| Długie języki, czujne uszy W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI
Prędko zorientowała się panna Hochberg jak dalece posunęła się w grze poufałości, gest nieoczekiwany uszedłby w Bechaufen, ba nawet Remmer za żart, ale uwięzionemu w głuszy młodemu szlachcicowi mógł wydać się romansem. Odwrócony wzrok nie zdradził radości z psoty, która w mgnieniu oka poprawiła jej nastrój.
Dziewczyna była zadowolona i przekonana, że młodemu się należało za to się nie przedstawił. Równie zadowolona była z utraty przez czarodzieja zainteresowania swą osobą. Pograć chwilę ile trzeba i zejść ze sceny kiedy nastanie dogodny moment, zostawiając na niej puszczańską szlachtę razem z wilkami i tajemnicami.
Na przekór jej zamiarom stanęło nagłe zainteresowanie samego barona. Olivia poczuła wpierw peszącą przyjemność, czego grać nie musiała, zaraz jednak czujność, bo z id przedarły się obawy. Dygnęła głową w kierunku Rutgera, by zaraz ściągnąć buzię na znak, że myśli, że nie bagatelizuje słów rozmówcy, lekko odwodząc wzrok przywołała na twarz rozmarzony uśmiech, stopniowo, jakby coś sobie przypominając.
- Dziękuję za dobre słowo i za propozycję, to wielce szlachetne, jeśli zajdzie taka potrzeba ośmielę się poprosić. - błyszcząc ekscytacją, wciąż z uśmiechem. - Tak jak słusznie przypuszczasz Panie - skłon czołem - jesteśmy oczekiwani w Middenheim. - obróciła oczami - Już wiem, że wycieczka nie będzie ani tak łatwa, ani prosta jak myślałam. - Nie zdradzała wszystkich kłamstw, by wydawały się bardziej ukrytymi prawdami. Czymś o co trzeba walczyć, wtedy zdobyte wydaje się bardziej realne. Bo jak przyznać się do dobycia zamku z papieru? - Obiecuję w przyszłości lepiej planować etapy podróży, by nie angażować wszystkich możnych stąd po Miasto na Skale w ratowanie nieopierzonych adeptek.
Słowa Olivi Hochberg unosiły się delikatną parą i przemijały jak krępujące chwile w pańskich saniach. Ani Elfa, ani zwierza, a na pewno są w pobliżu, ani spojrzeć, czy się towarzyszom rany nie pootwierały. A sanie stuk, stuk, świst, gwizd, woźnica strzelił z bata, spłoszone konie, wilki blisko na pewno.
- Niezwykle zajadłe wilki tej zimy. Dziwne, że się na grupy ludzi czają. Na tak głodne nie wyglądały. Zwierza łownego brakuje, czy co śniegi spadną Lupus się tak zuchwały robi? - spróbowała znów bezpiecznego tematu panna z Remmer. Celowo źle odmieniając klasyczny, żeby się mógł magus wymądrzyć.
Serce łomotało zbyt szybko, Olivia miała wrażenie, że jeżeli na moment tylko wyjdzie z roli to się rozklei. Nagle splatanie wiatrów eteru zdało się jej igraszką w konfrontacji z meandrami dyplomacji, a były to przecież podchody puszczańskiego władyki, czym zatem były dworskie intrygi, dumała z przerażeniem siostrzenica sędziego z Rammer.
Ostatnio edytowane przez Nanatar : 06-10-2021 o 21:26.
|