| No i dostałem na co zasłużyłem... Nigdy więcej nie śledzić czarnych smoków... W sumie nie powinno być to trudne do wykonania... Chociaż z moim szczęściem... A wszystko miało być tak pięknie... Siedziałem sobie schowany za kapliczką nie zważając na pojękiwania Ilaf'a żebyśmy sobie poszli i że to nie ma sensu "Może bezpodstawne cwaniaku, co? O k**a, ja pi***le dlaczego tyś mnie nie posłuchał, dlaczego..." O co ci chodzi, żyjemy prawda? Chyba najważniejsze... Tak więc siedziałem obserwując staruszka, który najpierw błądził zupełnie by się mogło wydawać bez celu pomiędzy nagrobkami, gdy nagle ni z tego ni z owego zszedł ze ścieżki idąc dokładnie tak jak uprzednio Valgaav. Gdy doszedł do nagrobków gdzie 'zniknął' smok, zadziwiająco sprawnie jak na staruszka (cóż, wspominałem iż najprawdopodobniej był zmiennokształtnym, a na dodatek demonem) poczym gołymi rękami odrzucił płytę nagrobka, co już zupełnie utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nie jest on zwykłym starcem. Jednak pod płytą, zamiast znajdującego się tam zwyczajowo grobu było coś, co jeśli prawidłowo mogłem ocenić z takiej odległości, było tajnym przejściem. Starzec sprawnie wskoczył do niego, i w tym momencie Ilaf rzucił - jak w tej chwili jestem zmuszony przyznać ("Niezwykle rychło w czas nie ma co... DLACZEGO WTEDY TAK NIE STWIERDZIŁEŚ?!") Nie drzyj mi się do głowy, bo własnym myśli nie słyszę... Stwierdził w każdym razie abym sobie dał spokój... Rzecz jasna siedziałem tam dalej ciekaw dalszego ciągu wydarzeń. A był on zaiste ciekawy... Aż zbyt ciekawy muszę powiedzieć...
- Ktoś tu jest!
- Załóż bariery...!
Dobiegły głosy 'zza grobu'. Jeden z nich należał chyba do Valgaava, drugi zaś do jakiejś kobiety. Zaś po tych okrzykach z 'grobu' dosłownie wyleciał staruszek, który od razu rzucił się biegiem przed siebie. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, jednak byłem zbyt zdenerwowany by się śmiać.
- Goń go!!! - krzyknął ktoś z grobu.
Zaraz po tym krzyku z grobu wyskoczył smok, który powstrzymany krzykiem kobiety, nie teleportował się, tylko - choć wyraźnie z tego powodu niezadowolony - ruszył biegiem za starcem. W tym momencie staruszek niespodziewanie skręcił w moją stronę. Przestraszony nie na żarty, zerwałem się wypuszczając z rąk książkę, i rozpoczynając bieg, jednak pech chciał, że potknąłem się o korzeń rosnącego obok drzewa... Gdy się odwróciłem Valglaav dopadł już staruszka i trzymał go za ramiona. W tej samej chwili głowa starca, zamieniła się nagle w ohydną czaszkę pozbawioną skóry, oraz wystrzeliła w stronę smoka, ukazując rzędy ostrych jak brzytwa zębów. Nim jednak doszła ona celu Valglaav bez żadnego widocznego wysiłku dosłownie rozdarł go na strzępy. Błysnął gwałtowny, jasnofioletowy płomień i staruszek dosłownie zniknął.
Leżałem niezdolny do żadnego ruchu sparaliżowany strachem, z głową huczącą od krzyków Ilaf'a, gdy Valglaav przeniósł na mnie swój wzrok. Przerażony patrzyłem w jego pałającde żądzą mordu, dziwne łote oczy, wewnątrz których zdawał się płonąć złoty ogień. Dokoła niego pulsowała niezwykle silna purpurowa aura, z której biła niesamowita agresja, granicząca wręcz z obłędem.
„WIEJMY!!! On nas rozedrze na strzępy...!!!” - wydarł się niesamowicie Ilaf.
To prawda... Sytuacja nie była wcale wesoła. Wiedziałem jednak, że nawet gdyby udało by mi się opanować własny strach, to nie mógłbym nawet marzyć o tym, żeby udało mi się uciec smokowi.
- Dorwałeś drania? - jak przez mgłę doszedł mnie kobiecy głos...
- Tak - Odparł Valgaav. - Ale jest jeszcze jeden. Miałem wrażenie, że ktoś za mną szedł...
Było gorzej niż sądziłem... wiedział że go śledziłem... A ja co gorsza nadal nie byłem w stanie nawet kiwnąć palcem. Miałem wrażenie, że mój mózg zupełnie się wyłączył - istniał tylko wszechobecny strach... Nie słyszałem już płaczącego niemalże Ilaf'a... Nie słyszałem słów wypowiadanych przez Valgaava, dotarł do mnie dopiero krzyk kobiety:
- Więc go zabij i choć wreszcie!
W tym momencie nie zemdlałem chyba tylko dlatego, że mój mózg ze strachu zapomniał o takiej możliwości... W tej chwili jednak smok, zamiast unicestwić mnie kilkoma ruchami ręki, schylił się i podniósł upuszczoną przeze mnie książkę. Zaciekawiony otworzył ją i kartkował krótką chwilę. potem popatrzył na mnie znowu, w taki sposób, że oddałbym wszystko byle by mnie tam mogło teraz nie być...
- Jesteś thajenki? – spytał z zaintrygowaniem. – Ty też pochodzisz z tamtego wymiaru?
Chciałem potwierdzić, jednak nie byłem w stanie wydobyć żadnego dźwięku przez zaciśnięte gardło, wiec otworzyłem tylko usta - musiało to wyglądać zaiste cudownie - poczym lekko skinąłem głową.
- Chodź w końcu albo idę bez ciebie!!! - wołała kobieta siedząca w grobie.
Valgaav zamknął z hukiem księgę i podał mi ją, ja zaś odruchowo złapałem ją.
- Pójdziesz z nami - oświadczył smok.
Cudownie... W tamtej chwili byłem w stanie zrobić wszystko, byle tylko on mnie nie zabijał... Mimo to byłem cały czas jak wmurowany w ziemię, i ruszyłem się dopier kiedy delikatnie pchnął mnie w kierunku tajnego przejścia.
- Pan litościwy, co? - a żeby było takich więcej to by świat był tak pięknym miejscem...
- Niczym mi nie zawinił. - Mądrze kolega smok gada...
- Więc dałeś mu na to szansę.
- Gdyby tu został, demony by go namierzyły. - Tutaj wręcz byłem byłem mu wdzięczny za zabranie mnie ze sobą...
- Wystarczyło wyrwać mu język, żeby nie mógł się wygadać! Będziemy go ze sobą taszczyć?! - No tu się Pani myliła... Jeśli chcę potrafię doskonale przekazać swoje mysli telepatycznie...
- Potrafi chodzić. - Niebywale trafne spostrzeżenie...
- Masz sentyment do istot z tamtego wymiaru, co? W porządku, o gustach się nie dyskutuje.
W tym momencie dotarłem do nagrobków. Zerknąłem w dół, i ujrzałem spowitą mrokiem wytatuowaną twarz kobiety. Niezbyt chętnie, jednak wskoczyłem do środka. Zgrzyt płyty, poczym nastała ciemność.
- No, moi piękni, ruszajmy wreszcie... |