Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2021, 08:56   #41
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
33 Jahrdrung, Wallentag , Świt ok. 05.30



Skuleni pośród ośnieżonego gruzu, o kilkadziesiąt kroków od bitewnej zawieruchy wyłomu, błyskawicznie kombinowali co począć w tak… ekstraordynaryjnej sytuacji. Bo, że w takiej się znaleźli, byli pewni. Ale żyli. Nawet, jeśli stan ten miał trwać ledwie chwilę jeszcze to zawsze lepszy był, niż ten drugi, inny, wiszący na drugiej szalce wagi.

-Czekajta - zwołał Semen ściągnął waciak i zaczął odwijać linę dotąd zamotana wokoło pasa - prać się wiecznie nie będą, trza szybko za mur i do obozu wroga. - powiedział kozak zarzucając koniec liny z pętlą na wyszczerbiony fragment muru. To rzeczywiście brzmiało jak plan.

Z nieba zaczął padać śnieg. Uśmiech losu? Zawierucha śnieżna z pewnością by im pomogła w ucieczce. Może by się nawet nim ucieszyli, gdyby płatki, które spadały z nieba nie były w odcieni czerwieni. Krwawe, niczym krople krwi.


***

Urnst biegł w trzecim szeregu, prąc do wyłomu co sił, byle szybciej dopaść tych rewolucyjnych skurwieli. Wkrótce jednak biegnący z przodu zwolnili a on próbował wyjrzeć spoza lasu broni i głów, co sprawiło, że zrobiło się tak tłoczno. Z tyłu napierali kolejni i Urnst nagle dostrzegł, że nie jest w stanie się ruszyć w bok a tylko małymi kroczkami przeć na przód. Z przodu , od wyłomu, rozległ się ryk, który zmroził jego serce. Nie jego jedynie, bo naraz poczuł smród gówna i od razu zrozumiał, że ktoś popuścił. Parł powoli na przód, gdy nagle coś przecięło powietrze a on dostrzegł tylko błysk stali, potężnego topora, który wyrwał w pierwszych szeregach potężną wyrwę posyłając jego kamratów, w tym ciotecznego brata Arnulfa, w powietrze. Urnst z przeraźliwą fascynacją spoglądał na koziołkujące w powietrzu, rozrąbane, plujące we wszystkie strony krwią i wnętrznościami ciała a potem nagle, pchany wciąż rosnącą za plecami ciżbą stanął w pierwszym szeregu i ujrzał na oczy … bestię.

I też się zesrał…


***

-Obywatelu K, w wyłomie dzieje się coś dziwnego. Nasi obserwatorzy mówią coś o rogatej bestii z piekła rodem! Z nieba leci krwawy śnieg. A te chuje prą przez wyłom do przodu. Albo ich wesprzemy, albo… - głos jednego z przywódców, zaufanego rewolucjonisty Manzina, który wcześniej był rybakiem ale szybko piął się w rewolucyjnej hierarchii, drżał z wysiłku. Przybiegł co sił do kamienicy, którą Obywatel K obrał sobie za miejsce dowodzenia. Sztab jego był więcej niż ubogi, bo towarzyszyło ledwie kilku ochroniarzy. I ta dziewka Ann. Jednak Obywatel K stał przy wyrwie po oknie i oglądał bitwę z oddali, choć krwawa zamieć solidnie to utrudniała.

-Widzę co się dzieje. Skocz do „Rębacza” i powiedz mu by oskrzydlił te szlacheckie kurwy, tak jak to było w planie. Są już nasi!


***


„Mogłem mieć dom i ogród. Mały domek i dwie grządki z warzywami. I kozę, która dawała by mleko. Ale nie, baba chciała żyć jak pani, w mieście. Kurewskie miasto wpędzi mnie do grobu, zawsze to mówiłem. Ojciec to mówił. Nawet dziadek, który pamiętał czasy, gdy w okolicy w miejscu gdy teraz jestem pasały się owce. Mogłem mieć mały domek…” myślał Karl biegnąc prze osypiska gruzu w kierunku wyłomu razem z kilkuset kamratami. Prokurator K nakazał im wesprzeć walczących w Północnej Bramie kompanów a jak Prokurator K coś nakazuje, to się go słucha i wykonuje polecenia. „Wielka mi kurwa rewolucja. Zamiana papucia, na lać” pomyślał zniechęcony wybiegając na barykadę. I zamarł w biegu stając twarzą w twarz z maszkarą wyjętą z jakiegoś koszmarnego snu.

Unurzany w krwi i wnętrznościach zabitych, z których już wokół bestii usypał się pokaźny stos, rogaty potwór miał dobrych dziesięć metrów wzrostu a w łapach wielkości wozu dzierżył topory zbryzgane posoką. Kolczasty ogon miotał się z tyłu niczym bicz a wyszczerzone kły napawały wstrętem, odrazą i przerażeniem. „Na to się nie pisałem” pomyślał Karl i odwrócił się by rzucić się do ucieczki. Nie on jeden. Tyle, że towarzysze nie widzący jeszcze bestii w krwawej zadymce parli z wrzaskiem do przodu. Karl starał się przepchnąć, ale było to na nic. Wrzeszczał gromko, ale jego wrzask tonął we wrzasku wszystkich walczących. Tak jak ryk bestii. Karl chwilę stawiał opór natarciu, sam jeden, niczym jakiś mityczny bohater i wówczas poczuł jak coś pieszczotliwie owija się wokół jego nóg. Zadrżał z przerażenia, ale krzyk, który wyrwał się z jego ust rozległ się już w powietrzu, gdy porwany długim ogonem bestii pofrunął w powietrze koziołkując nad polem bitwy.

„Mogłem mieć mały domek…” spadając uczepił się tej jednej myśli…


***


Gudrun z obrzydzeniem ścierała z dłoni każdy krwawy płatek, ale było to na nic, bo płatków przybierało. Zawieja zresztą też była jakaś dziwna, bo zaczynała wirować wokół wyłomu, oni byli ledwie na jej skraju a i tak widoczność spadła do kilkunastu kroków. Kilkunastu kroków skąpanych w czerwieni. - Musimy stąd wiać. - powiedziała popędzając kamratów do wspięcia się po linie na mur z którego już mieli tylko zjechać na jego drugą stronę i żegnaj Wusterburgu!

Gdzieś zza ściany krwawej śnieżycy dał się słyszeć chrzęst i dudnienie buciorów. Zbliżający się chrzęst i dudnieni. Poganiając się wzajemnie wspięli się na mur siadając na nim okrakiem, czekając by zwiesić linę z drugiej strony by móc zsunąć się bezpiecznie. Udało się nawet wwlec Theophrastusa, owijając go w pasie liną i wciągając. Kilkunastometrowa fortyfikacja zapewniała miastu bezpieczeństwo. W czasach, gdy świat nie zwariował i pojawiła się rewolucja.

Wspięli się w ostatniej niemal chwili. Pod nimi, w mieście, pojawili się pierwsi obrońcy z odwodów, które szły w sukurs walczącym w wyłomie bohaterom proletariatu przelewając się przez gruzowisko w którym ledwie przed chwilą kulili się wszyscy. Na szczęście oni byli już w górze a w ferworze natarcia nikt nie zwrócił uwagi na sznur, który Semen powoli zwijał, by za chwilę przerzucić go na drugą stronę.


***


-Mówię wam dziatki, bój to był okrutny! W Wusterburgu starły się straszliwe siły bo pany wezwały samego diaboła, coby z nimi ramię w ramię walczył i zgniótł ludowe powstanie. - dziad przerwał na chwilę spoglądając na zgromadzone u jego stóp w karczmie dzieciaki. Zebrała się cała wieś, ale pierwsze miejsca u jego stóp zajęli najmniejsi słuchając z rozdziawionymi ustami jego opowieści. Sięgnął do dzbana, które karczmarz wpierw postawił obok niego w dzbanie na zydlu. Łyknął solidny haust obcierając długie wąsy, po czym podjął swą opowieść słysząc gdzieniegdzie „I co!” „Co było dalej!?” - Bestia to była okrutna, miała dziesięć metrów wzrostu, łapy jak krowa wielkie i topory, które w naszych szeregach wyrzynały krwawe żniwo. Siekł nas jakby żął zboże, jakby to nie ludzie stali mu orężni na przeciwko, jeno jakie łozy. Krew lała się wszędzie a było jej tyle, że z nieba zaczął spadać krwawy śnieg!

Jurg szturchnął w bok swego przyjaciela Arnulfa i na migi pokręcił palcem z boku głowy pokazując, że dziadowi najwyraźniej odbiło. Arnulf zaśmiał się cicho i już miał odpowiedzieć, gdy Studd Drwal pacnął ich obu z tyłu w głowę. Jurg parsknął a z nosa poleciały mu smarki a Arnulf chwycił się za obolałe miejsce. W oczach stanęły mu łzy, ale powstrzymał się z płaczem. Studd warknął jeno - Słuchjta, bo tak było, jak starzyk mówi.

Dziad zadowolony z zainteresowania słuchaczy podjął swą opowieść…


***


Siedzieli na murze zerkając za plecy w dół. W ciszy. Nasłuchując szczęku oręża, wycia atakujących, wycia obrońców i wycia bestii. I chrzęstu setek buciorów ludzi, którzy szli na śmierć. Semen już nawet zwinął linę i miał ją właśnie w dół spuszczać, gdy nagle ujrzał pod spodem idący zastęp rewolucjonistów, którzy za murem szli cicho, zwartą i najeżoną orężem ciżbą, zachodząc szturmujących z boku. Było ich kurewsko wielu…


***

-Ruszać się chuje! Ta wojna się sama nie wygra! Pokażmy tym kurwim synom jak się atakuje. Skończmy to szybko i wracajmy do domów! - Korin ryknął na Owczarzy, których tłum truchtał w kierunku odgłosu bitwy. Pomalowane twarze, tarcze znaczone nie jednym ostrzem, ostrza. mnóstwo ostrzy. Biegli truchtem po ubitym wcześniej buciorami wolnych śniegu. Już widzieli jasny punkt wyłomu i wiedzieli, że zaraz przyjdzie im zabrać się za krwawą robotę. Ale też nie byli dziećmi. Znali się na niej z dziada pradziada. „Jak coś trzeba zrobić, to trzeba to zrobić” mawiano w górach. Biegli więc. Byle szybciej to zacząć. Byle szybciej to skończyć…


***


Proszę o 5 k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 01-10-2021, 15:42   #42
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Oooo jakie ładnee płatki śniegu !" – przemknęło przez głowę niziołkowi i na krótką chwilę rozpogodziło jego dzień. Mogło jeszcze być więcej kolorów i błysków jak w dzień koronacji któregoś tam imperatora , a może to był ślub hrabiny? Tupik nie pamiętał wiedział jednak, że podobały mu się fajerwerki które wówczas oglądał. To było coś podobnego choć nie całkiem, zwłaszcza od kiedy spadające czerwone płatki śniegu okazały się krwią zmieszaną z śniegiem. To już tak fajne nie było.

Wzmożonym wspólnym wysiłkiem wgramolili się na mur – co prawda Tupik nadal uważał że podróż kanałami byłaby bezpieczniejsza, ale nie zamierzał narzekać zwłaszcza że mieli stąd całkiem niezły widok na to co się za chwile miało jeszcze wydarzyć. Tłuszcza okrążała żołnierzy i gdyby to jeszcze były jakieś zbrojne zaciężne oddziały cesarskie, albo regiment krasnoludzki to okrążałaby go na własna zgubę, czy jednak ta naprędce zgromadzona banda najemników lub chłopów pod rozkazami różnej maści szlachciców miała szanse z rozwścieczonym tłumem napierającym z każdej strony? Tupik szczerze wątpił co więcej wnikliwym wzrokiem przewidywał już dalsze rozwoje wypadków – co będzie jak wieść się poniesie że szlachta przegrała ? W ilu jeszcze miejscach ogień rewolucji zagorzeje prawdziwym ogniem? Obawiał się że może być to początek prawdziwej lawiny wydarzeń i niestety mała grupka siedząca niemal okrakiem na murze miała w tym swój czynny zgubny udział. „Demonów się im zachciało” – pomyślał gorzko , niemniej wiedział że nawet i bez demona atak szlachty w osłabioną wyrwę nie wiele by zmienił. Okrążający atak był już przygotowywany znacznie wcześniej i być może właśnie Prokuratorowi zależało by ktoś taki jak Mały dogadał się z kimś po drugiej stronie i wwiódł ich nieświadomie w pułapkę. Tupik mając niemal cały obraz zdarzeń podany na tacy nie wątpił, że był to zamysł Prokuratora… sam by też tak uczynił gdyby był na jego miejscu.

Nie było już jednak odwrotu , przynajmniej nie dla niego. Pozostało ruszyć w postronne krainy byle dalej od kolejnego rozpizdolu który się w Imperium szykował. Bretonia na jakiś czas była spalona – być może na zawsze , nie wątpił że i tam z czasem dojdzie rewolucja jeśli jej cesarz nie zdusi w zarodku … albo przynajmniej w niemrawym płodzie – bo o zarodku można już było zapomnieć. Kislev? Trochę zimno , tam jednak szlachta zwykle dużo mniej miała do gadania tak czy siak więc rewolucja powinna obejść się bez tamtejszych rejonów. A może Księstwa ? Tak , zdecydowanie najlepszy klimat a szlachta na tyle silna by utrzymać w ryzach swoich chłopów , na razie jednak większym problemem było by wydostać się stąd w pizdu a potem myśleć gdzie konkretnie.

Trzeba było jedynie przeczekać aż „poselstwo chłopskie” przejdzie w kierunku wyłomu a potem za mur i w długą. Teraz mieli ostatnią okazję by choć ogólnie przyjrzeć się okolicy jedyną słuszną drogą była ucieczka w las a później przy krawędzi do traktu a stamtąd już do najbliższej ludzkiej osady – jeśli zdołają dotrzeć. Jedynym plusem całej tej eskapady był fakt że wiedzieli o możliwości ucieczki – gorzej że wiedza nie pomogła im i tak zgromadzić jakiegoś zapasu żarcia którego brakowało na bieżąco – a co dopiero na zapas. Niemniej były korzonki, kora, a kto wie może i nić szansy na upolowanie czegoś. Kto wie… Na razie musieli się stąd wydostać, gdy tylko chłopi przejdą , gdy tylko…

Tupik znacząco ściszył głos przywierając na płasko do zimnego szczytu muru

- O azylu w obozie szlachty można zapomnieć. Za chwilę stracą armie a potem cała ta wściekła tłuszcza ruszy na ich obozowisko. Pozostaje las , ale naprawdę nie wiem jak długo tam wytrwamy, bez prowiantu, zapasów, wszystkiego czego potrzeba. W mieście ciężko było z ta zimą a co dopiero tam. No ale cóż zdaje się że wielkiego wyboru już nie mamy. Chyba że ...

- Tupik postanowił się lepiej rozejrzeć jak właściwie daleko mieli do obozu szlachty? Ile mieli czasu nim chłopi zmiażdżą najeźdźców i rusza ku ich obozowi? Może jednak dało by radę się tam zakraść korzystając z niepogody i wziąść to co przyda się na dalsza podróż. Bez pytania oczywiście. Jeśli wysłali dość wiele wojska na atak obóz byłby rozległy i słabo chroniony. Może nawet znalazłyby się jakieś konie - a to by oznaczało ogromny wzrost szansy na ucieczkę i przeżycie

- Chyba że ukradniemy choćby konie z obozu szlachty, tam teraz przecie prawie nikogo nie będzie a jak zobaczą jeszcze że przegrywają to sami będą myśleć bardziej o tym by brać nogi za pas niż pilnować czegokolwiek i czekać na tłuszcze. Wiem że pomysł szalony , ale nie bardziej niż włóczenie sie po lasach w zimie bez prowiantu i przygotowania , z głodnymi wilkami , mutantami i oddziałami Prokuratora który z pewnością wyśle ludzi by dobić niedobitki. Z końmi , z zaprzęgiem , z żarciem mielibyśmy realną szanse sie wydostać a to wszystko jest tam - wskazał ręką wciąż nie wychylając się za nadto zza muru , chłopi już praktycznie przeszli obok nich więc nie pozostało nic więcej niż ruszyć po zasoby które umożliwia im przetrwanie.

Miał tylko nadzieje że reszta będzie podobnego zdania. Jeśli nie to cóż zawsze mógł próbować szczęścia samemu. Złodziejaszkiem był nie od dziś - wiedział jednak że jeśli oni go teraz zostawią to to co nawet zdołałby sam nakraść zwyczajnie nie starczy dla wszystkich więcej niż jednego konia nie zdobędzie a w czwórkę na jednym nie ujadą.


K100 : 90, 67, 09, 42, 41

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 01-10-2021 o 15:45.
Eliasz jest offline  
Stary 01-10-2021, 21:46   #43
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Przecież od razu tak mówiłem - warknął Semen - Musimy się spieszyć. Brać co się da i chodu. Może być problem ze śniegiem. Ale nie mamy wyjścia.

K100 : 56, 24, 67, 72, 12

 
Mike jest offline  
Stary 02-10-2021, 18:58   #44
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤZ wysiłkiem znaczniejszym niż by przypuszczała zdołała wraz z resztą kompanów wdrapać się na okalający miasto mur, ewidentnie dieta pod butem miłościwie panującego Skurwysyna K rzutowała na jej obecne słabowanie, choć możliwe że przyczyniły się do tego również to czego przed chwilą doświadczyła. Zaciągnąwszy na łeb kaptur nie tylko by skryć ognistą czuprynę przed czyimś czujnym wzrokiem, a również by uniknąć krwawego śniegu rzuciła okiem w kierunku który wskazywał Tupik, ona nie obawiała się lasu, to był jej dom, a przynajmniej był nim bardziej niż pogrążone w walkach miasto, z demonem w roli wisienki na gównianym torcie. Niemniej musiała przyznać kamratowi rację, dobre konie, prowiant i to co jeszcze mogli przydatnego zdobyć na panach znacząco zwiększyłoby ich szanse przeżycia, już widziała oczyma wyobraźni jak rodziciele radują się na widok nowych koni, może i kosztowności. No właśnie, czy w ogóle będzie jeszcze bezpieczna jeśli żagiew rewolucji poniesie się i obejmie coraz to kolejne rejony? Czy nie dotrze i do ich rodzinnej osady? Gudrun nie miała pewności, a znając gorliwość komisarzy ludowych, wcale by jej to nie zdziwiło, a w takim razie potrzebowała środków i możliwości ewentualnego ujścia wraz z rodziną w jakieś bezpieczniejsze strony.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ— Tak, bez tego nam sczeznąć. Lasy pewnikiem do cna ze zwierza wyżęte. — Rzucił cicho na kolejny plan niziołka, innego wyjścia zbytnio nie mieli
71, 64, 48, 41, 35

 

Ostatnio edytowane przez M0n : 02-10-2021 o 19:00. Powód: Zapomniałem o rzutach
M0n jest offline  
Stary 03-10-2021, 02:09   #45
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Jak teraz zaczniemy spieprzać będziemy się odznaczać jak gówno na śniegu - zauważył medyk - Trzeba wśród większej kupy luda - dodał. Skatologiczne skojarzenia nie były tak całkiem bez przyczyny. Miał wrażenie, że są w czarnej dupie... Ale z drugiej strony przynajmniej żyją. "Jeszcze" - dodało coś w jego umyśle.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 03-10-2021, 09:26   #46
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Nie możemy sobie pozwolić na zwłokę , w tej chwili obie pieprzone armie zajęte są sobą, a wszyscy postronni zajęci są armiami. Za chwilę to się zmieni jedna z nich, najpewniej szlachecka przegra a ta druga zajmie się wyławianiem niedobitków i maruderów takich jak my. Jeśli pójdziemy z resztą miastowych to jak przy nich zabierzemy konie i odjedziemy nie w stronę miasta? O ile nas wcześniej Ann czy jakaś inna prokuratorska szpicla nie wyłowi i nie zaciągnie na drobne przesłuchanko, z którego pewnie żywi a już na pewno zdrowi nie wyjdziemy. A na naszą widoczność coś poradzimy, patrzaj i ucztaj się doktorze.

Tupik już przewiązał linę w pasie, schodził jako pierwszy gdyż podtrzymywany z góry przez silniejszych miał zapewnione wręcz bezpieczne przejście a sam – nie oszukując siebie czy nikogo innego, nie nadawał się jako osoba potrafiąca utrzymać ciężar kogokolwiek z pozostałych. Gdyby to na nim ktoś miał opierać zaufanie co do podtrzymania w razie poślizgu – to zapewne w efekcie oboje przekoziołkowaliby na dół.

Chwilę później wywinął podwójnego orła w śniegu tak że oblepiony białymi płatkami niemal zupełnie zlewał się z zaśnieżonym otoczeniem. Teraz mogli iść dalej znacząco zmniejszając szanse na zauważenie – zwłaszcza w padającym śniegu.


K100 47, 83, 02, 74, 10

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-10-2021 o 09:35.
Eliasz jest offline  
Stary 04-10-2021, 13:26   #47
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
33 Jahrdrung, Wallentag , Świt ok. 05.45



Kruk szedł w pierwszej linii klanowych, twardych, silnych ludzi żyjących w górach wedle własnych praw, mających nad sobą jeno wodza. Korin Grzechotark z Owczarzy był brutalnym skurwysynem, który znał się na swojej robocie. On, wbrew powszechnie panującej opinii, nie wypasał nigdy owiec. Owszem, kradł je, łupił sąsiednie klany, uczestniczył w wojnach, bitwach i potyczkach. I wciąż żył, choć nie wszystkim to było na rękę. Ale nikt przeciw niemu nie odważył się wystąpić. Słuchali go, bo alternatywą był zamknięty krąg tarcz i pojedynek na śmierć i życie. Na co nikt nie miał specjalnej ochoty. Kruk doskonale rozumiał tych pasterskich sukinsynów. Sam nie miałby ochoty na starcie z Korinem, choć był jednym z jego najwierniejszych carlów.

Szli spokojnie, nie dbając na wcześniejszy rozkazy jaśnie wielmożnych, bo te głupie chujki wcale, ale to wcale nie znali się na bitce. Słyszeli ryki walczących w wyłomie, choć przez śnieżycę która spadła na miasto, widoczność spadła do kilkudziesięciu kroków. Może dla tego Korin ich wstrzymywał, choć nie każdemu to było na rękę. Bitwa niosła za sobą łupy a coś przecież do domu trzeba było z wojny przynieść. Nawet, gdyby to było trzeba wydrzeć zębami z gardzieli jaśnie wielmożnych. Szli zwartym szykiem, zasłonięci tarczami, w rękach niosąc narzędzia do krzywdzenia innych. Ostrza i obuchy do cięcia, rozrywania, szarpania i kłucia. Do mordowania na wszelkie sposoby, jakie człek wymyślił w swej historii. I co najważniejsze, wiedzieli jak tych narzędzi użyć.

Naraz dotarł do nich inny dźwięk. Podniecone głosy jakby z boku wyłomu, tupot nóg, szczęk broni i krzyki. Tryumfu i wściekłości. Wycie rannych. Ostatnie jęki wydawane przez odchodzących do błota. Korin wstrzymał ich na chwilę, chcąc z dźwięku wywnioskować co się dzieje, po czym ryknął.

-Te kurwie syny uderzyły na naszych z boku! Naprzód! Biegiem!

Carlowie, doświadczeni w boju wojownicy, wnet pojęli w czym rzecz. Obrońcy musieli uderzyć gdzieś z boku na wolnych, którzy bili się w wyłomie. To mogło oznaczać ich pogrom. Zwarty mur tarcz pękł, gdy ruszyli do boju z wściekłym wyciem, na wprost przed siebie, w śnieżycę. Pozostali owczarze, traperzy, włóczykije i drwale wcieleni do drużyny Korina poszli w ich ślady podnieceni bliskością starcia. I nieuchronności bitwy…


***

Strzelcy widzieli coraz mniej, więc Towarzysz Hans, dowodzący oddziałem strzelców i kuszników nakazał im zbliżyć się do wyłomu, tak by widzieć choć zarys walczących. Wypełzli przeto z rowów, osypisk, gruzowisk i ruin biorąc jedynie najważniejszą część swego ekwipunku. Łuki, kusze i muszkiety z taką ilością pocisków, bełtów i strzał jaka im została. Żwawo, ponaglani krzykami Hansa, kierowali się na szczęk oręża i jęki mordowanych. I na straszliwy ryk, który dochodził od wyłomu. Pokonali raptem z pięćdziesiąt kroków, ale w końcu dostrzegli to co zostało z Północnej Bramy. A zostało, trzeba to było powiedzieć uczciwie, niewiele. Zdruzgotana już wcześniej przez samych Odnowicieli, teraz została już jedynie kupą gruzu. Zwarte kłębowisko kształtów, najeżone włóczniami, buzdyganami, mieczami, morgenszternami, dzidami, korbaczami, toporami, siekierami i cepami, otaczało kręgiem wyrastającą pod nich wszystkich bestię o dwóch rogach i czerwonej skórze, która śmiała się basowym śmiechem rozdając sprawiedliwie ciosy toporem. Ludzie rozrąbywani na dzwonki, ludzie wyrywani siłą ciosu w powietrze i koziołkujący w locie, opadający na dalsze szeregi bądź resztki murów, ludzie ginący całymi szeregami. I krew. Wszędzie tryskająca krew w której bestia była skąpana po same rogi. I jak ona się straszliwie śmiała.

Urnst, weteran wojen w Hochlandzie, uniósł muszkiet do góry mierząc w wyłom. Patrzył przez szczerbinkę na rogatą bestię a ręka zaczęła mu drżeć. Tak jakby jakaś siła powstrzymywała go od tego, by mierzyć do straszliwego monstrum. Może to jej widok, może spadający zewsząd krwawy śnieg, który czerwienią pokrył okoliczne osypiska a może zwyczajnie był zmęczony. Mimo to, powolny rozkazowi Hansa - Cel! Pal! - wycelował, zmrużył oczy i … wystrzelił. Zagrzechotały mechanizmy kusz, huknęły wystrzały z rusznic, muszkietów i garłaczy, zabrzęczały cięciwy łuków. Nie patrzył czy trafił, tylko od razu wziął się za przeładowanie. Rozedrganymi rękoma ładował proch i wsadzał kulę. To było złe miejsce do walki. Złe miejsce do umierania.

-Towarzyszu, tam, na murze! Kurwie syny przełażą przez mur! - to chyba Rudy Arnold krzyknął, bo chwalił się że ma doskonały wzrok. Urnst spojrzał w bok, tam gdzie wskazywał Arnold i rzeczywiście dostrzegł na murze jakieś sylwetki. Hans też je zobaczył i krótko rozkazał. - Zdejmijcie tych skurwysynów a potem strzelać w wyłom bez rozkazu!

To nie była regularna armia, ale Urnst wiedział co ma robić. Uniósł muszkiet i wycelował, biorąc w panującej zamieci zarys zarysu postaci na cel. Huknął wystrzał jego i kilku innych. Znów brzęknęły cięciwy i szczęknęły zamki kusz. Urnst nie śledził skutku ostrzału tylko od razu znów zabrał się do przeładowywania muszkietu. Cięciwy łuków już grały swą pieśń.


***

Tupik pierwszy zabrał się za zejście, ledwie biegnąca do wyłomu, odległego o pięćdziesiąt ledwie kroków, tłuszcza przebiegła im pod nogami. Wiedział, że trzeba się spieszyć, wiedzieli i jego kompani. Nie wiedzieli jednak jak bardzo. Nie usłyszeli rozkazu Towarzysza Hansa, ale usłyszeli huk wystrzałów i naraz usłyszeli wizg lecących bełtów i strzał. I trzask uderzających wokół kul. Los każdemu z nich przeznaczył rolę raczy strzelniczej. Skulili się na szczycie muru, wystawieni na widok rewolucyjnych strzelców, którzy najwidoczniej w zamieszaniu wzięli ich za wrogów. Może zresztą nie do końca bezpodstawnie. Jednak to wszystko było w tej chwili bez znaczenia. Skulili się, starając się uczynić z siebie jak najmniejszy cel. I przeklinając się nawzajem, że nie od razu poszli śladem Tupika. I każdy z nich dostał. Semen poczuł uderzeni w ramię, które w jednej chwili ścierpło a krew, jego krew, obryzgała mu pół twarzy. Z niedowierzaniem spojrzał na rozerwaną kolczugę, skórznię i koszulę, którą nosił pod spodem. I na dziurę, która została po kuli. Theophrastus, który gdy tylko usłyszał wizg przytulił się do muru jak do najcieplejszej kochanki też dostał. Strzała weszła mu gładko w w pośladek i sterczała zawadiacko a on aż zachłysnął się powietrzem z bólu. Przerażony chwycił się sznura i nie dbając już o to, czy Semen go dodatkowo asekuruje czy tylko polega na zawiązanych węzłach jął zsuwać się w dół. Z impetem, bowiem stercząca strzała z każdym poruszeniem sprawiała mu ból. Ale nie mógł jej wyciągnąć na murze. Musieli wiać. Gudrun kuląc się w wyłomie muru, początkowo miała szczęście. Kilka pocisków jedynie stuknęło o kamienie muru obok jej skulonej postaci. Jednak żadne szczęście nie trwa wiecznie. Chciała właśnie iść w ślady Theophrastusa widząc, że kozak wpatruje się w postrzał na ramieniu, gdy nagle poczuła głuche uderzenie w pierś i z niedowierzaniem spojrzała na sterczący w niej bełt. W jednej chwili poczuła falę gorąca, świat zawirował wokół niej a ona z rozłożonymi rękoma runęła w dół…


***


Uderzyli z całą siłą, czując prące ich z tyłu szeregi żądnych krwi kamratów. A w wyłomie krwi było pod dostatkiem. trupy, na równi miejskich wywrotowców co wolnych, ułożyły się już w solidny stos. Buty ślizgały się po krwawym śniegu zmieszanym z krwawymi resztkami wrogów i przyjaciół. Nie było jak się wycofać i Urnst wraz z innymi desperatami rzucił się na monstrum godząc weń dzierżoną w rozedrganej dłoni włócznią. Trafił, o dziwo, i z fascynacją spoglądał na sterczące z uda bestii drzewce. Gdzieś obok Jurgen wbił w nie topór a ci z przeciwka też nie próżnowali. Przez ułamek chwili Urnst nawet poczuł coś na kształt braterstwa z nimi. Mieli wspólnego wroga, którego musieli się pozbyć by w końcu móc się zabijać. A w chwilę po tym poczuł potężny ból w plecach i wyrwany w powietrze niepowstrzymaną siłą poleciał w zwarte szeregi rewolucjonistów. Mimo tego, że nie był w stanie nic zrobić, zdążył dostrzec ich wykrzywione we wściekłym grymasie, zbliżające się twarze. I ostrza. Wiele ostrzy. A potem poczuł kolejne uderzenie i otoczyła go ciemność.


***

-Śmiertelnicy, oddajcie hołd Panu Krwi!! - ryk bestii poniósł się aż do budynków. Ludzie byli tak oszołomieni, tak przerażeni i jednocześnie tak żądni krwi, że co poniektórzy rzucali się na towarzyszy, którzy grodzili im drogę ucieczki. Jednak w wąskim wyłomie tłum był tak gęsty, że nie sposób było się wycofać. Krew spadała z nieba śnieżnymi płatkami i strumieniem niemal lała się w oku cyklonu. Ale potwór był ranny. A oni musieli go wykończyć, by w końcu móc zniszczyć tych, którzy chcieli położyć kres wyzwoleniu.

-Cel! Pal! - Hans komenderował bezdusznie. Jakby śmierć, która zstąpiła do wyłomu, nie robiła na nim żadnego wrażenia.


***

Siwy był jednym z ostatnich wolnych, którzy parli do wyłomu. Nigdy, nigdzie się nie spieszył, bo ojciec i dziad od małego mu tłukli do głowy „Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł”. Kierując się w życiu tą maksymą i teraz, podczas szturmu dał młodym okazję do wykazania się w walce o nie swoją sprawę. Zapłata i tak im się należała, więc po co miał ryzykować. Mimo tego, jednak w końcu dołączył z ostatnimi maruderami do zwartej ciżby prącej do wyłomu. Ilu ich było? Może z dwie setki, może trochę więcej, choć Siwy wiedział, że po dzisiejszym dniu dobrze będzie, jak zostanie choć połowa. To też zniechęcało go do brania udziału w masowej rzezi. Miał do kogo wracać.

Napierał bez przekonania na tych przed nim, wbijając im tarczę w plecy, zwiększając tłok i zmuszając do parcia do przodu. I wówczas usłyszał ostrzegawczy krzyk. - Uwaga! Z boku! - odwrócił się przez ramię i zobaczył pędzącą, ubraną w łachmany i byle jakie pancerze, uzbrojoną ciżbę która w milczeniu biegła w ich stronę. Było za późno na jakikolwiek manewr. Gdyby byli regularnym wojskiem też by nie zdążyli ustawić zwartego szeregu. Teraz, obracając się pospołu z kilkoma kamratami, naraz zorientował się, że jest na czele szyku obronnego. I bardzo mu się ten fakt nie spodobał. Mimo tego chwycił mocniej tarczę i uniósł włócznię gotów do odparcia szturmu.

Z równym powodzeniem mógłby odpierać morską falę, ale Siwy nigdy nie widział morza, więc nie był w stanie tego sobie wyobrazić. Nigdy też już nie miał go zobaczyć…


***

Gudrun upadła w zaspę i przez chwilę myślała, że oto nadszedł koniec. Wróci do ziemi i nie zobaczy już nigdy rodziny. Że umrze tu, pozostawiona na polu bitwy, jedna z setek ofiar bitwy pod Wusterburgiem. Ale wnet przyskoczył do niej Tupik i zaczął szarpać nią próbując ją podźwignąć. Świadom tego, że nie ma czasu do stracenia, słysząc huk zderzających się szeregów, szczęk broni, krzyki rannych i raniących. Nie widział starcia, bo wszystko przesłaniały wirujące płatki krwawego śniegu, ale miał świadomość tego, że wszystko to dzieje się ledwie o kilkadziesiąt kroków od nich. I że w każdej chwili może przenieść w ich stronę.


Gudrun runęła w dół a Semen niezdarnie chwycił się liny i walcząc z falami bólu przyprawiającego mdłości zsunął się w jej ślady. Coś szarpnęło go w połowie drogi, ale ciężar ciała uwolnił go od pasa, który zahaczył się o wystający z muru szpikulec. Sunął dalej a na końcu ranna ręka nie wytrzymała ciężaru i też spadł. Tyle, że z niewielkiej wysokości. Podniósł się targany falami bólu. I wściekły, bo wraz z zerwanym pasem który zawisł na żelaznym kolcu wystającym z murów, zawisła tam i jego szabla. Poczuł się niemal nagi. Nie mniej jednak wraz z towarzyszami wreszcie byli za murem. Mogli…

Biegnącą pod murem kolejną falę obrońców, którzy chcieli dołączyć się do masowego mordu przy Północnej Bramie, dostrzegli, gdy ci byli o dwadzieścia, może trzydzieści kroków od nich. Baby, dziatki i starcy. Niezdolni do regularnej potyczki, ale zdolni samą swoją liczbą przeważyć starcie. A najgorsze baby. Semen nie raz widział ciury obozowe łupiące pole bitwy. Najpodlejsi zdobywali najwięcej łupu dożynając rannych a niejednokrotnie stając i przeciw żywym i uzbrojonym. Nawet swoim, jeśli weszli im w paradę. Kobiety przedwcześnie postarzałe, bo zima w Wusterburgu, zwłaszcza ta zima, wszystkim dała w kość. Świadome tego, że jeśli nie wygrają, to wszystkie zginą a wraz z nimi głowy odda i ich dziatwa. Uzbrojenie tej zgrai było najpodlejsze jakie w życiu widział. Jakieś noże, jakieś tasaki, gdzieniegdzie siekiery, ale głównie obuchy i pały z powyrywanych nóg jakichś mebli i płotów. Najeżone powbijanymi gwoździami. Mogące posłać człeka do piachu tak samo jak najlepszy miecz. Semen chwycił pod ramię Gudrun, która odłamała koniec bełtu by nie zawadzał jej w marszu, i razem z Theophrastusem i Tupikiem rzucili się w zamieć, przed siebie, na wprost. Byle tylko zejść z lini ataku tej morderczej zgrai.

Semen pierwszy usłyszał chrzęst broni, tupot buciorów i wycie. Dochodzące ze śnieżycy, na wprost przed nimi. Złapał Tupika za kołnierz i zatrzymał go w pół kroku. Z mroku nocy, otuleni krwawą zamiecią wyłoniły się wściekłe postacie. Kryjące się za tarczami z różnymi wizerunkami, opancerzone i uzbrojone we wszystko, co tylko mogło mordować bliźnich. Pomalowane, wykrzywione we wściekłym grymasie twarze pędzące im na spotkanie. W jednej chwili zrozumieli, że muszą uciec z lini ataku, ale… nie było dokąd. Rzucili się więc w tył, pod mur, ku tłuszczy, która chyba również zrozumiała, że na jej spotkanie pędzi śmierć. Tupik rwał co sił a za nim pozostali, jakby ludzka ciżba była ich ostatnią deską ratunku.

-Uwaga, do szyku! Do szyku! - ryknął Semen, który wiedział że to na nic, bo baby, starcy i dzieci nie mieli prawa dać odporu zaprawionym w boju carlom i dzikim klanowym. Ale to była ich ostatnia szansa. Wpadli w tłum wbijając się w ich szeregi. Odgradzając się od atakujących ludzkim murem. Ale wnet utknęli w gąszczu rąk, nóg i skotłowanych ciał. Nie było drogi odwrotu. Nadszedł czas by ubrudzić sobie ręce.

Jeśli chcieli przeżyć…


***

5k100 proszę

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 04-10-2021, 14:15   #48
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
„Mówiłem kurwa kanałami. Mówiłem” Mało kto zwykł słuchać Tupika a gdyby tylko wszyscy go słuchali to już dawno jaśnie panujący Imperator Tupik zaprowadziłby porządek w tym całym chlewie zwanym Imperium. A tak mają za swoje za to że się go nie słuchają. Mają i rewolucyjni idący na rzeź i wojskowi – też idący na rzeź i kamraci pospołu z Tupikiem też wciągnięci w rzeź a wszystko tylko dlatego że się go nie posłuchali. „Nic to” – jak mawiał wąsaty wój Tupika którego nigdy nie miał.

Chciał podleczyć kompanów, opatrzyć ich chociaż, ale pomimo że chciał to zwyczajnie nie mógł. Nie teraz gdy tłum naciskał i ciężko było miotnąć z procy a co dopiero bandażować kogoś na spokojnie. Ale robił co mógł czyli jak zwykle szeroko uśmiechał się do złej gry. Czy też robił dobrą minę. Czy coś tam.

- Za REWOLUCJE !!! – zakrzyknął na całe gardło – Za ODNOWICIELI !

W małych płucach było zadziwiająco dużo krzykliwej siły. Jeśli wszedłeś między wrony…

Wiedział że może przyjść czas gdy będzie musiał użyć ostrza i tarczy niemniej odwlekał ten moment do ostatniej chwili mając nadzieje, że nie będzie musiał wcale. Starcie w pierwszym szeregu mogło być jego ostatnim starciem a on nie zamierzał ginąć przedwcześnie. Stara wróżka gdyby mu kiedyś wróżyła z pewnością nie wywróżyłaby mu śmierci rewolucjonisty… No raczej nie.

- Towarzyszko weźże mnie na plecy bym mógł strzelać do tych szlacheckich chujków i cofnij się noż nieco żebym mógł zamach dobry wziąć.

Nie przypadkowo na obiekt swojej wspinaczki wziął tęgie babsko , chyba takie co ukradkiem podjadała czyjeś racje, a może i czyjeś części ciała w tej srogiej ziemie , widać było, że nie należała do tych wychudzonych i wygłodniałych. W trymiga wgramolił się jej na plecy i począł salwę morderczych kamieni jeden po drugim wystrzeliwały z jego procy w nacierających. Miał tylko nadzieje że ludzka tarcza przed nimi nie wykruszy się zbyt prędko a jeśli nawet się to stanie to cóż. Miecz i tarcza lub gonitwa w tył po ludzkich głowach, barkach i ramionach. Jak za starych dobrych czasów…


K100 76, 67, 40, 98, 77

 
Eliasz jest offline  
Stary 04-10-2021, 23:30   #49
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Helga. To imię pasowało do grubej piegowatej czterdziestolatki której posklejane kołtuny ciemnych jak noc włosów niedbale przykrywały ramiona. Niecały rok temu była zwykłą praczką która nawykła do ciężkiej pracy i jeszcze cięższego „odpoczynku” w domu. Jeżeli odpoczynkiem można było nazwać opiekę nad czwórką rozwrzeszczanych bachorów i wiecznie pijanym brutalnym mężem.

Sami synowie pięcioletni Lukas, sześcioletni Otto , siedmioletni Hans i najstarszy ośmioletni Maciej. Trzeba było przyznać że dość późno wyszła za mąż – jej tęga postura i nietęgi charakter odstraszały większość kandydatów a i posag praczki nie przysparzał kandydatów. Silne ramiona bardziej gniotły niż głaskały, przynajmniej do czasu aż napatoczył się Maciej. Po nim najstarszy syn miał imię i do czasu jego narodzin jeszcze wszystko było względnie dobrze. Do czasu. Później już były tylko kłutnie , bicie i alkohol pochłaniany przez Macieja ( męża ) jak sucha gąbka wodę.

Jeżeli Helga miała sporawą posturę to Maciej miał jeszcze większą. Typowy silny drwal który rąbał raz drzewo raz żonę. Do czasu Rewolucji…

Ostrze siekiery sterczało z łba męża gdy towarzysze przyszli do domu Helgi. To był początek rewolucji, ogień jeszcze płoną świeżym blaskiem, ludziska jeszcze ganiali po mieście z żądza mordu. A Helga jak to kobieta doprowadzona do granic wytrzymałości wykorzystała okazję która jej się napatoczyła. W mieście panowało bezprawie i dobrze wiedziała że nikt szybko – a może wcale, nie wymierzy jej sprawiedliwości za mord na mężu. Zwłaszcza gdy jak twierdziła i to pod przysięga na rewolucje, mąż był zagorzałym antyrewolucjonistą. Imperialnym sługusem szlachty i starego porządku. Sam mąż zaprzeczyć już nie mógł i wszystko skończyłoby się jak w bajce gdyby nie bieda i nędza która ciągnęła za rewolucją niczym stado much za świeżym gównem.

Trzy miesiące później Otto zachorował. Nie było lekarstw, nie było medyków, a jeśli byli to wysoko w prokuratorskich progach niedostępni dla zwykłych szaraczków. Zresztą nawet gdyby byli dostępni to i tak brakowałoby im leków , całe zapasy jakie zostały już dawno były zarekwirowane i trzymane do wyleczenia najwyższych dygnitarzy nowego porządku. Nowego ładu.

Pozostała dziatwa tez miała się coraz gorzej braki w wyżywieniu zrobiły swoje. W ciągu zimy straciła cała czwórkę. Jednego po drugim.

Teraz szła z pochodem podobnych sobie kobiet, starców, dzieciaków. Ci najsłabsi i chyba najbardziej zdeterminowani. Gdyby nie determinacja już dawno gryźliby piach, jako najsłabsi odpadli by najszybciej, jak wielu im podobnych. To co ich odróżniało to właśnie determinacja i zaciętość z piekła rodem. Gdy nieznany jej niziołek gramolił się po jej plecach na barki, kobietę przeszył matczyny dreszcz tak dawno już nie odczuwalny. Tupik nawet przypominał jej nieco najstarszego syna Macieja, ten też miał takie kędzierzawe włosy. W kobiecie wzmógł się niespodziewanie macierzyński instynkt jak gdyby nie mogła sobie raz jeszcze pozwolić na utratę kolejnego dziecka. Nie znów…


K100 dla Helgi 10, 14, 11, 05, 100

 
Eliasz jest offline  
Stary 05-10-2021, 11:05   #50
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen klął, klął wszystkich po kolei. Dobrze, że w lewą dostał, przynajmniej miał jak walczyć. Dobył drugą szablę. I sklął niesłownego krasnoluda co mu nie oddał topora połamanego w lochach opactwa. Krasnoluda sklął co prawda na wyrost, bo topór był dwuręczny i w tej ciżbie i z ranną ręką na nic by się nie przydał... ale kurwa to był jego topór!
Rozpoznał kto był za nimi i za chuja nie planował walczyć z klanowymi. Nie to, że się ich bał. Po prostu nie dałby rady zabić wszystkich, a to z pewnością spędzało by mu sen z powiek do końca życia. Bo, nie każdy wiedział, iż Semen z natury był perfekcjonistą. I do perfekcji doprowadził wychodzenie cało, z grubsza, ze wszystkich dotychczasowych opresji. Głupio by było jeśli teraz by zginął. Dlatego też wpadł w ciżbę i starał się przepchnąć jak najgłębiej, a potem... potem stał frontem do wroga i wciąż starał się pchać w tył. By przy murze ruszył w bok, aby ominąć klanowych i w końcu dopaść wrogiego obozu.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172