Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2021, 10:27   #191
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 - 2525.XII.20 knt; południe

Czas: 2525.XII.20 knt; południe
Miejsce: 2 dni drogi od Leifsgard, wioska Amazonek, dom królowej
Warunki: wnętrze sali gościnnejj, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, łag.wiatr, ciepło (0)



Posłowie



W miarę jak się dzień rozwijał to jakoś też i łagodniał. Do południa ten tropikalny zaduch zelżał a wiatr osłabł do takiego jaki poruszał ledwo liśćmi i drobnymi gałązkami. Chociaż byli w środku tropikalnej dżungli w osadzie dzikusek jakiej pewnie nie było na żadnych cywilizowanych mapach to zrobiło się całkiem przyjemnie.

Przechodząc po ulicach osady Amazonek trudno było przegapić ich egzotykę. Domy były zbudowane z grubych bali i pokryte deskami a na niektórych wydawała się rosnąć trawa. Ale przez to, że wznosiły się na palach wydawały się o piętro czy dwa wyższe. Szło się w ich cieniu między nimi jak uliczkami jakiegoś miasta. A jednocześnie inaczej. Bo te bale sprawiały wrażenie dużej przestrzeni ograniczonej jakimiś płotami, mniejszymi szopami czy ogrodami. Wśród nich Amazonki zajmowały się swoimi sprawami. Pomimo egzotyki rytm dnia wyznaczany przez zwierzęta gospodarskie wydawał się być podobny do tego znanego po drugiej stronie oceanu. Tylko wykonywany bez wyjątku przez młode kobiety o nietuzinkowej urodzie i niecodziennych ozdobach. Te jednak albo zachowywały obojętność nie narzucając się gościom ich królowej albo co najwyżej pozdrawiały ich skinieniem głowy czy uśmiechem. Bariera językowa i tak sprawiała, że poza uniwersalnym migowym porozumienie się było mocno utrudnione.

Podczas tej przchadzki z Bastardem Carsten znów spotkał bladolicą kobietę w czerni i czerwieni. Z drugiej strony to jednak była osada a nie miasto jak choćby Port Wyrzutków to trafić na siebie było o wiele łatwiej. Zwłaszcza jak każdy mężczyzna rzucał się w oczy w tym społeczeństwie złożonym z samych kobiet.

- Dzień dobry krajanie. - panna von Schwarz przywitała się pogodnie w czystym reikspiel. Podeszła z ciekawością obserwując poczynania Bastarda i jego pana. Pies zaś widząc kogoś nowego w swoim otoczeniu zaczął węszyć i ogon mu na chwilę zamarł gdy sprawdzał z kim ma do czynienia. Vivian uniosła brew do góry posyłając czworonogowi nieco ironiczny uśmiech. A ten machnął w końcu ogonem ze dwa razy jakby to miało mu pomóc w namyśle po czym pobiegł gdzieś dalej.

- Mądry pies. - skomentowała zachowanie czworonoga a sama pozwoliła sobie podejść do Carstena aby mogli swobodniej porozmawiać. Była ciekawa co z kolei rodaka przywiało na ten kontynent. Bo zgadywała, że gdzieś tam w rodzimych stronach pewnie nie usłyszał o wyprawie kapitana i nie rzucił wszystkiego aby do niej dołączyć. No i sama podróż przez Imperium a potem ocean też musiała swoje potrwać. Więc była ciekawa czemu Carsten zdecydował się na taki ryzykowny krok.

Bertrand zaś z rana miał chwilę sam na sam z blond elfką gdy ta zajmowała się jego ranami. Gdy zapytał ją o biologię Amazonek uśmiechnęła się łagodnie.

- Nie byłam tu w każdym ani w większości domów. Ale naprawdę by wiele wyjaśniło i uprościło jakby one gdzieś tu miały jakichś poukrywanych mężczyzn. Jednak na razie nie natknęłam się na nich ani nie słyszałam żadnych plotek. Jeśli naprawdę rozmnażają się bez mężczyzn to nie wiem jak to wyjaśnić. Magia. Albo cud. Albo skądeś biorą małe dziewczynki i chowają je jak swoje własne. - Lycena była chyba tak samo zafascynowana ich gospodyniami jak większość osób jakie tu trafiła. Nie potrafiła jednak od ręki wyjaśnić w jaki sposób mogłaby przetrwać populacja złożona z samych kobiet i to przez dłuższy czas. Kapitan zaś wysłuchał go potem i pokiwał głową. Miał nadzieję, że tubylcze wojowniczki jakoś to dokładniej doprecyzują czego można się spodziewać po tych jaszczurach jakich przybysze nie znali. Jak nie to sam zamierzał się o to zapytać.

W końcu jednak nadeszło południe i czas było udać się do Domu Królowej aby zacząć z nią negocjacje. Z grupy gości uczestniczyli właściwie wszyscy poza Juanem i jego kawalerzystami. Spotkali się z królową Alderą w tej samej sali w jakiej wczoraj była powitalna kolacja. Wydawało się, że obie strony włożyły na te negocjacje swoje odświętne ubrania jakie nie ustępowały kreacjom z wczorajszego wieczoru. Stronę Amazonek poza samą królową reprezentowała też niezmordowana, ciemnoskóra Majo jako tłumaczka i pośredniczka pomiędzy dwoma tak różnymi ludzkimi cywilizacjami. Było też kilka innych które wydawały się jakimiś doradcami lub kimś podobnym. Nie było jednak wątpliwości, że tak jak liderem jednej strony jest kapitan tak drugiej królowa. Ale nie rozmawiali ze sobą tylko we dwójkę. Trójkę jeśli liczyć ciemnowłosą tłumaczkę jako pośredniczkę. Zwykle wyglądało to tak, że kapitan coś mówił królowej jak się rozmówił ze swoimi doradcami, potem Majo to tłumaczyła Amazonkom a te rozmawiały ze sobą nim królowa dała odpowiedź znów przekazaną na reikspiel przez pośredniczkę. I tak na raty dowiadywali się coraz to nowych rzeczy.

Do piramidy nie było tak daleko. Dzień lub dwa drogi licząc z miejsca gdzie obecnie ekspedycja de Limy rozbiła swój obóz. Z tego co mówił kapitan do swoich doradców to czegoś podobnego się spodziewał. Ale ucieszył się, że Amazonki to potwierdziły. One same trochę nie były do końca pewne jak liczyć mobilność ekspedycji stąd podały taki przybliżony termin. Ale tak czy inaczej wyglądało na to, że piramida leży w realnym zasięgu ekspedycji. Pod tym względem nawet gdyby to było kolejny dzień czy dwa drogi to też nie martwiło de Riverę. Zapasów mieli jeszcze na tyle dużo aby się tym nie przejmować.

Trudniej było się porozumieć z oszacowaniem sił jaszczurów jakie opanowały piramidę. Temat dla ludzi zza oceanu był całkowicie obcy. Nazwy jakie padały nic właściwie im nie mówiły. A liczby brzmiały niedorzecznie. Bo niektóre z tych jaszczurów miały być chyba liczone jak nie w setkach to chociaż w dziesiątkach. Trudno tu było o konsensus. Więc Majo naprawdę się postarała i spędziła sporo czasu aby chociaż opisać różne gatunki zimnokrwistych.

Największe i najpotężniejsze nazywały się saurusy i kroxigory. Chodziły na dwóch nogach i miały ogony. Były potężnymi przeciwnikami. Wedle jej słów każdy z nich był większy i masywniejszy od człowieka i mógł takiego rozerwać swoimi łapami albo odgryźć mu głowę. A gruba skóra i mięśnie pod spodem sprawiały, że były bardzo odporne na ataki. Opis przypominał trochę jakieś ogoniaste orki ale Majo zaprzeczyła, że to chodzi o orki. Orki też tu były i orki to były orki. Orki nie były zimnokrwiste. A te gady o jakich mówiła były. I były masywniejsze nawet od orków.

Były też terradony. Tu wtrąciła się Kara przypominając chociaż Bertrandowi o gadzie na jakiego obie zwróciły uwagę gdy wracali po raz pierwszy do obozu ekspedycji. To właśnie był terradon. Skinki używały ich jak latających wierzchowców. Mogły z nich ciskać kamienie i oszczepy samemu będąc trudnymi do trafienia przeciwnikami. Działały też jak latający zwiadowcy jaszczurów bo potrafiły latać nawet pod poszyciem dżungli, pomiędzy tymi wszystkimi lianami i drzewami.

I zębate. Takie zębate, dwunożne bestie podobne na jakiej wczoraj przywitała ich królowa Aldera w bramie. Saurusy też ich potrafiły poskramiać i dosiadać. No i używać w walce. Brzmiało jak jakaś ciężka kawaleria przeznaczona do przełamujących szarż. Tylko opis brzmiał całkiem obco w porównaniu do dość znajomego rysopisu rycerza z kopią na swoim rumaku. Tutaj tłumaczka mówiła jakby mniejsze dwunożne gadzie potwory dosiadały większych.

No i były skinki. O nich dla odmiany Majo wypowiadała się z lekceważeniem, wręcz z pogardą. Były mniejsze od człowieka i słabsze. Do tego niezbyt waleczne. Z tego wszystkiego opisem przypominały gobliny znane ze wschodniej strony oceanu. Ale w przeciwieństwie do nich miały być kimś w rodzaju klasy pracującej na rzecz większych gadzich braci i były całkiem zręczne. W pojedynkę taki stworek raczej nie był groźny. Przynajmniej dla wojowniczki Aldery. Ale zwykle atakowały gromadnie, były podstępne, stosowały zasadzki i trucizny i na polu walki pełniły rolę raczej zwiadowcze i pomocnicze. Ale były. A w razie walk o piramidę stanowiły liczebną masę jaką trudno było pominąć w rachubach.

Do tego był wśród nich szczep kameleonów. Co to jest kameleon Majo zademonstrowała na ścianie. Jak do niej podeszła i wydawało się, że szturchnęła jej kawałek to ten kawałek się poruszył. Wtedy dało się rozpoznać, że to jakaś mała jaszczurka. Jak się poruszyła to dało ją się zauważyć. Ale jak się nie wiedziało, że tam jest i tkwiła nieruchomo to była prawie nie do zauważenia. A na podobnej zasadzie działały te skinkowe kameleony. Dlatego używano ich jako zwiadowców, zasadzkowiczów i zabójców.

- Ale najważniejsi są ich wodzowie a zwłaszcza magowie. Oni wszystkim rządzą. Nie udało nam się zaobserwować kto dowodzi tą grupą jaka opanowała piramidę. Albo to jest jakiś skink albo jak to bardzo ważne nawet jakiś slann. - tłumaczka przyznała, że mimo wszystko nie wiedzą wszystkiego o potencjalnym przeciwniku co by chciały wiedzieć. A slannów opisała jako olbrzymie ni to gady ni płazy, napuchnięte ropuchy z wyłupiastymi oczami. Zwykle niesione na platformie przez osobistych gwardzistów. Ale jak są w piramidzie to pewnie właśnie w piramidzie lub którymś z innych budynków więc nie dało się ich zaobserwować.

- Armia potworów. - mruknął do siebie de Rivera gdy stukał palcem w blat stołu. Amazonki wydawały się chętne do współpracy ale jednak to co mówiły brzmiało dość poważnie. Gdzieś tam przy tej piramidzie czekało coś więcej niż jakaś przygodna banda gadzich patałachów co czmychnął na sam widok sił głównych ekspedycji. Brzmiało jakby mogło dojść do regularnej walki z wymagającym przeciwnikiem.

- A co ze złotem? My jesteśmy tu po złoto i skarby. Jak nie będzie możliwości ich zdobycia to wracamy. - kapitan nagle zmienił temat czym chyba zaskoczył przedstawicielki drugiej strony. Tą zmianą albo bezpośredniością pytania. Amazonki naradzały się chwilę nim ich królowa przemówiła spokojnym ale stanowczym tonem a potem jej tłumaczka przełożyła do na reikspiel.

- Nasza królowa mówi, że jeśli nam pomożecie odzyskać świątynie złoto was nie ominie. Możecie zabrać wszystko co znajdziedzie na jaszczuroludziach. Oni też używają złota. Królowa wynagrodzi was też złotem. I zostaniecie naszymi gośćmi i przyjaciółmi. Zawsze będziecie mogli do nas wrócić i będziecie mile widziani. - ton Majo zrobił się uroczysty gdy przekazywała oficjalną wolę swojej władczyni. Jakby na potwierdzenie tych słów do sali weszły kolejne Amazonki. I każdy z posłów dostał od nich a to bransoletę, a to wisior, a to jeszcze coś innego. Wszystko wyglądało ładnie. Jak złoto. Z dziwnymi, egzotycznymi zdobieniami. Ale to musiało być zrobione ze złota. Jak wyszły kapitan spojrzał pytająco po swoich ludziach sprawdzając czy mają coś do powiedzenia. Naradzali się chwilę nim zapytał jak właściwie królowa zamierza zająć się tymi jaszczurami.

- Zamierzamy się wspólnie udać do piramidy, wydać walkę okupantom i odbić od nich to co nam się słusznie należy. - Majo odparła z prostotą przekazując zamiary swojej królowej. Wcześniej jednak proponowała osłabić jaszczury. Na przykład przez zlikwidowanie gniazd terradonów. Te bowiem nie stacjonowały w piramidzie a na skałach z pół dnia marszu od piramidy przez dżunglę. W powietrzu to był trudny przeciwnik. Ale jakby je dopaść w gniazdach, na ziemi, wówczas role się odwracały. Nawet jakby udało im się odlecieć ale udałoby się zabić ich jeźdźców co sami z siebie latać nie mogli to byłby to duży cios dla armii jaszczurów. Straciliby albo chociaż mocno by osłabiło ich latający zwiad.

- Wydaje nam się, że jest też jeden z odcinków jakie jaszczury pilnują słabiej. Można by spróbować przemknąć się tam do piramidy. - tłumaczka przekazała też inną możliwość zaszkodzenia przeciwnikom. Ale problem był taki, że droga wiodła przez Widmowe Bagna. Bagna były poważnym utrudnieniem same w sobie. A do tego Amazonki uważały je za nawiedzone i chyba obawiały się tam udać póki były inne możliwości.




Czas: 2525.XII.20 knt; ranek
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, jaskinia
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, łag.wiatr, ciepło (0)



Wyprawa ratunkowa



Poranny wiatr się uspokoił a duchota zelżała. Zrobiło się nawet przyjemnie ciepło chociaż zbliżała się połowa dnia jaka zwykle była najgorętsza. Toras i inne elfy zaczęli wracać z myszkowania po okolicy. Wracali po kolei aż gdzieś w południe wrócił ostatni duet. Ale bez względu na to jaki kawałek terenu sprawdzali przynosili mniej więcej podobne wieści. Żadnego innego wyjścia z jaskini nie znaleźli w okolicy. Jak jakieś było to musiało być naprawdę dobrze ukryte.

W międzyczasie wróciło dwóch kuszników z głównego obozu. Skoro para Estalijczków dowodząca tą wyprawą ratunkową nie wzywała pomocy z sił głównych to nie przysłano żadnych dodatkowych oddziałów. Kusznicy zrelacjonowali, że pułkownik de Guerra przyjął ich, wysłuchał i pozwolił wrócić do swojej drużyny. Prosił aby przekazać, że życzy powodzenia i w razie zmiany sytuacji przysłać kogoś z wieściami. Obiecał mieć jeden oddział tercios w pogotowiu. W końcu wyglądało na to, że baronessa i medykus mają sytuację pod kontrolą i lada chwila sprawa z pojmanymi góralami się wyjaśni. Poprosił też aby o ile będzie to możliwe to spróbować dogadać się z tymi obcymi Estalijczykami. Mieli przecież żywność i miejsce w obozie. Mogli ich dołączyć do ekspedycji. A ci mogli się okazać cenni jeśli już tutaj buszowali trochę czasu. A trudno negocjować jeśli już poleje się krew.

O tym akurat Cesar miał okazję przekonać się osobiście. Ostatniej nocy krew się polała gdy kusznik Sabatiniego postrzelił strażnika stojącego w wejściu. I z miejsca zrobiło się nerwowo. Potem w zamieszaniu wywołanym tym atakiem trudno było stwierdzić czy po stronie tych drugich ktoś został ranny czy nie. U nich samych nikt nie odniósł obrażeń. Niestety do wznowienia negocjacji nie doszło. Wczoraj w nocy to medykus je zerwał nie odpowiadając na propozycję swojego rozmówcy spotkania się w połowie drogi. A dziś tamten nie odpowiedział na jego wezwania. Właściwie to nikt na nie nie odpowiedział. Jak krzyknął swoje w stronę wejścia do jaskini zarzuconego różnymi spalonymi gałęziami to odpowiedziała mu cisza i ciemność nieregularnego otworu w jaskini.

Góral jaki im towarzyszył przyszedł na wezwanie brodacza. Odpowiadał co widział w tej jaskini indagowany nie tylko przez Cesara ale i pozostałych oficerów. Wejście, potem ten kawałek korytarza co nawet go widać było i stąd. Trochę pod górę ale niezbyt. Potem komora. W niej właśnie rozbili się górale szukając schronienia przed wczorajszą ulewą. Nie wiedział jak duża może być ta komora bo tam nie chodzili. Odpoczywali przy ognisku czekając czy deszcz się skończy. A światło ognisk nie oświetlało jej krańca. Poszli kawałek dalej ale nie znaleźli nic ciekawego a jeszcze dalej nie było potrzeby chodzić skoro chcieli tylko przeczekać deszcz i wrócić do głównego obozu. A drugie wejście? Nie znaleźli żadnego. Ale i nie szukali skoro mieli nadzieję wrócić do głównego obozu przed zmierzchem. A ta komora do tego była w sam raz. A potem wpadli ci obcy i pozamiatali. Tylko im udało się uciec i to dzięki przypadkowi bo akurat byli na zewnątrz po drewno gdy tamci przyszli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-09-2021, 14:52   #192
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Zabawa z psem pozwoliła Carstenowi oderwać się od frapujących myśli. Wioska Amazonek prezentowała się schludnie, a ochroniarz nie należał do tych ciekawskich, węszących wokół jak ogary. Oczywiście zanotował sobie w pamięci charakterystyczne punkty i rozkład osady, ale nic poza tym. To jednak był inny świat, odmienna wrażliwość, obce zwyczaje. Plemię kobiet, które radziło sobie znakomicie w trudnym terenie, choć w obliczu konfliktu z jaszczuroludźmi nie potrafiło przechylić szali na swoja korzyść. W tym widział szansę dla Kapitana Rivery, by w negocjacjach poruszyć tę wrażą kwestię. Amazonki potrzebowały wsparcia, by rozwiązać pewne komplikacje. Wyszkolone oddziały wojskowe były cennym nabytkiem, należało jedynie ugrać jak najwięcej podczas rokowań. To jednak zależało już od zdolności zjednywania sobie sojuszników. Rivera sprawiał wrażenia cwanego lisa, zresztą musiał taki być, jeśli dożył siły wieku, prowadząc awanturniczy żywot.

Panna von Schwarz wyrosła jak spod ziemi i ponownie wprawiła Sylvańczyka w lekkie zakłopotanie.

Nie zyskała akceptacji u psiska, które było dalekie od obdarzenia ją ufnością. To znamienne, bo Bastard zwykle wesoło traktował nawet obcych i był skory do figli. Ochroniarz nie dał po sobie poznać zdziwienia, z obserwacji poczynań pupila.

- Witam Cię, Pani! – zachował pozory galanterii, choć słaby był z niego znawca etykiety.

- Chadza własnymi ścieżkami, jak jego opiekun – pozwolił sobie na komentarz zachowania psiaka. – Czy jest to wyznacznikiem mądrości, czy sposobem na uniknięcie rozczarowań trudno dociec… Szanuję jednak jego wolność, bo w momencie próby wykazuje wielką lojalność. Wśród ludzi bywa z tym różnie… - pozwolił sobie na lekką grę ciekaw reakcji ekscentrycznej rozmówczyni.

- Korzystamy z chwili wytchnienia przed negocjacjami. – wyjaśnił naprędce. – Dziś zapadną ważne decyzje, a nam przyjdzie się im podporządkować.

Zapytany o motywacje i powód przybycia do Lustrii, zmarszczył nieco blade oblicze, nieudolnie kryjąc niezadowolenie z dociekliwości niewiasty. Odpowiedział jednak szczerze, patrząc prosto w oczy tajemniczej kobiecie.

- Nie wątpię, że to może budzić ciekawość, ale los zsyła na nas czasem zdarzenia, które zmieniają całkowicie nasze życie. Przygnały mnie tu prywatne sprawy, o których wybacz Pani nie chcę mówić otwarcie. Dżungla i jej skarby dają mi nadzieję na odwrócenie okrutnych wyroków i nowy początek. Zaryzykowałem zaiste wiele, by się tutaj znaleźć. Wciąż nie mam też gwarancji na powodzenie mojej misji. Lecz codziennie karmię się okruchami nadziei, na lepszy czas i ocalenie tego, co dla mnie najcenniejsze.

Nie wiedział czy ta odpowiedź ją satysfakcjonowała. Sam jednak podobnie jak Bastard uchylił się od dłuższej dysputy, wynajdując błahy powód, by opuścić towarzystwo damy. Zetknął się w swoim życiu z wieloma kobietami, rożnej profesji i stanu, ale ta powodowała dreszcz i uczucie niepokoju, zazwyczaj odpornego na takie odczucia mężczyzny. Ukryty zmysł kazał mu mieć się na baczności, jakby przebywał w otoczeniu jadowitego skorpiona, czyhającego na najmniejszą nieostrożność.

***

Podczas negocjacji słuchał zaciekawiony opisu stworów i wysilał wyobraźnię, aby ujrzeć te na poły mityczną rasę. Inaczej była traktowana za oceanem, inaczej w realiach tutejszej dżungli. Jaszczury wydawali się być realnym zagrożeniem, mogącym poradzić sobie nawet ze zdyscyplinowaną armią. Tym bardziej, że otaczała je aura tajemniczości i grozy, a żołnierze przywykli do prowadzenia kampanii w Imperium, mogli być bardziej wrażliwi na widok nieznanego przeciwnika.

- Mądrych potworów… – dodał uzupełniając słowa Rivery. – To rasa, która bez wahania będzie bronić swego dziedzictwa i wpływów Kapitanie. A wtedy będą jeszcze bardziej groźni. Warto przyjrzeć się tym ich słabym punktom i zaatakować, nawet ryzykując. Wtedy istnieje szansa, że wyprawa przyniesie spodziewane owoce.

Eisen nie odzywał się już więcej, by dać czas awanturnikowi na przemyślenie wyrażonego przezeń poglądu. Sam też nie czuł się odpowiedniej rangi doradcą.

Wiedział jedynie, że przypadku takiego przeciwnika należało postępować sprytnie i chytrze. Wykorzystać maksymalnie swoje przewagi, jednocześnie pozbawiając wroga atutów. W przeciwnym razie fiasko wyprawy zdawało się być boleśnie nieuchronne…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-09-2021 o 17:50.
Deszatie jest offline  
Stary 25-09-2021, 11:54   #193
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Bertrand słuchał z ciekawością informacji o egzotycznym i potężnym wrogu, chociaż Majo już wcześniej opowiadała o różnych rodzajach jaszczurów, lecz największy jego niepokój wzbudziła zmianka o jaszczurzych magach. Znał się na konwencjonalnej wojnie, ale te kwestie były poza jego zrozumieniem. Spytał się więc Amrisa, czy będzie on w stanie podjąć walkę z tymi całymi "slannami". Takie samo pytanie zadał Majo jako tłumaczce, licząc że przy okazji może dowie się czegoś o tajemniczej magii, którą władają Amazonki.

- To podarunki ze złota to bardzo miły gest, ale świadczy o tym, że mają go dużo więcej. Może warto wyraźnie określić, jak dużo byśmy dostali za pomoc w odbiciu piramidy. No i wszystkie przedmioty o wartości mistycznej lub historycznej które znajdziemy przy jaszczurzym pomiocie powinny być naszym łupem. - Bretończyk zaproponował Riverze jak najbardziej precyzyjne określenie warunków sojuszu. W końcu ryzykowali bardzo wiele, więc nagroda powinna być tego warta.

Kiedy pojawiła się informacja o gniazdach latających gadów, zainteresował się tematem.

-Pozbycie się tych bestii zniwelowałoby przewagę taktyczną wroga. Chętnie wziąłbym udział w wyprawie w celu zniszczenia tych gniazd. -Bretończyk zastanawiał się ponadto czy paru jaj nie udało by się przynieść z takiej wyprawy. Na pewno mogłyby być wiele warte.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 25-09-2021, 23:12   #194
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Czekamy - powiedziała Iolanda spoglądając w czeluść pieczary, w której kryli się konkwistadorzy. - Czasu mamy pod dostatkiem. Jeżeli nasi zwiadowcy są tak dobrzy jak zapewniają ich dowódcy, to ci w jaskini niedługo powinni wyjść, wszak nie byli przygotowani na długi pobyt tam. Jeżeli jednak zwiadowcy zawiedli i jest drugie wyjście z jaskini, to słusznie będą tu tkwić, nie uważasz Cezarze? - Arystokratka przeniosła spojrzenie na medyka. Uśmiechnęła się przy tym do niego.

- Tak. - przyznał Cezar - Łatwiej mi jednak uwierzyć w niefrasobliwość przy składaniu meldunków i raportowaniu, którą udowodnili przed porucznikiem, niż w to, że zwiad górali zwiadowców nie sprawdził dobrze jaskini pod kątem możliwych wejść przed spoczynkiem. Poczekajmy więc.

Pogoda się poprawiała, a wbrew temu co kolejny raz sugerował narrator, to porywacze nie przystali na warunki pod jakimi miałyby się odbyć negocjacje i tym samym je zerwali. Wręcz mając czelność stawiać swoje. Medykus więc czuł się w sytuacji może niezbyt ciekawej, bo czekanie nikomu nie służyło, ale zdecydowanie pewnej swego.

Podchwycił jej uśmiech i nieoczekiwanie nim pokrzepiony również się uśmiechnął.
- Powinniśmy podtrzymać ogień. Żołnierze niech ubrania wysuszą. Przekonajmy się co tym razem wymyślili bogowie.

- Masz rację. Jeżeli przyjdzie nam tu nocować powinniśmy mieć ogień. Pewnie trzeba będzie kogoś po prowiant posłać. I powiedz dlaczego uważasz, że jaskinia został gruntownie sprawdzona? W tym całym pośpiechu i barku profesjonalizmu… - zawiesiła na chwilę głos omiotła spojrzeniem otoczenie.

- Liczę na góralskie nawyki - odparł z ociąganiem i przyznawszy baronessie rację co do prowiantu poprosił dziesiętnika jej ludzi o zorganizowanie tej sprawy. Jednocześnie Iolanda rozdysponowała patrole elfów, którzy mieliby mieć na oku okolicę pod kątem zarówno uciekinierów z jaskini, jak i szukających ich kompanów. Oboje byli zgodni, że zasiedziałych konkwistadorów teraz trzeba już tylko przeczekać. W końcu dziesiętnik odszedł, a oni mogli znowu porozmawiać na osobności w swoim języku.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 25-09-2021, 23:24   #195
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Obyś miał rację - Iolanda nie wyglądała na przekonaną. - Nie mamy na to już wpływu. Zmieńmy zatem temat. Propozycja królowej Amazonek. Co o niej sądzisz? Ja osobiście nie jestem do tego przekonana. Jeżeli one same nie są w stanie przegonić tych jaszczuroludzi, to albo są słabe albo to naprawdę poważne zagrożenie. Jeżeli są słabe nie ma co z nimi wiązać się sojusz. Jeżeli jaszczuroludzie są poważnym zagrożeniem, to nierozsądnie jest wykrwawiać się na nich. Także i tak źle i tak niedobrze.
-' Będąc słabym rozsądnie jest szukać sojusznika. - rzekł jakby na usprawiedliwienie Amazonek - Choć tu raczej mowa o kupowaniu najemnika. Tylko nie rozumiem po co była wtedy ta łzawa historia o bezcennym dziedzictwie.
- Dawanie do zrozumienia, że jest się słabym nie jest najrozsądniejszym zagraniem. Wszak potencjalny sojusznik może spowodować wykorzystać naszą słabość. Ckliwej historii też nie rozumiem - Iolanda odpowiedziała.
- Ale udawanie słabego już ma sens. Kapitan uzna, że Amazonki nie mają wyboru i chwyci okazję. Wykrwawi się odwalając brudną robotę, a Amazonkom "przypomni się" że dziedzictwa nie mogą oddać i że powinniśmy się wynieść. - Cesar tę opcję skwitował jednak wyłącznie wzruszeniem ramion - A może po prostu są głupie. Zostawmy to. Korzystając tym razem ja bym się czegoś chętnie dowiedział. Jak to się stało Iolando, że w Estalii nie czeka żaden pan de Azuarra.
Baronessa westchnęła lekko.
- Nikt godny uwagi nie pojawił się - Iolanda odpowiedziała że swego rodzaju beztroską w głosie. - Jeśli nie masz nikogo kto miałyby jakieś narzędzia nacisku, to masz wolny wybór. Było kilku kandydatów podsuwanych przez dalszych krewnych. Krewni ci jednak nie mieli atutów w ręku. A ja tak.
Cesar pokiwał głową akceptując to wyjaśnienia, ale po chwili zapytał znowu.
- Jakie zatem trzeba spełnić warunki żeby być godnym uwagi? Bez stosowania narzędzi nacisku oczywiście.
- Nie trzeba uważać, że jakiś pan de Azuara jest potrzebny - dziedziczka rodu powiedziała spokojnie.
- To… - mężczyzna zastanowił się jak dobrać słowa - Niezbyt wygórowany warunek. Choć nie zdziwię się jeśli okazał się zaskakująco trudno osiągalny.
- Najprostsze rzeczy okazują niekiedy niemożliwe do zrealizowania - odparła Iolanda nieco filozoficznie.
- Dlatego sięgamy po najtrudniejsze - rozejrzał się dookoła jakby tropikalne otoczenie wyjaśniało resztę.
- Dla wyzwania. Oboje je kochamy - delikatny uśmiech wypłynął na jej twarzy.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 26-09-2021, 15:18   #196
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2525.XII.20 knt; popołudnie

Czas: 2525.XII.20 knt; południe
Miejsce: 2 dni drogi od Leifsgard, wioska Amazonek, dom gościnny
Warunki: wnętrze jadalni, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, umi.wiatr, umiarkowanie (0)



Posłowie



Na zewnątrz było jeszcze widno ale dzień już zmierzał ku końcowi. Podobnie jak dzisiejsza tura negocjacji. Zaczęli w samo południe więc zajęci dyskusją nie czuli głodu. Ale żołądki w końcu upomniały się o coś więcej niż przekąski z placków i owoców oraz wina jakie było do dyspozycji na stołach. Czas było więc coś zjeść a, że i dzień się kończył to obie strony obopólnie zgodziły się zrobić sobie przerwę obiadową. Posłowie pod przewodem de Rivery udali się do domu gościnnego gdzie wkrótce potem obsługa z młodych dziewcząt przyniosła pyszny obiad. Albo wczesną kolację. Królowały ryby, nabiał i owoce. Ale w egzotycznym wydaniu. Było też pieczyste podobne w smaku do wołowiny. Posiłek pozwolił się odprężyć i odetchnąć po tych wszystkich rozmowach na wysokim szczeblu. Spotkać się czy porozmawiać o mniej poważnych sprawach lub po prostu zająć się sobą. W końcu królowa znów zaprosiła ich na kolację do siebie. Ale jeśli ktoś był zmęczony czy wolał zjeść w domu gościnnym to oczywiście mógł tak zrobić.

Carsten na przykład miał okazję wspomnieć poranną rozmowę z imperialną szlachcianką. Wydawała się być mu życzliwa.

- Oh, bardzo cię przepraszam Carstenie za to moje babskie wścibstwo. Nie chciałam cię urazić. Po prostu byłam ciekawa. Dawno nie spotkałam kogoś od nas, nawet reikspiel zaczynam zapominać. - przeprosiła go w stylu jak szlachciance wypadało i to jakby rozmawiała z sobie równym szlachcicem. Z tym rdzewieniem rodzimego języka trochę chyba przesadzała bo mało kto w ekspedycji de Rivery mówił tak czystym reikspiel jak ona czy Carsten. Imperialni rzeczywiście byli w zdecydowanej mniejszości w ekspedycji. Nawet w Porcie Wyrzutków nie było ich zbyt wielu. A wśród obecnych posłów Carsten był chyba jedynym. W każdym razie czarna czerwonowłosa więcej nie wracała do tego tematu jaki sprowadził tutaj jej krajana a i wkrótce się rozstali po tej rozmowie.

Bertrand zaś miał w pamięci krótką rozmowę z Amrisem. Ich jedynym magiem jakiego mieli pod ręką a i chyba w ekspedycji nie było drugiego.

- Bertrandzie trudno jest mi ocenić kogoś kogo nigdy wcześniej nie spotkałem. Także pod magicznym względem. Kompletnie nie wiem czego się spodziewać. - jasnowłosy elf rozłożył dłonie przyznając się do niewiedzy w tym temacie. Nieco rozwinął ten temat zaraz potem. Kiedy przygotowywał się do wyprawy na ten kontynent czytał co się dało na jego temat. Na poły kroniki, na poły legendy wspominały, że zamglony i pokryty wiecznie zieloną dżunglą kontynent jest pełen dziwów i tajemnic. W tym reliktów czasów przedpotopowych. A jaszczury najczęściej były opisywane jako obca rasa. O trudnej do pojęcia logice i motywacjach. Ale dysponowali też potężną wiedzą i magią. Niestety Amris nie bardzo miał punkt odniesienia aby porównać tą książkową wiedzę z sytuacją w piramidzie. Elfy też przecież słynęły jako starożytna, uzdolniona magicznie rasa.

- Tak Bertrandzie też o tym pomyślałem. Ale to jednak pewne ryzyko. Jak umówimy się na 10 skrzyń złota a tam jest ich 100? Albo 1000? Albo 10. Lub 1. Trudno powiedzieć. - estalisjki kapitan widocznie rozumował podobnie jak bretoński szlachcic. Ale dostrzegał pewną pułapkę w takim rozwiązaniu. Gdyby tam były całe góry ze złota to tak ustalony limit mógłby się wydawać śmiesznie mały w porównaniu do tych gór nawet jeśli by był godziwą zapłatą za krew i trud. Z drugiej strony nie wiadomo było czy tam jest jeszcze jakieś złoto skoro obiekt przejęły jaszczury. Może tam teraz są tylko puste ściany i pajęczyny? Kapitan więc wahał się czy dyskutować z królową o jakimś odgórnym limicie.

Ale zapytał to co sugerował Bertrand o te łupy przy jaszczuroludziach. Majo powtórzyła, że to co znajdą przy truchłach jaszczuroludzi mogą zabrać ze sobą. Amazonki nie zgłaszały do tego roszczeń i pretensji. Były skłonne oddać przybyszom jaszczurów żwych i martwych wraz z całym dobrodziejstwem ich inwentarza. Ale zastrzegały sobie prawo do piramidy i jej zawartości. To było ich dziedzictwo i miało wrócić w ich ręce. No i miłe dla ich ucha była ta wyprawa na terradony. Zgodziły się na wspólną wycieczkę ale podkreślały, że dobrze aby to była jakaś niezbyt duża grupa bo marsz całej armii na pewno zwóci uwagę jaszczurów i ich zaalarmuje. Amazonki szacowały, że tych terradonów na tych wzgórzach może być z pół setki, może trochę mniej. Ale jakby udało się je zaatakować na ziemi i z zaskoczenia to można by im zadać spore straty względnie tanim kosztem. One same mogły wydzielić na ten cel z tuzin lub dwa wojowniczek. Też zależnie właśnie ilu i kogo by wysłał kapitan do takiej misji. Zbyt wiele nie mogły wysłać bo z jednej strony musiały mieć oko na jaszczurów a z drugiej na Norsmenów. I na tym dzisiejsza część negocjacji skończyła się.

- Hmm… Chciałbym to zobaczyć. Tą piramidę i te jaszczury. W końcu wszystko co o tym wiemy to wiemy od nich. A one to nie my. - gdy kolacja w domu gościnnym miała się ku końcowi de Rivera wstał, wziął swój kielich i zaczął się z nim przechadzać po sali jadalnej. Wydawał się być mocno zaabsorbowany decyzjami jakie należało podjąć. Przynajmniej na razie czas ich nie gonił bo równie dobrze mogli dyskutować o tym i jutro. Ale szybko zrezygnował z osobistego zobaczenia piramidy. W końcu był wodzem naczelnym ekspedycji. Gdyby zginął, zaginął albo został pojmany byłaby to spora strata. Niemniej myśl aby mieć jakieś własne potwierdzenie słów Amazonek krążyła przy nim nieustannie.

- Carstenie… - zwrócił się zatrzymując się w pewnym momencie gdy zwrócił się do swojego czarnowłosego porucznika.

- Ty się chyba dość dobrze dogadujesz z Olmedo i jego chłopakami. Prawda? I już mieliście trochę mokrych przepraw po okolicy. - powiedział kojarząc, że wysłał Carstena razem z oddziałem Miguela na poszukiwanie zaginionych elfów. Elfów co prawda nie znaleźli ale jednak przeprowadzili przy okazji rozpoznanie okolicy i działali dłuższy czas z dala od głównych sił. Widocznie kapitan o tym nie zapomniał.

- Zastanawiam się nad tymi bagnami co mówiły. A, że nawiedzone bagno czy las to przecież jakby to traktować poważnie to i u nas co drugie jest takie. Ale one mówiły, że tam jakoś da się podejść pod tą piramidę. I rzucić okiem. To by się przydało aby ktoś z nas tam poszedł sprawdził i wrócił aby powiedzieć jak to w ogóle wygląda. - kapitan przedstawił swoim doradcom swój pomysł. Cokolwiej by czekało na nich na tych bagnach i w samej piramidzie to nie było trudno domyślić się, że tak wysłana grupa byłaby zmuszona działać samodzielnie. Pewnie z jakąś pomocą Amazonek ale raczej z dala od głównych sił ekspedycji a tuż pod nosem jaszczurów. Niemniej to by mogło dać jakiś wgląd komuś zza oceanu jak wygląda sytuacja na miejscu. I pozwoliła zaspokoić ciekawość.

- A ty Bertrandzie mówisz, że interesuje cię wyprawa na te latające straszydła? Mhm. No dobrze. A kogo byś proponował wysłać od nas na taką wyprawę? Nie chciałbym wysyłać więcej niż dwa, może trzy oddziały. - skoro bretoński szlachcic był chętny spróbować swoich sił w rajdzie na te latające gady to kapitan był ciekaw jak to sobie wyobraża. Też nie chciał angażować w to zbyt dużo sił. W końcu w głównym obozie musiała zostać odpowiednia duża siła aby odeprzeć ewentualny atak jaszczurów lub inne takie niespodzianki. Ale tak kilka oddziałów mógł zaryzykować aby rozpuścić po okolicy. W połączeniu z siłami Amazonek mogło to przynieść obiecujące efekty. Ale póki byli sami to kapitan czekał jak na te propozycje zareagują jego doradcy.

- Hej, chodźcie zobaczyć! - przez siatkowane okno bez szyb zajrzała głowa jednego z kawalerzystów. Wydawał się być rozbawiony i podekscytowany. Pewnie wołał do któregoś ze swoich kolegów no ale przy okazji kapitan i reszta też usłyszeli. I większość z ciekawości wyszła na balustradę jaka otaczała dom na palach. Z góry był niezły widok na ulicę i to co się tam działo.

- Hej zobaczcie! Jadę na culhanie! - zwołała do nich Izabella machając rączką. Rzeczywiście widok był ciekawy. Siostra Bertranda dosiadała jednego z tych wielkich, pierzastych wierzchowców jakich używały Amazonki. Ten kroczył dostojnie i powoli a przy jego dziobie szła Kara a z drugiej strony Meda. Obie widocznie pilnowały aby wszystko poszło zgodnie z planem podczas tej jazdy. I jak się patrzyło z balustrady to wyglądało to trochę jak pierwsze konne jazdy dzieci na kucykach i koniach. Jak się im pokazuje podstawy i dopiero się uczą tej jazdy konnej. Bretońska szlachcianka też wydawała się cieszyć jak dziecko z tej jazdy. A i mężczyźni z grupy poselskiej a i inne Amazonki wyglądały ze swoich balkonów albo przystawały na ulicy aby spojrzeć jak Bretonka sobie radzi na tutejszym wierzchowcu. I wszyscy zdawali się traktować to z życzliwością i aprobatą oraz brać z humorem.




Czas: 2525.XII.20 knt; popołudnie
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, jaskinia
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, umi.wiatr, umiarkowanie (0)



Wyprawa ratunkowa






https://live.staticflickr.com/56/185...8e107497_b.jpg



- Jak tak dalej pójdzie to naprawdę będziemy tu nocować. - mruknął Sabatini spoglądając na malowniczy zachód słońca. Ładny był. Ale nad rzeką było tyle latającego tałatajstwa, że drapali się już wszyscy od zwykłych żołnierzy po estalijską parę dowódczą. Te tutejsze komary czy co to tu latało cięły niemiłosiernie. Ale sądząc po tonie porucznika to coś kolejną noc w tym miejscu wcale nie uznawał za coś pozytywnego.

Atmosfera w tym improwizowanym obozie u wejścia do jaskini była taka sobie. Emocje z nocy zdążyły już dawno opaść a jak nic się właściwie nie działo to szybko zapanowała nuda. Z jaskini nie docierały żadne odgłosy, głosy ani nic się nie zmieniło od rana. A właściwie to od nocy odkąd tamten ze środka nie doczekał się odpowiedzi z ich strony. To jak nic się nie działo to żołnierze zaczęli się nudzić. Rozbili się pod chmurką przy ogniskach, suszyli ubrania i buty, czyścili broń, coś sobie gotowali, grali w kości i karty więc panowała dość sielankowa atmosfera. Zwłaszcza, że pogoda dopisywała i ten tropikalny zaduch zelżał i zrobiło się całkiem przyjemnie.

- A może ich już dawno tam nie ma? I czekamy na próżno. Albo to jakaś ich kryjówka i mają tam wszystkiego w bród. Albo już dawno pozabijali Olmedo i jego ludzi. - Toras też mówił jakby miał wątpliwości czy tak wielogodzinne czekanie przed wejściem do jaskini ma sens. Nic się nie działo a jak dzień się już kończył to niedługo znów zapadną ciemności czarnej, tropikalnej nocy. A wówczas pewnie mało kto by chciał tu zostać jeśli godzinę drogi stąd był główny obóz.

Przed zmierzchem przyjechał też kurier z głównego obozu przesyłając list z wiadomością od pułkownika de Guerry. Była krótka. Pytał o sytuację i chciał wiedzieć czy będą wracać na noc do obozu czy nie. I czy czegoś nie potrzebują. Kurier czekał czy będzie jakaś odpowiedź. Wcześniej w południe przyszła kolumna tragarzy i mułów przynosząc prowiant i zapasowe namioty i hamaki. Co pozwoliła na rozbicie porządnego obozu niż leżenie na pledzie albo kocu. A posiłek poprawił humory w obozie. Ale potem tragarze wrócili do głównego obozu i znów trzy dziesiątki ludzi i elfów zostali sami koczując pod czarnym otworem jaskini w nadrzecznym klifie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-09-2021, 18:49   #197
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Rozmowy i negocjacje nieco zmęczyły Carstena, lecz nie dał nic po sobie poznać. Cały czas zachowywał niewzruszoną postawę i jeśli nie licząc jednej wypowiedzi milczał, rozmyślając o przyszłych wyzwaniach. A te zdawały się rosnąc i piętrzyć nad nimi jak olbrzymie pnie i konary drzew, które kryły dżunglę w wiecznym cieniu. A gdzieś tam czekała jeszcze piramida- sacrum Amazonek i miejsce bytowania rozumnych Jaszczurów, spadkobierców jeszcze dawniejszej rasy. Chwilami Sylwańczyk nie wierzył, że z niewielkiej wioski z pogranicza Stirlandu dotarł aż tutaj, do przedsionka pradawnych tajemnic, gościł w królestwie walecznych Amazonek, ucztował u ich Królowej, przypomniało to bardziej legendarne opowieści snute przez gawędziarza w jakiejś Imperialnej karczmie, którym nikt nie dawałby wiary i uznawał za bajdurzenie.

Ochroniarz miał jednak swój cel, do którego uparcie dążył i był gotów porwać się na każdy szaleńczy czyn, który przybliżyłby go do spełnienia obietnicy danej synowi. Kiedy już w wąskim zaufanym gronie Rivera omawiał z nimi możliwe scenariusze jak z kamratami podczas żeglugi po nieznanych morzach, Eisen na propozycję dowódcy miał tylko jedną odpowiedź.

- Nie przeczę, Kapitanie... – odpowiedział wolno, jakby ważąc słowa. – Mieliśmy ciężką przeprawę, a nic tak nie łączy, jak wspólne dzielenie trudów. Mokradła boleśnie dały nam się we znaki. Jestem jednak gotów poprowadzić zwiad do piramidy, nawet przez te widmowe bagniska. Tam gdzie się wychowałem, podobnych miejsc było wiele, więc nie należę do tych przesądnych i strachliwych. Tyle, że przydałby się nam zdolny kreślarz, co będzie w stanie naszkicować ważne punkty orientacyjne i samą piramidę. Oraz jakiś elfi tropiciel, bardziej wyczulony na zagrożenia w tych okolicach. Wtedy szansa powodzenia i przydatność takiego zwiadu znacznie wzrośnie… - zakończył, niezmiennie głosem wyzutym z głębszych uczuć i emocji, tak jakby chodziło zwykły spacer, a nie patrol, w którym ryzykuje się żywot.

Dalsze rozważania przerwało zamieszanie w wiosce i widok młodej Bretonki na nietypowym wierzchowcu. Carsten mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Jeszcze jedno niespodziewane wydarzenie, w które mało kto by uwierzył, słuchając jego relacji. Na szczęście o miłym i sympatycznym wydźwięku.
Dobry humor psuła mu świadomość, że mogą to być ostatnie miłe wspomnienia przed nieuchronnie zbliżającym się koszmarem zmagań w krwawej bitwie o piramidę…
 
Deszatie jest offline  
Stary 29-09-2021, 20:20   #198
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Ich kryjówka? I nasi z w i a d o w c y nie zorientowali się, że śpią w czyjejś kryjówce? Bardzo chcę wierzyć, że nie, bo jeśli taki mamy zwiad, to nie warto tu tkwić dla tych ludzi. - Odparł Cesar na rozważania porucznika.

Jedyne inne wyjaśnienie zastałego impasu jednak również nie było na korzyść jakości góralskiego zwiadu. Medykus przywołał do siebie Torasa i poprosił go o wybór elfa o najlepszym uchu. Następnie nakazał mu podejść na skraj jaskini i nasłuchiwać odgłosów. Cały oddział nie mógł w nieskończoność siedzieć cicho jak trusie. A jeśli nic elf nie usłyszy to Cesar założy od żołnierzy, skórznię z nogawicami i napierśnik. Obwiąże liną w pasie i wjedzie do jaskini.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 02-10-2021, 11:19   #199
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Bertrand zaśmiał się szczerze widząc radość swojej siostry uczącej się jazdy na wielkim ptaszysku których Amazonki używały jako rumaki. Pomachał jej wesoło a później podszedł by pogratulować.

-Świetnie sobie radzisz Isabello. Rodzice i nasi bracia by nie uwierzyli gdyby to zobaczyli... - Na moment zachmurzył się, przypominając sobie że zostawili rodzinę w trudnej sytuacji. Ale choć podróż do Lustrii nie była do końca ich dobrowolną decyzją, nie żałował przygody która ich spotykała. Egzotyczna przyroda, starożytne skarby... no i te Amazonki.. Było to zdecydowanie bardziej ekscytujące niż dworskie intrygi i przygraniczne potyczki które zajmowały go w Bretonii... choć zagrożenia były też zupełnie innego rodzaju, nie mogli więc traktować tego jako zabawy.

Po przywitaniu się z siostrą wrócił do narady i kwestii które omawiał z de Riverą.

-Może faktycznie lepiej nie umawiać się konkretną ilość złota, nie wiedząc ile tego jest w piramidzie... możliwe że większość zagarnęli jaszczuroludzie. Ewentualnie ustalmy pewną minimalną wartość z góry oraz określoną cześć łupu. Obawiam się jednak, że Amazonki myślą o swoim interesie, więc musimy być ostrożni żeby nie skończyć jak mięso armatnie. W chaosie walki trudno też będzie im według mnie pilnować kto co wziął z piramidy.......

Natomiast jeśli chodzi o wyprawę przeciwko terradonom, wziąłbym swój oddział Bretończyków i jakich dobrych zwiadowców.. może elfy by się nadawały? Rozumiem, że Amazonki dostarczą przewodników i też trochę wojowników.
- Wypowiedział się co do planowanej wyprawy. Zastanawiał się też czy zdradzić de Riverze o czym mówiła mu van Schwarz, ale nie chciał się szybko pozbywać takiego atutu.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 02-10-2021 o 12:04.
Lord Melkor jest offline  
Stary 02-10-2021, 19:02   #200
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 35 - 2525.XII.20 knt; wieczór

Czas: 2525.XII.20 knt; wieczór
Miejsce: 2 dni drogi od Leifsgard, wioska Amazonek, dom królowej
Warunki: wnętrze jadalni, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, sła.wiatr, umiarkowanie (0)



Posłowie



Wyglądało na to, że Amazonki wieczorne kolacje traktowały znacznie mniej formalnie niż negocjacje w ciągu dnia. Atmosfera w sali gościnnej królowej była nawet luźniejsza i swobodniejsza niż wczoraj. No ale nie było się co dziwić. Wczoraj to był pierwszy oficjalny poczęstunek i powitanie obcego poselstwa i to z wodzem całej ekspedycji na czele. Co niejako w naturalny sposób dodawało powagi bo przecież obie strony chciały wypaść jak najlepiej.

Dzisiaj dzień zszedł na całkiem praktycznych negocjacjach. Jak na dość wczesnym etapie udało się ustalić, że ekspedycja wystawi dwie pomniejsze wycieczki i kogo na nie wyśle zostało ustalić pozostałe detale. I kapitan i królowa zgodzili się, że na razie obóz ekspedycji zostanie tu gdzie jest. Tak wielki obóz wcale nie było tak łatwo utrzymać a dostęp do rzeki pomagał w tym znacznie. Te dwa czy trzy dni drogi na przełaj do piramidy też powinni nieźle blokować gdyby jaszczurom przyszło do ich gadzich łbów zrobić sobie jakąś wycieczkę czy na ekspedycję czy na wioskę Amazonek. Ale na razie sojusznicy wstrzymają się od większych działań aż obie rejzy wrócą do siebie. Więc końcówkę dnia i wieczór zeszło na ustalaniu różnych szczegółów.

Z tego co za pośrednictwem Majo mówiły Amazonki to proponowały aby pójść razem aż do skraju tych Nawiedzonych Mokradeł. Bo to mniej więcej w jednym kierunku. To powinno zająć z dzień drogi. I dopiero tam trzeba by się rozdzielić. Carsten ze swoją świtą wkroczyłby na bagna. Najlepiej łodziami ale te miały dostarczyć wojowniczki królowej Aldery. A Bertrand ze swoją świtą ruszyłby dalej w głąb dziewiczej dżungli na te wzgórze gdzie gniazdowały terradony. To też wojowniczki obliczały na dzień lub dwa marszu. Z opisu brzmiało jakby się szykowała wyprawa na 2-3 dni w jedną stronę czy tu czy tu.

Po raz kolejny można było odnieść wrażenie, że Amazonki bardzo niechętnie garną się na te Nawiedzone Mokradła. O wiele milsze im się wydawał rajd na wzgórza. Tu z tego co mówiły najlepiej było uderzyć w nocy. W nocy gady były ospałe i leniwe. Jakby dorwać je na ziemi to mogło to przynieść nadspodziewanie dobry skutek. Tylko właśnie na te wzgórza trzeba było się wspiąć. I pewnie właśnie po ciemku. To i potrzeba ukrycia takiej wyprawy w ciągu dnia wydawało się im największym wyzwaniem. Skoro pojawił się temat wspinaczki de Rivera dumał znów o bandzie Olmedo. W końcu to byli górale więc do takich zadań wydawali się w sam raz. Z drugiej byli też zwiadowcami, jednymi z prawdziwego zdarzenia jakich mieli. Więc mogli się przydać przy tym skradaniu się po opłotkach piramidy. Ostatecznie uznał, że ma jeszcze swoich marynarzy co też mieli wprawę w łażeniu po masztach i rejach to i chyba jakimś wzgórzom dadzą radę.

Z kolei królowa biorąc pod uwagę, że do walki z latającymi gadami pewnie potrzebna będzie większa grupa niż do rozpoznania drogi przez bagna to właśnie tam wyznaczyła Maanenę. Jasnoskóra blond wojowniczka rysopisem wydawała się wyglądać bardziej na Kislevitkę jak panna Glebova niż tubylczą wojowniczkę. Jednak jej egzotyczny strój warkoczyki, tatuaże, malunki, pióra i ozdoby nie mogły budzić wątpliwości, że pochodzi z plemienia Amazonek.




https://www.deviantart.com/xiataptar...ress-405984080


Maanena znała drogę do owych wzgórz i wraz z grupą wojowniczek były gotowe zaprowadzić tam Bertranda i jego towarzyszy oraz wziąć udział w planowanej masakrze gadziej nacji. Na to się bowiem zanosiło gdyby udało się osiągnąć efekt nocnego zaskoczenia. Ale jeśli nie i to gady by wykryły przeciwnika w dzień sytuacja mogła się dokładnie odwrócić albo mogły się po prostu przenieść gdzieś poza zasięg możliwości połączonej wyprawy.

Za to do wyprawy przez Nawiedzone Bagna Amazonki niespodziewanie zgłosiły pannę von Schwarz. Oraz obsadę na dwie czy trzy łodzie. Skoro chodziło i rozpoznanie to lepiej takim planom sprzyjała mało liczna grupka. Trudno było przewidzieć co natrafią po drodze albo już przy samej piramidzie. Dlatego rolę przewodniczek miały pełnić Piranie. Jak Amazonki nazywały swoje zwiadowczynie. Co do prośby o rysownika o jakiej wspomniał Carsten kapitan zastanawiał się chwilę. Ale był zdania, że w obozie głównym mają na tyle liczne grono skrybów i uczonych, że chyba ktoś powinien się taki znaleźć.

Teraz jednak panował ciepły wieczór. Słońce już zaszło i na świecie panowały nocne ciemności. Wewnątrz osady rozjaśniane jednak płomykami olejaków, lampionów i pochodni co nadawało im przyjemnie swojski wygląda. I oddech egzotyki. Na jutro kapitan planował powrót do głównego obozu i przygotowanie obydwu pomniejszych wypraw. Dziś jednak był jeszcze przyjemny i gościnny wieczór gdzie każdy mógł znaleźć czas dla siebie i swoich myśli.




Czas: 2525.XII.20 knt; wieczór
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, jaskinia
Warunki: ciemno, światło ognisk i pochodni na zewnątrz: ciemno, odgłosy dżungli, zachmurzenie, sła.wiatr, umiarkowanie (0)



Wyprawa ratunkowa




Wszelkie środki ostrożności podjęte przez Cesara okazały się zbędne. W środku jaskini najgroźniejsza wydawała się ciemność. Bez światła można się było potknąć o jakiś kamulec albo i przewrócić. Już ta ciemność pospołu z ciszą zwiastowały wchodzącemu brodaczowi, że coś tu mocno nie gra. Gdzie się podziali ci wszyscy co powinni być w środku? Siedzieli tam w po ciemku w absolutnym bezruchu? Elf wyznaczony przez Torasa siedząc przy wylocie jaskini ani nic nie wypatrzył ani nic nie usłyszał. Nie więcej niż odgłosy gasnącego dnia na dnie stumetrowej dżungli. Wtedy pszydła kolej na Cesara.

Obwiązał się w pasie, wziął płonącą gałąź jako pochodnię i ruszył w stronę wejścia do jaskini. Minął te na w pół wypalone gałęzie i konary jakie rzucano tu poprzedniej nocy. Teraz wyglądały jakby ktoś je wyrzucił z jaskini. Już jak wchodził do środka powitała go grobowa ciemność i cisza. W parę chwil później okazało się, że elf miał rację jak mówił, że nic nie widzi i nie słyszy. Bo nikogo tu nie było. Ani, żywych ani martwych.

Bez trudu znalazł tą pierwszą komorę o jakiej mówił im góral. Rzeczywiście była. I na rozbicie obozu nadawała się w sam raz. Były ślady po kilku wypalonych ogniskach. Widocznie jak nikt nie dorzucał do ognia to się wypaliły. I to już dawno bo nawet popiół był zimny.





https://imagevars.gulfnews.com/2019/...6ddf_large.jpg


- Tutaj czekaliśmy aż przestanie padać. - wskazał góral gdy już za pierwszym ochotnikiem przyszli inni zobaczyć tą tajemniczą jaskinię co ich zastopowała już prawie na dobę. Miejsce było odpowiednie aby się rozbić. W suficie były jakieś pęknięcia, nie na tyle aby coś było przez nie widać ale do wentylacji mogły wystarczać. Sama komora mogła pomieścić trzy ogniska więc w zupełności wystarczała dla Olmedo i jego ludzi. Nie było teraz dziwne, że ją wybrali na przeczekanie tropikalnego deszczu. Wciąż widać było resztki posiłku spożytego jak nie przez nich to tych co przyszli tu później z o wiele mniej zapowiedziana wizytą.

Za tą pierwszą komorą było przewężenie i nieco zakręcający korytarz. A za nią druga komora. Ze słów górala wynikało, że tu też zajrzeli ale nie było co oglądać. Goła komora podobnej wielkości jak ta pierwsza. A spokojnie mieścili się w tej pierwszej więc nie było po co tam łazić. No i pojawił się problem. Bo więcej wyjść nie było. To gdzie się podziali ludzie Olmedo i ci co ich wzięli w niewolę? Skoro wyglądało na to, że jedyne wejście to te jakim tu wszyscy weszli a przecież przed nim od wczoraj koczowali i nie było szans aby chociaż jedna osoba się wyślizgnęła nie mówiąc o całej grupie.

Zagadkę odkrył góral którego nikt nie silił się nawet pytać o imię. Zorientował się, że pochodnie co prawda mają ciąg co świadczyło, że cug jest ale wszyscy brali to za efekt tych szczelin widocznych w suficie. On jednak zorientował się, że w tej drugiej komorze jak się podniesie pochodnie wyżej to cug jest tam wyraźnie silniejszy. Pomyszkował trochę i odkrył, że coś co wyglądało na kawałek wysokiej półki na tyle wysokiej, że z dołu widać było tylko krawędź faktycznie jest półką skalną. Ale jak go ktoś podsadził, on się wspiął to okazało się, że tam jest wąska półka. A za nią czarna czeluść otworu. Widząc ślady butów na ziemi prowadzące w głąb tego otworu stało się jasne gdzie się podziali tamci.

- Przynajmniej ich nie zabili na miejscu. To jest szansa, że ich oszczędzą. Pewnie są im do czegoś potrzebni. - rzucił Sabatini gdy wspiął się na tą półkę i obserwował te ślady i całą resztę. Ciał rzeczywiście nie było w tej jaskini. To nawet jak porywacze postanowili zabić Olmedo i jego ludzi to nie zrobili tego od ręki. Zamilkł bo z otworu wyłonił się mieszany ludzko - elfi patrol jaki poszedł w głąb tej odkrytej dziury.

- Dziura prowadzi gdzieś na dół i w głąb. Spory kawałek dalej jest rozwidlenie. W lewo i w prawo. Ślady prowadzą w prawo. Ale nikogo nie widać ani nie słychać. Jak ruszyli wczoraj w nocy to mogą mieć całą dobę przewagi. - streścił jeden z morskich elfów to co znaleźli tam na dole. Też żadnych ciał. Żywych też nie. Chociaż potwierdziło się którędy zniknęli ci co wcześniej obozowali w tej jaskini. Znów wszyscy spojrzeli na estalijską parę. Po części się wyjaśniło co się stało z Olmedo i tych ci ich zwinęli. Ale z drugiej strony mieli sporą przewagę jakby ich ścigać po tych jaskiniach. Z trzeciej jak stracą chociaż taki wystygły trop to nie wiadomo czy się uda go jeszcze odzyskać. A ekspedycja zbyt wielu zwiadowców nie miała. Po zniknięciu oddziału Ektheliona tylko górale Olmedo mieli opinię zwiadowców z prawdziwego zdarzenia. Może jeszcze jenites ale oni raczej plasowali się na konnych zwiadowców a obecnie i tak nie było ich w głównym obozie.

- Niekoniecznie. Jeśli mają kryjówkę gdzieś w pobliżu to mogą być bliżej niż sądzimy. Tylko oni znają te przejścia a my nie. - porucznik tileańskich kuszników pozwolił sobie wysnuć pewne przypuszczenie. Zdawał sobie jednak sprawę, że to pomysł palcem po wodzie pisany. Tamci mogli się rozbić obozem o pacierz drogi od rozwidlenia jakie znaleźli albo i być o dzień marszu stąd. Trudno było zgadnąć jak obie wersje brzmiały równie prawdopodobnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172