Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2021, 13:04   #48
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Ostatnie dwie doby rozdzierały spokój nastolatki jak rozwścieczone zwierzę rozszarpujące ciała w jej coraz bardziej koszmarnych wizjach. Tej nocy powinna była spać w swoim własnym łóżku otoczona plecionymi kocami w indiańskie wzory, które, przy każdej okazji, wręczała jej rodzina ze strony taty. Zamiast tego tkwiła uparcie przy łóżku brata póki jej myśl całkowicie nie uleciała poza ograniczenia ciała. Nękanego jedynie fizjologicznymi reakcjami obronnymi na stres, tak pilnie, przez ostatni czas, pielęgnowany kulturowymi majakami wewnątrz niej samej.

Spała niespokojnie wyrywana z nieświadomości najdrobniejszymi zmianami rytmu natury. Czuła przez skórę jak rozwścieczony deszcz szarpie się i uderza w ciemność by w końcu paść na ziemię osierocając rdzeń istnienia natury ostatnią łzą wsiąkłą w rozmokłą glebę… Wtedy usłyszała krzyk. Nie odgadła słów, nie poznała głosu. Ruszyła przed siebie nie zapamiętując niemal nic.
Rano obudziła się przykryta kocem w swoim własnym łóżku. Wstała i przejrzała się w lustrze. Musiała wziąć kąpiel i poukładać myśli. Na śniadanie zeszła już umyta i ubrana, o lata spokojniejsza od tego jak się czuła, gdy wieczorem „obce” siedziało w jej głowie. Spojrzała na brata z uśmiechem i odruchowo jeszcze ciepła po moczeniu się w wodzie ręką sprawdziła mu temperaturę na czole.

- Już chyba dobrze. Martwiłam się o Ciebie wczoraj. Mama też. Wróciła późnym wieczorem z Twin Oaks, ale już Cię nie budziłyśmy, bo miałeś gorączkę. W sumie to ja martwiłam się ciągle, bo nigdy nie chciałam żebyś zostawał ze swoimi problemami sam. A teraz ja na Ciebie zrzuciłam swoje wczorajsze myśli. Wynagrodziłabym Ci to śniadaniem, ale Pani Bennet była pierwsza. Weź kurtkę i idziemy na taras jeść i cieszyć się pierwszymi od paru dni promieniami słońca.

Obecność siostry, jej troska sprawiły, że Daryll odsuwał od siebie czarne myśli. Prześladujące go wspomnienia z poprzedniej nocy, gdy przedzierał się przez las rozmywały się niczym mgła w ciepły poranek. Zarzucił na siebie ciepłą kurtkę z kapturem, zapiął ją pod samą szyję.

- Cieszę się że w końcu pogadaliśmy Wii. Tak naprawdę pogadaliśmy – odpowiedział chłopak zupełnie szczerze – Może i nie lubię dużo mówić, ale umiem słuchać. Dlatego możesz dzielić się ze mną swoimi myślami, kiedy tylko chcesz. I nie przejmuj się tak. To tylko głupie sny. One się nigdy nie sprawdzają.

Wi podsuwając Daryllowi drugi ze zwiniętych koców i sadowiąc się w samym rogu podwójnej sofy przy stoliku z widokiem na rzekę zostawiła bratu przestrzeń do swobodnego wyboru miejsca przy śniadaniu. Kłębki pary z herbaty ulatujące z trzymanych w dłoniach kubków przyjemnie rozgrzewały ciała. Dodatkowo poprzez łączenie swoich niespokojnych strzępów z poranną mgłą nadawały chwili tajemniczej wyjątkowości. Singeltonówna skupiła się na napoju i rytmie oddechu towarzyszącego jej chłopaka. Jej spokojna twarz, niczym skała, niknęła w naturalnie pięknej scenerii miejsca. Nie teraz, ale czasami młoda Indianka zmuszona była twardo rozgraniczać świat materialny od duchowego. Jednak w tych kilku, szczególnych przypadkach, postrzegała siebie tylko ponad tym co namacalne. Mimo to, w szkolnej rzeczywistości całkowicie świadomie wybierała niechcianą drogę na świecznik zbudowany jako tama dla przeciwności losu spotykających Darylla. Przez to V sama przed sobą wywyższała się ponad rzeczywistość swoje stanowisko potwierdzając chociażby myślą, że gdyby stanowiła przykład zwyczajnej nastolatki to dawno jej myśl zaprzątnęłaby satysfakcja z posiadanego już zaproszeniu na piątkową imprezę u Leona. Zamiast niej wolała cieszyć się chwilą z rodziną:

- Pójdę po mamę. Też ostatnio napsułam jej nerwów. Wczoraj rozbiłam samochód, gdy omijałam zgubioną na drodze Panią Marcum. Staruszka chyba ma już demencję, a ja paranoję, bo wydało mi się, że też wie o tym NASZYM śnie, gdzie byliśmy Mary. Anton, jej syn, ten dostawca mamy, znalazł nas wszystkich i zabrał z powrotem do Pensjonatu. Mama opatrzyła Gerdę i rozwiozła wszystkich do domów. Nie gniewała się, ani nigdy nie mówi tego na głos, ale chyba czuje się zmęczona tymi dodatkowymi problemami, które często sami jej tworzymy…

Zjawienie się policyjnego radiowozu przerwało rozmowę. Wieści jakie przywiózł jego kierowca, choć nie odbiegały od rozpoczętej tematyki, to widocznie wstrząsnęły wszystkimi obecnymi przed pensjonatem uczestnikami wymiany zdań:

- Dzisiaj znaleziono ją na pół żywą, przy moście. Została zaatakowana. Ktoś zadał jej kilka bardzo poważnych ran. Lekarze walczą o jej życie w szpitalu.

- Zabierze nas Pan, proszę, do szpitala? – od razu zapytała dziewczyna.

- Jasne. Ale niewiele teraz pomożecie. Wszystko jest w rękach lekarzy. Dajcie tylko znać, kiedy. No i może trzeba kogoś zostawić w pensjonacie. Macie kilkoro gości. Niewielu, ale jednak.

„Mary McBridge to nie jest nasza sprawa.”

„Mary McBridge to nie jest nasza sprawa.”




***




Podróż upłynęła im pod znakiem na nowo budzących się upiorów. Z każdym kolejnym zadanym pytaniem o scenę ataku na ich mamę w Wi kiełkował lęk, który karmiony zdawkowymi odpowiedziami Fallsa systematycznie rósł w dziecięcy niepokój, aż do całkowitego jego rozkwitu w atawistyczne przerażenie... Indiance coraz trudniej przychodziło wyduszenie z siebie jakiegokolwiek słowa. Łamał się jej głos. Lekka kurtka ciążyła jak ołowiany kołnierz. Ciśnienie rozsadzało jej żyły. Nieznośny ból zamykał oczy. Chwilę temu była w stanie przyjąć na siebie cały ciężar odpowiedzialności za brata, pensjonat, gości i pokrzywdzony duchowy świat. Lecz kiedy zaczął ją dusić strach, ciałem, raz po raz wstrząsał fizyczny dreszcz, zmuszona była się przed tym wszystkim skryć. Uścisk jej ręki na dłoni Darylla nagle osłabł. Sylwetka V bezwiednie opadła całą swoją wagą na ramię brata. Była przytomna, ale balansowała na granicy swoich możliwości emocjonalnych. Czuła się wyczerpana:

- Daryll, przytulisz mnie? Nie chcę zostać sama.

Gdy radiowóz Falls’a przecinał kolejne ulice Twin Oaks, pytany przykleił nos do szyby, lecz nie rejestrował tego co widzi. Jego umysł błądził teraz w czasie i przestrzeni odtwarzając rwane sceny z udziałem Debry Singelton opatrującej jego pierwsze poważne skaleczenie, gdy bawiąc się w berka z Wii paskudnie zarył kolanem o betonowy podjazd, Debry odwożącej go po raz pierwszy do szkoły i czuwającej długimi godzinami przy szpitalnym łóżku, gdy dogorywał na oddziale dziecięcej onkologii. Kolejne obrazy przelatywały niczym slajdy, czasem rwane, bo wspomnienia bywają mgliste i zwodnicze. W pewnym momencie czując nacisk na ramię wrócił do rzeczywistości, usłyszał głos Wi. Gdy na nią spojrzał, zrozumiał, że jego siostra czuje się równie podle jak on sam. Tyle, że ona potrafiła stawiać barykady, przetrzymać ten pierwszy napór złych emocji, które odbierają oddech w piersi i doprowadzają człowieka do czarnej rozpaczy. Ale każda barykada kiedyś w końcu musi paść a gdy życie ukochanej matki wisi na włosku, to nie kwestia godzin, lecz minut.

Objął ją ramieniem, teraz to on próbował być silny dla niej. Chociaż na chwilę, bo nie wiedział co wydarzyły się w szpitalu, jakie wieści na nich czekają.

- Nie będziesz sama. Jestem tu Wii. Nigdzie się nie wybieram siostrzyczko – wyszeptał.

Gesty znaczą więcej niż słowa, więc tulił ją najczulej i najmocniej jak potrafi, by wyrazić swoją miłość i wdzięczność dla starszej siostry.

- W nocy też widziałam wilka - znajomy zapach i czuły dotyk przywróciły dziewczynie umiejętność artykułowania myśli, które od dłuższego czasu krążyły wokół miejsca, kolejnej po domu Mc’Brige, masakry. Wyobraźnia zalęknionego dziecka podsuwała jej najbardziej wstrząsające obrazy scen jakie mogły lub nie, wydarzyć się nad rzeką ostatniej nocy.

- Ten Gunn. Nowy gość w pensjonacie. Miał naszywkę z wilkiem i był wczoraj w nocy gdzieś pomiędzy cieniem, a mrokiem naszego podjazdu. Obudziłam się, bo słyszałam krzyk. Niewiele rozumiałam z tego co się działo, widziałam go przez okno, ale nie wiedziałam czym był on, a czym wrzask. Mogłam śnić, ale zasypiałam obok ciebie, a obudziłam się u siebie. - dodała bardzo cicho - Chyba chcę tam iść.

- W porządku Wii – odpowiedział Darylll próbując poukładać sobie w głowie to co właśnie usłyszał – Najpierw mama, a potem zastanowimy się co dalej.

Singelton wiedział, że Falls przysłuchuje się ich rozmowie, więc w ostatniej chwili ugryzł się w język i wyszeptał siostrze do ucha to co omal nie powiedział na głos przy gliniarzu.

- Jeśli ten facet wydaje ci się podejrzany, możemy później sprawdzić jego pokój.

Skinęła głową i nie próbowała rozciągać tematu, którego sama wiedziała, że nie powinna przy nikim obcym zaczynać. Chciała iść nad rzekę, ale pomysł brata był bezpieczniejszy, łatwiejszy do wykonania i jednocześnie bardziej wiarygodny dla śledczych w wypadku odnalezienia jakichkolwiek śladów.
Pragmatyzm, którym czasami potrafiła wykazać się Wi wynikał z potrzeby danej chwili wymuszonej akurat konkretnymi doświadczeniami lub bezpośrednio przyjmowanymi od kogoś poleceniami. Na ogół jednak myśli Wikvayi zostawały gdzieś poza zasięgiem zwyczajności. Ewidentnie, w przeciwieństwie do świadomości Darylla, który od czasów śmierci przyjaciółki żył jedynie w twardych granicach realności. Niedługi czas, który spędziło ze sobą ostatnio rodzeństwo zaczął rodzić owoce. Budził i pielęgnował między nimi uczucia, przynosił wiedzę o sobie nawzajem i wskazywał na potrzebę oraz możliwość wzajemnego się uzupełniania.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline