|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-09-2021, 00:04 | #51 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
30-09-2021, 20:44 | #52 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
01-10-2021, 21:45 | #53 |
Reputacja: 1 | Oniryczny Kulig W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI |
04-10-2021, 17:03 | #54 |
Reputacja: 1 | Sporo ich było. Tych chłopaków od barona, czy tam kogo. Lars mimo pozornie niedbałej pozy uważnie przyglądał się zbrojnym, szacował ich oprzyrządowanie, oceniał oręż i to jak go noszą. „To jak szanujesz narzędzia pracy wiele mówi o tobie samym” mawiał jego Ojciec. Lars od chwili gdy dorósł każdego dnia ostrzył swój topór. I miecz. I nóż przy pasie. I zapasowy nóż. I drugi zapasowy nóż. I trzeci. I te dwa ukryte. „Noży nigdy dosyć” mawiano na Północy a Høflig byłby ostatnim do tego, by z mądrością starszych polemizować. Co wieczór wyciągał każde ostrze i poświęcał mu uwagę. Kilkadziesiąt pociągnięć osełką po lewej stronie i kolejnych kilkadziesiąt po prawej. Do idealnego połysku. Idealnej ostrości. By były gotowe. Ci zbrojni, którzy szli wokół niego mieli broń, co do tego nie było wątpliwości. Ale z całą pewnością nie poświęcali jej należytej uwagi. Tyle, że i zaniedbanym toporem można komuś rozłupać czaszkę. Lars szedł pośród żołnierzy nie zważając na ból krwawiącej nogi. Szedł dobrym, pewnym krokiem. Krokiem wojownika. Uważał, że to istotne, żeby wojownik chodził tak, jakby wiedział dokąd zmierza. Zwłaszcza gdy nie ma co do tego pojęcia. Opatrunek założony przez wiedźmę przeciekał. Ze szwem się spisała, ale już bandażom nie poświęciła takiej uwagi. Rana była świeża, miała prawo krwawić. Z trudem dotrzymywał kroku jadącym saniom. Jaśnie wielmożny pan i jaśnie wielmożna wiedźma jechali jak jacyś pierdoleni jaśnie państwo. On jak parobek musiał wytężać kroku by nadążyć. To było kurewsko nie sprawiedliwie. „Znowu się mażesz chłopcze?” Głos Ojca w głowie rozbrzmiał jak za dawnych lat. Niemal widział jego zawiedzione oczy. Kurwa! „Precz z mojej głowy złośliwy staruchu” pomyślał, po czym splunął siarczyście niemal trafiając w tych przed nim. Musiał zająć swój umysł czymś innym. Byle nie myśleć, że znów nim pomiatają. -Ta suka to co? Wiedźma? Palić ją będziecie?- rzucił do tego z boku by zająć czymś umysł. -Jaśnie Pan zabronił o tym gadać. - mruknął żołdak, choć chyba niespecjalnie się tym przejmował. Tym bardziej, że i jego kompani mruknęli coś pod nosem. Lars nadstawił ucha, mając nadzieję, że usłyszy coś ciekawego. Ale się nie narzucał, by nie być posądzonym o wsadzanie nosa w nie swoje sprawy. Lepsze to niż wgapianie się w plecy rozpartej w saniach wiedźmy. „Kurewskie czarymary” pomyślał by odepchnąć od siebie myśl, że tylko dla tego wkurwia się na wiedźmę, że ta zwróciła swą uwagę na kogoś innego. Spodobała mu się tam, w lesie. Taka opanowana, skupiona na robocie. Pewna. I teraz też mu się podobała. Lubił władcze dziewki, które nim pomiatały. Były.. takie rzadkie. Jak Czerwona Urke, wojowniczka z Jurgherów. I Biała Osse. Lubił je obie. I tę wiedźmę chyba też mógłby polubić. Gdyby nie to, że teraz znów był nikim. Jednym z wielu zbrojnych. „Kurewskie szczęście!” pomyślał uśmiechając się do idących obok żołdaków. Uśmiech nic nie kosztuje a zmniejsza szanse na to by ktoś dziabnął cię nożem. Odpędził miękkie myśli wypełniające jego krocze przyjemnym mrowieniem. To nie był czas i pora. W twardych czasach miękkie myśli zabijają szybciej niż zaraza. Gdzieś w lesie odezwało się nawoływanie wilczej watahy. Lars zadrżał mimowolnie. Popatrzył na innych. Ciekawe czy tak samo jak on udawali twardych, podczas gdy wewnątrz kipieli z niepokoju. A może tylko on się bał? Ostatecznie było to bez znaczenia. Najlepszym sposobem na strach jest udawanie, że się go nie odczuwa. Zwykle się to sprawdzało. Lars odetchnął głęboko, pełną piersią, po czym zaśmiał się gromko. Rozejrzał się w koło na tych południowych pizdusiów. Byli słabi. Choć niektórzy, musiał to przyznać, umieli sprawnie posługiwać się tymi swoimi szydełkami. .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
04-10-2021, 21:41 | #55 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Ketharian : 04-10-2021 o 21:48. Powód: Poprawa rozmaitych literówek - chyba się starzeję |
06-10-2021, 21:24 | #56 |
Reputacja: 1 | Długie języki, czujne uszy W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI Ostatnio edytowane przez Nanatar : 06-10-2021 o 21:26. |
07-10-2021, 06:36 | #57 |
Reputacja: 1 | Szli. Śnieg chrzęścił pod buciorami żołnierzy, chrzęścił pancerz i chrzęściła stal. Dźwięki, które Lars tak kochał. Dźwięki, przed którymi uciekał. Kolumna marszowa z trudem dotrzymywała kroku saniom. Lars czuł przy każdym kroku szarpanie w nodze, ale wiedział że to nic wielkiego. Ból był dobry. Ból, który czujesz, oznacza że wciąż żyjesz. Idący obok niego zbrojni ukradkowo zerkali w jego stronę. Znał takie spojrzenia. Ważące, oceniające czyś wróg, czy przyjaciel. Lars nie miał im tego za złe. Sam by w taki sposób mierzył obcych, którzy nocą w leśnej głuszy dołączyli by do jego oddziału. Nieufne spojrzenia. Nieufne myśli. -Jak cię zwą? - spytał jeden z tych, którzy szli obok niego. Może najodważniejszy a może wypchnięty przez innych kompanów przed szereg, bo nim zapytał, coś tam sobie szeptali. Lars zmierzył go uważnym spojrzeniem. Nie był z całą pewnością młody. Broń miał porządną i nie pętała mu się pomiędzy nogami. Norsmen uśmiechnął się lekko po czym przełożył topór do lewej ręki i wyciągnął doń prawicę. -Lars. Lars Høflig - powiedział, po czym dodał - To na waszą mowę znaczy „Grzeczny”. Tam skąd pochodzę ktoś kto zasłuży na imię, dostaje je. Jest Człowiekiem Imiennym. -Ja jestem Arne Wecker - powiedział żołnierz i ujął prawicę Larsa. Ostrożnie. Jakby niepewnie. - Dawnoś tu przybył? Grzeczny zamyślił się nad wszystkim co sprawiło, że teraz jest w tej leśnej głuszy z dala od domu. Przed oczyma stanął mu kupiecki nef. Wysokie fale przewalające się przez pokład, ryk wichru i jęki załogi. Jego jęki. A wcześniej dom. Płonący. I krzyki mordowanych. Szczęk oręża, wycie, dzikie wrzaski nie przypominające żadnej z bitew w których brał udział a raczej jesienne dożynanie bydła. -Nie - nie mógł więcej powiedzieć. Nie chciał. Ale wiedział, że musi. Inaczej by mu nie zaufali. - Musiałem opuścić rodzinne strony. Mój dom… nie mam już domu ni rodziny. Tam gdzie mieszkałem, na Północy, nastały ciężkie czasy. Ciężkie czasy. A kiedy były lekkie? Głód, mróz, ciągłe najazdy dzikich. I głód po raz wtóry. I wojna. Lars nie pamiętał już kiedy zaznał spokoju. Chyba dopiero tu, na ziemiach tych miękkich ludzi. Żyli tak spokojnie i przez to właśnie byli miękcy. Twarde czasy rodzą twardych ludzi. -Spalili naszą wieś, wyrżnęli wszystkich. Jak bydło… -Cóż… - żołdak wyraźnie zbity z tropu nie wiedział co powiedzieć. Bo co można na coś takiego powiedzieć? Bąknął tylko - ...wybacz że pytałem. - i zamilkł. Ciszę, która zapanowała przerywał tylko chrzęst. Kroków, broni, odzieży skuwanej mrozem. I para buchająca z rozgrzanych marszem piersi. Cisza. Nie mogła trwać wiecznie. -Jam jest Detlef - przerwał milczenie ten z drugiej strony. Uśmiechał się przyjaźnie. Przyjazne uśmiechy są najlepszą zasłoną dla ostrzy. - Miałem być mnichem, nawet uczyłem się pisać, ale jakoś tak… No nie wyszło. Ale znam modlitwy. Wy też się modlicie? Tam u was? Do Sigmara? Czy raczej Ulryka? Kogo tam u was się wyznaje? -Nie. - Lars jeszcze przed oczyma miał obraz popiołów, które pozostały z jego domu. Sczerniałe deski, opalone krokwie na które drzewa z dawno wyciętego lasu przyniósł jego pradziad. I zapach pieczystego, którego nie był w stanie wyrzucić z pamięci. - U nas nie ma takich bogów. My wierzymy w Księżyc. Mówi się u nas, że jak Księżyc kogo ukocha, to ten będzie miał szczęście. Wiedź… taka jedna starucha we wsi mówiła, że mnie Księżyc ukochał. - Grzeczny ciężko westchnął, po czym splunął siarczyście pod nogi na ułamek chwili zwalniając kroku. - Tak, kurwa, jestem pierdolonym szczęściarzem. Jak bym inaczej mógł trafić do waszej drużyny? - uśmiech Larsa był wymuszony. Ale musiał coś zrobić z zaciskającymi się zębami i pięściami zaciskającymi się do bieli knykci. Powidoki. Wciąż te powidoki. Musiał zmienić temat. Odrzucić przeszłość, bo zmarli poszli do błota i nic nie przywróci im życia. - A wy co tu robicie w leśnej głuszy? I co to za jedna? - nie odwracając się nawet kciukiem wskazał za maszerujący oddział zbrojnych, gdzie na łańcuchu wleczono niewolną. W sumie było mu obojętne co powiedzą. Byle gadali. Byle usunęli mu spod powiek powidoki. .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
07-10-2021, 10:48 | #58 |
Reputacja: 1 | W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI Traper szedł spokojnie brodząc w ciężkim sniegu i nie odzwywał się ni słowem. Zresztą pan Niers też jakoś nastroju gadatliwego nie miał, co zważywszy na sytuację w jakij się znaleźli wcale nie dziwiło Mauera. Zastanawiał się, gdzież do diaska podział się nieludź, bo został w krzakach i w ćmicy go wypatrzeć nie było. Do Karla i Fraza podszedł Kanppe i zagadał: - Sigmar jeden wie, czy nam się faktycznie poszczęściło, bo wielce dziwni ci ludzie - wyznał półgłosem strażnik dróg, mówiąc dostatecznie cicho, by nie słyszał go nikt prócz dwóch przybyszów z Ostermarku - Nie mieliśmy dotąd okazji, by się rozmówić, wszelako wiem, coście obaj pokazali w lesie. Nie lada z was rębacze, żeście tak chwacko sprawili tamte wilki. Iście jak weterani drogowej straży. Kim wy tak naprawdę jesteście? Przybocznymi tej magistry z Kolegiów? I czego adeptka magii szuka w tej dziczy? Czy ona prawdziwie potrafi krzykać na podobieństwo gryfa? Przez chiwlę zapanowała cisza, przerywana tylko ciężkimi świszczącymi na mrozie oddechami mężczyzn. - A coście tacy ciekawi Knappe? - odburknął w końcu krótko Franz, widząc że Niers w ogóle nawet nie ma zamiaru słowem rzec: - Czy ja się pytam czy, za przeproszeniem babskie, czy mężowe zadki wolicie? Lepiej ten swój ryngraf znajdź, bo cie jeszcze jaśnie baron obwiesi jak rozbójnika i tyleż będzie. Znów zapadła ciężka cisza i sierżantodezwał się ponownie: - Nie srożcie się panie Mauer, tak tylko pytałem, odpowiadać nie musicie. Ale takom pomyslał, że skoro ryngraf zagubion, to może moglibyście za mnie poświadczyć przed baronem, bo miacie racje, głupioby obwieszonym być... Franz spojrzał na niego jak na głupka, bo przecie chyba tylko głupi człek, bądź szalony polazłby do sań z baronem gadać. Kanppe w mig zrozumiał i słowa swe innaczej powiedział: - Znaczy myślałem, żebyście może pani Olivii rzekneli słowo, bo ona zdaje się szlachcianka w dobrej komitywie, a jej słowo pewnikiem wiarygodności by przydało. - Tia, rozmówim się na popasie. - burknął znów Mauer, bardziej po to aby uciąć rozmowe, niźli ze szczerej chęci chiał pomóc sierżantowi. Z reuły Mauerowi i jemu podobnym rzadko po drodze było ze strażnikami dróg, ale stary przemytnik przyznać musiał że sytuacja była ekstraordynaryjna wielce. |
11-10-2021, 18:10 | #59 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
11-10-2021, 21:00 | #60 |
Reputacja: 1 | W głębi Drakwaldu, Dwór Barona von Metterich; noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI |