Aelfric załadował kilka butelek do torby, a dwie nawet zatknął za pasek. Znał ogień alchemiczny i wiedział, jakiego spustoszenia potrafi dokonać ciśnięty na pokładzie łodzi czy statku. Przylepiał się do ciała i palił, będąc niemal nie do ugaszenia.
- Technologia... - mruknął wojownik z lubością gładzac korek od butelki i rozmyślając nad potencjalnym użyciem nowej broni.
Tymczasem jednak Galdor rzucił pomysł zabrania ze sobą dowodów. Aelfric miał jednak inne zdanie w tej kwestii.
- Lepiej zostawić to pod łóżkiem. Jeśli pokonamy Halloda i pojmiemy go, zdążymy wrócić po skrzynkę. Jeśli nas pokona, i znajdzie tą skrzynkę, zniszczy ją i dowody zanim ktokolwiek zdąży nas odnaleźć - poradził, ale pozostawił decyzję Galdorowi i Kori jako bardziej kompetentnych w jego mniemaniu w prowadzeniu śledztwa.
Tymczasem jednak zbierali się do wyjścia, i wojownik, z nastawioną tarczą podążał za Eshu, przyklejając się plecami do ściany korytarza, aby uniknąć być może kolejnej niespodzianki w postaci nastawionej do strzału kuszy. Tarczą operował w taki sposób, aby ewentualny pocisk nie dosięgnął ani kapłanki, ani zaklinacza, którzy nie zaznajomieni z walką mogli nie wytrzymać cięższego pocisku. Hallod udowodnił już swój spryt, i Aelfricowi wydawało się, że mógł dobrze przygotować się na przybycie nieproszonych gości.