Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2021, 08:56   #41
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
33 Jahrdrung, Wallentag , Świt ok. 05.30



Skuleni pośród ośnieżonego gruzu, o kilkadziesiąt kroków od bitewnej zawieruchy wyłomu, błyskawicznie kombinowali co począć w tak… ekstraordynaryjnej sytuacji. Bo, że w takiej się znaleźli, byli pewni. Ale żyli. Nawet, jeśli stan ten miał trwać ledwie chwilę jeszcze to zawsze lepszy był, niż ten drugi, inny, wiszący na drugiej szalce wagi.

-Czekajta - zwołał Semen ściągnął waciak i zaczął odwijać linę dotąd zamotana wokoło pasa - prać się wiecznie nie będą, trza szybko za mur i do obozu wroga. - powiedział kozak zarzucając koniec liny z pętlą na wyszczerbiony fragment muru. To rzeczywiście brzmiało jak plan.

Z nieba zaczął padać śnieg. Uśmiech losu? Zawierucha śnieżna z pewnością by im pomogła w ucieczce. Może by się nawet nim ucieszyli, gdyby płatki, które spadały z nieba nie były w odcieni czerwieni. Krwawe, niczym krople krwi.


***

Urnst biegł w trzecim szeregu, prąc do wyłomu co sił, byle szybciej dopaść tych rewolucyjnych skurwieli. Wkrótce jednak biegnący z przodu zwolnili a on próbował wyjrzeć spoza lasu broni i głów, co sprawiło, że zrobiło się tak tłoczno. Z tyłu napierali kolejni i Urnst nagle dostrzegł, że nie jest w stanie się ruszyć w bok a tylko małymi kroczkami przeć na przód. Z przodu , od wyłomu, rozległ się ryk, który zmroził jego serce. Nie jego jedynie, bo naraz poczuł smród gówna i od razu zrozumiał, że ktoś popuścił. Parł powoli na przód, gdy nagle coś przecięło powietrze a on dostrzegł tylko błysk stali, potężnego topora, który wyrwał w pierwszych szeregach potężną wyrwę posyłając jego kamratów, w tym ciotecznego brata Arnulfa, w powietrze. Urnst z przeraźliwą fascynacją spoglądał na koziołkujące w powietrzu, rozrąbane, plujące we wszystkie strony krwią i wnętrznościami ciała a potem nagle, pchany wciąż rosnącą za plecami ciżbą stanął w pierwszym szeregu i ujrzał na oczy … bestię.

I też się zesrał…


***

-Obywatelu K, w wyłomie dzieje się coś dziwnego. Nasi obserwatorzy mówią coś o rogatej bestii z piekła rodem! Z nieba leci krwawy śnieg. A te chuje prą przez wyłom do przodu. Albo ich wesprzemy, albo… - głos jednego z przywódców, zaufanego rewolucjonisty Manzina, który wcześniej był rybakiem ale szybko piął się w rewolucyjnej hierarchii, drżał z wysiłku. Przybiegł co sił do kamienicy, którą Obywatel K obrał sobie za miejsce dowodzenia. Sztab jego był więcej niż ubogi, bo towarzyszyło ledwie kilku ochroniarzy. I ta dziewka Ann. Jednak Obywatel K stał przy wyrwie po oknie i oglądał bitwę z oddali, choć krwawa zamieć solidnie to utrudniała.

-Widzę co się dzieje. Skocz do „Rębacza” i powiedz mu by oskrzydlił te szlacheckie kurwy, tak jak to było w planie. Są już nasi!


***


„Mogłem mieć dom i ogród. Mały domek i dwie grządki z warzywami. I kozę, która dawała by mleko. Ale nie, baba chciała żyć jak pani, w mieście. Kurewskie miasto wpędzi mnie do grobu, zawsze to mówiłem. Ojciec to mówił. Nawet dziadek, który pamiętał czasy, gdy w okolicy w miejscu gdy teraz jestem pasały się owce. Mogłem mieć mały domek…” myślał Karl biegnąc prze osypiska gruzu w kierunku wyłomu razem z kilkuset kamratami. Prokurator K nakazał im wesprzeć walczących w Północnej Bramie kompanów a jak Prokurator K coś nakazuje, to się go słucha i wykonuje polecenia. „Wielka mi kurwa rewolucja. Zamiana papucia, na lać” pomyślał zniechęcony wybiegając na barykadę. I zamarł w biegu stając twarzą w twarz z maszkarą wyjętą z jakiegoś koszmarnego snu.

Unurzany w krwi i wnętrznościach zabitych, z których już wokół bestii usypał się pokaźny stos, rogaty potwór miał dobrych dziesięć metrów wzrostu a w łapach wielkości wozu dzierżył topory zbryzgane posoką. Kolczasty ogon miotał się z tyłu niczym bicz a wyszczerzone kły napawały wstrętem, odrazą i przerażeniem. „Na to się nie pisałem” pomyślał Karl i odwrócił się by rzucić się do ucieczki. Nie on jeden. Tyle, że towarzysze nie widzący jeszcze bestii w krwawej zadymce parli z wrzaskiem do przodu. Karl starał się przepchnąć, ale było to na nic. Wrzeszczał gromko, ale jego wrzask tonął we wrzasku wszystkich walczących. Tak jak ryk bestii. Karl chwilę stawiał opór natarciu, sam jeden, niczym jakiś mityczny bohater i wówczas poczuł jak coś pieszczotliwie owija się wokół jego nóg. Zadrżał z przerażenia, ale krzyk, który wyrwał się z jego ust rozległ się już w powietrzu, gdy porwany długim ogonem bestii pofrunął w powietrze koziołkując nad polem bitwy.

„Mogłem mieć mały domek…” spadając uczepił się tej jednej myśli…


***


Gudrun z obrzydzeniem ścierała z dłoni każdy krwawy płatek, ale było to na nic, bo płatków przybierało. Zawieja zresztą też była jakaś dziwna, bo zaczynała wirować wokół wyłomu, oni byli ledwie na jej skraju a i tak widoczność spadła do kilkunastu kroków. Kilkunastu kroków skąpanych w czerwieni. - Musimy stąd wiać. - powiedziała popędzając kamratów do wspięcia się po linie na mur z którego już mieli tylko zjechać na jego drugą stronę i żegnaj Wusterburgu!

Gdzieś zza ściany krwawej śnieżycy dał się słyszeć chrzęst i dudnienie buciorów. Zbliżający się chrzęst i dudnieni. Poganiając się wzajemnie wspięli się na mur siadając na nim okrakiem, czekając by zwiesić linę z drugiej strony by móc zsunąć się bezpiecznie. Udało się nawet wwlec Theophrastusa, owijając go w pasie liną i wciągając. Kilkunastometrowa fortyfikacja zapewniała miastu bezpieczeństwo. W czasach, gdy świat nie zwariował i pojawiła się rewolucja.

Wspięli się w ostatniej niemal chwili. Pod nimi, w mieście, pojawili się pierwsi obrońcy z odwodów, które szły w sukurs walczącym w wyłomie bohaterom proletariatu przelewając się przez gruzowisko w którym ledwie przed chwilą kulili się wszyscy. Na szczęście oni byli już w górze a w ferworze natarcia nikt nie zwrócił uwagi na sznur, który Semen powoli zwijał, by za chwilę przerzucić go na drugą stronę.


***


-Mówię wam dziatki, bój to był okrutny! W Wusterburgu starły się straszliwe siły bo pany wezwały samego diaboła, coby z nimi ramię w ramię walczył i zgniótł ludowe powstanie. - dziad przerwał na chwilę spoglądając na zgromadzone u jego stóp w karczmie dzieciaki. Zebrała się cała wieś, ale pierwsze miejsca u jego stóp zajęli najmniejsi słuchając z rozdziawionymi ustami jego opowieści. Sięgnął do dzbana, które karczmarz wpierw postawił obok niego w dzbanie na zydlu. Łyknął solidny haust obcierając długie wąsy, po czym podjął swą opowieść słysząc gdzieniegdzie „I co!” „Co było dalej!?” - Bestia to była okrutna, miała dziesięć metrów wzrostu, łapy jak krowa wielkie i topory, które w naszych szeregach wyrzynały krwawe żniwo. Siekł nas jakby żął zboże, jakby to nie ludzie stali mu orężni na przeciwko, jeno jakie łozy. Krew lała się wszędzie a było jej tyle, że z nieba zaczął spadać krwawy śnieg!

Jurg szturchnął w bok swego przyjaciela Arnulfa i na migi pokręcił palcem z boku głowy pokazując, że dziadowi najwyraźniej odbiło. Arnulf zaśmiał się cicho i już miał odpowiedzieć, gdy Studd Drwal pacnął ich obu z tyłu w głowę. Jurg parsknął a z nosa poleciały mu smarki a Arnulf chwycił się za obolałe miejsce. W oczach stanęły mu łzy, ale powstrzymał się z płaczem. Studd warknął jeno - Słuchjta, bo tak było, jak starzyk mówi.

Dziad zadowolony z zainteresowania słuchaczy podjął swą opowieść…


***


Siedzieli na murze zerkając za plecy w dół. W ciszy. Nasłuchując szczęku oręża, wycia atakujących, wycia obrońców i wycia bestii. I chrzęstu setek buciorów ludzi, którzy szli na śmierć. Semen już nawet zwinął linę i miał ją właśnie w dół spuszczać, gdy nagle ujrzał pod spodem idący zastęp rewolucjonistów, którzy za murem szli cicho, zwartą i najeżoną orężem ciżbą, zachodząc szturmujących z boku. Było ich kurewsko wielu…


***

-Ruszać się chuje! Ta wojna się sama nie wygra! Pokażmy tym kurwim synom jak się atakuje. Skończmy to szybko i wracajmy do domów! - Korin ryknął na Owczarzy, których tłum truchtał w kierunku odgłosu bitwy. Pomalowane twarze, tarcze znaczone nie jednym ostrzem, ostrza. mnóstwo ostrzy. Biegli truchtem po ubitym wcześniej buciorami wolnych śniegu. Już widzieli jasny punkt wyłomu i wiedzieli, że zaraz przyjdzie im zabrać się za krwawą robotę. Ale też nie byli dziećmi. Znali się na niej z dziada pradziada. „Jak coś trzeba zrobić, to trzeba to zrobić” mawiano w górach. Biegli więc. Byle szybciej to zacząć. Byle szybciej to skończyć…


***


Proszę o 5 k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline