Rust wysforował się naprzód, szmatą, która wcześniej robiła za bandycką maskę sprawdzając klamkę do izby – czy aby nie nagrzała się od gorąca. Gest naturalny i zrozumiały – przyszło wierzyć, że dla wszystkich obecnych we właściwych kontekstach. Maska zlądowała na ziemi, a De Groat, łypiąc na boki, czy aby cokolwiek nie czyha na wielmożów, poprowadził korowód do wyjścia.
Kątem oka złowił Lupusowy manewr z ‘odbijanym’ i uśmiechnął się w duchu. Może da radę jeszcze to jakoś naprostować. Natrudzili się z tym Sotoriusem i żeby teraz cała robota poszła, jak krew w piach… To byłoby po ludzku przykro. Ktoś, gdzieś tam wyżej, musiał chyba cenić uczciwą pracę? - Panowie, szybko! – Rust delikatnie schwycił pod rękę rajcę von Brauna i wskazał na chram Vereny po drugiej stronie ulicy. – Tam się schronimy póki co, zanim sytuacja nie ochłonie! Rzuty: 33, 39, 6, 72, 61. |