Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2021, 01:14   #170
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 42 - 2051.03.16; cz; południe

Czas: 2051.03.16; cz; południe
Miejsce: okolice Miami; Malaryczne Bagna; 1-1,5 dnia drogi od Miami; bagna
Warunki: na zewnątrz jasno, ciepło, zachmurzenie, powiew



Rita i Roxie



Mężczyzna prawie zachłysnął się z radości i niedowierzania gdy siostra Sabatea przemówiła do niego w dobrej mowie. Zaczął wznosić modły dziękczynne za taki uśmiech losu, że tu, na tym zagubionym w tropikalnych bagnach zakątku spotkał swoją siostrę w wierze. Kimberly też chyba oswoiła się z nim na tyle, że skoro zanosiło się raczej na rozmowę niż strzelaninę to wyjęła z bocznej kieszeni plecaka kawałki ugotowanej rano ryby i poczęstowała go wodą. Bo facet wyglądał nie tylko na brudnego ale też na zmęczonego, głodnego i spragnionego. Dobry uczynek miał taki plus, że Emaus się rozgadał. Chociaż gadał tylko w dobrej mowie więc sądząc po minie ich przewodniczka dość szybko odpadła w klarownym rozumieniu tego przekazu.

- Alleluja! Niech chwała będzie Rebisowi! Bracia i siostry w wierze łączcie i miłujcie się! - zawołał jak tylko Sabatea przemówiła do niego w dobrej mowie. Wzniósł przy tym dłonie do góry w dziękczynnym geście. I przedstawił się jako Emaus. Ponieważ z trójki kobiet tylko Rita przemówiła w dobrej mowie to widocznie z miejsca zyskała najwięcej w jego oczach bo mówił głównie do niej. Tropicielka prawie się nie odzywała skupiając się na słuchaniu jego chaotycznej relacji a jak nie miała za sobą treningu w dobrej mowie nie było się co dziwić, że opowieść brzmi dość cudacznie.

Emaus bowiem zgodnie z naukami Rebisu wędrował po okolicy aby nauczać niewiernych prawdziwej wiary. Ostatnio zawędrował tutaj aż natrafił na “drabich w mundurach”. Zaciekawili go bo nie wyglądali na tutejszych sodomitów. Poza tym mieli ciężarówki. Dwie. Sądząc po tym jak im szło z tymi ciężarówkami tylko go to utwierdziło, że nie są stąd.

- Drabi mieli bezlik siły ale Rebis wystawił ich na ciężką próbę. I ścieżki sprawiedliwego syna proroka Eliasz raz po raz wiodły go ku nim. - młodzieniec zrobiął mądrą minę przegryzając kawałkiem gotowanej ryby jaka została Kim ze śniadania. Ta miała minę jakby nie miała pojęcia o co mu chodzi. Jednak z kontekstu dało się domyślić, że chyba o błoto i dżunglę. Wojskowe ciężarówki z napędem na wszystkie osie tak gładko topiły się i grzęzły co chwila, że Emasus chociaż był na piechotę nie miał większych trudności aby dotrzymać im kroku. Co chwila klęli szpetnie gdy musieli brać jedną z nich na hol aby wyciągnęła drugą albo coś podkładać pod koła aby się w ogóle dało przejechać.

- No. I właśnie dlatego tylko geniusze z północy mogą wpaść na pomysł jazdy samochodem po dżungli. - skwitowała te słowa Kimberly której jakoś ten opis męczarni z jazdą ciężarówkami kompletnie nie zaskakiwał. Raczej jakby potwierdzał kiepską opinię jaką mechaniczne pojazdy miały u mieszkańców miasta. Zwłaszcza jeśli szło o pokonywanie bezdroży tropikalnych bagien i dżungli. Bo jak pieszy i to tak mizerny jak Emaus mógł podróżować pieszo w tempie pojazdów to po co brać pojazdy?

No i tak Emaus dotarł tutaj za tymi mundurowymi w okolicę tego garbu na pograniczu Malarycznych Bagien. Był głośny więc jak tamci się rozbili na noc to chciał podkraść nieco jedzenia bo jakoś nie miał zaufania, że te draby poczęstują go czymś więcej niż kopniakiem. Ale jak się podkradł to przy okazji usłyszał wieść jakaż wielce go wzburzyła!

- Ci drabi chcą dotrzeć do Rebisu! Zbrukać go i zabrać w swoje brudne, skrwawione łapy! Nie można do tego dopuścić! - nawet teraz gdy już owych drabów nie było na scenie ta myśl tam ruszyła młodzieńca, że aż się poderwał i krzyknął jakby ci wciąż byli tuż za rogiem i jeszcze można było ich zawrócić. Ale chyba i teraz i wczoraj wieczorem dotarło do niego, że w pojedynkę to raczej ich nie powstrzyma. Więc wczoraj postanowił, że dalej będzie szedł za nimi licząc, że jakoś… No chyba do końca sam nie był pewny na co może liczyć ale nie zamierzał odpuścić sprawy najświętszego sakramentu.

- Ale jest jeszcze nadzieja dla sprawiedliwych! - zawołał jakby przypomniał sobie o światełku w mrocznym tunelu. Bo jeszcze do tego dowiedział się, że zbór jego rebisowych sióstr i braci, jedyna oaza prawości w tym sodomickim mieście, został rozbity a mapa, święta mapa, najświętsza relikwia po samym proroku Eliaszu, wpadł w ręce tych niegodziwców! Na szczęście Eliasz w swojej mądrości ukrył opis mapy w dobrej mowie aby tylko sprawiedliwi mogli ją zrozumieć. I teraz ci podli zbóje nawet jak mieli tą świętą relikwie nie bardzo mogli sobie z nią poradzić. No ale mieli. I zamierzali tam dotrzeć.

- A dziś rano niegodziwcy przybyli tutaj i czekali. Wiadomo. Na kolejnych niegodziwców. Ci przyjechali i przywieźli zapasy. Ale coś poszło nie tak. I zaczęli walczyć między sobą. Krew niewiernych lała się strumieniami. Aż jedna z ciężarówek zapłonęła a potem wybuchła. Wcześniej jednak drabi zabiwszy innych drabów pozbierali się i odjechali. - Emaus wolał nie ryzykować więc trzymał się z daleka. Więc nie widział i nie słyszał wszystkiego. Bał się oberwać przypadkową kulą. Odniósł wrażenie, że drabi nie mieli w planie tej porannej walki albo przynajmniej nie eksplozji ciężarówki. Bo była wśród nich “sprawiedliwa niewiasta” jaka sądząc z jego opisu musiała być ważna bo “wpadła w sprawiedliwy gniew” i to też był między innymi powód dla jakiego się tak szybko zmyli. Zapamiętał też, że jeden z tych drabów to był “zapiekły we wciórności zaprzaniec jakiego Rebis pokarał za grzechy”. To musiał być jakiś osiłek z metalową ręką na jakiej miał zamontowane małą kuszę czy coś takiego. Bo Emaus widział jak podczas walki unosił to grzeszne ramię i grzech przelewał na kolejne dusze.




Moira



Właściwie to nie miała pojęcia gdzie jest. Ale to nie było nic nowego. Tak ju toż trwało któryś z kolei dzień. Mniej więcej wiedziała, że jest na Florydzie. Na jej południowym krańcu. I, że gdzieś niedaleko powinno być to cholerne Miami. Ale to też nie było nic nowego. Pod tym względem sytuacja nie zmieniała się od paru dni. Ta tropikalna dżungla i bagna wydawały się nieskończone. Jakby można tak było iść bez końca, do końca życia i wciąż za jednym kawałkiem dżungli były kolejny. Już nawet nie do końca pamiętała kiedy właściwie ostatni raz spotkała drugiego człowieka. Jak się szło tak noga za nogą, komary i inne insekty żarły człowieka żywcem to odległości i kierunki wydawały się dość abstrakcyjne. Jak coś należące do innego świata. A tutaj… Tutaj były tropiki. Dżungla i bagna. Tylko proporcje między nimi się zmieniały.

Ale dziś się coś zmieniło. Dziś rano. Dostrzegła dym. Czarny dym wznoszący się gdzieś tam przed nią. Coś tam się musiało jarać. Pewnie większego niż zwykłe ognisko. Ale mniejsze niż dom albo jakiś pożar. A, że burzy ani nic takiego nie było to była szansa, że ktoś ten dym sprawił a nie, że przypadek. Udało jej się złapać kierunek. Potem ruszyła przed siebie tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. Kierunek równie dobry jak każdy inny. Co prawda straciła z oczu ten dym. Ale wydawało jej się, że udaje jej się utrzymać właściwy kierunek. Potem musiała się schronić przed deszczem. Na szczęście nie padał zbyt długo. Ale pewnie zgasił źródło ognia. Jak przestało padać można było wznowić marsz. No i wznowiła. No i doszła tutaj.

“Tutaj” okazało się jakąś polaną. Czy raczej jakimś porośniętym na obrzeżach garbem wypalonej roślinności. To to musiało się jarać bo jeszcze pomimo przelotnego deszczu jaki stłumił ogień dało się wyczuć zapach świeżej spalenizny. W samym centrum stał kanciasty wrak spalonej ciężarówki. Z obrzeży wiele więcej nie było widać. Ale dało się dostrzec ruch i sylwetki w ubraniach. Dwie. Dwie kobiety. Jedna kuszniczka i druga z karabinem. Stały opierając się w luźnej pozie o pnie drzew przy krańcu polany. Chociaż była i trzecia. Stała w ciemnych okularach i chyba z kimś rozmawiała. Ale Moira ze swojego miejsca nie mogła dostrzec z kimś. Te dwie chyba czekały na wynik tej rozmowy.



---


Mecha 42


Roxie; wypatrywanie; (PER + Wypatrywanie); 10-5=5+1; rzut: 18,10,14 > -8 suk

Moira; wypatrywanie; PER + Wypatrywanie); 10-5=5+1; rzut: 3,7,2 > 3 suk

Wynik: -8 suk vs 3 suk = 11 suk Moiry > wykrywa ok 60% grupy = 2-3 osoby
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline