Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2021, 13:33   #49
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Wikvaya i Daryll Singelton

Mary McBridge to nie jest nasza sprawa
Mary McBridge to nie jest nasza sprawa
Mary McBridge to nie jest…

Kiedy Daryll usłyszał co się stało z mamą, nie wiedzieć czemu przypomniał sobie co powiedział wczoraj do Wi. Teraz jego własny głos dręczył go i wypominał mu te słowa, kpił i karcił, torturował. Policjant nie zdążył jeszcze wyjaśnić kto zaatakował Debrę, ale Singelton już ułożył w głowie całą historię. Maniak, który zaszlachtował jego koleżankę znów zaatakował, ale tym razem obrał za cel osobę ponad wszystko przez Darylla kochaną i ubóstwianą. Spełnił się jego największy koszmar, tak bardzo chciałby być złym synem, nienawidzić matki lub chociaż sprawić by stała mu się obojętna, by nie czuć nic gdy Jack Falls z poważną miną poinformował ich, że Debra Singelton walczy o życie w szpitalu. Wrócił do niego tamten dzień, gdy ostatni raz rozmawiał z Annie, gdy już wiedział, że to koniec a on nic nie może na to poradzić. W podbrzuszu kolejny raz poczuł szpikulce lodu, odebrało mu oddech, rozdzierająca rozpacz miała za chwilę w nim eksplodować, roznosząc go na emocjonalne strzępy. Ledwo się pozbierał po Annie, a teraz znów wszystko wróciło jak bumerang.
Zakręciło mu się w głowie i możliwe, że po prostu by zemdlał, gdyby nie obecność jego siostry. Odruchowo wyciągnął rękę do Wii. Gdy spał czuł jej obecność i nawet nie zdawał sobie sprawy jak wiele to dla niego znaczy. Odsuwał się od niej by poczuć się lepiej, ale jeszcze lepiej się czuł gdy przebywała blisko niego. Nie był z tym wszystkim sam i ta myśl dodawała mu otuchy, jak solidny strop podtrzymywała sypiącą się psychikę szesnastolatka.
- W jakim ona jest stanie? Wie pan coś więcej? Możemy jechać ją zobaczyć? – zaczął na wydechu wypluwać z siebie pytania, walcząc, żeby wstrzymać napływające do oczu łzy. Chciał być tak samo silny jak siostra, obiecał ją przecież bronić, więc nie mógł w takim momencie się rozkleić. Ona potrzebowała jego, on potrzebował jej. Właśnie teraz, gdy mogli za chwilę stracić tak bliską im osobę.

Wikvaya stanęłą tuż przy bracie i ścisnęła jego dłoń. Pierwsza jej myśl dotyczyła mamy, ale druga była już rozsądna i nakierowana na to by zmierzyć się z zarządzaniem czasem i emocjami fałszywie go wydłużającymi. Każde z pytań jakie miała do zadania miała zamiar wypowiedzieć już w drodze do szpitala. Wszystkie odpowiedzi jakie chciał usłyszeć Daryll również mogły paść podczas wspólnego przemierzania trasy do Twin Oaks. Dziewczyna była przekonana, że tak samo jak każde z dwójki rodzeństwa Singleton, nie chciało zostać osamotnione, tak samo ich matka potrzebowała odczuć i zrozumieć, że za nic na świecie nie może ich zostawić.

- Nic mi nie wiadomo o jej stanie. Ale chyba nie jest dobrze. Straciła sporo krwi, znaleziono ją w rzece, mocno wyziębioną. Gdyby nie wędkarz, który rano wybrał się na pstrągi…
Nie dokończył myśli. Nie musiał.

Nastolatka przytuliła dłoń brata do swojego uda jakby chciała go schować przed całym niepokojem świata wylewającym się ze słów stróża prawa.
-Nie chce się rozdzielać z bratem. Poprosimy Panią Bennet o opiekę nad gośćmi i nadzór nad pensjonatem do południa. Na pewno sobie poradzi, bo wszystkich tutaj już zna, a z nowych przyjezdnych jest tylko jeden facet. Wczoraj go meldowałam na dwie noce. Gość z Chicago, Jake lub Jack Gunn. - odruchowo powróciło do niej wspomnienie ubiegłej nocy, kiedy obudzona, chyba, krzykiem wyjrzała przez okno. Miala zamiar o tym powiedzieć Daryllowi, chociaż nie zamierzała mieszać policji w śledztwie swoimi przewidzeniami. - Po dwunastej odbiorę od Pana Chase'a swoje auto wtedy wrócimy albo znajdziemy kogoś do pomocy.
- Dobra. To mogę was zabrać nawet teraz, jeżeli chcecie. - widać było, że policjanta cieszy ta decyzja.

Gdy kończył zza zakrętu wyłonił się z terkotaniem starego silnika znany Wi samochód. Należał do Antona Marcuma. Na jego widok twarz jacka ściągnęła się w grymasie zamyślenia czy wręcz jakiegoś niepokoju. Widać było, że funkcjonariusz nie przepada za brodatym farmerem. Tymczasem stary Marcum zjechał na parking przed "Niedźwiedziem i sową" i zatrzymał w miejscu. Z piskiem odchylił szybę od strony kierowcy.
- Mam twoją kurtkę, dziewucho. I trochę jagnięciny w podzięce - wychylił się zupełnie ignorując mundurowego.

Daryll ledwo zarejestrował obecność Macruma. Kręciło mu się w głowie i zrobiło niedobrze, gdyby nie obecność starszej siostry oklapł by pewnie na tyłek próbując przetrawić to co powiedział przed chwilą Jack Falls. Stał sztywno kurczowo trzymając jej dłoń, spierzchnięte usta zacisnął w gniewie, przysłuchując dalszej części rozmowy. Wikvaya okazywała nieludzki wręcz spokój i opanowanie, chociaż wiedział, że to tylko maska, bała się o mamę tak samo jak on, ale potrafiła nie wpadać w panikę i działać pod presją. Różnił ich nie tylko odcień skóry, kolor włosów i oczu, lecz także sposób w jaki okazywali emocje.
- Wii, nie ma czasu, niech zostawi gdzieś to mięso, jedźmy do mamy – wydusił z siebie w końcu na wydechu młody Singelton.

- Chcielibyśmy pojechać już. Dziękuję Anton, ale ktoś rano zaatakował mamę nożem. Jest w szpitalu. Pani Bennet z kuchni na pewno pomoże przy mięsie i w opiece nad pensjonatem. Poproś ja w moim imieniu, bo wiesz przecież jak to jest martwić się o mamę. Chodź Daryll, pojedziemy do niej. - pogłaskała chłopca kciukiem po dłoni i przytulając do siebie zaczęła prowadzić go do radiowozu.
 
Arthur Fleck jest offline