Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2021, 19:53   #43
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podbite oko w zamian za rozbity nos? Taka wymiana Marka nie usatysfakcjonowała, ale w obecności trenera nic nie mógł zrobić, a przyładować Bryanowi po raz kolejny w szczególności. W zrozumieniu tego pomogli uczynni (przytrzymujący go) kompani, którzy lepiej od niego wiedzieli, że zemsta może poczekać, a jej natychmiastowe uskutecznienie może się źle dla Marka skończyć.

- No dobra, dobra... Puśćcie mnie... - powiedział. - Nic mu nie zrobię - obiecał z wyraźną niechęcią.
Z oczywistych względów zamierzał dotrzymać tej obietnicy. Przynajmniej na razie, bo odpłacić mógł później. Okazji będzie mnóstwo...
Powiadano, że mądry głupcom ustępuje, ale gdyby to stale robiono, to głupcy opanowaliby cały świat.

* * *


Rozmowa z kompanami po meczu poprawiła nieco humor Marka.
- Widział go któryś z was z jakąś laską? - Spojrzał z namysłem na przyjaciół. - Taaa.... z pewnością woli facetów. Ale żeby z trenerem...? - Skrzywił się z niesmakiem. - No bez jaj...
Ale może ma na niego jakiegoś haka? Dupek nie gra na tyle dobrze, by go stary cap stale faworyzował.
- Goryl? - Mark dla odmiany się uśmiechnął. - Jeden stary goryl zastąpiłby dwóch takich Bryanów. Ale nie mamy znajomości w ZOO... Poza tym goryla nie przyjęliby do szkoły.
- A szkoda - odparł Bryan. - Mielibyśmy dużo lepszą obronę.

* * *


W szpitalu prócz nastawienia nosa czekały na Marka ciekawe, ale i dziwne wieści. No, niekoniecznie na niego czekały, ale musiałby być ślepy i głuchy, by się nie dowiedzieć czegoś, co było dość trudne do uwierzenia, bowiem młody Daryll nijak nie pasował do tego, jak powinien wyglądać bohater.
Swoją drogą, uratowanie czyjegoś życie w zasadzie nie wpłynęło na zmianę opinii Marka o młodym Singletonie. Był, jest i z pewnością będzie dziwakiem, a sądząc z tego, co mówili ratownicy, był nie tylko bohaterem, ale i głupcem.
Pytanie dodatkowe brzmiało - co zdarzyło się nie-do-końca-zamarzniętemu facetowi, że, jak to określił Jay Whitten, był pobudzony? Z pewnością nie przez jakąś laskę, bo na zimnie takie pobudzenie znikało jak śnieg w lecie.
Piorun go walnął, czy ducha zobaczył?
A potem niedoszły truposz wyleciał Markowi z głowy, gdy zobaczył, co naskrobał lekarz na zwolnieniu.

- Trzy tygodnie bez treningu? - Patrick spojrzał Markowi przez ramię. - A to się trener ucieszy.
- Chase mnie godnie zastąpi. - Głos Marka był pełen ironii. - Dupek sobie pobiega i schudnie.
- Do wesela się zagoi, nie przejmuj się. - Patrick poklepał przyjaciela po ramieniu.
Mark uśmiechnął się nieco krzywo, jako że na myśl przyszła ma Jess, z którą co prawda ślubu brać nie zamierzał, ale stosunki (zdecydowanie dwuznaczne określenie) między nimi mogły mieć różne skutki... i bynajmniej nie chodziło tu, odpukać, o dzieci. Ojciec z pewnością zrobi mu awanturę, a szeryf... cóż... Hale bywał wybuchowy, a chociaż z punktu widzenia prawa guzik mógł zrobić, bowiem Jess skończyła już 16 lat, to był też ojcem, a który ojciec ucieszyłby się gdyby się dowiedział, że ktoś bzyknął jego córeczkę?

* * *

Mowa w wykonaniu ojca awanturą z pewnością nie była, ale jej sens był jednoznaczny - żadnego afiszowania się z Jess, a szlaban mógłby być bolesny w skutkach. Na przykład miesiąc czy dwa bez samochodu...
Mark aż się wstrząsnął na samą myśl.
- Tak, ojcze. Zapamiętam. Żadnych skandali więcej - obiecał. - A nos... to mały wypadek na treningu. Za parę dni nie będzie śladu - zapewnił.
Nie zamierzał wypowiadać się na temat szczegółów, bo nie do końca był pewien, czy Bryan był taki głupi, że rozwalił mu nos celowo czy taki tępy i niezgrabny, że zrobił to przez przypadek.

* * *


Po kolacji, która upłynęła w dość napiętej atmosferze, Mark wrócił do swego pokoju, gdzie miał czas i okazję do przemyślenia paru spraw...

Czy cheerleaderka o gorących wargach była dziewczyną nie dla niego? Na ten temat to mógłby z ojcem podyskutować, bowiem Jess miała kilka zalet - przynajmniej z punktu widzenia, jak to ojciec słusznie określił, młodego człowieka.
Ładna, zgrabna, kuszące cycuszki, kształtny tyłeczek... no i lubiła go, co okazywała na swój, bardzo dla obu stron przyjemny, sposób.
Ale... prócz plusów były i minusy, a o jednym z nich dość dobitnie powiedział ojciec.

Skandal przedwyborczy...
Mark w zasadzie potrafił zrozumieć, czemu ojciec się przejmuje.
Oczy i uszy miał. Wiedział, że w mieście urodził się niejeden "wcześniak" i z pewnością nie było to skutkiem podmuchu wiatru, lecz całkiem innego dmuchania... Ale, jak powiadała, i słusznie, Biblia, ludzie dostrzegali drzazgę w oku bliźniego, a belki w swoim - nie. Jakimś dziwnym trafem wszyscy zapominali o swoich wyczynach z lat młodości, a za to z zapałem wymawiali innym urojone grzeszki. Same przeklęte świętoszki. Oni mogli, a innym zazdrościli?
Ale świętoszki głosowały, a ojcu skandal mógł zaszkodzić. Jemu, w sumie, również. Jak by nie było, co innego być synem burmistrza, co innego synem byłego burmistrza.

A zatem Jess musiała iść, chwilowo przynajmniej, w odstawkę.
Czy zrozumie?
Trochę żal, z powodu wspomnianych wcześniej plusów dodatnich, ale z drugiej strony... Nie dało się ukryć, że przez cały dzionek Jess zachowywała się jak obrażona primadonna ze spalonego teatru, a po starciu na treningu nawet do niego nie podeszła.
Ale nie miał zamiaru się tym przejmować.

* * *


Po szybkim prysznicu spojrzał w lustro i skrzywił się.
Wyglądał niczym Lee Marvin w jakimś starym jak świat westernie, którego tytuł wyleciał Markowi z pamięci. Ale bez tego plastiku na nosie wyglądałby jeszcze gorzej.
Jakoś to przeżyje.

Wrzucił do plecaka wszystko, co potrzebne było na jutro do szkoły i, przed pójściem spać, obejrzał najciekawsze zagrania z meczu Delfinów z Gigantami.
 
Kerm jest offline