|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-10-2021, 14:35 | #51 |
Reputacja: 1 | Greger wiedział, że DeGroat nie wziął go do roboty ze względu na jego urokliwą fizjonomię. Znany był z tego, że lubi mocno i brutalnie i czasami nie dotyczyło to zabaw godowych. Teraz, kiedy zobaczył lumpów i ich wodza, arcylumpa z pałą, zrozumiał że nadeszła chwila na to, by zapracował na swą działkę. Ruszył od razu do tego, co wywijał pałą i krzyczał coś o kumplu. Tego, co wyglądem i zachowaniem zdawał się wskazywać na to, że rządzi bandą. Tasak niemal odruchowo znalazł pewną dłoń. Podobnie jak nóż w drugiej garści. Greger nawet zdążył się uśmiechnąć skacząc przeciwko prowodyrowi całego zamieszania słysząc szczęk oręża za plecami. Kompani też nie byli od parady. To podniosło go na duchu, kiedy szarżował przeciwko umorusanemu ochlaptusowi. |
13-10-2021, 14:49 | #52 |
Reputacja: 1 |
_______________________________ 47 - 90 - 7 - 25 - 93 |
16-10-2021, 13:17 | #53 |
Reputacja: 1 | Gnojowisko widziało takich akcji dziesiątki. Może nawet każdego dnia. Tu komuś rozbito łeb, tam kogoś wybebeszono, gdzieś indziej znów oskubano do „rosołu”. O poranku po dobrej nocy można było podziwiać wzdęte pozostałości nocnych hulanek na których mewy, rybitwy i inksze skrzydlate potwory miały żer. I uciechę. Tyle, że zwykle takie „zabawy” w Gnojowisku częstsze były nocą. Za dnia okoliczne męty i ludzkie szczury zwykle odsypiały wcześniejsze ekstrawagancje. Zwykle, nie zawsze znaczy zawsze. Tym razem ich zbrojna kupa czyhała w zasadzce, która gdy się zamknęła, wyglądała na całkiem zgrabną. Do czasu. Garłacz trzymany przez Lupusa już po raz wtóry przemówił w obronie ich małej grupy porywaczy dając preludium pandemonium, które w ciągu kilku chwil przetoczyło się po zaułku. Jeszcze niebieska chmurka wystrzału na zdążyła rozwiać się na tyle, by można było dokładnie ocenić efekt strzału woźnicy, gdy Rip skoczył do przodu osłaniając się tarczą przed jeżącą się zardzewiałymi gwoźdźmi sztachetą. W samą porę. Pośliznął się na jakimś gnoju, stracił rytm i gdyby nie tarcza pewnie miał by już rozbity pysk. Ale miał tarczę, na której zadudnił cios a kop w kolano, jaki wymierzył mu wściekły przeciwnik na szczęście nie był najsolidniejszy. On też się pośliznął i właśnie łapał równowagę, kiedy Tesslar nasadził go na sztych miecza. Wyrwał go zresztą zaraz, bo już musiał uskoczyć przed ciosem jakimś prętem. Tym razem mu się nie udało w porę zasłonić tarczą a i unik nie zdał się na nic. Oberwał w ramię tak, że niemal wypuścił miecz. I już musiał parować kolejny cios. Ale ręka ważyła z tonę. Klemens z politowaniem ocenił oręż przeciwników. Doprawdy jego nauczyciel szermierki uśmiał by się łez oceniając uzbrojenie napastników. Mimo to Klemens nie zlekceważył wroga i zwiódł go fintą, szybko schodząc z lini ciosu. Nóż ze zgrzytem przesunął się po żelaznym pręcie, może jakimś byłym pogrzebaczu, który wróg chciał wepchnąć mu w bebechy w ospałym wypadzie. Zdziwienie rozpłynęło się po twarzy przeciwnika, po czym pręt wypadł mu z dłoni. Idąc w ślad za trzema obciętymi palcami już koziołkującymi w dół. Zbir zapatrzył się na nie zatrzymując w pół kroku. Ból miał nadejść za chwilę, pewnie zaraz przed krzykiem. Tyle, że Klemens nie miał na to zamiaru pozwolić. Nóż wbił się w zdziwione czoło niedoszłego myśliciela aż po trzonek a osuwające się ciało, śmiesznie zezujące na rękojeść wyrwała oręż z ręki Klemensa. On nie szarpał się z trupem, tylko już ruszał w kolejnego wroga. DeGroat i Greger w sposób iście niszczycielski spadli na niedoszłych łupieżców roztrącając ich na boki w fontannie krwi i krzyku. Roztrzaskane pały, sztachety i Sigmar jeden wie co jeszcze wyfrunęły w powietrze wraz z odpadkami, śmieciami i jakimiś szmatami. O potem to poczuli. Potężny podmuch wiatru porwał wpierw okiennicę która koziołkując na wietrze zaczęła wirować wokół walczących, jakby Sotorius i reszta jego „asysty” tworzyli epicentrum podmuchu. Wnet jednak do kawałków mebli, skrzyń, worków i śmieci dołączyli… ludzie. Porwani potężną mocą chwytali się framug budynków walcząc z siłą natury, która z naturą nie miała wiele wspólnego. „Oczko” stał w samym centrum, niewrażliwy zdało by się na żadne zewnętrzne impulsy. Niepomny na krzyki ludzi, wycie wiatru czy uderzające mu w twarz, porwane wichurą śmieci. Niewzruszony. Skupiony ponad wszelkie wyobrażenie. Czujący, że porwał się na zabawę siłą po stokroć, tysiąckroć silniejszą od niego, którą z coraz większym wysiłkiem kontroluje. Lub już nie kontroluje a jedynie walczy o przetrwanie. DeGroat pierwszy dostrzegł nowe zagrożenie. Ruszył do Durnhelma nie zważając już na wrogów, bo ni mieli większe zmartwienie na karku. Dwóch rzuciło się do ucieczki, pozostali byli ranni albo też ledwie trzymali się fragmentów budynków, które ledwo trzymały się innych fragmentów budynków. Jednak „Oczko” zdawał się już nie kontrolować siły, którą rozpętał czy stworzył. Potężny wir powietrza, śmieci i jakichś odłamków kręcił się wokół niego, Sotoriusa rzuconego na ziemię jak wór i przypiętym doń Tosse, który przywarł do kupca i wtulił się w jego szaty. Spleceni jak bracia, połączeni jednym łańcuchem. Tosse czuł jak potężny wir podrywa jego nogi, ale z całych sił wczepił się w porwanego kupca. DeGroat zrozumiał, że nie da rady przedrzeć się przez wir do stojącego niczym posąg Durnhelma. Przykucnął krzycząc do Tosse. Rzucił by w niego czymś, ale nie miało to sensu, bo i tak wicher by to porwał. Widząc nierozumiejącego nic Tosse ryknął doń na całe gardło, by to przerwał. To była ostatnia rzecz, którą zdążył zrobić, nim w końcu porwał go wicher i cisnął w powietrze. Tosse czy to zrozumiał, czy przeczuł, ale złapał „Oczko” za nogę i szarpnął z całych sił a gdy ten się pochylił tracąc równowagę zdzielił go pięścią w brzuch. I poprawił w pochyloną po ciosie głowę łapiąc go przed bolesnym dotkliwym upadkiem na ziemię. Z ust Durnhelma, z jego uszu, nozdrzy a nawet oczu sączyła się krew. A on sam zdawał się na granicy świadomości. DeGroat leciał przez krótką chwilę. Po czym coś rąbnęło go w brzuch aż stracił oddech, ale odruchowo chwycił coś dwoma rękoma i … zawisł. Coś ciężko szarpnęło go za nogi a zaraz po tem zawisło na jego spodniach szarpiąc pas, gacie i niewymowne. Wszędzie wkoło spadały z nieba śmieci, odpadki i kawałki okiennic, desek, skrzyń i jakichś szmat. A on wisiał kilka metrów nad ziemią obejmując nagą belkę, która wcześniej podtrzymywała jakiś strop. U jego nóg, w o wiele gorszym położeniu, wisiał jeden z niedoszłych napastników. Wbijając brudne łapy w jego nogi. I krzycząc doń z wykrzywioną przerażeniem twarzą. Dopiero po chwili, gdy wicher zelżał, DeGrat zrozumiał słowa podwieszonej do jego nóg jemioły. -Nie puszczaj koleś! Podciągnij nas!! *** 5k100 .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
16-10-2021, 20:09 | #54 |
Reputacja: 1 |
|
16-10-2021, 21:02 | #55 |
Reputacja: 1 | Rip miał ogromną ochotę przywalić Oczku w mordę. Widząc jednak w jakim jest stanie szybko skalkulował, że nie ma to większego sensu gdyż i tak pewnie nie odczuje uderzenia i ulga jaką by Ripowi przyniósł ów cios nie byłaby zbyt wielka. „Chrzanić to” – pomyślał tylko zbierając się z ziemi. Miał szczęście że podmuch nader szybko zwalił go z nóg i cisnął pod rozpadający się murek dzięki czemu nie odleciał dalej tylko zatrzymał się pod zbiorowiskiem kamieni zapewne jeszcze z czasów gdy Gnojowisko nie było Gnojowiskiem a ktoś postawił tu kiedyś dom, mur czy inną budowle, z budowli pozostał jedynie niewielki odcinek murka a i on po wichurze wywołanej przez Oczko zmniejszył się o dobra połowę. „Jeszcze kilka lat i nie pozostanie nawet to” – przeleciało przez głowę Treserowi Gdy wstał zobaczył ku swojemu zdumieniu że jeden z frajerów uczepił się Rusta i obaj wisieli dość wysoko nad ziemią. Już samo dyndanie na belce przez szefa było wyjątkowo niebezpieczne – na takiej wysokości przynajmniej, a z wczepionym weń frajerem tym bardziej. - Śmierdziel puszczasz go albo ci to ułatwię ! - Litości – zawył obdartus jeszcze bardziej jakby się wczepiając w DeGroata, nie puścił nawet gdy Ripper wyciągał kislevicki sztylet, być może myśląc że blefuje, być może bojąc się upadku bardziej niż noża. Głupio zrobił gdyż Rip nie czekał , nie wdawał się w dyskusję, nie dawał czasu do namysłu, chwilę po rzuconym ultimatum w kierunku obdartusa poleciało ostrze. Trafienie z tej odległości do bezbronnego worka treningowego było prostsze niż trafienie strzałką w tarczę. Ból który przeszył zbira gdy ostrze noża wbijało mu się w bebechy sprawiło że puścił Rusta i poleciał w dół na złamanie karku . Mógł lecieć bez sztyletu w bebechach ale to już był jego wybór. Chwilę później Rip odzyskał sztylet wyciągając go z bebechów obdartusa długim przeciągłym ruchem, ot dla pewności rozcinając organy wewnętrzne na wypadek gdyby szmaciarz zamierzał przeżyć. Mógł się puścić, miałby wówczas dla niego więcej litości. Spojrzał w górę rozważając jak można pomóc szefowi nie zamierzał być jednak workiem łagodzącym upadek…choć zwłoki wciąż mogły się ku temu przysłużyć – Jak co to masz gdzie upadać– uśmiechnął się i odsunął parę metrów. Trup jak trup powinien złagodzić ewentualny upadek, być może więcej trupów złagodziłoby go jeszcze bardziej , rozejrzał się po kamratach gotów usypać mały kopczyk jako lądowisko dla szefa. Nie mogli go tak przecież zostawić bez pomocy… |
16-10-2021, 21:33 | #56 |
Reputacja: 1 | Lupus pozbierał się z ziemi, zaklął i zaczął ładować garłacz. Jak się ludziska ogarną to za chwile przyjdą na szaber. Spojrzał na DeGroata i warknął: - Przestań się wydurniać i złaź. Znikać stąd musimy. |
17-10-2021, 11:36 | #57 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Czując jakby gdzieś w trzewiach, że spuszczony łomot zawsze przynosi co najmniej jeden pozytywny skutek, Tosse nie poprzestał na stymulowanym przez Rusta zatrzymaniu niechybnej magicznej katastrofy. Jeszcze nim dotarł do nich Klemens buchnął Durnhelmowi zawartość pierwszej lepszej kieszeni. Następnie ukontentowany podniósł się do pionu. Na pytanie filozoficzne mężczyzna tylko wzruszył ramionami i obejrzał trwożliwie niebo. Potem odparł żakowi: - Tam są - wskazując na Rusta, ulicznego łobuza i gromadzących się kamratów. I z każdą sekundą coraz bardziej gołą dupę DeGroata. Szczęściem pasek wytrzymał. Zbir nie. Wyborna scena. - Choś - fuknął Basler szarpiąc łańcuch i ruszył do kompanów zostawiając "Oczko" w krwi, błocie i kałuży czegoś, czego lepiej nie wzmiankować w periodyku dla młodych kawalerów. Durnhelm był po prostu w szoku co doktor Tosse stwierdził już po pierdolnięciu tamtego o glebę. Jego życiu zagrażali w tej chwili wyłącznie amatorzy ludziny w dowolnej postaci. Odrębną kwestią było, że zgadnąć dokładnie czasu rekonwalescencji nie było możliwe. Szedł więc Tosse ciągnąc jeńca na łańcuchu. Na miejscu zapytał krótko. - Szefie, Oczko jest nie w sosie a mamy pacjenta. Najlepsze co możemy to wjebać go do dołu. Chyba, że chcesz go nieść? 3, 31, 83, 63, 56 Ostatnio edytowane przez Avitto : 18-10-2021 o 20:12. |
18-10-2021, 07:02 | #58 |
Reputacja: 1 | Był w połowie wyprowadzania ciosu, który powalił by jego przeciwnika, kiedy nagle dostał czymś fruwającym w powietrzu w twarz i uderzył na ślepo. Skutku ciosu nawet nie był w stanie sprawdzić, bo nie widział nic gdy to "coś" okleiło mu głowę a podmuch wichury cisnął na ścianę w akompaniamencie trzasku pękających desek. A po chwili nastała cisza. Chwilę zajęło mu dojście do siebie, usłyszał też głosy kompanów co pomogło mu się pozbierać. Zerwał kawał mokrego papieru z twarzy i cisnął nim w błoto wstając z mokrym tyłkiem. Rzut oka na okolicę uzmysłowił mu, że ktoś tu zrobił niezłą rozpierduchę. A potem zobaczył Tosse, który z wysiłkiem wlókł Sotoriusa oddalając się od leżącego Durnhelma. Greger podszedł bliżej a widząc stan w jakim jest kompan dźwignął go bez większego wysiłku i przełożył sobie jego ramię przez barki. Tak podtrzymując "Oczko", który chyba powoli dochodził do siebie, ruszył do kompanów zgromadzonych pod dyndającym na krokwi przedwcześnie DeGroatem. - "Oczko" idzie z nami a jak trzeba będzie to poniosę i jego i twoje sflaczałe dupsko - warknął do łachmaniarza zły na to, że myśl o większej puli do podziału już teraz niektórym robi papkę z mózgu. - Idzie z nami, rozumiesz?! |
18-10-2021, 14:40 | #59 |
Reputacja: 1 |
_______________________________ [SIZE="1"47 - 1 - 28 - 22 - 62[/size] |
18-10-2021, 20:06 | #60 |
Reputacja: 1 | Siekać, rąbać, dźgać i szarpać. Nigdy z korzyścią dla wszystkich, ale jakoś się składało, że ktoś zostawał na nogach po całym zamieszaniu. A teraz nici z tego nawet, czyś ty rąbał, czy ciebie rąbali, wszyscy się rozlecieli po podwórku, jak ołówki z piórnika. Rust złapał, że za całym tym magowaniem musi stać Oczko, ale nic mu nie szło poradzić. Wicher porwał go w trymiga i zakręcił nim wokół alejki jak gałganem na gołębie. Fajnie-śmiesznie, ale De Groat latać nie umiał i teraz musiał tulić się do stropowej belki, choć po tym jak wyjebała mu na odlew aż w piersi zaturkotało, wcale z nią nie sympatyzował. I jeszcze ten gałgan u spodni, nosz kurwa. Rzep, oset perfidny. „Ustrzelcie go!”, chciał krzykąć, ale Ripper miał łeb na karku i pasażer na gapę był skasowany raz-dwa. - Hi-hi-hi – Rust spiorunował Lupusa wzrokiem, kiedy już po małpiszońsku, oblepiając belkę czterema kończynami zdołał doczłapać się do gzymsu i jakoś osiąść na naderwanym dachu. – Zobaczyłbyś sam jaka frajda, jak trzeba przejechać bez gaci po nieheblowanej desce. Chwilę go nie widzieli, było tylko słychać, jak tarabanił się przez strych płosząc szczury i przewalając graty, ale zbiegł szybko i bez ceregieli dał znać, żeby ruszać. - Nikogo nie zostawimy. – Pokiwał Gregerowi z uznaniem. Wzmożonym przez fakt, że osiłek trzymał kompana twardo mimo, że ten obrzygał mu plecy. - Siedzimy w tym razem i razem się z tego wygrzebiemy. Rzuty: 74, 53, 32, 24, 94. Ostatnio edytowane przez Panicz : 19-10-2021 o 09:32. |