Janosz Favrasz, w drodze do szpitala Wizyta u kartowników wprawiła Janosza w pyszny nastrój. Wystarczyło przymknąć oczy, wczuć się, i przypominał sobie miękkość skóry kobiety, jej przyspieszony oddech, przymknięte niebieskie oczy... Mężczyzna przeciągnął się z uśmiechem zadowolonego lisa.
"Kobieta, wino i dobra rozpierducha", zwykli za swoim porucznikiem powtarzać ludzie Herdinga. On sam spokojnie mógł poprzestać na kobiecie, aczkolwiek dobre wino jako dodatek było zawsze mile widziane.
Zbrojny na noszach nasunął zwiadowcy niemiłe podejrzenia na myśl. "Jeden z naszych... nie, nawet oni nie wpadliby w kłopoty pierwszego dnia, prawda?"
Cygan zawahał się. Sen kusił. Nawet bardzo. A po wydarzeniach u kartografów byłby łatwy, miły i przyjemny. Ale odkąd podejrzenie zagnieździło się w głowie Favrasza, ten wiedział, że nie da mu ono spokoju.
- Sprawdzę, kto zacz i co się stało. Tak najlepiej się uspokoić.
Przyspieszywszy kroku, ruszył tak, by przeciąć drogę transportującym rannego i przyjrzeć mu się z bliska.
"W ten sposób jak to nie ktoś od nas, zapytam zdawkowo co mu, i pójdę spać. Uaaaah."
Ziewając przeciągle Cygan ruszył wypełniony mieszanymi uczuciami nadziei na najlepsze i oczekiwania najgorszego. |