- Opatrzymy się nawzajem ? – Zapytał Theo gdy dotarli w końcu do miejsca które idealnie nadawało się na to by zająć się ranami. Później mogło już nie być ku temu sposobności .
- Przez pewien czas mego życia byłem zielarzem, potrafię opatrywać rany i choć daleko mi do poziomu chirurga to jednak pocisk z cudzego tyłka znacznie łatwiej wyciągnąć i opatrzeć niż z własnego – zauważył bez żadnego grymasu rozbawienia czy zażenowania. Jako zielarz dawno już był ponad to , gdy trzeba było leczyć to się leczyło a intymne dylematy były dla medyka bez znaczenia.
– Mam jeszcze trochę babki lancetowatej, rozmarynu i pokrzywy, wspomogą leczenie ale najlepiej byłoby wpierw zaszyć czy choć obandażo… - Tupik załapał że nie musi tego wszystkiego tłumaczyć koledze po fachu, zwłaszcza przewyższającego go doświadczeniem.
- Najpierw siebie potem ich – wskazał na Gudrun i Semena. - Wszak wiadomym było że im lekarz zdrowszy tym i leczyć będzie lepiej…
Łupy , skarby, dobytek – wszystko to schodziło na dalszy plan musieli jak najszybciej zająć się swoimi ranami gdyż później mogło już im na to zabraknąć czasu.
Rycerz lub sługa w kubraku z herbem czy tez Łasiczka z miasta – te sprawy musiały zwyczajnie poczekać. Nie miał nawet sił by komentować okrzyki nowo przybyłej oznajmiające w wrogim obozie że są z miasta… To było ponad siły i cierpliwość halflinga, ot może i byli i może sami by to powiedzieli – chyba jednak lepiej by to wówczas zabrzmiało niż wydanie ich przez nowoprzybyłą. A może nie lepiej? Nie miał na to ni siły ni chęci by się zastanawiać, chciał wrócić do zdrowia i to jak najszybciej by mieć siły na to co dalej…