Harab z przesiąkającym krwią opatrunkiem na lewym ramieniu jak strzała zbiegał ze schodów. -Harab nie dam rady!!!
Usłyszał spanikowany krzyk Midnight. Kiedy znalazł się na dole szybkim rzutem oka ogarnął wnętrze izby. "Cholera nawet ławy porządnej tu nie ma" Przemknęło mu przez głowę po czym skoczył w kierunku stołu jednocześnie chociaż odpowiedni ton kosztował go wiele wysiłku spokojnie powiedział do dziewczyny: -Spokojnie to tylko zgraja kundli i w tej chwili zostało ich dziewięciu bez dowódcy. Poradzimy sobie bez problemu. Odetchnij głęboko i nie denerwuj sie tak
Jednocześnie uderzeniami pięści a potem głowicy miecza wybił szeroką grubą deskę ze stołu. Krew z rozcięcia spływała rękawem i barwiła czerwienią palce jego lewej dłoni kiedy niósł deskę w kierunku drzwi. -Podeprzemy drzwi tym i będą mogli w nie wali do skończenia świata.
Mówił niskim głosem lekko przeciągając słowa. Zupełnie tak jak wtedy kiedy trzeba uspokoić wystraszonego konia. Miał nadzieję że na spanikowane kobiety to też działa. Stanął obok drzwi tak by móc wpuścić wierszokletę i wielkoluda a potem szybko zabarykadować drzwi. Stanął wyczekująco i posłał dziewczynie uśmiech starając się dodać jej otuchy.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |