Ciężko się nie zgodzić z tym, że co raz więcej sesji to scenariusz filmu. MG pracowicie wymyśla zawiłą fabułę z punktami zwrotnymi, szwarc-charakterami i superaśnymi BN-ami, a gracze mogą dialogować i "przeżywać" te wydarzenia. Z nikłą możnością wpływu. Ostatnio w takiego Warhammera grałem. Paradoksalnie wtedy lwia część pracy leży głównie po stronie MG, który naprawdę musi się nagłowić by mu BG tego nie zepsuli. Ale, że nie widzę w tym dla siebie jako BG korzyści, to za co płacić?
W idealnym podziale gracze biorą na siebie połowiczną część odpowiedzialności fabularnej, a MG stosuje to jak paliwo do swoich celów. Wtedy ponoszą wspólny koszt. I znów za co płacić?
Ale jest też inny podział. Czemu to nie mistrz ma płacić za zawodowego gracza, który będzie sprawnie napędzać drużynę w kierunku pożądanym przez MG? Taki Event-fluencer? Albo Plot-forcer? Niech sobie chłopak/dziewczyna zarobi. Jeśli oczywiście jest dobry/a.
Żeby nie było, to owszem. Trochę drwię. Może i cynicznie. Albo może to rpg robi się zbyt cyniczne? Sam nie wiem. Chyba dziadzieję, bo... kiedyś to było