Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2021, 13:26   #47
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
33 Jahrdrung, Wallentag , Świt ok. 05.45



Kruk szedł w pierwszej linii klanowych, twardych, silnych ludzi żyjących w górach wedle własnych praw, mających nad sobą jeno wodza. Korin Grzechotark z Owczarzy był brutalnym skurwysynem, który znał się na swojej robocie. On, wbrew powszechnie panującej opinii, nie wypasał nigdy owiec. Owszem, kradł je, łupił sąsiednie klany, uczestniczył w wojnach, bitwach i potyczkach. I wciąż żył, choć nie wszystkim to było na rękę. Ale nikt przeciw niemu nie odważył się wystąpić. Słuchali go, bo alternatywą był zamknięty krąg tarcz i pojedynek na śmierć i życie. Na co nikt nie miał specjalnej ochoty. Kruk doskonale rozumiał tych pasterskich sukinsynów. Sam nie miałby ochoty na starcie z Korinem, choć był jednym z jego najwierniejszych carlów.

Szli spokojnie, nie dbając na wcześniejszy rozkazy jaśnie wielmożnych, bo te głupie chujki wcale, ale to wcale nie znali się na bitce. Słyszeli ryki walczących w wyłomie, choć przez śnieżycę która spadła na miasto, widoczność spadła do kilkudziesięciu kroków. Może dla tego Korin ich wstrzymywał, choć nie każdemu to było na rękę. Bitwa niosła za sobą łupy a coś przecież do domu trzeba było z wojny przynieść. Nawet, gdyby to było trzeba wydrzeć zębami z gardzieli jaśnie wielmożnych. Szli zwartym szykiem, zasłonięci tarczami, w rękach niosąc narzędzia do krzywdzenia innych. Ostrza i obuchy do cięcia, rozrywania, szarpania i kłucia. Do mordowania na wszelkie sposoby, jakie człek wymyślił w swej historii. I co najważniejsze, wiedzieli jak tych narzędzi użyć.

Naraz dotarł do nich inny dźwięk. Podniecone głosy jakby z boku wyłomu, tupot nóg, szczęk broni i krzyki. Tryumfu i wściekłości. Wycie rannych. Ostatnie jęki wydawane przez odchodzących do błota. Korin wstrzymał ich na chwilę, chcąc z dźwięku wywnioskować co się dzieje, po czym ryknął.

-Te kurwie syny uderzyły na naszych z boku! Naprzód! Biegiem!

Carlowie, doświadczeni w boju wojownicy, wnet pojęli w czym rzecz. Obrońcy musieli uderzyć gdzieś z boku na wolnych, którzy bili się w wyłomie. To mogło oznaczać ich pogrom. Zwarty mur tarcz pękł, gdy ruszyli do boju z wściekłym wyciem, na wprost przed siebie, w śnieżycę. Pozostali owczarze, traperzy, włóczykije i drwale wcieleni do drużyny Korina poszli w ich ślady podnieceni bliskością starcia. I nieuchronności bitwy…


***

Strzelcy widzieli coraz mniej, więc Towarzysz Hans, dowodzący oddziałem strzelców i kuszników nakazał im zbliżyć się do wyłomu, tak by widzieć choć zarys walczących. Wypełzli przeto z rowów, osypisk, gruzowisk i ruin biorąc jedynie najważniejszą część swego ekwipunku. Łuki, kusze i muszkiety z taką ilością pocisków, bełtów i strzał jaka im została. Żwawo, ponaglani krzykami Hansa, kierowali się na szczęk oręża i jęki mordowanych. I na straszliwy ryk, który dochodził od wyłomu. Pokonali raptem z pięćdziesiąt kroków, ale w końcu dostrzegli to co zostało z Północnej Bramy. A zostało, trzeba to było powiedzieć uczciwie, niewiele. Zdruzgotana już wcześniej przez samych Odnowicieli, teraz została już jedynie kupą gruzu. Zwarte kłębowisko kształtów, najeżone włóczniami, buzdyganami, mieczami, morgenszternami, dzidami, korbaczami, toporami, siekierami i cepami, otaczało kręgiem wyrastającą pod nich wszystkich bestię o dwóch rogach i czerwonej skórze, która śmiała się basowym śmiechem rozdając sprawiedliwie ciosy toporem. Ludzie rozrąbywani na dzwonki, ludzie wyrywani siłą ciosu w powietrze i koziołkujący w locie, opadający na dalsze szeregi bądź resztki murów, ludzie ginący całymi szeregami. I krew. Wszędzie tryskająca krew w której bestia była skąpana po same rogi. I jak ona się straszliwie śmiała.

Urnst, weteran wojen w Hochlandzie, uniósł muszkiet do góry mierząc w wyłom. Patrzył przez szczerbinkę na rogatą bestię a ręka zaczęła mu drżeć. Tak jakby jakaś siła powstrzymywała go od tego, by mierzyć do straszliwego monstrum. Może to jej widok, może spadający zewsząd krwawy śnieg, który czerwienią pokrył okoliczne osypiska a może zwyczajnie był zmęczony. Mimo to, powolny rozkazowi Hansa - Cel! Pal! - wycelował, zmrużył oczy i … wystrzelił. Zagrzechotały mechanizmy kusz, huknęły wystrzały z rusznic, muszkietów i garłaczy, zabrzęczały cięciwy łuków. Nie patrzył czy trafił, tylko od razu wziął się za przeładowanie. Rozedrganymi rękoma ładował proch i wsadzał kulę. To było złe miejsce do walki. Złe miejsce do umierania.

-Towarzyszu, tam, na murze! Kurwie syny przełażą przez mur! - to chyba Rudy Arnold krzyknął, bo chwalił się że ma doskonały wzrok. Urnst spojrzał w bok, tam gdzie wskazywał Arnold i rzeczywiście dostrzegł na murze jakieś sylwetki. Hans też je zobaczył i krótko rozkazał. - Zdejmijcie tych skurwysynów a potem strzelać w wyłom bez rozkazu!

To nie była regularna armia, ale Urnst wiedział co ma robić. Uniósł muszkiet i wycelował, biorąc w panującej zamieci zarys zarysu postaci na cel. Huknął wystrzał jego i kilku innych. Znów brzęknęły cięciwy i szczęknęły zamki kusz. Urnst nie śledził skutku ostrzału tylko od razu znów zabrał się do przeładowywania muszkietu. Cięciwy łuków już grały swą pieśń.


***

Tupik pierwszy zabrał się za zejście, ledwie biegnąca do wyłomu, odległego o pięćdziesiąt ledwie kroków, tłuszcza przebiegła im pod nogami. Wiedział, że trzeba się spieszyć, wiedzieli i jego kompani. Nie wiedzieli jednak jak bardzo. Nie usłyszeli rozkazu Towarzysza Hansa, ale usłyszeli huk wystrzałów i naraz usłyszeli wizg lecących bełtów i strzał. I trzask uderzających wokół kul. Los każdemu z nich przeznaczył rolę raczy strzelniczej. Skulili się na szczycie muru, wystawieni na widok rewolucyjnych strzelców, którzy najwidoczniej w zamieszaniu wzięli ich za wrogów. Może zresztą nie do końca bezpodstawnie. Jednak to wszystko było w tej chwili bez znaczenia. Skulili się, starając się uczynić z siebie jak najmniejszy cel. I przeklinając się nawzajem, że nie od razu poszli śladem Tupika. I każdy z nich dostał. Semen poczuł uderzeni w ramię, które w jednej chwili ścierpło a krew, jego krew, obryzgała mu pół twarzy. Z niedowierzaniem spojrzał na rozerwaną kolczugę, skórznię i koszulę, którą nosił pod spodem. I na dziurę, która została po kuli. Theophrastus, który gdy tylko usłyszał wizg przytulił się do muru jak do najcieplejszej kochanki też dostał. Strzała weszła mu gładko w w pośladek i sterczała zawadiacko a on aż zachłysnął się powietrzem z bólu. Przerażony chwycił się sznura i nie dbając już o to, czy Semen go dodatkowo asekuruje czy tylko polega na zawiązanych węzłach jął zsuwać się w dół. Z impetem, bowiem stercząca strzała z każdym poruszeniem sprawiała mu ból. Ale nie mógł jej wyciągnąć na murze. Musieli wiać. Gudrun kuląc się w wyłomie muru, początkowo miała szczęście. Kilka pocisków jedynie stuknęło o kamienie muru obok jej skulonej postaci. Jednak żadne szczęście nie trwa wiecznie. Chciała właśnie iść w ślady Theophrastusa widząc, że kozak wpatruje się w postrzał na ramieniu, gdy nagle poczuła głuche uderzenie w pierś i z niedowierzaniem spojrzała na sterczący w niej bełt. W jednej chwili poczuła falę gorąca, świat zawirował wokół niej a ona z rozłożonymi rękoma runęła w dół…


***


Uderzyli z całą siłą, czując prące ich z tyłu szeregi żądnych krwi kamratów. A w wyłomie krwi było pod dostatkiem. trupy, na równi miejskich wywrotowców co wolnych, ułożyły się już w solidny stos. Buty ślizgały się po krwawym śniegu zmieszanym z krwawymi resztkami wrogów i przyjaciół. Nie było jak się wycofać i Urnst wraz z innymi desperatami rzucił się na monstrum godząc weń dzierżoną w rozedrganej dłoni włócznią. Trafił, o dziwo, i z fascynacją spoglądał na sterczące z uda bestii drzewce. Gdzieś obok Jurgen wbił w nie topór a ci z przeciwka też nie próżnowali. Przez ułamek chwili Urnst nawet poczuł coś na kształt braterstwa z nimi. Mieli wspólnego wroga, którego musieli się pozbyć by w końcu móc się zabijać. A w chwilę po tym poczuł potężny ból w plecach i wyrwany w powietrze niepowstrzymaną siłą poleciał w zwarte szeregi rewolucjonistów. Mimo tego, że nie był w stanie nic zrobić, zdążył dostrzec ich wykrzywione we wściekłym grymasie, zbliżające się twarze. I ostrza. Wiele ostrzy. A potem poczuł kolejne uderzenie i otoczyła go ciemność.


***

-Śmiertelnicy, oddajcie hołd Panu Krwi!! - ryk bestii poniósł się aż do budynków. Ludzie byli tak oszołomieni, tak przerażeni i jednocześnie tak żądni krwi, że co poniektórzy rzucali się na towarzyszy, którzy grodzili im drogę ucieczki. Jednak w wąskim wyłomie tłum był tak gęsty, że nie sposób było się wycofać. Krew spadała z nieba śnieżnymi płatkami i strumieniem niemal lała się w oku cyklonu. Ale potwór był ranny. A oni musieli go wykończyć, by w końcu móc zniszczyć tych, którzy chcieli położyć kres wyzwoleniu.

-Cel! Pal! - Hans komenderował bezdusznie. Jakby śmierć, która zstąpiła do wyłomu, nie robiła na nim żadnego wrażenia.


***

Siwy był jednym z ostatnich wolnych, którzy parli do wyłomu. Nigdy, nigdzie się nie spieszył, bo ojciec i dziad od małego mu tłukli do głowy „Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł”. Kierując się w życiu tą maksymą i teraz, podczas szturmu dał młodym okazję do wykazania się w walce o nie swoją sprawę. Zapłata i tak im się należała, więc po co miał ryzykować. Mimo tego, jednak w końcu dołączył z ostatnimi maruderami do zwartej ciżby prącej do wyłomu. Ilu ich było? Może z dwie setki, może trochę więcej, choć Siwy wiedział, że po dzisiejszym dniu dobrze będzie, jak zostanie choć połowa. To też zniechęcało go do brania udziału w masowej rzezi. Miał do kogo wracać.

Napierał bez przekonania na tych przed nim, wbijając im tarczę w plecy, zwiększając tłok i zmuszając do parcia do przodu. I wówczas usłyszał ostrzegawczy krzyk. - Uwaga! Z boku! - odwrócił się przez ramię i zobaczył pędzącą, ubraną w łachmany i byle jakie pancerze, uzbrojoną ciżbę która w milczeniu biegła w ich stronę. Było za późno na jakikolwiek manewr. Gdyby byli regularnym wojskiem też by nie zdążyli ustawić zwartego szeregu. Teraz, obracając się pospołu z kilkoma kamratami, naraz zorientował się, że jest na czele szyku obronnego. I bardzo mu się ten fakt nie spodobał. Mimo tego chwycił mocniej tarczę i uniósł włócznię gotów do odparcia szturmu.

Z równym powodzeniem mógłby odpierać morską falę, ale Siwy nigdy nie widział morza, więc nie był w stanie tego sobie wyobrazić. Nigdy też już nie miał go zobaczyć…


***

Gudrun upadła w zaspę i przez chwilę myślała, że oto nadszedł koniec. Wróci do ziemi i nie zobaczy już nigdy rodziny. Że umrze tu, pozostawiona na polu bitwy, jedna z setek ofiar bitwy pod Wusterburgiem. Ale wnet przyskoczył do niej Tupik i zaczął szarpać nią próbując ją podźwignąć. Świadom tego, że nie ma czasu do stracenia, słysząc huk zderzających się szeregów, szczęk broni, krzyki rannych i raniących. Nie widział starcia, bo wszystko przesłaniały wirujące płatki krwawego śniegu, ale miał świadomość tego, że wszystko to dzieje się ledwie o kilkadziesiąt kroków od nich. I że w każdej chwili może przenieść w ich stronę.


Gudrun runęła w dół a Semen niezdarnie chwycił się liny i walcząc z falami bólu przyprawiającego mdłości zsunął się w jej ślady. Coś szarpnęło go w połowie drogi, ale ciężar ciała uwolnił go od pasa, który zahaczył się o wystający z muru szpikulec. Sunął dalej a na końcu ranna ręka nie wytrzymała ciężaru i też spadł. Tyle, że z niewielkiej wysokości. Podniósł się targany falami bólu. I wściekły, bo wraz z zerwanym pasem który zawisł na żelaznym kolcu wystającym z murów, zawisła tam i jego szabla. Poczuł się niemal nagi. Nie mniej jednak wraz z towarzyszami wreszcie byli za murem. Mogli…

Biegnącą pod murem kolejną falę obrońców, którzy chcieli dołączyć się do masowego mordu przy Północnej Bramie, dostrzegli, gdy ci byli o dwadzieścia, może trzydzieści kroków od nich. Baby, dziatki i starcy. Niezdolni do regularnej potyczki, ale zdolni samą swoją liczbą przeważyć starcie. A najgorsze baby. Semen nie raz widział ciury obozowe łupiące pole bitwy. Najpodlejsi zdobywali najwięcej łupu dożynając rannych a niejednokrotnie stając i przeciw żywym i uzbrojonym. Nawet swoim, jeśli weszli im w paradę. Kobiety przedwcześnie postarzałe, bo zima w Wusterburgu, zwłaszcza ta zima, wszystkim dała w kość. Świadome tego, że jeśli nie wygrają, to wszystkie zginą a wraz z nimi głowy odda i ich dziatwa. Uzbrojenie tej zgrai było najpodlejsze jakie w życiu widział. Jakieś noże, jakieś tasaki, gdzieniegdzie siekiery, ale głównie obuchy i pały z powyrywanych nóg jakichś mebli i płotów. Najeżone powbijanymi gwoździami. Mogące posłać człeka do piachu tak samo jak najlepszy miecz. Semen chwycił pod ramię Gudrun, która odłamała koniec bełtu by nie zawadzał jej w marszu, i razem z Theophrastusem i Tupikiem rzucili się w zamieć, przed siebie, na wprost. Byle tylko zejść z lini ataku tej morderczej zgrai.

Semen pierwszy usłyszał chrzęst broni, tupot buciorów i wycie. Dochodzące ze śnieżycy, na wprost przed nimi. Złapał Tupika za kołnierz i zatrzymał go w pół kroku. Z mroku nocy, otuleni krwawą zamiecią wyłoniły się wściekłe postacie. Kryjące się za tarczami z różnymi wizerunkami, opancerzone i uzbrojone we wszystko, co tylko mogło mordować bliźnich. Pomalowane, wykrzywione we wściekłym grymasie twarze pędzące im na spotkanie. W jednej chwili zrozumieli, że muszą uciec z lini ataku, ale… nie było dokąd. Rzucili się więc w tył, pod mur, ku tłuszczy, która chyba również zrozumiała, że na jej spotkanie pędzi śmierć. Tupik rwał co sił a za nim pozostali, jakby ludzka ciżba była ich ostatnią deską ratunku.

-Uwaga, do szyku! Do szyku! - ryknął Semen, który wiedział że to na nic, bo baby, starcy i dzieci nie mieli prawa dać odporu zaprawionym w boju carlom i dzikim klanowym. Ale to była ich ostatnia szansa. Wpadli w tłum wbijając się w ich szeregi. Odgradzając się od atakujących ludzkim murem. Ale wnet utknęli w gąszczu rąk, nóg i skotłowanych ciał. Nie było drogi odwrotu. Nadszedł czas by ubrudzić sobie ręce.

Jeśli chcieli przeżyć…


***

5k100 proszę

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline