Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2021, 07:35   #46
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację


To było dziwne. „Oczko” wciąż czuł ból głowy i słowa kompanów rejestrował jakby mimochodem. Cały czas miał przed oczyma starą babę z rynku. Jej grobowe spojrzenie. Jak wyrzut. Jak przypomnienie. Jak wyzwanie. Jak… Tak wiele było możliwości, pytań a tak mało odpowiedzi. Nie potrafił się skupić. I cały czas czuł, jak „coś” sączy się do jego głowy, jak jad. Cały czas czuł jej obecność. Nie było o to ciężko, bo cały świat zasnuły ciemne chmury, wiatr porywał liście i odpadki. Jakby nadchodziła jaka burza. Chmury widoczne pomiędzy dachami zamykających się nad nim ruder wirowały w upiornym tańcu. „Złe oko” jak mawiano w jego stronach potrafiło siać spustoszenie nie tylko w umysłach ofiar nim dotkniętych. W wielu przypadkach niszczyło całe wioski. To było miasto. Największe jakie w życiu widział. Ale czy to mogło zatrzymać urok?

***

Umknęli w zaułek kryjąc się przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Choć wiedzieli doskonale, że w każdej z ruder wśród których klucząc się znaleźli, czaić się może kolejny ciekawski. Inna sprawa, że okolica w jaką zaprowadził ich Tosse i Rip znana była z tego, że jej mieszkańcy pilnują swoich spraw. Czasem jednak „swoje sprawy” oznaczały również cydze sprawy a tego chcieli zdecydowanie uniknąć. Zwłaszcza, jeśli miała to być ich sprawa. Wlokąc skutego, spętanego Sotoriusa, który ciężko sapał i złośliwie „lał się” przez ręce Tosse i Gregera, parli w nieznanym sobie kierunku. Albo raczej nie znanym im wszystkim. DeGroat bywał tu, choć wolał wyrzucić z pamięci te wspomnienia. Bywał i Greger. Durnhelm kilka razy zabłądził w te strony umawiając się na spotkanie z tymi, którzy woleli nie być widzianymi w otoczeniu truciciela. Klemens szedł jak zaczarowany nie mogąc nadziwić się skali ludzkiego upadku, bezmiaru brudu i smrodu. Zgnilizny jedzącej całe domy i mieszkających w nich ludzi. Tosse i Teslar czuli się tu jak u siebie. Prowadzili pewnie, ku nadbrzeżu. Tam były kanały, mieszkalne barki, opuszczone składy i porzucone przez ludzi rudery. Wszystko to zaś osnute ciężkim dymem z hut i manufaktur, które nawet w tak piękny jak ten dzień potrafiły uczynić wąskie ulice mrocznymi miejscami. Dzielnica ruin, spalona ziemia, Gnojowisko - miejsce od lat pośledniej urody, od zawsze cuchnęło na kilometr.

Kilkukrotnie lokalni bywalcy wypełzali z bram i piwnic ważąc w sękatych dłoniach narzędzia do krzywdzenia bliźnich, ale widok zwartej grupy uzbrojonych mężów większość z nich zniechęcała. Tych, którzy byli odważniejsi lub bardziej zdesperowani zniechęcał garłacz, którego Lupus ostatecznie odsłonił i niósł całkiem otwarcie. Gnojowisko to nie było miejsce na półśrodki. Szli więc w sumie niemal nie niepokojeni a Tosse i Teslar dogadali się co do ostatecznego miejsca w którym chcieli na chwilę przycupnąć. Nabrać oddechu. I w spokoju przemyśleć słowa DeGroat’a. Bo było nad czym myśleć, choć to Rust był tutaj prowodyrem. Oni nie mieli być przecież od myślenia. A w tym co robili najwidoczniej byli dobrzy, skoro dotarli bez większego szwanku do tak uroczego miejsca.

-To mój kumpel, kurwa! Zostawcie go i spierdalajcie! - wielki, kudłaty drab wywlekł się z jednego z rynsztoków, który od ulicy w Gnojowisku nie różnił się niczym. Może tym, że więcej tu było śmieci zasłaniających niemal całe klepisko. Pewnie dla tego nie zauważyli go dopóki nie wywlekł się z nory w której się uprzednio zagrzebał. W rękach trzymał solidną pałę, która kiedyś pewnie podpierała strom któregoś z okolicznych, walących się, budynków. Z bram po obu bokach ulicy wyleźli jego kompani w sile siedmiu chłopa. Tak samo upierdoleni, śmierdzący i zgnili jak ten olbrzym. Albo i bardziej, co stanowiło poważne wyzwanie. Dzierżone w chudych, żylastych łapach żelazo wyglądało podle, ale i podłym prętem można było wysłać kogoś w objęcia Morra. Kolejna trójka, która zachodziła wlekących Sotoriusa z tyłu zamykała drogę odwrotu. A więc zasadzka!

-Oddajcie mojego kumpla po dobroci! - warknął olbrzym ważąc w sękatej prawicy ogromny kawał dębiny. I ruszając w ich stronę. Idący na przedzie Rip i DeGroat aż się cofnęli. Nie tylko z obawy ale i z fali smrodu, która w nich uderzyła.

-Bierzesz tego z lewej a ja tego drugiego - mruknął do kompana w bramie obszczymur z zardzewiałym wichajstrem.

-Z lewej? - Niepewnie mruknął jego kompan zerkając nań z ukosa. - Czyli którego?

-Drugiego, kurwa. - odparł nożownik i wyszczerzył zęby w drapieżnym grymasie. - Mój ma fajne buty, nadadzą mi się.

Podział dóbr za życia ofiar rzadko wychodzi na dobre tym, którzy to planują, ale jak widać ci w planowaniu byli kiepscy. Jeden z tych wyłażących z drugiej strony bramy nie przejmując się widownią właśnie stanął pod ścianą i wywaliwszy chuja na wierzch, szczał na ścianę.

-Jesteście otoczeni skurwysyny! - krzyknął ten z tyłu, który miał w ręku siekierę. Chyba najlepiej uzbrojony człowiek bandy. - Brać ich! - dodał, czym zmobilizował wszystkich do ruchu.


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline