23:03 - Tunel metra.
Yusuf odrzucił broń. Zacisnął kły. Potwór odskoczył, a on za wszelką cenę chciał go złapać.
Bestia odskoczyła i nagle chwyciła się sufitu w tunelu, tak jakby to tam teraz była podłoga. Wbijała swoje szpony w betonową konstrukcję i poruszała się niemal równie szybko jak wampiry niżej. Bestia Yusuf domagała się, żeby osądzić wampira. I wtedy kolejne huki wystrzałów rozdarły mrok. Navago wciskał spust raz za razem, a kolejne pociski wbijały się w miękkie ciało bestii. Nagle opadła w otoczeniu kawałków betonu. Yusuf ją dopadł niczym futbolista stojący w obronie. Choć był mniejszy od niej to uderzenie całej masy jego ciała doprowadziło do uderzenia bestii o ścianę. Jej twarz była zniekształcona. Długi język. Na twarzy praktycznie nie było skóry, przez co ślepe oczy wydawały się na wystające z orbit.
Banu Haquim wbił swoje kły w potwora, który zajęczał z bólu, a jego ciało niemal natychmiast rozluźniło się.
Poczuł krew. Starą krew. Dziką. Trzymał bestię mocno. I wtedy poczuł jak napływa do niego jej dusza. Esencja jej jestestwa. Yusuf czuł jak wieki doświadczeń jego klanu przemawiają w jego głowie. Czas dokończyć wyrok.
Utamukeeus i Casteli dobiegli niemal równocześnie. Teraz, gdy potwór przestał się ruszać i mieli okazję się przyjrzeć to nikt nie miał wątpliwości. Nosferatu. Nosferatu, którego ciało rozpadało się w objęciach sędziego. Tyle, że on nie miał zamiaru przestać. Dokonywał właśnie najdotkliwszej zbrodni wśród wampirów. Popełniał Amarath.
23:15 - Inny tunel metra.
Qwerty biegł korzystając bardziej ze swoich nadludzkich zmysłów niż z latarki. Wiktor jednak był przerażony nie na żarty. Albo był z klanu Spoona i hulał niczym wiatr. W pewnym momencie Qwertego uderzyła wizja młodego wampira wbiegającego w jeden z tuneli serwisowych, a po chwili wybiegajacego z innego. I tyle… Tu wszedł, tam wyszedł… ale gdzie w tej ciemności było tu i tam? Latarka pokazała zwrotnicę, w której lewy tunel był zamknięty drewnianym rusztowaniem i ostrzeżeniami o zawaleniu. Tam Wiktor nie szedł z pewnością. Z drugiej strony Viktor nigdy nie był celem samym w sobie. Szli po de Worde. A gdzie ukrył by się potężny wampir? Tam gdzie ludzie nie wędrują. Chyba.
24:00 - Okolice rzeźni.
Daria niczego więcej nie powiedziała. Czy wzięła sobie do serca słowa Cath? Trudno powiedzieć. W końcu mówili do ściany. Czy mogli to załatwić inaczej? Najpierw dogadać szczegóły z nosferatką? Być może. Koniec końców Spoon nie mógł czekać. Powiedział swoje, im przyjdzie mierzyć się z konsekwencjami. Liczyła się tylko Brusilla. Teraz prowadził w pełnym skupieniu zerkając jedynie od czasu do czasu na Helogugla. Byli o krok. O krok od czapki, która pozwoli odzyskać chwałę ich pana - Mitry. O krok od Brusilli. O krok od Arwyn. Cath jedynie zastanawiała się, jak wielki temperament musi mieć Brujah, która ma kilka tysięcy lat. Skoro Spoon tak szybko się denerwował… jak prosić ją o czapkę? Czy dobrze, że ruszyli jedynie we dwoje?
Samochód nie miał jak dalej przejechać. Uliczka była zbyt wąska. Ale znajdowała się na tyłach rzeźni.
Ruszyli pewnym krokiem w stronę podejścia do centrum pakowania.
Potem akcja działa się szybko. Niemal jak w reportażach, gdy jeden ze świadków mówi: “Pani… to był moment”.
Za koszem na śmieci było dwóch napastników z kijami bejsbolowymi. Obaj wybrali sobie Spoona na cel. Jeden trafił w głowę, drugi w brzuch. Cath zanim zdążyła zareagować poczuła trafienie z boku. Żelazny kastet na dłoni mężczyzny w kominiarce rozciął jej policzek. Wpadli w zasadzkę.