość tej zagranicznej wycieczki nie bywała zbyt często w “Kioto”.




Czas: 2053.04.21; pn; zmierzch
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), restauracja “Małe Kioto”
Warunki: restauracja; jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, umi.wiatr, zimno


Amanda



Świat zewnętrzny przypominał scenę jak po jakimś katakliźmie. Może niezbyt dużym i w tym mieście raczej rutynowym ale jednak. Prognoza pogody nie myliły się i druga połowa dnia okazała się tak samo wietrzna jak poranek. Ciężko było wyjść na ulicę, na brudny asfalt leciały przewalone słupy, zerwane gałęzie czy oderwane kawałki zamocowanych gdzieś wcześniej blach. Do takiej scenerii stary ale jary Land Rover nawet pasował. Ale trójka elegancko ubranych osób już mniej. Na szczęście wraz z końcem dnia wiatr zelżał więc dało się przejść ten kawałek chodnika z domu do samochodu. A w podziemnym parkingu Koi to już w ogóle był spokój.

- Ja też muszę iść? Powiecie, że się rozchorowałem czy co. Albo, że drzewo mnie przygniotło. - Kanmi zgasił silnik ale dąsał się jak mały chłopiec jakiemu mama każe iść na przyjęcie z ciotkami jakich nie lubi.

- Kanmi no nie wygłupiaj się. Chodź z nami i chociaż się pokaż na początek. Potem jak chcesz możesz się zmyć ale nie będzie dobrze wyglądało jak kogoś nie będzie. Przecież to Ayumi nas zaprosiła. Wszyscy co mają jechać pewnie będą. - blond Azjatka czuła się w swojej sukni o wiele swobodniej niż mężczyzna w swojej białej koszuli. Nawet krawat założył chociaż bez przerwy coś przy nim majstrował.

- Udusi mnie to cholerstwo. Dobra chodźcie. - westchnął cierpiętniczym tonem wiedząc, że masażystka ma rację. Ale też jak Inu wiedziała nie czuł się zbyt dobrze przy tych wszystkich firmowych ważniakach. Wolał działać na zewnątrz.

No ale poszli. Sporo tego chodzenia było jak mimo wszystkich wysiłków konserwatorów windy dalej nie działały więc na te wyższe piętra trzeba było wejść schodami. Wreszcie jednak znaleźli się na właściwym piętrze i tam w recepcji obsługa skłoniła się im witając gości. A na końcu korytarza po otwarciu drzwi ukazało się wnętrze “Małego Kioto”. Kanmi mimo swojego marudzenia wydawał się zaciekawiony. On to w ogóle tu chyba był pierwszy raz. Okazało się, że z ich trójki najczęściej bywała tu Maki ale nie jako czyjaś dziewczyna. Teraz więc ona przejęła rolę przewodniczki i skierowała ich pomiędzy stolikami ku właściwemu sektorowi. Na zewnątrz jeszcze było jasno ale wieczór się zbliżał więc niektóre stoliki były zajęte. Ale największy tłok był w sektorze zarezerwowanym przez Ayumi. Ona też pełniła rolę opiekunki i gospodyni tej imprezy.

- Witajcie, cieszę się, że znaleźliście czas aby nas odwiedzić. Inu, Maki wyglądacie olśniewająco. Zwłaszcza z bliska, jak podwójne gwiazdy. A ty Kanmi nie wiedziałam, że tak dobrze wyglądasz w garniturze. Bo bym ci zaproponowała fuchę mojego szofera. - szefowa nie szczędziła im wyrazów życzliwości i sympatii. Nawet blondyn wydawał się być “kupiony” takim zgrabnym komplementem. Jak się oficjalnie przywitali mogli zająć miejsca przy wspólnym stole. A ten był spory i faktycznie przypominał jakiś zlot rodzinny. Z początku wszyscy rozmawiali luźno z sąsiadami i czekali aż będą mieli komplet gości ale szybko jak to na przyjęciach bywa ludzie w naturalny sposób pogrupowali się w mniejsze grupki które często mieszały się składem i wielkością.

Hori wyglądał w swoim czarnym garniturze i muszce jak jakiś aktor albo biznesmen. I czuł się w nim o wiele swobodniej od Kanmiego. I wyglądał w sam raz jak na pewnego siebie przywódcę i lidera wypadało. Jako szef planowanego konwoju wydawał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Starsza para, Sadao i Hanae wyglądali jak jacyś seniorzy na tym rodzinnym zlocie. Uśmiechali się życzliwie do młodszego pokolenia a wszyscy traktowali ich z szacunkiem choćby ze względu na wiek.

Kanmi prawie z miejsca spiknął się ze swoim kumplem Mamoru. I obaj utonęli w dyskusji o motoryzacyjnym szaleństwie. Zupełnie jakby blondyn zapomniał, że wcale nie chce tu być i właściwie to miał się tylko pokazać i zaraz zmywać.

Gdzieś między gośćmi Amanda dostrzegła Takarę. W swojej uniwersalnej “małej czarnej” wyglądała niepozornie. Akurat jak jedna z tych panienek co są tylko od pokazywania zgrabnych kształtów i głupiutkich chichotów. Ale z tego co o niej słyszała przepatrywaczka to ona była zaufaną Ayumi i ta ponoć posyłała ją do “trudnych przypadków”. Więc chociaż czarnowłosa Japonka wyglądała jak skromna sekretarka i czyjść dodatek do torebki albo krawata to jednak pozory mogły mylić. Takara zdawała się rozciągać wokół siebie niewidzialną bańkę chłodu. Bo swobodnie rozmawiali z nią Ayumi, Hori i Hisa. Chociaż w końcu podbił do niej jakiś łysy Murzyn któremu chyba wpadła w oko. Jego znała tylko z widzenia, on chyba miał być z załogi Sato ale jakoś wcześniej nie miała okazji go lepiej poznać.

Wśród tych azjatyckich twarzy całkiem sporo było nie-azjatów. Albo też mieli być w konwoju albo to były osoby towarzyszące. Partnerzy, partnerki, żony, narzeczone i podobni krewni. Ayumi miała gest i nie żałowała dolców i serdeczności aby każdy mógł się poczuć swobodnie i rodzinnie. W końcu wszyscy zdawali sobie sprawę, że czeka ich kilkutygodniowa przeprawa na dalekie południe i tak naprawdę nikt nie wiedział co ich spotka po drodze. I czy wszyscy zdołają wrócić do domu. Więc teraz śmiali, cieszyli się, rozmawiali, żartowali nawet ktoś próbował swoich sił w karaoke albo potańczyć na parkiecie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline