Siekać, rąbać, dźgać i szarpać. Nigdy z korzyścią dla wszystkich, ale jakoś się składało, że ktoś zostawał na nogach po całym zamieszaniu. A teraz nici z tego nawet, czyś ty rąbał, czy ciebie rąbali, wszyscy się rozlecieli po podwórku, jak ołówki z piórnika.
Rust złapał, że za całym tym magowaniem musi stać Oczko, ale nic mu nie szło poradzić. Wicher porwał go w trymiga i zakręcił nim wokół alejki jak gałganem na gołębie. Fajnie-śmiesznie, ale De Groat latać nie umiał i teraz musiał tulić się do stropowej belki, choć po tym jak wyjebała mu na odlew aż w piersi zaturkotało, wcale z nią nie sympatyzował.
I jeszcze ten gałgan u spodni, nosz kurwa. Rzep, oset perfidny. „Ustrzelcie go!”, chciał krzykąć, ale Ripper miał łeb na karku i pasażer na gapę był skasowany raz-dwa. - Hi-hi-hi – Rust spiorunował Lupusa wzrokiem, kiedy już po małpiszońsku, oblepiając belkę czterema kończynami zdołał doczłapać się do gzymsu i jakoś osiąść na naderwanym dachu. – Zobaczyłbyś sam jaka frajda, jak trzeba przejechać bez gaci po nieheblowanej desce.
Chwilę go nie widzieli, było tylko słychać, jak tarabanił się przez strych płosząc szczury i przewalając graty, ale zbiegł szybko i bez ceregieli dał znać, żeby ruszać. - Nikogo nie zostawimy. – Pokiwał Gregerowi z uznaniem. Wzmożonym przez fakt, że osiłek trzymał kompana twardo mimo, że ten obrzygał mu plecy. - Siedzimy w tym razem i razem się z tego wygrzebiemy. Rzuty: 74, 53, 32, 24, 94.
Ostatnio edytowane przez Panicz : 19-10-2021 o 09:32.
|