Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2021, 06:36   #57
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Szli. Śnieg chrzęścił pod buciorami żołnierzy, chrzęścił pancerz i chrzęściła stal. Dźwięki, które Lars tak kochał. Dźwięki, przed którymi uciekał. Kolumna marszowa z trudem dotrzymywała kroku saniom. Lars czuł przy każdym kroku szarpanie w nodze, ale wiedział że to nic wielkiego. Ból był dobry. Ból, który czujesz, oznacza że wciąż żyjesz. Idący obok niego zbrojni ukradkowo zerkali w jego stronę. Znał takie spojrzenia. Ważące, oceniające czyś wróg, czy przyjaciel. Lars nie miał im tego za złe. Sam by w taki sposób mierzył obcych, którzy nocą w leśnej głuszy dołączyli by do jego oddziału. Nieufne spojrzenia. Nieufne myśli.

-Jak cię zwą? - spytał jeden z tych, którzy szli obok niego. Może najodważniejszy a może wypchnięty przez innych kompanów przed szereg, bo nim zapytał, coś tam sobie szeptali. Lars zmierzył go uważnym spojrzeniem. Nie był z całą pewnością młody. Broń miał porządną i nie pętała mu się pomiędzy nogami. Norsmen uśmiechnął się lekko po czym przełożył topór do lewej ręki i wyciągnął doń prawicę.

-Lars. Lars Høflig - powiedział, po czym dodał - To na waszą mowę znaczy „Grzeczny”. Tam skąd pochodzę ktoś kto zasłuży na imię, dostaje je. Jest Człowiekiem Imiennym.

-Ja jestem Arne Wecker - powiedział żołnierz i ujął prawicę Larsa. Ostrożnie. Jakby niepewnie. - Dawnoś tu przybył?

Grzeczny zamyślił się nad wszystkim co sprawiło, że teraz jest w tej leśnej głuszy z dala od domu. Przed oczyma stanął mu kupiecki nef. Wysokie fale przewalające się przez pokład, ryk wichru i jęki załogi. Jego jęki. A wcześniej dom. Płonący. I krzyki mordowanych. Szczęk oręża, wycie, dzikie wrzaski nie przypominające żadnej z bitew w których brał udział a raczej jesienne dożynanie bydła.

-Nie - nie mógł więcej powiedzieć. Nie chciał. Ale wiedział, że musi. Inaczej by mu nie zaufali. - Musiałem opuścić rodzinne strony. Mój dom… nie mam już domu ni rodziny. Tam gdzie mieszkałem, na Północy, nastały ciężkie czasy.

Ciężkie czasy. A kiedy były lekkie? Głód, mróz, ciągłe najazdy dzikich. I głód po raz wtóry. I wojna. Lars nie pamiętał już kiedy zaznał spokoju. Chyba dopiero tu, na ziemiach tych miękkich ludzi. Żyli tak spokojnie i przez to właśnie byli miękcy. Twarde czasy rodzą twardych ludzi.

-Spalili naszą wieś, wyrżnęli wszystkich. Jak bydło…

-Cóż…
- żołdak wyraźnie zbity z tropu nie wiedział co powiedzieć. Bo co można na coś takiego powiedzieć? Bąknął tylko - ...wybacz że pytałem. - i zamilkł.

Ciszę, która zapanowała przerywał tylko chrzęst. Kroków, broni, odzieży skuwanej mrozem. I para buchająca z rozgrzanych marszem piersi. Cisza. Nie mogła trwać wiecznie.

-Jam jest Detlef - przerwał milczenie ten z drugiej strony. Uśmiechał się przyjaźnie. Przyjazne uśmiechy są najlepszą zasłoną dla ostrzy. - Miałem być mnichem, nawet uczyłem się pisać, ale jakoś tak… No nie wyszło. Ale znam modlitwy. Wy też się modlicie? Tam u was? Do Sigmara? Czy raczej Ulryka? Kogo tam u was się wyznaje?

-Nie. - Lars jeszcze przed oczyma miał obraz popiołów, które pozostały z jego domu. Sczerniałe deski, opalone krokwie na które drzewa z dawno wyciętego lasu przyniósł jego pradziad. I zapach pieczystego, którego nie był w stanie wyrzucić z pamięci. - U nas nie ma takich bogów. My wierzymy w Księżyc. Mówi się u nas, że jak Księżyc kogo ukocha, to ten będzie miał szczęście. Wiedź… taka jedna starucha we wsi mówiła, że mnie Księżyc ukochał. - Grzeczny ciężko westchnął, po czym splunął siarczyście pod nogi na ułamek chwili zwalniając kroku. - Tak, kurwa, jestem pierdolonym szczęściarzem. Jak bym inaczej mógł trafić do waszej drużyny? - uśmiech Larsa był wymuszony. Ale musiał coś zrobić z zaciskającymi się zębami i pięściami zaciskającymi się do bieli knykci. Powidoki. Wciąż te powidoki. Musiał zmienić temat. Odrzucić przeszłość, bo zmarli poszli do błota i nic nie przywróci im życia. - A wy co tu robicie w leśnej głuszy? I co to za jedna? - nie odwracając się nawet kciukiem wskazał za maszerujący oddział zbrojnych, gdzie na łańcuchu wleczono niewolną. W sumie było mu obojętne co powiedzą. Byle gadali. Byle usunęli mu spod powiek powidoki.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline