Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2021, 08:14   #318
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Godzina 23:15. Metro.
Qwerty Uiop


[media]http://www.youtube.com/watch?v=li-adM-qOwI[/media]

You’re not my eater
I’m not your food

Tunele podziemnego metra były głęboko niepokojące. Mrok, zamknięta przestrzeń, wszechobecne szyny wijące się jak metalowe węże. Qwerty nawet nie wiedział, dlaczego pierwotnie uznał, że będzie tutaj bezpieczny. Przecież taka przestrzeń byłaby wyjątkowo łatwa do infiltracji przez żołnierzy wroga. Poza tym mieszkali tutaj Nosferatu, którzy mogli odebrać już samo zapuszczenie się na ich teren za powód wystarczająco dobry by zabić. Na dodatek Uiop nie zdziwiłby się, gdyby znienacka pojawił się jakiś rozpędzony wagon widmo, mający na celu przejechanie go żywcem.

W sumie nie musiał wymyślać różnych potencjalnych zagrożeń. Rzeczywistość już zdążyła mu dostarczyć dość dobry w postaci przerażającego monstrum. Istnej maszyny do zabijania. Uciekł, zostawiając za sobą walczących kompanów. Z drugiej strony czy to faktycznie była ucieczka? Qwerty nie miał pewności, gdyż nie odczuwał strachu, a bez tego ciężko uciekać. Nie był odważnym rycerzem, nieustraszonym wojownikiem, czy dzielnym szpiegiem. Malkavian znajdował się na zupełnie drugim krańcu spektrum. Dlaczego więc nie odczuwał lęku? To była zagadka. Po chwili zastanowienia Uiop doszedł do wniosku, że chyba po prostu wypaliły mu się bezpieczniki.


Nigdy by nie pomyślał, że bezwolność i psychiczny ból mogły okazać się pomocne. Mgiełka zdystansowania oraz obojętności owinęły się wokół niego niczym szal. Tyle że zamiast go krępować… wręcz przeciwnie. Wyzwalały. Qwerty nie tyle uciekł przed wrogiem, co udał się w pościg za Viktorem. Musiał go znaleźć. Czyż wampir nie twierdził, że błąkał się od dni? Jak to więc możliwe, że wcześniej nie został zaatakowany przez tego potwora? To nie kleiło się kupy. Chyba że monstrum nie działało kompletnie bezrozumnie. Może miało za zadanie tak właściwie ochraniać młodego Kainitę? To by tłumaczyło, dlaczego pojawiło się tak szybko i ich zaatakowało. Jeśli uznało ich za zagrożenie dla Viktora.

A może to był tylko zbieg okoliczności. W końcu ich rozmówca wcale nie wyglądał na Nosferatu, więc skąd miałoby się pojawić jego powiązanie z członkami tego akurat klanu?
To właśnie Qwerty chciał ustalić. W każdym razie jeśli wampir znajdował się tutaj długo, to tylko i wyłącznie dlatego, bo mu na to pozwolono. O co chodziło? Na czym polegała tajemnica nieznajomego?

Z powodu tych pytań w przeciągu kilku sekund Uiop pobiegł za Viktorem w ciemny tunel, mimo że mogło się kryć w nim jeszcze tuzin takich potworów. Jeśli tak… trudno. Jeśli przeżył Sharda, to przeżyje i metro.

Love you for God
Love you for the Mother

Qwerty biegł w tunelu, świecąc dookoła latarką. Jego oczy zaszły krwią, prędko pokazując mu wizję młodego wampira. Mimo to orientacja w terenie Uiopa była dość kiepska. Głównie za sprawą wszechobecnej ciemności. Te poszukiwania nie rokowały dobrze. Ale wtedy Malkavian napotkał lewy tunel. Był zamknięty drewnianym rusztowaniem i ostrzeżeniami o zawaleniu.

W pierwszej chwili instynkty powiedziały Uiopowi, żeby wracał i przyprowadził tutaj grupę. Która, jak miał nadzieję, sprawnie poradziła sobie z napastnikiem. Potem jednak pojawiła się kolejna myśl. Może przemieszczanie się tak dużą drużyną było niewłaściwe samo w sobie. Robili dużo hałasu. Qwerty uciekał, słysząc echa wystrzałów. Całe metro musiało już wiedzieć o ich przybyciu. Czy Uiop osiągnie więcej wracając do nich? A co, jeśli huk przyciągnął kolejnych drapieżników i wszyscy leżeli już martwi?


Qwerty poczuł, że nie może się wycofać. Ugryzł się w nadgarstek. Przesunął palcem wskazującym po kilku kroplach Vitae, a następnie umazał się nią pod oczami. Nabrał jej nieco więcej, tworząc ślad krwawych łez. Makijaż był nie tylko bronią kobiet, ale również Malkavian. Jeśli tylko odpowiednio potrafili się nim posłużyć. Oczywiście, zaburzenia psychiczne faktycznie występowały w tym klanie. To nie było kłamstwem, a wręcz ogromną klanową wadą. Ale i tą można było wykorzystać na swoją korzyść. Najwięksi Malkavianie odpowiednio dbali o swój imidż, skrupulatnie budując archetyp szalonych proroków. Wampirów nie z tego świata, prawdziwie oświeconych, ale również przeklętych.

To świetnie się sprzedawało. I było wspaniałą tarczą. Gdyby taki Nosferatu natknął się na uzbrojonego Brujaha w ciemności tunelu, pewnie od razu zacząłby walkę z zaskoczenia. Ale co, jeśli ujrzałby mówiącego wierszem Malkaviana? W najgorszym przypadku wziął na przesłuchanie, a w najlepszym spojrzał z pogardą i puścił wolno. Walka i zabijanie wymagały wysiłku. Dlatego Qwerty starał się wzbudzać jeśli nie fascynację i ciekawość, to przynajmniej pogardliwą niechęć do kontaktu z sobą. Zaczął iść powoli i spokojnie w stronę rozwidlenia. Wnet dotknął drewnianej konstrukcji. Jego spojrzenie celowo zrobiło się “Jakby Szkliste” i „Widzące Więcej”.


Zaczął głośno deklamować kursywą, zapuszczając się wgłąb lewej odnogi tunelu. Wiedział, że ciche skradanie skończy się i tak porażką, jeśli po drugiej stronie znajdował się ktoś taki jak de Worde. Równie dobrze mógł głośno zapukać do drzwi.

- Cóż to ja widzę? Cóż mam przed oczami?
Czyż to kolejna wizja tak mnie mami?
Jakiż ja biedny, znów klątwa Malkava
Cuci me zmysły lepiej niźli kawa
Znów te obrazy, i znowu te głosy…
Przy nich się czuję i nagi, i bosy
Przy nich się czuję jak na szczycie świata
Wizje przyszłości jak więzienia krata
Mnie odgradzają od rzeczywistości
Poczytalności, zero normalności.


Qwerty uznał, że to dobry wstęp. Ładnie się przedstawił, żeby każdy tępy Nosferatu wiedział, z kim ma do czynienia, jeśli po drugiej stronie nie znajdował się wcale de Worde. Z drugiej strony jeśli ktoś chowałby się za znakami prac remontowych, to raczej miał za grosz inteligencji, prawda? A w takim razie raczej nie zabije Qwerty’ego. Na to w każdym razie liczył Malkavian.

Zaczął deklamować dalej. Teraz musiał kontynuować, faktycznie brzmiąc jak szaleniec, który wierszami dostrzega przyszłość.

- Cóż to ja widzę na krańcu tunelu?
Moc tak potężną, ma ją tak niewielu
Siedem filarów szkarłatem przykrytych
Siedem dzwoneczków wśród melodii skrytych
Siedem latawców wiatrami okrytych
I siedmiu zdrajców kłamstwami zakrytych
Ich się obawiać wnet zajdzie potrzeba
Sprowadzą w piekło, oddalą od nieba
Widzę pierwszego, już o nim ostrzegam
W eterze tańczę, z eterem się sprzęgam.


Qwerty wiedział, że wszyscy kochali przepowiednie o zdrajcach. To powinno zadziałać. Dziwiło go tylko to, jak łatwo przychodziło mu rymowanie. No cóż, być może był po prostu synem swoich Matek. Przez to zaczął się zastanawiać, czy one również mówiły wierszem dla jednej wielkiej zmyły… Czy też faktycznie były aż tak szalone? Uiop pospiesznie uciął te rozmyślania, gdyż tworzenie przepowiedni na poczekaniu był dostatecznie zajmujące.

Eat me in the space
Within my heart

Zagłębiał się w paszczę wroga.



Wtedy zobaczył Viktora. Obok jakiegoś bezdomnego. Młody mężczyzna zarośnięty i śmierdzący. Z wielkim wózkiem marketowym, na którym miał swój dobytek. Wywołało to mimowolny uśmiech na twarzy Qwertego. Wszak zwiastowało pożywienie.

W kolejnej sekundzie zobaczył Viktora ponownie. Z odciętą głową i kołkiem w sercu. Z szeregiem dziur po kulach wzdłuż klatki piersiowej. Jego martwe ciało szarpały szczury. Szczury, które były bardzo wygłodniałe.

Szczury które wypełniały tunel. Nagle Qwerty zauważył, że to co brał dotąd za ściany było ruszającą się masą gryzoni. Masą, która niczym fala tsunami przetoczyła się po wszystkim. Przetoczyła się po nim. Czuł te małe łapki i śliskie ogony poruszające się po jego ciele. O zgrozo unoszące go swoją masą.

Siedział w dole. Wokół były wysokie ściany i maleńka żarówka u góry. Kołysała się nieznacznie przypominając mu, że znalazł się w pułapce. Żarówka była blisko siedem metrów nad jego głową. Ściana była gładka. Czuł, że będzie musiał wbić w ziemię palce aż do krwi, żeby się wspiąć. Z góry patrzył na niego nosferatu, którego zdeformowana twarz uśmiechała się. Opadający łuk brwiowy zasłaniał połowę twarzy jego oprawcy. I choć dzieliły ich metry to Qwerty Uiop miał wrażenie, że Nosferatu złożył na nim swój Pocałunek.

I wtedy się otrząsnął. Pies Navaho lizał go po twarzy. Latarka w telefonie wycelowana była w sufit podziemi. Nie wiedział już co widział naprawdę, a co było wizją. Na pewno nie był w żadnej dziurze. Znak stał nienaruszony, a Hoo’kee zdawał się ciągnąć go za nogawkę w głąb tuneli gdy tylko zorientował się, że Malkavian otworzył oczy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline