Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2021, 19:02   #200
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 35 - 2525.XII.20 knt; wieczór

Czas: 2525.XII.20 knt; wieczór
Miejsce: 2 dni drogi od Leifsgard, wioska Amazonek, dom królowej
Warunki: wnętrze jadalni, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, sła.wiatr, umiarkowanie (0)



Posłowie



Wyglądało na to, że Amazonki wieczorne kolacje traktowały znacznie mniej formalnie niż negocjacje w ciągu dnia. Atmosfera w sali gościnnej królowej była nawet luźniejsza i swobodniejsza niż wczoraj. No ale nie było się co dziwić. Wczoraj to był pierwszy oficjalny poczęstunek i powitanie obcego poselstwa i to z wodzem całej ekspedycji na czele. Co niejako w naturalny sposób dodawało powagi bo przecież obie strony chciały wypaść jak najlepiej.

Dzisiaj dzień zszedł na całkiem praktycznych negocjacjach. Jak na dość wczesnym etapie udało się ustalić, że ekspedycja wystawi dwie pomniejsze wycieczki i kogo na nie wyśle zostało ustalić pozostałe detale. I kapitan i królowa zgodzili się, że na razie obóz ekspedycji zostanie tu gdzie jest. Tak wielki obóz wcale nie było tak łatwo utrzymać a dostęp do rzeki pomagał w tym znacznie. Te dwa czy trzy dni drogi na przełaj do piramidy też powinni nieźle blokować gdyby jaszczurom przyszło do ich gadzich łbów zrobić sobie jakąś wycieczkę czy na ekspedycję czy na wioskę Amazonek. Ale na razie sojusznicy wstrzymają się od większych działań aż obie rejzy wrócą do siebie. Więc końcówkę dnia i wieczór zeszło na ustalaniu różnych szczegółów.

Z tego co za pośrednictwem Majo mówiły Amazonki to proponowały aby pójść razem aż do skraju tych Nawiedzonych Mokradeł. Bo to mniej więcej w jednym kierunku. To powinno zająć z dzień drogi. I dopiero tam trzeba by się rozdzielić. Carsten ze swoją świtą wkroczyłby na bagna. Najlepiej łodziami ale te miały dostarczyć wojowniczki królowej Aldery. A Bertrand ze swoją świtą ruszyłby dalej w głąb dziewiczej dżungli na te wzgórze gdzie gniazdowały terradony. To też wojowniczki obliczały na dzień lub dwa marszu. Z opisu brzmiało jakby się szykowała wyprawa na 2-3 dni w jedną stronę czy tu czy tu.

Po raz kolejny można było odnieść wrażenie, że Amazonki bardzo niechętnie garną się na te Nawiedzone Mokradła. O wiele milsze im się wydawał rajd na wzgórza. Tu z tego co mówiły najlepiej było uderzyć w nocy. W nocy gady były ospałe i leniwe. Jakby dorwać je na ziemi to mogło to przynieść nadspodziewanie dobry skutek. Tylko właśnie na te wzgórza trzeba było się wspiąć. I pewnie właśnie po ciemku. To i potrzeba ukrycia takiej wyprawy w ciągu dnia wydawało się im największym wyzwaniem. Skoro pojawił się temat wspinaczki de Rivera dumał znów o bandzie Olmedo. W końcu to byli górale więc do takich zadań wydawali się w sam raz. Z drugiej byli też zwiadowcami, jednymi z prawdziwego zdarzenia jakich mieli. Więc mogli się przydać przy tym skradaniu się po opłotkach piramidy. Ostatecznie uznał, że ma jeszcze swoich marynarzy co też mieli wprawę w łażeniu po masztach i rejach to i chyba jakimś wzgórzom dadzą radę.

Z kolei królowa biorąc pod uwagę, że do walki z latającymi gadami pewnie potrzebna będzie większa grupa niż do rozpoznania drogi przez bagna to właśnie tam wyznaczyła Maanenę. Jasnoskóra blond wojowniczka rysopisem wydawała się wyglądać bardziej na Kislevitkę jak panna Glebova niż tubylczą wojowniczkę. Jednak jej egzotyczny strój warkoczyki, tatuaże, malunki, pióra i ozdoby nie mogły budzić wątpliwości, że pochodzi z plemienia Amazonek.




https://www.deviantart.com/xiataptar...ress-405984080


Maanena znała drogę do owych wzgórz i wraz z grupą wojowniczek były gotowe zaprowadzić tam Bertranda i jego towarzyszy oraz wziąć udział w planowanej masakrze gadziej nacji. Na to się bowiem zanosiło gdyby udało się osiągnąć efekt nocnego zaskoczenia. Ale jeśli nie i to gady by wykryły przeciwnika w dzień sytuacja mogła się dokładnie odwrócić albo mogły się po prostu przenieść gdzieś poza zasięg możliwości połączonej wyprawy.

Za to do wyprawy przez Nawiedzone Bagna Amazonki niespodziewanie zgłosiły pannę von Schwarz. Oraz obsadę na dwie czy trzy łodzie. Skoro chodziło i rozpoznanie to lepiej takim planom sprzyjała mało liczna grupka. Trudno było przewidzieć co natrafią po drodze albo już przy samej piramidzie. Dlatego rolę przewodniczek miały pełnić Piranie. Jak Amazonki nazywały swoje zwiadowczynie. Co do prośby o rysownika o jakiej wspomniał Carsten kapitan zastanawiał się chwilę. Ale był zdania, że w obozie głównym mają na tyle liczne grono skrybów i uczonych, że chyba ktoś powinien się taki znaleźć.

Teraz jednak panował ciepły wieczór. Słońce już zaszło i na świecie panowały nocne ciemności. Wewnątrz osady rozjaśniane jednak płomykami olejaków, lampionów i pochodni co nadawało im przyjemnie swojski wygląda. I oddech egzotyki. Na jutro kapitan planował powrót do głównego obozu i przygotowanie obydwu pomniejszych wypraw. Dziś jednak był jeszcze przyjemny i gościnny wieczór gdzie każdy mógł znaleźć czas dla siebie i swoich myśli.




Czas: 2525.XII.20 knt; wieczór
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, jaskinia
Warunki: ciemno, światło ognisk i pochodni na zewnątrz: ciemno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, sła.wiatr, umiarkowanie (0)



Wyprawa ratunkowa




Wszelkie środki ostrożności podjęte przez Cesara okazały się zbędne. W środku jaskini najgroźniejsza wydawała się ciemność. Bez światła można się było potknąć o jakiś kamulec albo i przewrócić. Już ta ciemność pospołu z ciszą zwiastowały wchodzącemu brodaczowi, że coś tu mocno nie gra. Gdzie się podziali ci wszyscy co powinni być w środku? Siedzieli tam w po ciemku w absolutnym bezruchu? Elf wyznaczony przez Torasa siedząc przy wylocie jaskini ani nic nie wypatrzył ani nic nie usłyszał. Nie więcej niż odgłosy gasnącego dnia na dnie stumetrowej dżungli. Wtedy pszydła kolej na Cesara.

Obwiązał się w pasie, wziął płonącą gałąź jako pochodnię i ruszył w stronę wejścia do jaskini. Minął te na w pół wypalone gałęzie i konary jakie rzucano tu poprzedniej nocy. Teraz wyglądały jakby ktoś je wyrzucił z jaskini. Już jak wchodził do środka powitała go grobowa ciemność i cisza. W parę chwil później okazało się, że elf miał rację jak mówił, że nic nie widzi i nie słyszy. Bo nikogo tu nie było. Ani, żywych ani martwych.

Bez trudu znalazł tą pierwszą komorę o jakiej mówił im góral. Rzeczywiście była. I na rozbicie obozu nadawała się w sam raz. Były ślady po kilku wypalonych ogniskach. Widocznie jak nikt nie dorzucał do ognia to się wypaliły. I to już dawno bo nawet popiół był zimny.





https://imagevars.gulfnews.com/2019/...6ddf_large.jpg


- Tutaj czekaliśmy aż przestanie padać. - wskazał góral gdy już za pierwszym ochotnikiem przyszli inni zobaczyć tą tajemniczą jaskinię co ich zastopowała już prawie na dobę. Miejsce było odpowiednie aby się rozbić. W suficie były jakieś pęknięcia, nie na tyle aby coś było przez nie widać ale do wentylacji mogły wystarczać. Sama komora mogła pomieścić trzy ogniska więc w zupełności wystarczała dla Olmedo i jego ludzi. Nie było teraz dziwne, że ją wybrali na przeczekanie tropikalnego deszczu. Wciąż widać było resztki posiłku spożytego jak nie przez nich to tych co przyszli tu później z o wiele mniej zapowiedziana wizytą.

Za tą pierwszą komorą było przewężenie i nieco zakręcający korytarz. A za nią druga komora. Ze słów górala wynikało, że tu też zajrzeli ale nie było co oglądać. Goła komora podobnej wielkości jak ta pierwsza. A spokojnie mieścili się w tej pierwszej więc nie było po co tam łazić. No i pojawił się problem. Bo więcej wyjść nie było. To gdzie się podziali ludzie Olmedo i ci co ich wzięli w niewolę? Skoro wyglądało na to, że jedyne wejście to te jakim tu wszyscy weszli a przecież przed nim od wczoraj koczowali i nie było szans aby chociaż jedna osoba się wyślizgnęła nie mówiąc o całej grupie.

Zagadkę odkrył góral którego nikt nie silił się nawet pytać o imię. Zorientował się, że pochodnie co prawda mają ciąg co świadczyło, że cug jest ale wszyscy brali to za efekt tych szczelin widocznych w suficie. On jednak zorientował się, że w tej drugiej komorze jak się podniesie pochodnie wyżej to cug jest tam wyraźnie silniejszy. Pomyszkował trochę i odkrył, że coś co wyglądało na kawałek wysokiej półki na tyle wysokiej, że z dołu widać było tylko krawędź faktycznie jest półką skalną. Ale jak go ktoś podsadził, on się wspiął to okazało się, że tam jest wąska półka. A za nią czarna czeluść otworu. Widząc ślady butów na ziemi prowadzące w głąb tego otworu stało się jasne gdzie się podziali tamci.

- Przynajmniej ich nie zabili na miejscu. To jest szansa, że ich oszczędzą. Pewnie są im do czegoś potrzebni. - rzucił Sabatini gdy wspiął się na tą półkę i obserwował te ślady i całą resztę. Ciał rzeczywiście nie było w tej jaskini. To nawet jak porywacze postanowili zabić Olmedo i jego ludzi to nie zrobili tego od ręki. Zamilkł bo z otworu wyłonił się mieszany ludzko - elfi patrol jaki poszedł w głąb tej odkrytej dziury.

- Dziura prowadzi gdzieś na dół i w głąb. Spory kawałek dalej jest rozwidlenie. W lewo i w prawo. Ślady prowadzą w prawo. Ale nikogo nie widać ani nie słychać. Jak ruszyli wczoraj w nocy to mogą mieć całą dobę przewagi. - streścił jeden z morskich elfów to co znaleźli tam na dole. Też żadnych ciał. Żywych też nie. Chociaż potwierdziło się którędy zniknęli ci co wcześniej obozowali w tej jaskini. Znów wszyscy spojrzeli na estalijską parę. Po części się wyjaśniło co się stało z Olmedo i tych ci ich zwinęli. Ale z drugiej strony mieli sporą przewagę jakby ich ścigać po tych jaskiniach. Z trzeciej jak stracą chociaż taki wystygły trop to nie wiadomo czy się uda go jeszcze odzyskać. A ekspedycja zbyt wielu zwiadowców nie miała. Po zniknięciu oddziału Ektheliona tylko górale Olmedo mieli opinię zwiadowców z prawdziwego zdarzenia. Może jeszcze jenites ale oni raczej plasowali się na konnych zwiadowców a obecnie i tak nie było ich w głównym obozie.

- Niekoniecznie. Jeśli mają kryjówkę gdzieś w pobliżu to mogą być bliżej niż sądzimy. Tylko oni znają te przejścia a my nie. - porucznik tileańskich kuszników pozwolił sobie wysnuć pewne przypuszczenie. Zdawał sobie jednak sprawę, że to pomysł palcem po wodzie pisany. Tamci mogli się rozbić obozem o pacierz drogi od rozwidlenia jakie znaleźli albo i być o dzień marszu stąd. Trudno było zgadnąć jak obie wersje brzmiały równie prawdopodobnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline