Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2021, 19:55   #117
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Bharrig miał nadzieję, że jego kompani zostaną uleczeni z odniesionych ran. Jeśli o niego samego chodziło, to nie ufał starej babie. Orczyca mogła grać na zwłokę lub próbowała wprowadzić ich w pułapkę.

Teoretycznie obie strony doszły do porozumienia, ale zaufania do orków Gabriel nie miał. Dlatego też, zamiast spróbować usunąć kolczaste kamienie, zabrał się za leczenie kompanów. Zaczynając od Deidre.
- Dzięki - Mrugnęła do niego rogata.

Amara postawiła ostrożnie pierwszy krok przed sobą, potem drugi, trzeci, czwarty…
- Ona chyba to usunęła? No to idziemy?
- Idziemy… - Powiedziała Zaklinaczka i po prostu ruszyła do przodu. No i nic się nie stało.

Endymion zwalczył niezadowolenie. Chciał zabić wiedźmę. Urżnąć jej łeb i odkopać daleko. Do tego była ona bezsprzecznie zła. Wziął głębszy wdech i spuścił powoli powietrze starając się razem z tym gestem się uspokoić. Po czym użył własnego błogosławieństwa aby się wyleczyć z ran zadanych przez kolce Bharriga.

Kargar zmarszczył brwi, próbując ogarnąć sytuacją.
-Dobra, idziemy z wami, tylko żadnych numerów. - odpowiedział w końcu we wspólnym po czym podążył z pozostałymi w głąb jaskini. Jednak od czasu do czasu łypał nieufnie na szamankę i jej obstawę.

Sześciu Orków, Szamanka, jej bodygard i bodygardka(ładna Orczyca), ruszyli wraz z towarzystwem w głąb jaskiń. Drogę zaś oświetlały kule światła, którymi kierowała Deidre… najpierw jaskiniami na wschód, wśród orczego fetoru i śmieci pod ścianami, mijając co pewien czas małe grupki wystraszonych samic i młodych, a potem nieco na północ. Po drodze żadnych odnóg, korytarzy, bocznych pieczar, nic. I w końcu jaskinie się naprawdę skończyły. Ale jak się skończyły.




Ogromne, dwudziestometrowe wrota. Wykonane chyba ze 100 ton(??) metalu, pięknie rzeźbione z wieloma w nim płaskorzeźbami, runami, i masą innych zawijasów. Oczywiście zamknięte w cholerę, ale i w sumie robiące spore wrażenie.

Druid pokiwał głową w uznaniu kunsztu wrót, które wykonali ci rzemieślnicy. Na wszelki wypadek wykonał gest, który pozwolił mu wykryć magię, jeśli taka była na wrotach, przyjrzał się też nieco bliżej, szukając ewentualnych pułapek. Wreszcie, wzrok żywiołaka-Bharriga spoczął na samych wrotach. Żywiołak był zainteresowany szczególnie reliefami i zawijasami, które wyglądały jak pismo. Szukał też wzrokiem dziury do klucza - jeśli jakaś była.

- Niezła robota - powiedział Gabriel, przyglądając się wrotom. - Jak rozumiem, nie macie pojęcia, co jest dalej? - zwrócił się do szamanki, a ta jego słowa zignorowała…
- Pewnie sam smok nie miał pojęcia, co jest dalej - skomentował Bharrig.
- Jeśli tak to my też się nie dowiemy - stwierdził paladyn - jeśli to zwykły metal mogę się przez niego przebić. Adamant sobie łatwo z tym poradzi jeśli tylko dać mu czas.

Ciekawe nie…. robi wrażenie, kto to zbudował może krasnoludy? Czy smok pilnował tych wrót? - Wtrącił wyraźnie zaintrygowany wojownik.

- Myślisz, że nie próbowaliśmy? - Warknęła po orczemu do Endymiona Szamanka.
- Nie oskarżam was o inteligencję - odpowiedział “rzeczowym” tonem paladyn, co tylko czyniło odpowiedź bardziej obraźliwą.

Druid po chwili oglądania, stwierdził jednak, iż run nie rozpoznawał, ani "pisma"... pułapek nie zauważył, żadnej dziurki na klucz również nie. Wrota z… Adamantytu były za to cholernie magiczne, a ich aura była bardzo silna.

- Ej wy, ej! - Rozległ się jakiś głosik z boku - Wy "duzi", uwolnicie mnie? Bo skończę w kotle? - Głosik dobiegał z… klatki zawieszonej na ścianie. Siedziało w niej coś małego, zielonego, mówiącego głosem dziewczęcia??

Umięśniona orczyca szybko podeszła do klatki, po czym od spodu łupnęła maczugą w jej podłogę, a wtedy… wtedy na podłoże jaskini spadł cholerny wytrych.
- Stul pysk - Warknęła orczyca.

Paladyn w pierwszej chwili nie zareagował tylko zmrużył oczy i zamknął je na krótki moment podejmując decyzje. Rozejrzał się wokół po obozie. Poszukując informacji. Innych klatek. Dużych kotłów…
- Czemu jest zamknięta? - zapytał szamankę tonem sugerującym, że to jest przesłuchanie.
- Nasz wróg, nasza zdobycz - Padła prosta odpowiedź.
- Nie wygląda groźnie - stwierdził Gabriel. - A co zrobiła?
- A co cię to?
- Warto wiedzieć, z kim się ma do czynienia, zanim coś się zrobi - odparł Wieszcz.

Endymion podszedł bliżej klatki by obejrzeć istotę dokładniej. W jego kroku była pewność.
- Jak masz na imię? Jaka jest twoja wersja?
- Janika. Byłam w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze? - Powiedziała mała zielona… a z bliska bardziej przypominała człowieka, czy też i Niziołka, niż Goblinkę.
- Ja jestem Endymion. Przesuń się Janika do tyłu klatki, proszę cię…
- Tylko na mnie uważaj… a zresztą i nie na mnie - Powiedziała Janika, kiwając głową na stojącą całkiem blisko nich umięśnioną orczycę.
- Niech tylko spróbuje czegokolwiek… - odpowiedział paladyn patrząc prosto w oczy wspomnianej orczycy, głosem wróżącym szybką śmierć. Odstąpił krok w tył, wziął zamach (będąc w pełni gotowym przekierować uderzenie na orczycę gdyby coś głupiego jej do głowy przyszło) i rozciął końcówką adamantytowego tasaka kłódkę klatki.

Kargar ustawił się tak, by w razie czego stanąć orczycy na drodze do paladyna. Miał nadzieję, że ci zielonoskórzy dostali już wystarczają nauczkę, ale jeśli nie...
- Pieprzony zdrajca… - Warknęła orczyca.
- Z twoich ust to komplement - odpowiedział paladyn.

A w tym czasie, gdy kłódka została zniszczona, dół klatki się otworzył, a siłą rzeczy (i grawitacji) mała poleciała w dół… wylądowała jednak zgrabnie na nogach.




Miała może ledwie 120cm… i spojrzała niepewnie to na Endymiona, to na orczycę z maczugą.
- I co teraz? - Powiedziała Janika.
- Twoja decyzja - wzruszył ramionami paladyn - Nie jesteś mi nic winna. Sugeruję byś trzymała się blisko mnie przynajmniej póki ci tutaj ci zagrażają. Potem jesteś wolna.
- Chcecie tam wchodzić? - Mała zielona spojrzała na wielkie Wrota.
- Ciekawość mnie zżera i pewnie większość drużyny też, ale nie sądzę byśmy byli w stanie tam wejść. To wydaje się być sporo ponad nas.
- Orki wykopały dziurę… - Powiedziała nagle Janika.
- Morda! - Fuknęła na nią umięśniona orczyca.

Paladyn oparł nonszalancko tasak na barku i podszedł do orczycy. Bardzo blisko. Patrzył jej w oczy z wyzwaniem. Z oczywistą prowokacją próby sił. Obiecując konsekwencje za ponowne przerwanie.
- Gdzie, Janika, jest ta dziura?

Mała zielona pannica jednak milczała…
Paladyn się tym nie przejął. Mierzył się spojrzeniem z orczycą jeszcze kilka chwil, po czym się uśmiechnął i z podobną jak wcześniej nonszalancją odwróci i skierował swe kroki do reszty drużyny.
 
Lord Melkor jest offline