Wszystkie wtorki z ojcem wyglądały podobnie. Najpierw stary wyzywał Bryana od darmozjadów, potem narzekał że partoli robotę. A czasem trafiło się, że Frank był zadowolony z poczynań syna. Chłopak zawsze czuł się wtedy podbudowany, choć skrywał to uczucie - nawet przed sobą samym. Łatwiej było mu widzieć w ojcu pijanego frajera, którego lepiej unikać. Niechcąco jednak stary Chase nauczył syna paru spraw dotyczących mechaniki samochodowej. Bryan odkręcał kolejne śruby w karawanie Spinelliego, pocieszając się że przynajmniej będzie miał fach w ręku, gdy jego kariera sportowa już legnie w gruzach…
Spoglądał na opony trupowozu, zastanawiając się o co chodzi. Jakby miał dobrze pomyśleć kto mógłby chcieć ćpunkowi przebić opony, to powiedziałby że on sam. A jeśli nie Bryan, to kto do ciężkiej kurwy? Todd, Dillon ani Jeremy nie zrobiliby takiego numeru bez wiedzy szkolnego osiłka. A jak już ktoś robił takie numery, to właśnie oni. Chłopak drapał łeb w zastanowieniu, ale nie był w stanie nic wymyślić. A może Spinello wkurwił jakichś zamiejscowych? Trzeba będzie częściej prać gnojków, dla przykładu. Właśnie ucierpiała świeżutka dostawa Dianabolu i Bryan nie mógł tego darować. Tylko kogo bić? Oto jest pytanie!
Zastanawiało go również co stało się z furą Wikvayi. Czyżby Indianka jeździła nieuważnie? A zresztą, nie było co o tym rozmyślać. Była babą, a dla Bryana żadna baba nie powinna siadać za kółko. Nie nadawały się do tego i tyle. Albo silnik im gasł, albo zaparkować nie umiały… Machnął na to ręką.
Kiedy był już po robocie, obrzucił przybysza podejrzliwym spojrzeniem. Przystojny, pewnie kasiasty. Pewnie mu się układało w życiu. Nie lubił takich. Póki co miał szczęście, że nie zadzierał nosa, bo stary mógłby się z nim krótko obejść, a młody jeszcze by dołożył kopa w dupę na rozpęd. Bryan zapamiętał jednak twarz przybysza, nim wszedł do domu.
Miał już chwytać za telefon, żeby wydzwaniać za Bartem, ale poczuł narastający ból w głowie.
- Nosz kurwa… - mruknął pod nosem, masując skronie. Odkąd zaczął brać Dianabol, okazyjnie miewał napady takiego bólu. Czuł jakby ciśnienie miało mu lada moment rozsadzić głowę. Czym prędzej poszedł do łazienki. Zdjął koszulkę i zaczął chlapać się po ryju zimną wodą. Zazwyczaj trochę to pomagało…
Spojrzał w lustro. Wydawało mu się, że mięśnie jakby trochę zwiększyły objętość. Nieznacznie, ale jednak. Tylko te dziwne pryszcze na barkach i plecach drażniły Bryana. Okazyjnie też na ryju. Trener mówił mu jednak, że sport wymaga poświęceń i wszyscy zawodowcy biorą towar. Poczuł, że robi mu się słabo, więc przysiadł na chwilę na kiblu…
Obudziło go walenie do drzwi.
- Bryan kurwa co ty tam robisz - głos Franka wybudził chłopaka momentalnie. - Jak mi zajebałeś “Playboya” i się tam zabawiasz to nogi z dupy powyrywam! Wyłaź!
Zrobiło się już późno. Wykonał jeszcze telefon do domu Spinellego. Matka Barta powiedziała mu, że dealer nocował dziś u babci. Bryan powiedział, że odbierze go jutro stamtąd karawanem i przy okazji da mu wóz.
Musiał czym prędzej pogadać z Bartem. Nie mógł teraz przecież odstawić środków. Nie tuż przed meczem…