Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2021, 16:51   #41
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Przez cały dzień Wi chciała jeszcze chociaż na chwilę wrócić do pokoju brata żeby upewnić się, że scena ich wielkiego pojednania faktycznie miała miejsce. Zapewnić samą siebie, że Daryll jest bezpieczny w domu. Że na jego pościeli ciągle został ślad jej skulonej, w nocnej wizji grozy, drobnej sylwetki. Od lat nie rozmawiali otwarcie. Nie o snach, nie o tęsknotach i nie o tym co do siebie czują. Był to dla nich oboje moment całkowicie wyjątkowy… Choć przez kilka minut po, Indianka zastanawiała się czy aby nie podyktowany jedynie chwilową potrzebą matczynej opieki i emocjonalnej bliskości. Intencjonalnie odrzuciła tą wizję od siebie. Wolała wierzyć, że w końcu dostrzegła co zakryte. Zobaczyła nareszcie jego oczami ich wspólny świat. Podkrążonymi, zmęczonymi, pełnymi łez. Przejęła na kilka chwil zawiedziony, kruchością ludzkiego bytu, dziecięcy wzrok. Co rusz wbijany w ziemię byle tylko nie odkrywać twarzy, które może za chwilę stracić. Od lat Wikvaya przytłoczona obowiązkami i tym jak bardzo ma być wzorem do naśladowania dla innych przestała nawet myśleć dlaczego brat nie może na nią patrzeć. Nie zasługiwała na to. Brała na siebie cała uwagę szkoły i miasteczka, byle tylko ich bywalcy nie mieli czasu na pytania o to gdzie i dlaczego jest młody Singeltone. V była wyjątkowa i wiedziała o tym, rozumiał też to każdy, kto się z nią spotkał. Jedynie jej własny brat nie czuł jak oni. Ignorował ją. Odrzucał. Wyobcowywał. Jakby równą winą co jego choroba obarczona była i jej rasa. Chociaż…

- Nie dziś. – musiały wybrzmieć słowa Wi, nie mające, jeszcze przez lata dla nikogo innego, znaczenia.

Singeltonówna zajęła się sprawami domu. Pilnowała kuchni, zadzwoniła do szkoły, uśmiechała się do przechodzących przed recepcją gości. Co prawda, nie znosiła chwil, gdy musiała korzystać z telefonu, ale nie unikała ich. Czas pozostały do powrotu matki z miasta wykorzystała na spisywanie od Katy Batey’s zaległych tematów lekcji. W niespiesznej rozmowie tłumaczyła jej wszystkie zdarzenia ostatniego dnia. Jednocześnie dziwiąc, przerażając i zachwycając przyjaciółkę obrazami jakie przed nią roztaczała.

- Przychodzisz jutro Wi?

- Nie wiem. Nie umiem powiedzieć jak się będzie czuł Daryll.

- A co on?

- Wrócił z gór. Uratował człowieka i obiecał przy mnie być, a ja przy nim.

- O ja. Bohater. Boisz się iść do szkoły sama? To mogę przyjechać po Ciebie, przecież.

- Nie Kate, boję się zostawiać Niedźwiedzia samego. Śmieszne, ale mama nazywała chyba pensjonat po nas, więc musimy dla równowagi natury, dla spokoju duchów, zostać tutaj na razie razem.

- Nie rozumiem, ale uznaję. Daj znać jak będziesz czegoś potrzebować, choć pewnie Frank będzie pierwszy, który to sprawdzi.

- Nie musi.

- Nie podoba Ci się?

- Podoba, ale ma swój dom, o który musi dbać, a ja mam swój.

- Nie musisz już być przecież Singeltone.

- Nie, ale jeszcze chcę. Widzę tu swoją przyszłość, jak Ty.

- Dobra V. Dzwoń do mnie jak nie będziesz mogła przyjść to może ściągnę wszystkich poobijanych znajomych i wpadniemy z lekcjami. Dla Ciebie i dla Darylla też. On chyba z młodą Spineli jest w klasie?

- Jest. Dziękuję Kate, zadzwonię jak będziemy musieli zostać.

Rozłączyła się. Spojrzała na tarczę zegara. 17:47. Obiadokolacja wydawana od kilkunastu minut. Ruszyła do stołówki, gdzie spędziła kolejne 15 minut na rozmowie z pracownikami kuchni. Po nich, już każdy w Twin Oaks, mógł być pewien, że następnego dnia, usłyszy o młodym Singeltone. Wi nie chciała mówić, ale pomoc kuchenna z pensjonatu składała się z 3 starszych pań, które kochały plotki i wszystko czego nie usłyszały umiały sobie dopowiedzieć. Cała sytuację na dole zajazdu córka właścicielki skomentowała tylko zmęczonym uśmiechem i zabrała porcję zupy dla brata na górę.

Gdy Debra wróciła do pensjonatu zastała swoje dzieci w jednym pokoju. Młodsze śpiące na łóżku i otulone ze wszystkich stron kołdrą. Starsze przytulone jedynie do jego dłoni i skulone z przymkniętymi oczami tuż przy posłaniu Darylla. Pocałowała oboje w czoła i kazała Wi iść do siebie.

- Zostanę, Daryll ma gorączkę… i obiecał, że będzie mnie bronił.

- Nic Ci nie grozi.

- Nieprawda, duchy szemrzą, że idzie śmierć… Posłuchaj mamo… Rzeka wrze, a my jesteśmy w niej…

- Wi…
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline