Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2021, 00:41   #44
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Śledztwo Ostatnich - Dzień Pierwszy - Poranek

Wieczór przeszedł już w późną noc, gdy Roz Bauer, Rudolf Kaufmann, Detlef Thorvaldsson i Galeb Galvinson opuścili rezydencję Hrabiny w towarzystwie innych zaproszonych gości. Niektórzy, jak Rudolf, wracali do własnych domostw. Inni, jak Detlef i Galeb, poszli spać do wynajętych pokoi. Jeszcze inni, którym zaprzyjaźnianie się z gośćmi płci przeciwnej poszło nadzwyczaj dobrze poszli... cóż, świadkiem być mi się nie zdarzyło, a plotek powtarzać nie wypada. Niemniej Rudolf z ulgą zauważył, że córka szlachcica z jego rodzinnej miejscowości nie należała do tej grupy. A kto wie, może nawet liczyła, że ją odprowadzi? Za późno zdał sobie jednak z tego sprawę. Wśród nich wszystkich najbardziej wyróżniła się jednak Roz, która poszła naraz do dwóch miejsc jako dwie różne osoby. A w każdym razie zadbała, by tak brzmiały ich historie. Przyniesione przez Gustawa pieniądze z wiadomego niewiadomego źródła pomogły zrealizować jej swój plan.


Wallentag (Dzień Pracy), 19 Breuzeit 2522, Poranek

Nowy dzień przywitał wszystkich dobrą pogodą. Choć sam poranek był chłodny, w końcu zaczynała się jesień, słońce szybko odparowało śmierdzącą dymem mgłę, coraz częściej spowijającą pełne pieców węglowych i hut miasto. Cóż, taka była cena postępu. I interesów. Dobrze wiedział to Rudolf Kaufmann, który nawet wymieniając listy z rodziną pamiętał o wykorzystywaniu okazji biznesowych. Czy Robin Haube będzie się czuła dobrze wśród murów i wielkomiejskich tłumów? Wiedział, że nie. Ale czy nie podjęła by się dostarczenia specjalnej "przesyłki" ze szczepkiem drzewa? Choć dzieci nie miał wiedział, że dziecko równa się wydatkom. Więc miał nadzieję.


Odpisanie na listy nie spowodowało końca papierów.
Spisał sobie bowiem kilka spraw, którymi chciał się zająć. Niektóre były oczywiste, inne - mniej.

Grumwaldsson
był krasnoludzkim rzemieślnikiem. Jego znaczenie w khazadzkiej diasporze daleko przekraczało jednak wpływy, jakie mógłby mieć zwykły kowal czy grawer. Nie był właścicielem fabryki, a jednak to jego pobratymcy wybrali by był głosem ich reprezentacji w Zgromadzeniu.
Co produkuje, Rudolf nie wiedział - żaden z przedmiotów Grumwaldssona nie był na sprzedaż dla ludzi.

Beczki, które sam zaprojektował, które zbudował tak by móc w nich przemycać różne rzeczy, które sam sprzedał grupie Alfonse'a Ragorna i Geoffrey'a Mocka... Nie było trudno znaleźć kogoś kto wie coś na ten temat. Zaprzeczanie prawdzie niewiele pomoże. Wystarczyło spojrzeć w lustro. Właściwie, jeśli dobrze pamiętał, to po tamte beczki przyszedł tylko Alfons z kolegami, Mocka wtedy nie było. To nie było normalne, zdziwił się nawet wtedy, ale płacili zbyt dobrze by zadawał pytania, czemu szefa bandy nie ma przy tak ważnej transakcji.
Dziś Mock już nie żył, podobnie jak jego grupa zamordowany w swojej bazie, z kolei Ragorn gdzieś zniknął. Uruchomiwszy swoje kontakty czekał. Każdy kto się ukrywa potrzebuje pieniędzy. Może ktoś go znajdzie. A może, gdy Alfons usłyszy kto go szuka, sam skontaktuje się ze swoim byłym współpracownikiem. Kto wie, być może o szczegóły uda się wypytać jego. Chociaż jeśli trucizna była w stanie przesączyć się przez drewno między "skrytką" a "główną częścią" beczki... może alchemik lub medyk będą w stanie mu zredukować listę potencjalnych trucizn.

Od dalszego zakopywania się w dokumentach dotyczących jego kupieckich spraw, w tym m.in. węglowego imperium Erhardów, które miał nadzieję zrujnować i przejąć za ułamek wartości, uratował go służący - dostarczono właśnie bowiem list polecający do poczmistrza Heinricha.


Roz Bauer tymczasem musiała się nieźle napocić by zgromadzić konieczną garderobę, odpowiednio "udekorować" obydwa mieszkania i upewnić się, że wystarczająco wiele osób zobaczy dwie sąsiadki - zarówno zubożałą, ale szacowną guwernantkę z dobrego rodu, jak i młodą "kobietę pracującą". Zadowolona z efektu, mogła w końcu wybrać jedną z ról i ruszyć w miasto.


Detlef i Galeb
zaś, którzy na Mistrza Run musieli poczekać aż do rana, doczekali się w końcu zaproszenia. Okazało się, że wrócił nawet później niż oni, zmęczony po przedłużającej się w nieskończoność dyskusji w Zgromadzeniu, która jak zwykle ostatnio nie doprowadziła do niczego.
Mimo to, z przyjemnością przywitał Kowala Run, odpowiedział także na zadane pytania. Nie żeby odpowiedzi różniły się do tego, co już wiedzieli. Obrona Prowincji to zadanie Toppenheimerów, a przynajmniej nim było kiedy mieli jeszcze jakieś znaczenie, bo teraz to też spadło na Zgromadzenie. Elektorka pozwoliła na pobór w Nuln, nawet wyskrobała z dna garnka tę resztkę umgich z garnizonu, użyczyła też Straż Miejską by zajęła się zadaniami garnizonu... To znaczy - zrobiło to Zgromadzenie, ale Elektorka wszystko podpisała. Podpisuje zresztą wszystko jak leci, potem ktoś przychodzi, wręcza jej prezent i przekonuje do zmiany i zaraz leci kolejne pismo, sprzeczne z niedawno podjętą uchwałą. I tak to tu jest, w tym śmietnisku umgich. Ale za to tylu stopów stali nie ma nawet w Karaz-a-Karak. Gdy z kolei on zapytał ich czemu Król Alrik siedział bezczynnie podczas inwazji zdziwił się odpowiedzią. Takiego pisma nie widział. Zastanawiał się, czy poruszyć to na najbliższej sesji Zgromadzenia... ale krasnoludy w tym mieście i tak były już mało lubiane i wątpił by ktokolwiek w to uwierzył. Takie czasy, że nawet khazadzi łamią dane słowo - zmartwił się na koniec siwobrody Mistrz.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline