|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-10-2021, 11:12 | #31 |
Reputacja: 1 | - Kurwa mać - zaklął Lupus. I zarzucił worek na garłacz, w tej wilgoci proch mógł zamoknąć. Podobnie jak Oczko nie wdawał się w konszachty z wielmożami, starał się wydostać po prostu z opałów. |
07-10-2021, 07:18 | #32 |
Reputacja: 1 | Rajców nie trzeba było długo zachęcać. Dym powoli wypełzł ze szczelin w sekretnym przejściu potwierdzając słowa Rusta. Sapiąc w złości wynurzali się z niecki nie dbając o strój. Dokładnie zaś o jego brak. Łapane w pośpiechu ręczniki i szlafroki musiały wystarczyć. Był zamach. Zamach! Najpewniej na nich, bo przecież nie na karczmę czy burdel. -Ilu jest zamachowców? - rajca Osterman chwycił Rippera za rękaw. Wyraźnie poruszony wizją zamachu. - Poruczniku? -Uporaliśmy się z pierwszą grupą, ale jest ich więcej. Musimy wyjść do ludzi. - Tesslar odpowiedział szybko, bez zająknięcia przyjmując narrację DeGroat’a. Ujął rajcę pod łokieć i poprowadził do wyjścia. W jego ślad szli truchtem pozostali rajcy i służący, wciąż boczący się o wtrącenie go do wody. I Tosse wiodący na łańcuchu Sotoriusa. I reszta chłopaków. Root zamykał pochód zerkając nerwowo przez ramię czy aby pożar, albo co gorsza pogoń, nie wyskoczy przez sekretne przejście. Minęli salę z drewnianymi leżankami okrytymi ręcznikami i stolikami uginającymi się od różnych smakołyków i napojów. Potem schodami w górę, do wyjścia. W izbie przy wejściu niedbale spał strażnik a dwaj służący zabawiali się grą w kości. Widząc ich pochód unieśli wzrok, pytając milcząco „Co tu się kurwa odpierdala?” -Zamach, pożar! Wszyscy wynocha! Wezwać straż! Straż!! - rajca von Braun ryknął na całe gardło budząc strażnika. Ten zerwał się nieprzytomny przewracając krzesło na którym siedział i patrząc nic nie rozumiejącym wzrokiem na kondukt wyłażący z położonej w piwnicy łaźni. -Zamach? Ale gdzie? -Jaki pożar? W łaźni? -Znajdźcie mi jakieś ubranie! -Pomocy! Ludzie pomocy!! Jestem… - głos zduszony pod workiem, którym Sotorius miał zasłoniętą głowę. I zduszony powtórnie, gdy Tosse rąbnął go kułakiem w brzuch wyduszając zeń resztki woli rozmowy. Głuchy świst wypuszczanego powietrza i jęk. -Szybciej kurwa! - Rust ponaglił wszystkich tłoczących się w komnacie. Ruszyli do wyjścia. -Kto to jest? - Bernard Foch zapytał idącego obok Klemensa, gdy przestępowali przez próg. Nie natarczywie, raczej z ciekawością. „Oczko” nie miał wielu zalet, ale czasami dzika krew objawiała się w nim w najmniej spodziewanym momencie. Czasem to były sny na jawie, czasem jakieś przeczucie. Tak było i w tej chwili, kiedy przekraczał próg łaźni wychodząc z kompanami na zastawiony straganami rynek. Przeczucie, że wydarzy się coś bardzo, ale to bardzo złego. Wypadli z łaźni wzbudzając ciekawe spojrzenia okolicznych handlarzy, kupczyków, przekupek i mieszczan. Nie codzienny był to widok, kilku rajców w co najmniej skromnym przyodziewku w asyście zbrojnych, którzy w dodatku wiodą na łańcuchu zakapturzonego jeńca. W odległości kilkunastu kroków od miejsca w którym stali zamarły rozmowy, gdzieś ktoś coś upuścił. Ludziska z rozdziawionymi ustami wpatrywali się w notabli, którzy świecili golizną. Zbrojni ochroniarze rajców poderwali się z ław pod ścianami, na których czekali na koniec zabawy swoich pryncypałów. W tle słychać było wciąż gwar reszty nieświadomej tego wszystkiego targowej społeczności. I pokrzykiwania straży po drugiej stronie rynku. *** 5k100 .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
07-10-2021, 21:27 | #33 |
Reputacja: 1 | No to się posrało - pomyślał Lupus a potem wydarł się: - Ruszać dupy, psie kutasy. Chronić pryncypałów. Zabierzcie ich z ulicy, tu mogą być zamachowcy. A do kompanów dodał, także gromkim głosem: - A wy, zabezpieczyć teren, i wziąć którego żywcem, to wyśpiewa zleceniodawców. - Święte słowa - poparł go jakiś grubas w szlafroku - Ruchy, raz, raz. Maurycy, bież się do roboty. Maurycy, zgrzytając zębami oderwał zad od ławy i ruszył do pryncypała. Lupus tymczasem trącił najbliższego kompana i spojrzeniem pokazał uliczkę. Uliczkę, gdzie stał wóz Lupusa z siedzącym na koźle chłopakiem. Trza było tylko tam się dostać... Ostatnio edytowane przez Mike : 07-10-2021 o 21:27. Powód: kostki |
07-10-2021, 22:27 | #34 |
Reputacja: 1 | Rust wysforował się naprzód, szmatą, która wcześniej robiła za bandycką maskę sprawdzając klamkę do izby – czy aby nie nagrzała się od gorąca. Gest naturalny i zrozumiały – przyszło wierzyć, że dla wszystkich obecnych we właściwych kontekstach. Maska zlądowała na ziemi, a De Groat, łypiąc na boki, czy aby cokolwiek nie czyha na wielmożów, poprowadził korowód do wyjścia. Kątem oka złowił Lupusowy manewr z ‘odbijanym’ i uśmiechnął się w duchu. Może da radę jeszcze to jakoś naprostować. Natrudzili się z tym Sotoriusem i żeby teraz cała robota poszła, jak krew w piach… To byłoby po ludzku przykro. Ktoś, gdzieś tam wyżej, musiał chyba cenić uczciwą pracę? - Panowie, szybko! – Rust delikatnie schwycił pod rękę rajcę von Brauna i wskazał na chram Vereny po drugiej stronie ulicy. – Tam się schronimy póki co, zanim sytuacja nie ochłonie! Rzuty: 33, 39, 6, 72, 61. |
08-10-2021, 00:33 | #35 |
Reputacja: 1 | - Teraz to już nikt - odpowiedź na bernardowe pytanie posłane w kierunku Klemensa była wymijająca. |
08-10-2021, 08:50 | #36 |
Reputacja: 1 |
_______________________________ 66 - 15 - 19 - 23 - 847 |
09-10-2021, 00:10 | #37 |
Reputacja: 1 | Chram Vereny był niezgorszym miejscem by przeczekać najgorsze. Najciemniej pod latarnią. Zwłaszcza odkąd „oczko” rzucił tajemnicze „uciekajcie” a pogoda zaczęła się gwałtownie zmieniać. Co miało się stać ? Tego Ripper nie wiedział ale tez nie zamierzał bezczynnie się przyglądać. Bez chusty ale z kapturem zasłaniającym większośc jego twarzy przemykał dalej póki co wśród rajców ale gotów w każdej chwili odłączyć się i ruszyć w boczną alejkę czy to w kierunku przybytku Vereny czy to gdzieś na bok. Wiedział że z byt długie przebywanie wśród całej tej zgrai wraz z porwanym niechybnie sprowadzi na nich straż. Zwłaszcza odkąd wyszli otoczeni rajcami. Zamieszanie nie mogło trwać długo i trzeba było korzystać z niego póki nadarzała się okazja. Najchętniej zniknąłby wśród straganów udając że z całą tą akcją nie ma nic wspólnego – jeśli tylko byłoby takie przyzwolenie szefa. Od biedy mógłby zaczaić się gdzieś w pobliżu by móc dyskretnie ruszyć z odsieczą towarzyszom. Sztylet wbity w żebra od napastnika zachodzącego od tyłu był skuteczniejszy od większości manewrów i kombinacji. Tak to chyba było najlepsze co mógł obecnie zrobić. Być wciąż z ekipą ale niejako na ich pograniczu by doskoczyć i wspomóc gdyby główny trzon szajki został przejrzany. |
09-10-2021, 12:54 | #38 |
Reputacja: 1 | - A wy, zabezpieczyć teren, i wziąć którego żywcem, to wyśpiewa zleceniodawców. - Lupus wydawał rozkazy jak sprawny sierżant straży. Słuszał tych chujów tyle razy, że mógłby recytować ich komunały z pamięci do południa. Okazało się jednak, że wystarczyło. Ot, co z człekiem robi obawa o własną skórę. - Święte słowa - poparł go jakiś grubas w szlafroku - Ruchy, raz, raz. Maurycy, bież się do roboty. Lupus tymczasem trącił najbliższego kompana i spojrzeniem pokazał uliczkę. Uliczkę, gdzie stał wóz Lupusa z siedzącym na koźle chłopakiem. Nadgorliwiec objechał cały rynek, ale dzięki temu mieli wóz pod ręką. Ot, szczęśliwy zbieg okoliczności. -Panowie, szybko! – Rust delikatnie schwycił pod rękę rajcę von Brauna i wskazał na chram Vereny po drugiej stronie ulicy. – Tam się schronimy póki co, zanim sytuacja nie ochłonie! -Chyżo, chyżo panowie - zakrzyknął do jaśniepaństwa rajców Klemens, przybierając ciężki averlandzki akcent jak to miał w zwyczaju, gdy robota przechodziła do części gadanej. - Mistrz DeGroat dobrze prawi, panienka Verena ochroni. Raz, raz, panowie! Rajcom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wizja zamachu, niepewność o to skąd grozi największe zagrożenie a do tego jeszcze golizna ledwie skrywana pod szlafrokami ręcznikami wystawiająca ich szacowne dupy na śmiech tłoczącej się coraz liczniej gawiedzi sprawiły, że chyżo pomknęli ku wrotom świątyni zdobionym dwoma marmurowymi kolumnami. Nikt też nie zwrócił uwagi na to, że „oswobodziciele” zostali z tyłu. Gdyby jednak ktoś się przyczepił, od resztki poczucia obowiązku uwolnił rozkaz rajcy Focha, który zatrzymał się na chwilę przed DeGroatem i powstrzymując go odezwał się poważnym głosem, jakim zwykle przemawiał na radzie - Znajdź tych skurwieli Rust. Znajdź i zrób co trzeba… Durnhelm wiedział, że to mogło być tylko jedno. W klanach nie ceniono wysoce tych, którzy mieli zdolności podobne do niego. Z tego też względu udał się na północ, mieszkać i żyć pośród ludzi. Tylko najpotężniejsi wiedzący i wiedźmy mogły żyć pośród ludu. I każdy napotykający na swej drodze podobnego mu, robił co w jego mocy by zgładzić jego ciało i umysł i przejąć jego moc. Dla tego uciekł. Ale i tak wiedział, że kiedyś spotka podobnych jemu. Sądził jedynie, że stanie się to wtedy, kiedy nabierze wiedzy, mocy. Los jednak zdecydował inaczej i naraz stanął oko w oko z tą staruchą. Poczuł dotknięcie jej mocy, próbę wdarcia się w jego głowę i wyszarpania wszystkiego, co trzyma go przy życiu. To, że przy tym zrobiło się straszliwie ciemno, wicher porwał liście i śmieci, zrywał przyklejone do ścian ulotki i miotał wystawionymi na straganach towarami, niemal umykało jego uwadze. Czuł pradawną siłę, niczym lepkie macki jakiego stwora, która z przeraźliwą determinacją zgłębiała meandry jego jaźni. Wiedział, że nie potrwa to długo i ulegnie. Że… „Zrób co trzeba” brzmiało poważnie. DeGroat tylko skinął głową, po czym zwrócił się do kompanów, którzy już wlekli Sotoriusa w kierunku stojącego w zaułku wozu. Kątem oka zauważył „Oczko”, który stał zmartwiały wpatrując się intensywnie w jakąś staruchę, która również się w niego wpatrywała. Cudownie odnaleziona matka? Dawna miłość? Przedwcześnie postarzała wybranka? Wierzycielka? Nauczycielka? „Chuj wie kto” ostatecznie zdecydował biorąc Durnhelma pod ramię i siłą prowadząc za resztą chłopaków. To nie był czas na sentymenty. Durnhelm w jednej chwili uwolnił się spod uroku, który spętał jego członki i umysł i dostrzegł, że świat bynajmniej nie skąpała ciemność. Był, odrobinę oszołomiony, pośród kompanów. Porywaczy. Złe myśli, dominujące przerażenie i siła niszcząca mu umysł, odeszły… Ripp pół rynku przeszedł z rajcami upewniając się, że idą we właściwą stronę. Czyli w kierunku przeciwnym do jego kompanów. Dopiero pomiędzy straganami, widząc że nie tracą czasu i czmychają do świątyni jak owce przed wilkiem, ulotnił się i spiesznie ruszył za kompanami. W sam raz, by złapać ich tuż przy wozie. Wrzucili Sotoriusa z powrotem na wóz i zapakowali się do niego szparko. Nie zważając na jęki porwanego. Zastanawiając się co począć dalej. I może myśleli by dłużej, gdyby nie głuchy jęk i słowa, które wyrwały się porwanemu kupczykowi. -Panowie, puśćcie mnie wolno. Dam wam dwa tysiące karli. W złocie! - kurwa, kto by pomyślał? Suma była zatrważająca. Każdy z nich pojął to w jednej chwili. DeGroat nie wspominał o ostatecznej wielkości nagrody, ale sugerowana suma była o mile odległa od tej, którą proponował Sotorius. Dwa tysiące koron? Ile t w ogóle było? Stos wielki jak ten wóz. Albo i więszky. Mogli by za to nie tylko pospłacać długi, ale kupić sobie jakiś dom. Nawet poza miastem. Spokojny dom z ogródkiem, sadem i widokiem na zielony las. Albo rzekę. Albo… Mogli by kurwa kupić cały świat!! *** 5k100 .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
09-10-2021, 18:59 | #39 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aro : 09-10-2021 o 19:06. |
10-10-2021, 08:22 | #40 |
Reputacja: 1 | Greger rozparł się na ławce wozu beznamiętnie obserwując jak Klemens obrabia Sotoriusa. W sumie dobrze, że to zrobił, bo kupczyk, a może nawet magnat kupiecki czy chuj wie kim on tam był na prawdę, już kilka razy gadał za dużo. Nie mniej jednak, wpychanie obcasem buciora knebla w usta jeńca nawet u Gregera wywołało grymas. Ruszyli, jak tylko byli w komplecie. Root cieszył się, że tak jest. Nie zawsze „akcje” kończyły się równie pomyślnie. Zwłaszcza, gdy robi się dla DeGroat’a. O czym wiedział najlepiej, bo nie była to jego pierwsza robota dla niego. Gdyby ciała pływające w kanale mogły mówić, powołał by je na świadków. Ale nie mogły. „Świadków brak” orzekł sąd a Greger aż uśmiechnął się na tę myśl. „Świadków brak”. To prawdziwe szczęście dla jednej strony procesu. DeGroat był w tym dobry. A poza tym był, jak to się mówi, człowiekiem z zasadami. Root nigdy nie został przez niego oszwabiony a to już było wiele. W zasadzie w mrocznym świecie ciemnych interesów była to granica dzieląca życie od śmierci. -Wie który, gdzie jest najbliższe zejście do Ciemnicy? - pytanie padło z ust Klemensa a Greger musiał sam przed sobą przyznać, że kierunek w którym zmierzał były panicz był właściwy. Sam nie zagłębiał się w splątaną sieć kanałów, tuneli, przejść i korytarzy, która rozlewała się pod miastem niczym jakiś zespół żył monstrualnego potwora. Za bardzo lubił świeże powietrze. Ciemnica przypominała mu miejsce, gdzie o stałych porach dają żreć, pobrzękują kluczami od twojej celi i mają dziesiątki punktów jakichś regulaminów by cię udupić. Nie, do Ciemnicy nie schodził. Ale nieco liznął temat. -Może zajrzymy do „Nory”? Chudy z całą pewnością się ucieszy. - Powiedział to cicho na tyle, by kompani jedynie słyszeli. Nie chciał by Sotorius zarejestrował w pamięci nazwy i imiona. Dziwił się tym kompanom, którzy nimi tak szastali. A „Nora”, melina zabijaków, złodziei i oszustów była idealna pod wieloma względami. Raz, dobrze położona przy kanale i ruchliwej Portowej. Dwa, bywalcy raczej trzymali mordę na kłódkę. I trzy, „Chudy” - najgrubszy facet jakiego Root w życiu widział - miał taki składzik solidnie zamykany w którym już kilka razy przechowywał zabłąkane owieczki, które Root mu przywlekł do knajpy. I cztery, było tam zejście do Ciemnicy. I pięć. Był grog, piwo, wino, okowita i siwucha. I wszystko co nie paliło kubków smakowych. Jednocześnie na migi dał im znać w znanym sobie i im pewnie języku. Tłumacząc co ma na myśli. |