Dym, ogień, strzelające iskry, trzeszczące drewienka i smażony boczek tam, gdzie płomyki lizały już ukatrupionych zbójców. W całym chaosie trzeba było zagęszczać ruchy, więc wystarczyła chwila nieuwagi...
Gruby wykorzystał swoją chwilę i wyrwał się pędem do klapy na górę. Stukał i walił, ale ciężkie wieko nie chciało puścić, przywalone z drugiej strony kuframi i pakami - zgodnie z przykazem, jaki wydano. - Otwierać, otwierać! To ja, Ernest! - darł się Gruby. - Ernest Dulg! Otwierać na bogów!
Rust nie zobaczył już, czy krzyki przebiły się przez podłogę i poruszyły serce gospodarza. Czy Gruby wyratował się z ognia, czy zadusił w swądzie palonych bebechów swoich pomagierów. Na oglądanie się za siebie nie było czasu. Tym bardziej, że chłopaki weszli z butami w wieczorny relaks miejskiej śmietanki i wybili towarzystwo ze strefy komfortu. - Panowie - De Groat rozłożył ręce w wyrazie bezradności. - Porucznik Tevas teraz plecie w amoku, ale prawda jest taka, że był atak... Zamach, wróg zaatakował.
Rust, sapiąc jak turoń, z nieopisaną pomocą Gregera, zastawił ciężką stągwią drzwi zza których przyszli. - Nie ma co gadać... Ręczniki... I wyprowadzimy was... Gdzie bezpieczniej... - Rust, sapiąc i cedząc słowa pacnął kelnera, dając znak, by zabrał się do roboty. - Zamachowcy... Potem powiem... Szybko! Rzuty: 15, 10, 77, 64, 99.
Ostatnio edytowane przez Panicz : 05-10-2021 o 09:30.
|