Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2021, 17:18   #81
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozciągający się przed nimi widok nie był optymistyczny w najmniejszym nawet stopniu, bowiem wyglądało na to, że banda zwyrodnialców urządziła sobie polowanie na dwójkę rowerzystów.
W zasadzie Jamesa nie powinno to obchodzić, jako że nie był krewnym ani znajomym dwójki uciekających osób, ale mimo licznych wad uważał się za porządnego człowieka. I zdecydowanie nie popierał takich rozrywek. Dlatego też, nie konsultując się z pozostałymi, wziął na cel zbira z kuszą i strzelił.
Klara również działała instynktownie, jej karabin wziął na cel człowieka z łukiem i zanim ktoś zdążył zapytać czy warto, wystrzelił.
Lucas przyklęknął i strzelił z Winchestera do gościa najbliżej dziewczynki. Nie czuł się tak dobrym strzelcem by walnąć do psa który ją szarpał liczył jednak, że huk przestraszy zwierzęta.

James wystrzelił ze sztucera do gościa z kuszą, biorąc za cel po prostu jego tułów… typ oberwał, wrzasnął i zalał się krwią, jeszcze jednak żył. Padł więc kolejny strzał, definitywnie zakańczający już plugawy żywot zbira.

Klara posłała kulę łucznikowi. Ten biegł do swojej ofiary, padł strzał, okręciło nim nieco w bok, i wywalił się, zastygając nieruchomo…

Lucas wystrzelił do śmierdziela z dziwnym samopałem-maczetą… i nie trafił. Kula przeszła o cal od tułowia biegnącego typa.

Bob walnął z "Lucy" do tego w kasku roboczym, i trafił, ale śrut jedynie bydlaka poranił.
- Fuuuuck…

Dwaj pozostali przy życiu śmierdziele, po sekundzie wahania… rzucili się biegiem prosto na Klarę, Jamesa, Lucasa i Boba, gwiżdżąc również na psy.

Dwa trupy padły, ale ci, co pozostali przy życiu, nie zamierzali uciekać. Wprost przeciwnie. A że James nie miał zamiaru zostać dziabnięty jakimś zardzewiałym żelastwem, strzelił do typka wymachującego maczetą.
Klara również nie próżnowała, próbując wsadzić kulkę z trzymanej w dłoniach broni w kolejnego typa, za cel wybierając tego w kasku.
Lucas zamierzał strzelić do gościa z maczetą. Gdyby ten natomiast został zabity wcześniej do najbliższego psa.

James ustrzelił kolejnego, posyłając kulkę w środek torsu, i biegnący typek po prostu padł na gębę i zaległ na trawie… a Klara strzeliła temu z kaskiem prosto w łeb i wśród głośnego brzdęku ostatni z bandziorów zginął, padając w nieładzie.

Były jednak jeszcze nadciągające psy… jednego załatwił Lucas, drugiego Bob. Ale chyba z tego właśnie faktu, oba pozostałe przy życiu czworonogi zaatakowały właśnie ich, chwilowo jednak jedynie rwąc im nogawki spodni, i jeszcze nie czyniąc krzywdy.

Strzelanie do psów szarpiących czyjeś nogawki mogło się źle skończyć dla posiadacza nogawek. A że, prawdę mówiąc, kuli też mu było szkoda na głupiego kundla, więc James, zamienił sztucer na tasak i walnął psa atakującego Lucasa… doszło jednak do małego wypadku i zamiast wierzgającego psa, James chlasnął tasakiem po nodze Lucasa!

Lucas schował pistolet i dobył machety. Zaciekle próbował rozprawić się z atakującym go psem. Jednak najwyraźniej rana jaką otrzymał… od kumpla, chyba go mocno zaskoczyła, sam bowiem trafić nie umiał.

Klara zmieniła broń na glocka i wystrzeliła z góry w psa, który był poniżej. Był to pies, który atakował Boba. Strzał, skomlenie, dalsze szarpanie nogi mechanika. Zwierzę jeszcze żyło…
- No idź ty w chuj!! - Wrzasnął Bob, i prawie przyłożył od góry lufę strzelby gładkolufowej do ciała szarpiącego jego nogawki psa… BUM!
Zarówno jego buty i nogawki, jak i te od Klary, zostały zachlapane psem rozwalonym na strzępy.

Klara zaklęła siarczyście. Po czym skierowała wzrok w miejsce gdzie zauważyli wcześniej zbirów goniących dzieci, ciekawa co z dziećmi właśnie się teraz działo.
- Oriana! Apteczka! Szybko! - zawołał James. Widząc jakie skutki przyniosła próba ratowania Lucasa postanowił pozostawić innym walkę z psem. Dzięki Bogu nie użył sztucera, bo mógłby okaleczyć kompana lub wysłać go na tamten świat.
Wtedy dopiero Klara zorientowała się co się stało, doszło do niej, że jeden pies pozostał nadal przy życiu, wobec czego próbowała go zlikwidować w ten sam sposób co poprzedniego.
Lucas nie odpuszczał. Mimo próby zabicia go przez Jamesa tasakiem walczył dalej by załatwić psa jaki nie dawał mu spokoju.

Klara wystrzeliła z pistoletu do psa naprzykrzającego się Lucasowi… czworonóg jednak nie miał zamiaru zdychać. Dopiero gdy w ruch poszła maczeta, pies został załatwiony, i w końcu było po wszystkim.

Obca nastolatka siedziała na ziemi i płakała, z poszarpanymi rękami i nogami od wcześniejszych ataków psów, a młodszy od niej chłopak klęczał obok niej, i… również płakał, nie bardzo chyba wiedząc jak zakrwawionej dziewczynie pomóc.
- Cholerny kundel... - mruknął James. - Przepraszam, Lucas... - dodał. - Oriana! Apteczka!
- Jasne - odpowiedział do Jamesa Lucas.
- Spokojnie maluchy opatrzymy was i odprowadzimy do rodziców. - miał tylko szczerą nadzieję, że są jacyś rodzice.

Oriana opatrywała więc chlipiącą dziewczynę, młody przy niej też się mazgał, choć od czasu do czasu zerkał po całym towarzystwie. Bob zabezpieczał pojazdy z górki, pojawiła się i ciężarna Amy… która na widok trupów ludzi i psów i krwi i w ogóle rannej dziewczyny, zdecydowanie pobladła…
 
Kerm jest offline