Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2021, 00:04   #51
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Ta, radziliśmy sobie doskonale i bez jaśnie państwa. Szlachta... - mruknął i pokręcił głową rzezimieszek, poprawiając przyodziewek aby szczelniej się okryć.

Ze szlachtą Karlowi wypadało co najmniej średnio po drodze. Większość jaśnie państwa traktowała podobnych do Altdorfczyka typów za zło warte tępienia za pomocą wszelkiej maści gliniarzy. Fakt, że jedynie dzięki uśmiechowi samego chyba Ranalda w obecnej chwili jako członek grupy poszukującej zbiega mógł teoretycznie nazywać się gliną, ale to nie znaczyło, że jakoś specjalnie się z takowymi utożsamiał.
Władza dla Karla oznaczała ni mniej, ni więcej prawo do karania na gardle za wszelkiego typu rozboje, burdy, pojedynki, okaleczenia ciała i wreszcie morderstwa. Szczególnie takie, których trzeba było dokonać przy świadkach, aby pracodawca wysupłał nieco grosza z sakiewki. Karl trzymał się póki co z dala od szlachty, którą mógłby zainteresować jako potencjalna rozrywka dla małodobrego, a wierzchowiec i odrobina sprytu, połączona z wędrownym z przymusu trybem życia gwarantowała, że żaden glina nie chciał ganiać się z nim po całym Imperium. Które Karl zwiedzał już dobrych parę latek i zamierzał jeszcze nieco pozwiedzać.
Północ póki co nie znała Karla i jego dokonań, więc rzezimieszek mógłby pozwolić sobie na nieco buńczuczności i zrobić użytek ze swojego wspaniałego akcentu w czystym reikspielu. W końcu było się człowiekiem ze stolicy. Tymczasem jednak rzezimieszek, jak większość łotrów i bandytów, wyczuł po prostu okazję. Okazję do chwilowego bycia niewidzialnym dla szlachetnego pana. Bo od złoczyńców i szumowin, szlachta niespecjalnie lubiła bratać się z pospólstwem. Karl postanowił więc być niczym świeżo poznany elf. Niewidzialny.
Zamierzał grać w te same dudy, co Oliwia i udawać po prostu zbrojnego w jej "orszaku", choć jedynie Sigmar pan wiedział, czy fortel szalonej dziewczyny w ogóle wypali.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 30-09-2021, 20:44   #52
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Zaprzężone do sań konie sprawiały wrażenie skrajnie przerażonych, nim jednak noszący kolczugę woźnica sięgnął po bat, usadowiony na ławie czarodziej poruszył w szczególny sposób rękami. W jego oczach Olivia dostrzegła błysk żółtawych iskierek, a odsłonięte dłonie kobiety pokryły się gęsią skórką, kiedy niewidzialne prądy czarodziejskiej energii splotły się tuż obok niej.

Obłaskawione zaklęciem konie przestały panicznie rżeć i szarpać się u dyszla sań; w zamian ruszyły równym tempem, a w ślad za nimi spieszeni zbrojni. Śnieg skrzypiał głośno pod podeszwami zimowych butów, buchająca z ludzkich ust para kłębiła się w lodowatym powietrzu niczym mgliste bagienne wyziewy.

Siedzący naprzeciwko Olivii baron von Metterich przyglądał się nowej towarzyszce podróży w wielkim skupieniu. Splecione palcami dłonie złożył na kolanach, a futrzaną czapę nasadził aż po brwi na głowę.

Pomarszczony jako suszone jabłko czarodziej wiercił się na własnym miejscu, ale przez wzgląd na maniery nie poważył się rozpocząć rozmowy przed szlachcicem.

- Spalenie zwłok byłoby złym pomysłem - powiedział w końcu baron odpowiadając na pytanie panny Hochberg - Stracilibyśmy zbyt wiele czasu na przygotowanie stosu, nadto zaś wilki mogą zająć się ciałami zabitych na dość długo, byśmy zdążyli dojechać do dworku. Polowaniami na ludojady zajmiemy się wiosną, jeśli będzie trzeba.

- Podzielam opinię barona - wtrącił Voormann - Przy odrobinie szczęścia bestie pożywią się mięsem trupów dając spokój nam samym.

- A to sprawia, że więcej uwagi możemy poświęcić osobie naszych niespodziewanych współtowarzyszy - odezwał się zachowujący dotąd milczenie doradca barona, młody mężczyzna o bladej skórze, jasnych włosach i orlim nosie - Cóż uczynił ów ścigany przez was zbrodzień, że w ślad za nim ruszyła wychowanka Kolegiów? W tej dziczy to zaiste niezwykłe spotkanie.

- I które Kolegium moja konfraterka reprezentuje? - dołączył do konwersacji Voormann - I z której konfraterii, bo chyba nie z Altdorfu?

Brnący poprzez śnieg Franz Mauer znajdował się dość blisko sań, by móc łowić słuchem słowa wypowiadane przez pasażerów, nim jednak zdążył wysłuchać odpowiedzi Olivii, pomiędzy nim, a panem Niersem pojawił się zlany potem sierżant Knappe.

- Sigmar jeden wie, czy nam się faktycznie poszczęściło, bo wielce dziwni ci ludzie - wyznał półgłosem strażnik dróg, mówiąc dostatecznie cicho, by nie słyszał go nikt prócz dwóch przybyszów z Ostermarku - Nie mieliśmy dotąd okazji, by się rozmówić, wszelako wiem, coście obaj pokazali w lesie. Nie lada z was rębacze, żeście tak chwacko sprawili tamte wilki. Iście jak weterani drogowej straży. Kim wy tak naprawdę jesteście? Przybocznymi tej magistry z Kolegiów? I czego adeptka magii szuka w tej dziczy? Czy ona prawdziwie potrafi krzykać na podobieństwo gryfa?

Sierżant wzdrygnął się mimowolnie, kiedy przez knieję poniósł się wilczy zew wydarty z co najmniej tuzina gardzieli. Jego spojrzenie myszkowalo w ciemnościach lasu, toteż Knappe nie ujrzał tego, co dostrzegły oczy truchtającego za saniami Thomasa Mause.

Ciągnięta na łańcuchu młoda kobieta o niecodziennie srebrzystych włosach poruszała się z wielką gracją i bez śladu zmęczenia, chociaż otaczający ją ludzie ciężko dyszeli, ociekali potem i drżeli z wychłodzenia. Branka biegła równym krokiem po śniegu, co jakiś czas wodząc wokół siebie spojrzeniem, w którym Thomas wydawał się dostrzegać nie tyle przestrach, co ekscytację. Lecz to nie błyszczące w oczach srebrzystowłosej emocje wywołały u młodego podróżnika ciarki, lecz te króciutkie momenty, kiedy migotliwe światło pochodni padało na oblicze branki, a jej oczy na ułamek chwili rozbłyskiwały na podobieństwo kocich ślepiów.

- To jest pomiot Chaosu - wyszeptał truchtający obok Thomasa Gunter Hummel, który również dostrzegł dziwne oczy srebrzystowłosej kobiety - Na Młotodzierżcę, to jakaś bestia w ludzkiej skórze. Zwierzołek albo insze plugastwo. A ci szlachcice ją pojmali, coby na niej sobie używać w dzikich orgiach, o których zwykł nauczać świątobliwy ojciec Biellone. Zawsze powiadał w kazaniach, że stary jest niemożebnie i wszystko już oglądał i widział na swe własne oczy owe orgie szlachetnie urodzonych. A oni nas zabierają do jakowegoś dworku w środku tej puszczy.

Hummel syknął z bólu ruszywszy zbyt raptownie pogryzioną kończyną, a potem przysunął się jeszcze bliżej Thomasa.

- My z Ruprechtem i Kurtem nie ufamy tym wielmożom - wyszeptał do panicza Mause - Będziecie z nami, młody panie, jak coś złego zacznie się dziać? Jak będziemy musieli ku uciesze bogaczy chędożyć tę demonicę? Trza będzie, to się w kupie gdzieś zaszyjemy, ale się nie damy splugawić.

Rozważając w myślach odpowiedź Thomas spojrzał wzdłuż sań w stronę idącego pomiędzy zbrojnymi barona Larsa, dźwigającego na ramieniu ciężki topór i nic sobie pozornie nie robiącego z plamiącej wciąż śnieg krwi sączącej się leniwie z ran po wilczych zębach.

Cały orszak zmierzał z desperackim uporem poprzez czerń zimowej nocy, sunąc środkiem przejścia utkanego ze światła pochodni i olejnych lamp. Oglądając się za siebie Thomas wzdrygnął się na widok ledwie dostrzegalnych krążków fosforyzującego światła błyszczących poza linią światła. Wilki szły uparcie śladem ludzi, w równie desperackim uporze. Spojrzenie panicza omiotło sanie i gromadę zbrojnych, przecięło się z wzrokiem branki.

Kobieta oderwała spojrzenie od wilczych ślepiów i posłała paniczowi Mause uśmiech, który nie miał w sobie nawet odrobiny ciepła i od którego krew zamarzała w żyłach bądź z miejsca się gotowała, w zależności od tego, co człowiek na widok takiego uśmiechu sobie wyobrażał.


Moi drodzy, pochód przemierza Drakwald mając na ogonie zawziętą watahę. Gdzieś tam w ciemności nocy jest również elf, ale nikt z Was go nie widzi i nie macie pojęcia, gdzie się właściwie podział (a przynajmniej pojęcia nie mają ci, którzy jeszcze o nim pamiętają). Nie wiem, czy Junior jeszcze do nas wróci, bo zniknął niczego uprzednio nie zgłaszając, ale jakby co, zawsze możemy go z tego lasu wyciągnąć.

Na czas podróży do dworku chciałbym wszystkich BG wciągnąć w krótkie konwersacje, które pozwolą pozyskać więcej informacji bądź zacieśnić (albo i popsuć) relacje z NPCami. Wszyscy oprócz Larsa otrzymali już pytania w trybie fabularnym, ale jutro wieczorem dopiszę jeszcze kilka dodatkowych w komentarzach - oraz scenkę z udziałem Larsa i zbrojnych z eskorty orszaku.


 
Ketharian jest offline  
Stary 01-10-2021, 21:45   #53
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Oniryczny Kulig

W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Kazano jej czekać na odpowiedź, czas odmierzały oddechy i przelatujące przed nosem adeptki nieugięte ciążeniu drobne płatki śniegu. Spłoszone rżenie koni jak zwroty dziejów, wieczność. Trud wędrówki w śniegu zrzucił skórę realności pozostając mglistym wspomnieniem, koszmarem. Otarła twarz, doprowadziła do ładu niesforne kosmyki, rozprężyła się. Wzrokiem próbowała przebić czerń nocy, ale oczy wołały o sen, zmęczone obserwowaniem dwu światów, szmaragdowe łzawiło.

Skupiona na prędko przemieszczającym się kalejdoskopie Olivia żałowała, że nie ma opaski na wrażliwe ślepie, podobnej do tej na gadulstwo. Maska powściągliwości odniosła skutek terapeutyczny i dziewczyna rzadziej wypalała gafy wiedząc, że ma maskę przy sobie, nawet nie na buzi. Zasłaniać oko ręką byłoby komicznie, trwała zatem panna Hochberg zwrócona ku mrocznej ścianie lasu licząc, że tak skromnie odwrócona dotrze do bezpiecznej osady.

Moment kiedy wstała i odwróciła się, by zobaczyć czy wszyscy towarzysze podążają za saniami razem z orszakiem, a brak Loriego ją zaniepokoił, koci romans nieukończony, postanowiła jednak uszanować decyzję elfa o pozostaniu w cieniu, tam mógł jeszcze się przydać, właściwie zaraz potem, bo zdążyła na powrót usiąść, szlachcic odpowiedział. Jakby czekając na najmniej dla niej dogodny moment.

Olivia pozwoliła się baronowi zaskoczyć. Schowała dłonie pod płaszczem, podniosła wzrok patrząc dzielnie w twarz rozmówcy, tak by mógł dobrze jej się przyjrzeć. Niesforny jaszczur z mieczem majdał się niewygodnie przy pasku, obnażając, że młoda kobieta nie jest do niego przyzwyczajona.

- Dziękuje za lekcję, zapamiętam. - Olivia wyraźnie się ożywiła obdarzona zainteresowaniem tak znacznej osoby, czego nie zdołała ukryć. Niby zabrakło jej słów, niby speszona, uważnie przyjrzała się obliczu Barona von Metterich spychając obawy w otchłań zapomnienia. Nie było łatwo, bo było tego Legion.

Kolejne przejawy atencji wobec jej osoby ze strony czarodzieja i zausznika barona, młodego i apetycznego szlachcica, wprowadziły ją niemal w euforię. Z nieskrywaną chęcią odpowiedziałaby wszystko i nawet więcej, szczególnie młodzianowi, którego urodzie trudno był się oprzeć. Na przekór samej sobie zepchnęła go w cień, byle nie ulec. Unosząc ledwie podbródek odparła zwracając się do Voormanna

- Jak słusznie przypuszczasz magister - zaczęła od komplementu - nie reprezentuję żadnego kolegium. Uczyłam się w Bechaufen. pozostałam w statucie adepta. Wiatrów jest siedem, myślę o Hysh. Proszę się ze mnie nie śmiać - flirtowała - Wiem, że ma opinię trudnego. Tymczasem powinnam więcej dowiedzieć się o społeczeństwie imperium. Poznać problemy i pragnienia ludzi, miast i możnych - celowo oddzieliła od ludu tych ostatnich - Nie chcę śpiewać w chórze, chcę nieść światło tam gdzie umysły są zaćmione, kleić złamane serca, kołysać zbłąkane dusze. Wiem co Panowie myślicie: Niewieścia magia, na użytek zapłakanych księżniczek. Niewiele jest nas adeptek, mądrze zatem wojnę zostawić mężom i uczyć się leczyć rany uczynione przez wojnę.

Mało brakowało, a panna Hochberg wygadałaby się ze znajomości z ametystową czarodziejką i wiele więcej, ale dotknęła pod płaszczem schowanej w torbie maski na buzie i zmiarkowała.

Rozmarzona zapatrzyła się w niebo, choć przy świetle pochodni w saniach nie można było dostrzec gwiazd. Wreszcie musiała skonfrontować się z ciachem, jak każda młoda kobieta, (albo tylko ona, na przekór) w takiej sytuacji starała się być wyrachowana i interesowna.

- Nikt taki miły panie. - zwróciła się doń głównie prawym profilem, by topić go w wilgotnej studni bez dna czarnej źrenicy. - Zgodnie z sugestię Barona nie śmiem obarczać państwa problemami naszej grupy. Dość nam już gościny na nocleg. - niespodziewanie wydobyła dłoń z pod płaszcza i otoczyła nią nadgarstek mężczyzny. - Nic już po szukaniu zbrodzienia, zbyt trudna to dla moich towarzyszy wyprawa. Kilku jest rannych, potrzebują doktora. Dość zapłaciliśmy. Dwa życia. Choć by sami chcieli pościg czynić odwiodę ich. - schowała dłoń speszona, a wszystko wygrane - Proszę wybaczyć, za dotyk zanim poznałam imię pańskie. - odwróciła wzrok - Sanie mkną tak szybko, a dopiero co w głębokim śniegu.

ZACZAROWANE SANIE
ZACZAROWANY WOŹNICA
ZACZAROWANE KONIE.

Cóż, według Ben Alego,
czarnomistrza Aldorfu,
„to nie jest nic takiego
sanie zaczarować,

dosyć fiakrowi w oczy
błysnąć specjalną broszką
i jużeś zauroczył
woźnicę z saniami*


Olivia robi co może.
Czy ona widzi wilki śledzące ich? Czy spostrzeże aurę więziennicy?
Gdzie jest Lori? - wiem, że go nie widzę.
Jak tam rozmówcy?

MG: Świetliste kolegium jest takim właśnie co woli adeptów obytych w świecie.



* sparafrazowany fragment wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 02-10-2021 o 19:01. Powód: ogonki
Nanatar jest offline  
Stary 04-10-2021, 17:03   #54
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Sporo ich było. Tych chłopaków od barona, czy tam kogo. Lars mimo pozornie niedbałej pozy uważnie przyglądał się zbrojnym, szacował ich oprzyrządowanie, oceniał oręż i to jak go noszą. „To jak szanujesz narzędzia pracy wiele mówi o tobie samym” mawiał jego Ojciec. Lars od chwili gdy dorósł każdego dnia ostrzył swój topór. I miecz. I nóż przy pasie. I zapasowy nóż. I drugi zapasowy nóż. I trzeci. I te dwa ukryte. „Noży nigdy dosyć” mawiano na Północy a Høflig byłby ostatnim do tego, by z mądrością starszych polemizować. Co wieczór wyciągał każde ostrze i poświęcał mu uwagę. Kilkadziesiąt pociągnięć osełką po lewej stronie i kolejnych kilkadziesiąt po prawej. Do idealnego połysku. Idealnej ostrości. By były gotowe. Ci zbrojni, którzy szli wokół niego mieli broń, co do tego nie było wątpliwości. Ale z całą pewnością nie poświęcali jej należytej uwagi.

Tyle, że i zaniedbanym toporem można komuś rozłupać czaszkę.

Lars szedł pośród żołnierzy nie zważając na ból krwawiącej nogi. Szedł dobrym, pewnym krokiem. Krokiem wojownika. Uważał, że to istotne, żeby wojownik chodził tak, jakby wiedział dokąd zmierza. Zwłaszcza gdy nie ma co do tego pojęcia. Opatrunek założony przez wiedźmę przeciekał. Ze szwem się spisała, ale już bandażom nie poświęciła takiej uwagi. Rana była świeża, miała prawo krwawić. Z trudem dotrzymywał kroku jadącym saniom. Jaśnie wielmożny pan i jaśnie wielmożna wiedźma jechali jak jacyś pierdoleni jaśnie państwo. On jak parobek musiał wytężać kroku by nadążyć. To było kurewsko nie sprawiedliwie. „Znowu się mażesz chłopcze?” Głos Ojca w głowie rozbrzmiał jak za dawnych lat. Niemal widział jego zawiedzione oczy. Kurwa! „Precz z mojej głowy złośliwy staruchu” pomyślał, po czym splunął siarczyście niemal trafiając w tych przed nim. Musiał zająć swój umysł czymś innym. Byle nie myśleć, że znów nim pomiatają.

-Ta suka to co? Wiedźma? Palić ją będziecie?- rzucił do tego z boku by zająć czymś umysł.

-Jaśnie Pan zabronił o tym gadać. - mruknął żołdak, choć chyba niespecjalnie się tym przejmował. Tym bardziej, że i jego kompani mruknęli coś pod nosem. Lars nadstawił ucha, mając nadzieję, że usłyszy coś ciekawego. Ale się nie narzucał, by nie być posądzonym o wsadzanie nosa w nie swoje sprawy. Lepsze to niż wgapianie się w plecy rozpartej w saniach wiedźmy. „Kurewskie czarymary” pomyślał by odepchnąć od siebie myśl, że tylko dla tego wkurwia się na wiedźmę, że ta zwróciła swą uwagę na kogoś innego. Spodobała mu się tam, w lesie. Taka opanowana, skupiona na robocie. Pewna. I teraz też mu się podobała. Lubił władcze dziewki, które nim pomiatały. Były.. takie rzadkie. Jak Czerwona Urke, wojowniczka z Jurgherów. I Biała Osse. Lubił je obie. I tę wiedźmę chyba też mógłby polubić. Gdyby nie to, że teraz znów był nikim. Jednym z wielu zbrojnych. „Kurewskie szczęście!” pomyślał uśmiechając się do idących obok żołdaków. Uśmiech nic nie kosztuje a zmniejsza szanse na to by ktoś dziabnął cię nożem. Odpędził miękkie myśli wypełniające jego krocze przyjemnym mrowieniem. To nie był czas i pora. W twardych czasach miękkie myśli zabijają szybciej niż zaraza.

Gdzieś w lesie odezwało się nawoływanie wilczej watahy. Lars zadrżał mimowolnie. Popatrzył na innych. Ciekawe czy tak samo jak on udawali twardych, podczas gdy wewnątrz kipieli z niepokoju. A może tylko on się bał? Ostatecznie było to bez znaczenia. Najlepszym sposobem na strach jest udawanie, że się go nie odczuwa. Zwykle się to sprawdzało. Lars odetchnął głęboko, pełną piersią, po czym zaśmiał się gromko. Rozejrzał się w koło na tych południowych pizdusiów. Byli słabi. Choć niektórzy, musiał to przyznać, umieli sprawnie posługiwać się tymi swoimi szydełkami.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 04-10-2021, 21:41   #55
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Przystojny doradca barona skamieniał czując dotyk ukrytych w rękawiczce palców Olivii, wciągnął bezwiednie powietrze jakby porażony tak bezceremonialną bliskością zupełnie mu obcej kobiety.

Płozy sań skrzypiały na zlodowaciałym śniegu. Mróz wydawał się przybierać na sile wysączając ostatnie cząstki żywotności ze spoconych ludzkich ciał. Zakłopotana swoim wybrykiem Olivia ponownie przeciągnęła spojrzeniem po otaczającej ją kniei, po przesuwających się szybko pniach starych drzew. Kątem oka zahaczyła o ciągniętą na łańcuchu niewiastę próbując posmakować jej aury, ale czując jedynie dziwne i nic jej nie mówiące mrowienie. Miała wrażenie, że wilki wciąż im towarzyszą, chociaż drapieżniki trzymały się poza zasięgiem światła.

- Hierofantka z powołania? - cmoknął Voormann przyglądając się Hochberg z ukosa - Bez patronatu mentorskiego? A zatem wędrowna arkanistka? Czuję się nieco rozczarowany, aczkolwiek proszę nie poczytywać sobie tego za obrazę. Zwyczajnie… liczyłem na konwersację na wyższym poziomie. Guślarstwo nigdy mnie nie pociągało.

Nim w oczywisty sposób deprecjonująca jej wiedzę i umiejętności uwaga Voormanna zapadła do końca w umysł młodej czarodziejki, odezwał się baron.

- Co prawda nie wyznawam się szczególnie dobrze na sprawach Kolegiów, ale rozum podpowiada mi, że to wybór godny szacunku - powiedział von Metterich posyłając czarodziejowi napominające spojrzenie - Świetlista magia wpisuje się w etos Imperium. A skoro prosiłem panią Hochberg o uszanowanie prawa gospodarza do jego tajemnic, jestem winien to samo naszym gościom. To Rutger Holtmann, mój bliski przyjaciel. Rutgerze, pozostawmy sprawę zbrodni, która wygnała panią Hochberg na mróz jej samej. Proszę mi powiedzieć, dokąd zamierza się pani udać, kiedy ta groźna przygoda dobiegnie końca? Cóż jest celem pani podróży?

Voormann uniósł się na ławie, zerknął na biegnącą z budzącą dreszcz lekkością brankę, skinął leciutko głową Holtmannowi jakby dawał mu jakiś umówiony wcześniej znak; ten zaś omal owego gestu nie przeoczył wciąż pozostając pod wrażeniem nieoczekiwanego uścisku dłoni krewniaczki sędziego.

- Kiedy już pani wypocznie i zechce udać się w dalszą drogę, być może będę mógł zaaranżować dla pani eskortę w bezpieczniejsze strony - ciągnął dalej wpatrzony w Olivię baron - Czy ktoś gdzieś na panią czeka, wypatruje spotkania?
 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 04-10-2021 o 21:48. Powód: Poprawa rozmaitych literówek - chyba się starzeję
Ketharian jest offline  
Stary 06-10-2021, 21:24   #56
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Długie języki, czujne uszy

W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Prędko zorientowała się panna Hochberg jak dalece posunęła się w grze poufałości, gest nieoczekiwany uszedłby w Bechaufen, ba nawet Remmer za żart, ale uwięzionemu w głuszy młodemu szlachcicowi mógł wydać się romansem. Odwrócony wzrok nie zdradził radości z psoty, która w mgnieniu oka poprawiła jej nastrój.
Dziewczyna była zadowolona i przekonana, że młodemu się należało za to się nie przedstawił. Równie zadowolona była z utraty przez czarodzieja zainteresowania swą osobą. Pograć chwilę ile trzeba i zejść ze sceny kiedy nastanie dogodny moment, zostawiając na niej puszczańską szlachtę razem z wilkami i tajemnicami.

Na przekór jej zamiarom stanęło nagłe zainteresowanie samego barona. Olivia poczuła wpierw peszącą przyjemność, czego grać nie musiała, zaraz jednak czujność, bo z id przedarły się obawy. Dygnęła głową w kierunku Rutgera, by zaraz ściągnąć buzię na znak, że myśli, że nie bagatelizuje słów rozmówcy, lekko odwodząc wzrok przywołała na twarz rozmarzony uśmiech, stopniowo, jakby coś sobie przypominając.

- Dziękuję za dobre słowo i za propozycję, to wielce szlachetne, jeśli zajdzie taka potrzeba ośmielę się poprosić. - błyszcząc ekscytacją, wciąż z uśmiechem. - Tak jak słusznie przypuszczasz Panie - skłon czołem - jesteśmy oczekiwani w Middenheim. - obróciła oczami - Już wiem, że wycieczka nie będzie ani tak łatwa, ani prosta jak myślałam. - Nie zdradzała wszystkich kłamstw, by wydawały się bardziej ukrytymi prawdami. Czymś o co trzeba walczyć, wtedy zdobyte wydaje się bardziej realne. Bo jak przyznać się do dobycia zamku z papieru? - Obiecuję w przyszłości lepiej planować etapy podróży, by nie angażować wszystkich możnych stąd po Miasto na Skale w ratowanie nieopierzonych adeptek.

Słowa Olivi Hochberg unosiły się delikatną parą i przemijały jak krępujące chwile w pańskich saniach. Ani Elfa, ani zwierza, a na pewno są w pobliżu, ani spojrzeć, czy się towarzyszom rany nie pootwierały. A sanie stuk, stuk, świst, gwizd, woźnica strzelił z bata, spłoszone konie, wilki blisko na pewno.

- Niezwykle zajadłe wilki tej zimy. Dziwne, że się na grupy ludzi czają. Na tak głodne nie wyglądały. Zwierza łownego brakuje, czy co śniegi spadną Lupus się tak zuchwały robi? - spróbowała znów bezpiecznego tematu panna z Remmer. Celowo źle odmieniając klasyczny, żeby się mógł magus wymądrzyć.

Serce łomotało zbyt szybko, Olivia miała wrażenie, że jeżeli na moment tylko wyjdzie z roli to się rozklei. Nagle splatanie wiatrów eteru zdało się jej igraszką w konfrontacji z meandrami dyplomacji, a były to przecież podchody puszczańskiego władyki, czym zatem były dworskie intrygi, dumała z przerażeniem siostrzenica sędziego z Rammer.
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 06-10-2021 o 21:26.
Nanatar jest offline  
Stary 07-10-2021, 06:36   #57
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Szli. Śnieg chrzęścił pod buciorami żołnierzy, chrzęścił pancerz i chrzęściła stal. Dźwięki, które Lars tak kochał. Dźwięki, przed którymi uciekał. Kolumna marszowa z trudem dotrzymywała kroku saniom. Lars czuł przy każdym kroku szarpanie w nodze, ale wiedział że to nic wielkiego. Ból był dobry. Ból, który czujesz, oznacza że wciąż żyjesz. Idący obok niego zbrojni ukradkowo zerkali w jego stronę. Znał takie spojrzenia. Ważące, oceniające czyś wróg, czy przyjaciel. Lars nie miał im tego za złe. Sam by w taki sposób mierzył obcych, którzy nocą w leśnej głuszy dołączyli by do jego oddziału. Nieufne spojrzenia. Nieufne myśli.

-Jak cię zwą? - spytał jeden z tych, którzy szli obok niego. Może najodważniejszy a może wypchnięty przez innych kompanów przed szereg, bo nim zapytał, coś tam sobie szeptali. Lars zmierzył go uważnym spojrzeniem. Nie był z całą pewnością młody. Broń miał porządną i nie pętała mu się pomiędzy nogami. Norsmen uśmiechnął się lekko po czym przełożył topór do lewej ręki i wyciągnął doń prawicę.

-Lars. Lars Høflig - powiedział, po czym dodał - To na waszą mowę znaczy „Grzeczny”. Tam skąd pochodzę ktoś kto zasłuży na imię, dostaje je. Jest Człowiekiem Imiennym.

-Ja jestem Arne Wecker - powiedział żołnierz i ujął prawicę Larsa. Ostrożnie. Jakby niepewnie. - Dawnoś tu przybył?

Grzeczny zamyślił się nad wszystkim co sprawiło, że teraz jest w tej leśnej głuszy z dala od domu. Przed oczyma stanął mu kupiecki nef. Wysokie fale przewalające się przez pokład, ryk wichru i jęki załogi. Jego jęki. A wcześniej dom. Płonący. I krzyki mordowanych. Szczęk oręża, wycie, dzikie wrzaski nie przypominające żadnej z bitew w których brał udział a raczej jesienne dożynanie bydła.

-Nie - nie mógł więcej powiedzieć. Nie chciał. Ale wiedział, że musi. Inaczej by mu nie zaufali. - Musiałem opuścić rodzinne strony. Mój dom… nie mam już domu ni rodziny. Tam gdzie mieszkałem, na Północy, nastały ciężkie czasy.

Ciężkie czasy. A kiedy były lekkie? Głód, mróz, ciągłe najazdy dzikich. I głód po raz wtóry. I wojna. Lars nie pamiętał już kiedy zaznał spokoju. Chyba dopiero tu, na ziemiach tych miękkich ludzi. Żyli tak spokojnie i przez to właśnie byli miękcy. Twarde czasy rodzą twardych ludzi.

-Spalili naszą wieś, wyrżnęli wszystkich. Jak bydło…

-Cóż…
- żołdak wyraźnie zbity z tropu nie wiedział co powiedzieć. Bo co można na coś takiego powiedzieć? Bąknął tylko - ...wybacz że pytałem. - i zamilkł.

Ciszę, która zapanowała przerywał tylko chrzęst. Kroków, broni, odzieży skuwanej mrozem. I para buchająca z rozgrzanych marszem piersi. Cisza. Nie mogła trwać wiecznie.

-Jam jest Detlef - przerwał milczenie ten z drugiej strony. Uśmiechał się przyjaźnie. Przyjazne uśmiechy są najlepszą zasłoną dla ostrzy. - Miałem być mnichem, nawet uczyłem się pisać, ale jakoś tak… No nie wyszło. Ale znam modlitwy. Wy też się modlicie? Tam u was? Do Sigmara? Czy raczej Ulryka? Kogo tam u was się wyznaje?

-Nie. - Lars jeszcze przed oczyma miał obraz popiołów, które pozostały z jego domu. Sczerniałe deski, opalone krokwie na które drzewa z dawno wyciętego lasu przyniósł jego pradziad. I zapach pieczystego, którego nie był w stanie wyrzucić z pamięci. - U nas nie ma takich bogów. My wierzymy w Księżyc. Mówi się u nas, że jak Księżyc kogo ukocha, to ten będzie miał szczęście. Wiedź… taka jedna starucha we wsi mówiła, że mnie Księżyc ukochał. - Grzeczny ciężko westchnął, po czym splunął siarczyście pod nogi na ułamek chwili zwalniając kroku. - Tak, kurwa, jestem pierdolonym szczęściarzem. Jak bym inaczej mógł trafić do waszej drużyny? - uśmiech Larsa był wymuszony. Ale musiał coś zrobić z zaciskającymi się zębami i pięściami zaciskającymi się do bieli knykci. Powidoki. Wciąż te powidoki. Musiał zmienić temat. Odrzucić przeszłość, bo zmarli poszli do błota i nic nie przywróci im życia. - A wy co tu robicie w leśnej głuszy? I co to za jedna? - nie odwracając się nawet kciukiem wskazał za maszerujący oddział zbrojnych, gdzie na łańcuchu wleczono niewolną. W sumie było mu obojętne co powiedzą. Byle gadali. Byle usunęli mu spod powiek powidoki.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 07-10-2021, 10:48   #58
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Traper szedł spokojnie brodząc w ciężkim sniegu i nie odzwywał się ni słowem. Zresztą pan Niers też jakoś nastroju gadatliwego nie miał, co zważywszy na sytuację w jakij się znaleźli wcale nie dziwiło Mauera. Zastanawiał się, gdzież do diaska podział się nieludź, bo został w krzakach i w ćmicy go wypatrzeć nie było. Do Karla i Fraza podszedł Kanppe i zagadał:

- Sigmar jeden wie, czy nam się faktycznie poszczęściło, bo wielce dziwni ci ludzie - wyznał półgłosem strażnik dróg, mówiąc dostatecznie cicho, by nie słyszał go nikt prócz dwóch przybyszów z Ostermarku - Nie mieliśmy dotąd okazji, by się rozmówić, wszelako wiem, coście obaj pokazali w lesie. Nie lada z was rębacze, żeście tak chwacko sprawili tamte wilki. Iście jak weterani drogowej straży. Kim wy tak naprawdę jesteście? Przybocznymi tej magistry z Kolegiów? I czego adeptka magii szuka w tej dziczy? Czy ona prawdziwie potrafi krzykać na podobieństwo gryfa?

Przez chiwlę zapanowała cisza, przerywana tylko ciężkimi świszczącymi na mrozie oddechami mężczyzn.

- A coście tacy ciekawi Knappe? - odburknął w końcu krótko Franz, widząc że Niers w ogóle nawet nie ma zamiaru słowem rzec: - Czy ja się pytam czy, za przeproszeniem babskie, czy mężowe zadki wolicie? Lepiej ten swój ryngraf znajdź, bo cie jeszcze jaśnie baron obwiesi jak rozbójnika i tyleż będzie.

Znów zapadła ciężka cisza i sierżantodezwał się ponownie:

- Nie srożcie się panie Mauer, tak tylko pytałem, odpowiadać nie musicie. Ale takom pomyslał, że skoro ryngraf zagubion, to może moglibyście za mnie poświadczyć przed baronem, bo miacie racje, głupioby obwieszonym być...

Franz spojrzał na niego jak na głupka, bo przecie chyba tylko głupi człek, bądź szalony polazłby do sań z baronem gadać. Kanppe w mig zrozumiał i słowa swe innaczej powiedział:

- Znaczy myślałem, żebyście może pani Olivii rzekneli słowo, bo ona zdaje się szlachcianka w dobrej komitywie, a jej słowo pewnikiem wiarygodności by przydało.

- Tia, rozmówim się na popasie. - burknął znów Mauer, bardziej po to aby uciąć rozmowe, niźli ze szczerej chęci chiał pomóc sierżantowi. Z reuły Mauerowi i jemu podobnym rzadko po drodze było ze strażnikami dróg, ale stary przemytnik przyznać musiał że sytuacja była ekstraordynaryjna wielce.
 
8art jest offline  
Stary 11-10-2021, 18:10   #59
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
W głębi Drakwaldu, noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Rutger Holtmann odzyskał nieco pewności siebie po nieoczekiwanej poufałości panny Hochberg, przybrał wyniosłą pozę chcąc zapewne przykryć tą maską szlacheckiej buty wcześniejsze zmieszanie. Jął też rozglądać się wokół siebie z wyrazem twarzy sugerującym, że rozpoznaje okolicę, która czarodziejce wydawała się przez cały czas jednakowo nijaka.

- Niezwykle zajadłe wilki tej zimy - zauważyła Olivia - Dziwne, że się na grupy ludzi czają. Na tak głodne nie wyglądały. Zwierza łownego brakuje, czy co śniegi spadną Lupus się tak zuchwały robi?

Baron von Metterich zerknął ponownie na Voormanna, przelotnie, ale w dziwnie znaczący sposób, który nie uszedł uwadze Olivii.

- To Drakwald - wzruszył ramionami szlachcic - Tutaj żyją bestie, które nie mają sobie równych w żadnych innych kniejach. Wilki-ludojady żrą chłopów z równym upodobaniem zimą, co latem. Choć trudno w to uwierzyć, jakiś czas temu usłyszeliśmy w oddali krzyk gryfa! Strach pomyśleć jak mogłaby skończyć się nasza eskapada, gdyby miast wilków wpadł na nas taki zajadły drapieżca.

- Już dojeżdżamy, baronie - powiedział Holtmann sadowiąc się z powrotem na obitej futrami ławie. Olivia spojrzała ponad ramieniem siedzącego plecami do koni Rutgera i westchnęła z ulgą w duchu, kiedy jej oczom ukazał się wzniesiony w głębi puszczy budynek, do ostatniej chwili skryty za całunem spadających z niebios śnieżnych płatków oraz porządnym murem, ponad który wyrastały dachy budowli.

Leśny pałacyk zbudowany był z kamienia i drewna, z wielkich bloków solidnie obrobionej skały oraz okorowanych pni prastarych dębów. Przyglądająca się budowli czarodziejka poczuła znienacka ogrom swego zmęczenia. Głód, chłód, splatanie zaklęć oraz zwyczajny wysiłek włożony w wędrówkę przez Drakwald przywiodły młodą kobietę niemalże do kresu jej sił.

Ktoś zagrał na rogu i wielka drewniana brama posiadłości stanęła przed przybyszami otworem. Kiedy sanie wjechały do środka i żołdacy zeskoczyli z ich płóz na dziedziniec, skrzydła bramy zatrzasnęły się ponownie z głuchym hukiem.

- Droga pani Hochberg, jestem pewien, że zechce pani ogrzać się i coś zjeść, ale jeśli to nie kłopot, chciałbym z panią o czymś porozmawiać - odezwał się znienacka Voormann, pochylając się do przodu raptownie i tak się zbliżając głową do oblicza Olivii, że niemal jej dotknął swoim ptasim nosem - Ten Norsmen, pani przyboczny. Bardzo chciałbym o nim porozmawiać. To silny człek, bardzo żywotny, pełen energii. Jest niewolnym?

- Wpierw kąpiel i strawa, Voormann - rzucił baron von Metterich zeskakując z sań - Nie męcz pani Hochberg!

Z głównego budynku wybiegło kilka ludzkich sylwetek, dołączyły do nich inne opuszczające budynki gospodarcze. W mroźnym nocnym powietrzu poniosły się dźwięki ożywionych, a po części też strwożonych rozmów.

Chcąc oddalić się nieco od budzącego nieprzyjemne wrażenie czarodzieja, Olivia wysiadła po przeciwnej stronie, w cieniu zionącego zimnem muru. Jej spojrzenie sięgnęło Thomasa Mause, który poszeptywał z trójką chłopów z Sindelfinden i sierżantem Knappe. Nim zdążyła zrobić krok w ich stronę, wyrośli przy niej Franz i Karl Peter oraz wsparty na toporze Lars.

- Mili ludzie? - spytał z cieniem sarkastycznego uśmiechu pan Niers wskazując głową na barona i jego zauszników - Przyjaźni? Łagodni dla niewiast?

Lars prychnął z rozbawieniem słysząc ostatnie pytanie i przyglądając się jak grupka zbrojnych odczepia od sań łańcuch srebrzystowłosej robiąc to pod bacznym nadzorem Voormanna.

- Ona nie jest do końca zwyczajna - dodał Karl Peter - Nie widać, żeby się spociła. Baron cokolwiek o niej rzekł?

Olivia otworzyła usta gotowiąc się na odpowiedź, ale jej wzrok pobiegł ku zatrzaśniętej bramie, a myśli ku elfowi, który pozostał gdzieś w czerni zimowego lasu.


Szanowni, dojechaliście do leśnego pałacyku barona. Macie teraz chwilkę, aby porozmawiać ze sobą na uboczu, zanim gospodarz zaprosi Olivię i jej „świtę” do środka. Możecie wymienić się wrażeniami z dotychczasowego przebiegu wydarzeń oraz ewentualnie coś zaplanować.


 
Ketharian jest offline  
Stary 11-10-2021, 21:00   #60
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
W głębi Drakwaldu, Dwór Barona von Metterich; noc 29 Ulrikzeitu 2518 KI

Trwożył baron, trwożył czarodziej, a najbardziej niedoceniona wcześniej czerń leśnej głuszy, pełnej potworów łaknących ludzkich mięśni, serc i dusz. Na zwieńczenie strachów głucho zatrzaśnięta brama. Wrota bezpiecznej przystani, czy więzienia, rozważała adeptka. Tymczasem choć wyczerpana zadowolona z roli jaką odegrała. Z niespotykanej dla siebie powściągliwości języka, tyle przecież mogła wygadać. O gryfie i elfie, o reszcie bała się nawet pomyśleć.

Wspomniała dziwny odór czarodzieja, kiedy nalegał na rozmowę, kiedy wypytywał o Norsmena, przebijał w eterze ukrytym pod serem czosnkiem, zamiarem oszustwa.

- Jest wolny bardziej niż ja. Rozumiesz magister o czym mówię. Ja już wyznaczyłam ścieżkę.

Gorszy był tylko dobrotliwy Baron, nieodgadniony i wydający rozkazy jak wojskowy. Orzechy nad umiejętności dyplomacji siostrzenicy sędziego z Remmer.

Stanęła przed towarzyszami cała spięta, z twarzą ściągniętą w maskę powagi. Przez chwilę błądziła wzrokiem po dziedzińcu, torsach, stopach, wypatrując plam krwi jak wampir, wreszcie twarzach, szukając w nich oparcia.

- Lori - wydyszała głucho. Chciała biec ku bramie, ale błoto śliskie na dziedzińcu, podparła się o ramię trapera. Spojrzała w oczy. Uspokoiła.

- Dziękuję. Wiem, jego decyzja, ale się czuję odpowiedzialna. - starała się odgonić myśl, nie mogła jednak zapomnieć, że przecież po to świadczyła za wszystkich, by uczynić bezpiecznym i elfa

- Mili jak wszyscy możni, mają interes. Musimy uważać. Zaopiekujcie się rannymi, postaram się dołączyć. Nie macie czego zazdrościć przy pańskim stole, chociaż - zawahała się - ..chciałabym poprosić, żeby pan Niers mi towarzyszył, jak bym musiała z nimi jeść kolację, albo co innego. To znaczy prosić ich i spytać Karla czy się zgodzi. Karl pewnie każą ci stać, ale byłoby dobrze, żebyś słuchał i patrzył.

Rozejrzała się, a spadające płatki śniegu tańczyły w blasku pochodni jak odłamki magicznego lustra. Odbijały pragnienia i obawy, namiętności, wspomnienia, niewydarzone w przeszłości i przyszłe zdarzenia, lecz tych ludzki umysł nie zliczy, zbyt słaby. Pokłady siły i woli sławy, kajdany. Samemu sobie narzucone, że muszę, chcę niby, chwile słabości trwalsze bo szczere. Pełne i płodne, mądrości głodne. Prawdy. Prawdy chcę poznać, myślała, zadumana, zahipnotyzowana, kajdany, przerwała sobie sama, lekko się roześmiała

- Hahaha! No niezwykła, nie pytałam. Nic się nie dowiem, nawet nie chcę. Szlachcic powiedział, że to jego sprawa. Mało rannych mamy? Cieszmy się z dachu nad głową, i wypoczynku. Wkrótce przyjdzie za to zapłacić, ale chwilowo to lepsze niż taniec z wilkami. Trzeba na nowo opatrzyć rany i zadbać żeby się sierżanci nie wychylali. Powiedziałam im, że oczekują nas w Middenheim. - zrobiła niewinną minę ssąc dolną wargę. - To w sumie prawda, mam list polecający. Wasze umowy wygasły wraz z naszym tu przybyciem i każdy może stanowić o sobie - mrugnęła dodając nieco głośniej.

Panna Hochberg starała się nie wychodzić z roli pragnąc przekonać przede wszystkim siebie. Płatki śniegu tańczyły w rytm uderzeń jej serca.

Kamraci sytuacja cokolwiek przedstawiona, Olivia radzi trzymać gęby na kłódki i spróbować jutro powrotu.

MG: Jaka jest szansa na medyka dla rannych towarzyszy Olivii? - można to rozegrać fabularnie.
Adeptka chciałaby przygotować się do nocy z towarzyszami, ale przypuszczam, że gospodarze nie odpuszczą i zachcą się spotkać, liczę, że na ledwo wieczerzy, lub przy stole, a nie w łaźni, bo coś o kąpieli baron wspominał.



Panna Hochberg w istocie ma list polecający do medyka w Middenheim. Prosiła o niego panią Katherinę. Co może więcej nazmyślać o skromnej osobie doktora to jej.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 11-10-2021 o 21:05.
Nanatar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172