Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2007, 12:55   #771
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Genginkazzon von Armeshplaust kroczył po ulicy mając się za najszczęśliwszego gnoma na świecie. Jeszcze w kościele załadował ładunki wybuchowe na swoje bełty i oblał je wodą święconą tak obficie, że z niego kapało. Nie sposób było też nie napomknąć, że zabrał ze sobą dwa flakony wody święconej. Na początku myślał, że to po prostu białe wino mszalne, ale gdy spróbował i dowiedział się, że to jednak woda, pomyślał się, że w sumie może się przydać. Zbroja paladyńska po pewnych stosownych przeróbkach dokonanych jeszcze na statku (ach pardon, okręcie ) już tak nie ciążyła i ogólnie gnom był rozradowany życiem.

Gdy dotarł do włazu do podziemi humor trochę z niego uleciał, ale nie do końca. Nic dzisiaj nie mogło mu popsuć humoru prócz gęby chudego jak szczapa Vriessa.
Szedł korytarzami do miejsca wyznaczonego na spotkanie. Jak zobaczył nie było tam nikogo, oprócz nieznanej mu osoby. Gdy zaczął mruczeć pod nosem o nie punktualności i o niekompetencji towarzyszy, ów wampir podszedł do niego i, po krótkiej rozmowie już szli korytarzami. Jak się okazało wampir czekał na niego i resztę by móc zaprowadzić ich do reszty drużyny.

Genginkazzon nie słynął z miłości do wampirów. W innych okolicznościach, czasie oraz miejscu pewnie wywiązał się bój pomiędzy inkwizytorem, a krwiopijcą. " Krwawy i jednostronny, haha tak - tak, głupia poczwara padła by pod pierwszym ciosem mego topora " - pomyślał chełpliwie.

Gdy dotarł do reszty drużyny załapał się akurat na wyjaśnienia na temat ów solidnych drzwi.( nie mówiąc już o tym, że gdy zobaczył Vriessa popsuł mu się dobry humor, nekromanta zawsze znajdował jakiś sposób aby go zdenerwować, ostatnio używał do tego nawet własnego wyglądu ) Po ogłoszeniu głośno faktu swojego przybycia i tego, że już nic im nie grozi przepchnął się i zakomenderował:

- Panie i panowie, mam przyjemność zaprezentować działanie mojego nowego ekhem khem khem... materiału wybuchowego, nazwanego orginalnie Wybuchacz 15 ! - zrobił chwilę przerwy by dać do zrozumienia przyjaciołom i pseudoprzyjaciołom jak śmiercionośny i niebezpieczny jest to przedmiot - Ekhem khem khem khem... No to zabieram się do roboty ! Gdyż jestem specem, proszę mi nie przeszkadzać, gdyż spec potrzebuje ciszy !!!

Przypadł do drzwi, oceniając siłę wybuchu biorąc pod uwagę zabezpieczenie i to, że są w zamkniętym pomieszczeniu, ustawiając pojemniczki z prochem, i wciskając ładunki w szczeliny wrót. Wreszcie w bezpiecznej odległości ustawił detonator.

- Proszę się odsunąć, nałożyć odpowiednie bariery i zająć bezpieczne pozycje ! Biorąc pod uwagę, że jesteśmy w zamkniętym pomieszczeniu siła odrzutu może być większa niż możemy się spodziewać.

Plasnął się w głowę. On przecież też miał swoją własną tarczę, którą zaraz na siebie nałożył.
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 02-09-2007, 19:39   #772
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas, w drodze do Genegate.

- Nie spodziewaliśmy się TAKIEGO gościa... – powiedział na widok Thomasa jeden z wampirów – Ale każda, zwłaszcza TAKA pomoc w walce z chaosem jest mile widziana. Poznaj miłe damy – Charlotte, Taika, Marcjana. Ja jestem Ranovald, a to Sejron.

-Taką to znaczy jaką?- Thomas podszedł i uścisnął dłoń jednego i drugiego Wampira-Witam drogie Panie- spojrzał na Taike i Charlotte-A Ciebie witam ponownie.- podszedł do Marcjanny, ujął jej dłoń i pocałował delikatnie.

Po chwili drzwi, którymi wszedł Anioł znów się otworzyły. Tym razem wszedł nimi Astaroth taszczący kieliszki i jakieś śmieci. Thomas spojrzał na demona. Wyglądał jak by obrabował sklep z antykami.

- Nefertiri powinna już dać sygnał drugiej grupie. Ruszajmy więc.

Thomas spojrzał na Wampira.

-Ruszajmy zatem.- odpowiedział obojętnym tonem i wyszedł za Zigiem.

Szli spokojnie ulicami podziemnego miasta. Nad głowami latały nietoperze. Thomas wyciągnął z kieszeni kawałek rzemienia i związał włosy. Wyszli w jakąś podziemną jaskinię, pełno skał, gdzieniegdzie zawalone kolumny... Czyżby to był stary Rasgan? Po chwili doszli do korytarza, który wyglądał jak zawalona kopalnia

- To tunel prowadzący pod bramę – powiadomił Zig. – Spieszyliśmy się z jego budową, więc nie wygląda najlepiej, ale bez obaw, nie zawali się.
- Chyba, że znów przyjdą te wstrząsy... – fuknął Sejron.
- Nie kracz, bracie, dobrze?! – jęknął Zig.

Thomas spojrzał krytycznym wzrokiem na Ziga... Oni chyba żartują... To wygląda, jak by miało się zaraz zawalić... No nic, ruszyli dalej, powoli schodząc w dół. Po pewnej chwili znaleźli się przy drabince, która prowadziła w dół. Thomas przepuścił kobiety chcąc zejść ostatni.

Gdy zeszli na dół znaleźli się w grocie. Na jednej ze ścian znajdują się dziwne wrota. Wielkie drzwi, po prawej stronie na dole otwór.

- Dobrze, teraz przebijemy się do środka – oznajmił Ranovald. – Jeśli macie w zanadrzu magiczne bariery czy tarcze, użyjcie ich teraz. Jeśli magią lub prochem możecie nas wspomóc, uczyńcie to proszę. Te drzwi są niewiarygodnie twarde. Mam nadzieję, że z waszą pomocą wreszcie uda się je pokonać...

- Panie i panowie, mam przyjemność zaprezentować działanie mojego nowego ekhem khem khem... materiału wybuchowego, nazwanego orginalnie Wybuchacz 15 ! Ekhem khem khem khem... No to zabieram się do roboty ! Gdyż jestem specem, proszę mi nie przeszkadzać, gdyż spec potrzebuje ciszy !!!- odezwał się gnom.

Mały inkwizytor poczłapał pod wrota i na moment zniknął w przejściu.
W czasie, gdy Gengi podkładał swój ładunek w grocie działy się dziwne rzeczy. Paladyn, Avalache, scalił się ze swoim mieczem a nekromanta zmienił się w posąg.

- To na pewno sprawka demonów! – warknął Ranovald. – Prędko, chodźmy po Wiatr Lodu, jego moc uchroni was przed nimi!

Gdy Wampir ogłosił swoją ciekawą teorię z tunelu wyczołgał się Gnom ogłaszając:
- Proszę się odsunąć, nałożyć odpowiednie bariery i zająć bezpieczne pozycje ! Biorąc pod uwagę, że jesteśmy w zamkniętym pomieszczeniu siła odrzutu może być większa niż możemy się spodziewać.

-Marcjanno, stań za mną.- spojrzał przyjaźnie na dziewczynę-Potrzymasz?- Thomas ściągnął swój płaszcz i podał go dziewczynie-Gengi, ja mogę odpalić ładunek.- na ręce Thomasa pojawiła się kula ognia.
 
Panda jest offline  
Stary 02-09-2007, 21:01   #773
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
No i dostałem na co zasłużyłem... Nigdy więcej nie śledzić czarnych smoków... W sumie nie powinno być to trudne do wykonania... Chociaż z moim szczęściem... A wszystko miało być tak pięknie... Siedziałem sobie schowany za kapliczką nie zważając na pojękiwania Ilaf'a żebyśmy sobie poszli i że to nie ma sensu "Może bezpodstawne cwaniaku, co? O k**a, ja pi***le dlaczego tyś mnie nie posłuchał, dlaczego..." O co ci chodzi, żyjemy prawda? Chyba najważniejsze... Tak więc siedziałem obserwując staruszka, który najpierw błądził zupełnie by się mogło wydawać bez celu pomiędzy nagrobkami, gdy nagle ni z tego ni z owego zszedł ze ścieżki idąc dokładnie tak jak uprzednio Valgaav. Gdy doszedł do nagrobków gdzie 'zniknął' smok, zadziwiająco sprawnie jak na staruszka (cóż, wspominałem iż najprawdopodobniej był zmiennokształtnym, a na dodatek demonem) poczym gołymi rękami odrzucił płytę nagrobka, co już zupełnie utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nie jest on zwykłym starcem. Jednak pod płytą, zamiast znajdującego się tam zwyczajowo grobu było coś, co jeśli prawidłowo mogłem ocenić z takiej odległości, było tajnym przejściem. Starzec sprawnie wskoczył do niego, i w tym momencie Ilaf rzucił - jak w tej chwili jestem zmuszony przyznać ("Niezwykle rychło w czas nie ma co... DLACZEGO WTEDY TAK NIE STWIERDZIŁEŚ?!") Nie drzyj mi się do głowy, bo własnym myśli nie słyszę... Stwierdził w każdym razie abym sobie dał spokój... Rzecz jasna siedziałem tam dalej ciekaw dalszego ciągu wydarzeń. A był on zaiste ciekawy... Aż zbyt ciekawy muszę powiedzieć...
- Ktoś tu jest!
- Załóż bariery...!
Dobiegły głosy 'zza grobu'. Jeden z nich należał chyba do Valgaava, drugi zaś do jakiejś kobiety. Zaś po tych okrzykach z 'grobu' dosłownie wyleciał staruszek, który od razu rzucił się biegiem przed siebie. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, jednak byłem zbyt zdenerwowany by się śmiać.
- Goń go!!! - krzyknął ktoś z grobu.
Zaraz po tym krzyku z grobu wyskoczył smok, który powstrzymany krzykiem kobiety, nie teleportował się, tylko - choć wyraźnie z tego powodu niezadowolony - ruszył biegiem za starcem. W tym momencie staruszek niespodziewanie skręcił w moją stronę. Przestraszony nie na żarty, zerwałem się wypuszczając z rąk książkę, i rozpoczynając bieg, jednak pech chciał, że potknąłem się o korzeń rosnącego obok drzewa... Gdy się odwróciłem Valglaav dopadł już staruszka i trzymał go za ramiona. W tej samej chwili głowa starca, zamieniła się nagle w ohydną czaszkę pozbawioną skóry, oraz wystrzeliła w stronę smoka, ukazując rzędy ostrych jak brzytwa zębów. Nim jednak doszła ona celu Valglaav bez żadnego widocznego wysiłku dosłownie rozdarł go na strzępy. Błysnął gwałtowny, jasnofioletowy płomień i staruszek dosłownie zniknął.
Leżałem niezdolny do żadnego ruchu sparaliżowany strachem, z głową huczącą od krzyków Ilaf'a, gdy Valglaav przeniósł na mnie swój wzrok. Przerażony patrzyłem w jego pałającde żądzą mordu, dziwne łote oczy, wewnątrz których zdawał się płonąć złoty ogień. Dokoła niego pulsowała niezwykle silna purpurowa aura, z której biła niesamowita agresja, granicząca wręcz z obłędem.
„WIEJMY!!! On nas rozedrze na strzępy...!!!” - wydarł się niesamowicie Ilaf.
To prawda... Sytuacja nie była wcale wesoła. Wiedziałem jednak, że nawet gdyby udało by mi się opanować własny strach, to nie mógłbym nawet marzyć o tym, żeby udało mi się uciec smokowi.
- Dorwałeś drania? - jak przez mgłę doszedł mnie kobiecy głos...
- Tak - Odparł Valgaav. - Ale jest jeszcze jeden. Miałem wrażenie, że ktoś za mną szedł...
Było gorzej niż sądziłem... wiedział że go śledziłem... A ja co gorsza nadal nie byłem w stanie nawet kiwnąć palcem. Miałem wrażenie, że mój mózg zupełnie się wyłączył - istniał tylko wszechobecny strach... Nie słyszałem już płaczącego niemalże Ilaf'a... Nie słyszałem słów wypowiadanych przez Valgaava, dotarł do mnie dopiero krzyk kobiety:
- Więc go zabij i choć wreszcie!
W tym momencie nie zemdlałem chyba tylko dlatego, że mój mózg ze strachu zapomniał o takiej możliwości... W tej chwili jednak smok, zamiast unicestwić mnie kilkoma ruchami ręki, schylił się i podniósł upuszczoną przeze mnie książkę. Zaciekawiony otworzył ją i kartkował krótką chwilę. potem popatrzył na mnie znowu, w taki sposób, że oddałbym wszystko byle by mnie tam mogło teraz nie być...
- Jesteś thajenki? – spytał z zaintrygowaniem. – Ty też pochodzisz z tamtego wymiaru?
Chciałem potwierdzić, jednak nie byłem w stanie wydobyć żadnego dźwięku przez zaciśnięte gardło, wiec otworzyłem tylko usta - musiało to wyglądać zaiste cudownie - poczym lekko skinąłem głową.
- Chodź w końcu albo idę bez ciebie!!! - wołała kobieta siedząca w grobie.
Valgaav zamknął z hukiem księgę i podał mi ją, ja zaś odruchowo złapałem ją.
- Pójdziesz z nami - oświadczył smok.
Cudownie... W tamtej chwili byłem w stanie zrobić wszystko, byle tylko on mnie nie zabijał... Mimo to byłem cały czas jak wmurowany w ziemię, i ruszyłem się dopier kiedy delikatnie pchnął mnie w kierunku tajnego przejścia.
- Pan litościwy, co? - a żeby było takich więcej to by świat był tak pięknym miejscem...
- Niczym mi nie zawinił. - Mądrze kolega smok gada...
- Więc dałeś mu na to szansę.
- Gdyby tu został, demony by go namierzyły. - Tutaj wręcz byłem byłem mu wdzięczny za zabranie mnie ze sobą...
- Wystarczyło wyrwać mu język, żeby nie mógł się wygadać! Będziemy go ze sobą taszczyć?! - No tu się Pani myliła... Jeśli chcę potrafię doskonale przekazać swoje mysli telepatycznie...
- Potrafi chodzić. - Niebywale trafne spostrzeżenie...
- Masz sentyment do istot z tamtego wymiaru, co? W porządku, o gustach się nie dyskutuje.
W tym momencie dotarłem do nagrobków. Zerknąłem w dół, i ujrzałem spowitą mrokiem wytatuowaną twarz kobiety. Niezbyt chętnie, jednak wskoczyłem do środka. Zgrzyt płyty, poczym nastała ciemność.
- No, moi piękni, ruszajmy wreszcie...
 
Vimes jest offline  
Stary 02-09-2007, 21:47   #774
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nefertiri

Nefertiri


- Oh my, to niech pozostanie tajemnicą – mrugnęła do Nefertiri, oparła nogę na futrynie otwartego okna. Kobieta już otwierała usta. Chciała ją zatrzymać, zapytać kim jest.. dlaczego się ukrywa. Miała tyle pytań jednak tajemnicza łuczniczka ponownie jej przerwała
- Bywaj zatem, Neferiri – skinęła dłonią na pożegnanie. – I omijaj szerokim łukiem wszystko co oddycha na ulicach – poradziła rozkosznie. – Panuje zaraza.
Po czym jednym susem wyskoczyła z okna, lądując na dachu budynku obok. Podbiegła do krawędzi, skoczyła w dół i zniknęła jej z oczu.

Odeszła. Nefertiri przetarła oczy zastanawiając się czy to co działo się w jej życiu przez ostatnie pół godziny było prawdą. Z marzeń wyrwał ją nietoperz.

-Iiiiik- zaskrzeczał głośno.

Kobieta zdezorientowana podeszła do okna. Lampa świeciła jasnym blaskiem. "Już czas"- pomyślała. "Dałam im znak... teraz oni zaatakują bramę". Przesła kilka razy w te i spowrotem okrążając kilka razy mały pokoik. "Co ja mam zrobić? Wracać? Tak, chyba to byłoby najwłaściwsze.. ale.. ta.. łuczniczka. Nie kazała chodzić wśród ludzi.. zaraza. Dziwne, doprawdy bardzo dziwne"- zrobiła zamyśloną i skoncentrowaną minę. Jeszcze kilka okrążeń pokoju, szemrania pod nosem i...

-Mam!- krzyknęła sama do siebie. -Polecę tam.. i nie będę musiała być wśród ludzi... idealnie!

Podeszła do okna. Zamknęła oczy i pstryknęła palcami. Nagle zamiast kobiety poderwał się do lotu mały skowronek. Uleciał wysoko trzepocząc szybko skrzydełkami. Z góry obserwował ludzi tłoczących się na uliczkach. Jakieś zamieszanie.. chyba ktoś tam leży... Ptaszek jednak nie zważał na to i poleciał dalej. Dotarł do przepięknego i dużego ogrodu jakiegoś szlachcica. Przysiadł na chwilę na kratce, przy której pięły się róże i po chwili w tym samym miejscu stała wysoka, długowłosa kobieta.

Noo.. nie wyszłam jeszcze z wprawy- pomyślała z uśmiechem i zabrała się za otwieranie włazu.

Nie obyło się bez stękania, czerwonych pęcherzy i kropelek potu na czole jednak cel został osiągnięty. Po chwili Nefertiri schodziła już do podziemnego labiryntu... potem szła przed siebie ufając instynktowi, który miała bardzo dobrze wyszkolony. Mijała ciemne korytarze pełne pajęczyn i śpiących nietoperzy.

Wreszcie dotarła do jasnego, eleganckiego korytarza i do pamiętnych drzwi. Weszła do środka, ale zastała tam jedynie jednego nieznajomego wampira. Bez ogródek rzuciła mu władczym tonem:

-Prowadź do reszty...
 
Aivillo jest offline  
Stary 02-09-2007, 23:01   #775
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Tak jak sądziłem - wystarczyło wziąć towarzystwo za pysk żeby atmosfera od razu się uspokoiła. Ach, jakże bogowie ograniczyli zdolności umysłowe niektórych istot, pozostawiając im do dyspozycji jedynie bezrozumne emocje! I po to właśnie byliśmy my, mroczni magowie, używający mózgu, rozumu i logiki, zamiast chuci, agresji i bezrozumnego szału. Co poniektórzy bali się właśnie tej przewagi, i dlatego tak wściekle nas nienawidzili. Bo czyż nie jest tak że nienawidzimy tego czego się boimy, moi mili?

Wykorzystałem okazję, żeby wypytać Galleana na temat taktycznego ustawienia jego oddziałów. Nie miałem wielkiej ochoty trafić na nich, nawet z przewagą jaką był ich dowódca wzięty przez nas w niewolę. Zresztą, nie wiem czy na dłuższą metę nie zaczęło by to działać przeciw nam, gdyby Paladyni doszli do wniosku, że lepiej jest uwolnić duszę ich konfratra od ciała, zanim zostanie "splugawiony" przez diabelskie moce. Z drugiej strony, miałem cały czas na uwadze historię o której opowiedziałem Wam wcześniej - "strzeżcie się Paladynów, nawet gdy przynoszą dary". A w tym przypadku raczej: "strzeżcie się Paladynów, nawet gdy ich obdzieracie ze skóry". Było duże prawdopodobieństwo, że Gallean nas zwodzi, i dlatego wszystkie miejsca jakie nam podał, należało wcześniej uważnie wybadać... I właściwie, bez względu na wszystko cały czas trzymać się na baczności.

- Idziecie do Genegate, prawda? – mruknął Galean. – Jak słodko, Vriess. Odwiedzisz miejsce, gdzie pracowała Aenis.

Spojrzałem twardo na rycerza ale nie odezwałem się do niego ani słowem. Byłem ponad jego prymitywne zaczepki i nie zamierzałem dać się kolejny raz sprowokować. Być może Gallean właśnie liczył na to, że w ataku szału zabiję go, lub uszkodzę do tego stopnia, że będzie go trzeba dobić? Być może tam gdzie idziemy było coś tak przerażającego, że Paladyn wolał zginąć tutaj niż towarzyszyć nam w drodze...

W tym też momencie usłyszałem głos Ranovalda: "czas ruszać".
- Bierzemy to ścierwo ze sobą - wskazałem na Galleana, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Wampiry wyprowadziły nas z budynku wgłąb podziemnego miasta. Muszę przyznać - robiło wrażenie. Hordy nietoperzy fruwały nad nami, i miałem tylko szczerą nadzieję, że ich proces trawienny nie dotarł jeszcze do smutnego finału, bo nie sądziłem żebym mógł prędko wyprać gdzieś swój płaszcz. W każdym razie, po raz pierwszy od dawna poczułem się tutaj jak w domu - jak każde stworzenie nocy, ani wampiry, ani nietoperze nie były mi w żaden sposób straszne. Schodziliśmy coraz głębiej pod ziemię, i drożny tunel jakim podróżowaliśmy przestał być nagle drożny w jakikolwiek sposób. Najwyraźniej w opuszczonej kopalni jaka się przed nami rozpościerała zawaliło się kilka stempli, co definitywnie zakończyło jej karierę. Mogłem wprawdzie użyć magii żeby go oczyścić, ale kto mi zagwarantuje, że to nie spowoduje zawalenia się całej konstrukcji?.. Jestem przecież nekromantą, nie architektem.

Schodziliśmy niżej i niżej, zeszliśmy po drabince, aż w końcu dotarliśmy do włazu. Przyjrzałem się rzeźbieniu - definitywnie albo robota jakiejś sekty astrologicznej, albo pokręconego konstruktora-alkoholika. Nie czułem jednak żadnej magii, prócz skomplikowanego mechanizmu wewnątrz...
Błąd.

Avalanche zaczął nagle historycznie wrzeszczeć za moimi plecami. Odwróciłem się do niego zirytowany jego postawą. Doprawdy, znalazł sobie czas i miejsce na popisy wokalne... Już miałem powiedzieć mu, że jeśli chce się pobawić w trubadura to niech idzie do karczmy, gdzie jego miejsce, chociaż nie wróżę mu świetlanej przyszłości przy takim głosie gdy... Nagle moja skóra zaczęła mnie wściekle swędzieć. Spróbowałem coś powiedzieć, ale nie mogłem otworzyć ust... Spojrzałem na siebie - zamieniałem się... W skałę.

- To na pewno sprawka demonów! – warknął Ranovald. – Prędko, chodźmy po Wiatr Lodu, jego moc uchroni was przed nimi! - usłyszałem nad sobą.
- Oż ty zdradliwe bydle - chciałoby się powiedzieć. Wampir po prostu widząc co się dzieje, zamierzał zwinąć tyłek w troki i uciekać. Niechżeby go...Tymczasem ja zdawałem sobie sprawę, że cokolwiek się stanie, nie mam już na to najmniejszego wpływu, gdyż moja tradycyjna magia nie mogła się temu przeciwstawić. Jednakże miałem pewnego "asa" w rękawie...

Demittere corpore substantia. Spiritus flat ubi vult... Incipere! - wyszeptałem w myślach, gdyż nie mogłem już nic powiedzieć. Poczułem jak moja jaźń oddziela się z bólem od ciała; ręce, nogi, umysł opuszczały moją powłokę cielesną, która wpadała teraz w półsen, czekając posłusznie na mój powrót. Byłem teraz jedynie formą energii, o dużych możliwościach - mogłem przenikać przez ściany, komunikować się z innymi, robić to, czego nie mógłbym robić będąc ograniczonym w swoim ciele. Byłem jednak także bardzo narażony na atak - gdyby ktoś zniszczył moje ciało... Na zawsze pozostałbym w mojej obecnej formie.

- Zaczekaj tutaj - szepnąłem do Avalancha, po czym owinąłem się wokół głowy Ranovalda:
- Lepiej żebyś miał jakiś pomysł, i to szybko - syknąłem mu wprost do ucha - Bo inaczej wypatroszę Cię od środka...
To ten durny Wampir nas tu przyprowadził, więc on powinien wykombinować jak nas stąd wyciągnąć. Z niepokojem patrzyłem na swoje skamieniałe ciało, które zastygło w całkowitym bezruchu...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline  
Stary 02-09-2007, 23:20   #776
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
[brama do Genegate]
Vriess;
- Bierzemy to ścierwo ze sobą - wskazałem na Galleana, po czym wyszedłem z pomieszczenia.
- To nie jest dobry pomysł – rzekł jeden z wampirów.
- Dlaczego? – ironizował Galean. – I tak nie chce mi się już z wami gadać... A gdybym chciał stąd uciec, i tak ucieknę. Więc przynajmniej pozwól mi iść z nimi, skoro sami tego chcą. To nie twoja sprawa, w co oni się pakują, prawda? Zresztą, to Vriess mnie pojmał, on i Avalanche, wy krwiopijni złodzieje jeńców!
- Dobrze – fuknął wampir do Vriessa. – Jeśli wbije ci podstępnie miecz w plecy, wspomnisz przed śmiercią moje ostrzeżenie.
Tak więc, Galean idzie z wami...
Kiedy niebawem ujrzał twoją „kamienną twarz”, buchnął śmiechem.
- A to znów co za sztuczki? – zachichotał.
- Demittere corpore substantia. Spiritus flat ubi vult... Incipere! - wyszeptałeś w myślach, gdyż nie mogłem już nic powiedzieć.
Ciach, i z nekromanty jesteś duchem nekromanty.
- Zaczekaj tutaj - szepnąłeś do Avalancha, po czym owinąłeś się wokół głowy Ranovalda:
- Lepiej żebyś miał jakiś pomysł, i to szybko - syknąłem mu wprost do ucha - Bo inaczej wypatroszę Cię od środka...
- Nie wiem co się stało, przysięgam – wyjąkał, nieco zmieszany. – Nigdy nie działo się nic podobnego, kiedy podchodziliśmy do tych wrót!
- To wasza sprawka?! – Sejron potrząsnął zadziornie Galeanem.
- Demon nie mógł rzucić klątwy TUTAJ, tu są bariery przeciw ich energii! – zauważył nieśmiało Zig. – Chyba, że był to bardzo potężny demon...

Astaroth obserwuje wszystko z wielkim ubawem. Vriess-kamienna twarz, a teraz, gdy młody nekromanta zbrzydł na czasie i cera, którą tak ukochała Charlotte mu się popsuła, próbuje wyparować, z racji tego, że nie ma sensu zapadać się bardziej pod ziemię, ze wstydu rzecz jasna!

Thomas; Astaroth zaproponował kielicha na znak pokoju i proponuje ‘po jednym’ w podzięce za ładną walkę, którą mu zafundowałeś. Nie, dziękujesz. Nie chce... ci się... pić...
Demon wzdycha potępieńczo, chyba rozdrażniłeś go odmowa. Chociaż raz starał się być przyjacielski, skombinował kieliszki i napitek, poniżył się, proponując wspólny toast aniołowi, a ten mu odmówił!... Wpatrzony w ciebie obrażalsko, przychyla swój kielich i za jednym razem wypija wszystko do dna. Zerka na ciebie. Daje ci jeszcze jedną szansę pojednania.

Genghi;
O rany, to dlatego Vriess ma taką ładną cerę! Robi sobie maseczki z marmuru!

- Panie i panowie, mam przyjemność zaprezentować działanie mojego nowego ekhem khem khem... materiału wybuchowego, nazwanego oryginalnie Wybuchacz 15 ! – ogłaszasz z dumą.

Astaroth
śledzi cię ponurym wzrokiem. Uwaga, chyba on też chciałby sobie ‘coś wybuchnąć’
Genginkazzon von Armeshplaust tymczasem zabiera się za inżyniersko-saperską robotę i podkłada ładunki wybuchowe, dokładając do tych przygotowanych już przez wampiry.
- Kto by pomyślał, że pewnego dnia członek zakonu Płonącego Heretyka będzie dla nas tak udaną pomocą...! – Sejron z uznaniem kiwa głową.
- Proszę się odsunąć, nałożyć odpowiednie bariery i zająć bezpieczne pozycje ! – Genghi ustawił detonator, rzucił na siebie zaklęcie ‘tarcza’ i gotów jest odpalać fajerwerki.

Thomas;
- Ale każda, zwłaszcza TAKA pomoc w walce z chaosem jest mile widziana
- To znaczy jaka?
- Boska – uśmiechnęły się wampiry.
* * *
Kiedy już Genghi pozakładał ładunku wybuchowe, podajesz mu pomocną dłoń z małą kulą ognia, aby odpalić ładunek.
Genghi jednak twierdzi, że chce zrobić to po swojemu i wyciąga... własną kulę ogniaXD. Okej, mieliście go za niezdarnego gnoma, a on sam poradzi sobie z wysadzaniem groty, o!

Neferitri; Pokonujesz miasto pod postacią skowronka. Trwa to błyskawicznie, i bez szwanku docierasz do ogrodu, a potem do tuneli klanu Narogan. Poproszony o pomoc wampir zaprowadził cię do tunelu, który bardzo ci się nie spodobał. Wyglądał, jakby zaraz miał runąć! Wampir uspokajając cię prowadził cię dalej w ciemność, aż do drabinki w dół. Słyszałaś już znajome głosy pozostałych członków drużyny i odetchnęłaś z ulga. Ujrzałaś wszystkich, poza Akrenthalem. Zapodział się gdzieś?...
Przed wami wielki, okrągły właz, ozdobiony dziwnymi symbolami. Z tego co zrozumiałaś na pierwszy rzut oka jako mag, było to ostrzeżenie typu „uwaga, niebezpieczeństwo, mutacje, niekontrolowana magia, niepożądanym wstęp wzbroniony”. Gengi skończył właśnie podkładać ładunki wybuchowe, miałaś nadzieję, że wiedział, co robi.

Marcjana; niezbyt dobrze się czujesz... Chyba... masz gorączkę oO’ przepraszasz towarzystwo, wampir, który przyprowadził tu Nefertiri, troskliwie odprowadza cię z powrotem do podziemnego miasta, abyś tam doszła do siebie.

Genghi, Thomas, Avalanche, Vriess, Charlotte, Taika, Astaroth;
Zjawiła się Nefertiri! Jesteście niemal w komplecie... Gdzie u licha podział się Akrenthal?! Cóż... Typ samotnika, zawsze chodzi własnymi drogami. Nie możecie dłużej na niego czekać...

Thomas; kiedy Genghi podpala lont, kucasz i osłaniasz się skrzydłami.

Wszyscy;Łomotnęło nie z tej ziemi, przez moment mieliście wrażenie, że tunel runął na was, a przygniatające was gruzy odcięły was od źródła wszelkich odgłosów. Jednak byliście po prostu chwilowo ogłuszeni. Potężna eksplozja zatrzęsła tunelem, siejąc na wszystkie strony kawałkami skał. Tunel wypełnił się dławiącym pyłem i zapachem spalenizny.

Wszyscy przetrwali wybuch szczęśliwie i w jednym kawałku. Badawczo zerkacie teraz na wrota.
Przejście wydrążone we włazie jest drożne! Po drugiej stronie panują głębokie ciemności.

Astaroth, Thomas, Charlotte; jedynie wasze oczy widzą poprzez mrok bez pomocy światła, w miarę wyraźnie.

No... to kto idzie pierwszy...?

[Genegate...]
Akrenthal;

Kiedy zeskoczyłeś na dół, mogłeś wreszcie z bliska przyjrzeć się kobiecie, która tak nawoływała Valgaava. Zatkało cię. Siostra Vriessa...?!?! OO Podobno nie żyje...!OO

Kobieta pstryknęła palcami, wasze sylwetki otoczyły małe świecące kulki, dzięki którym cokolwiek widzieliście w mroku.

- Na co się gapisz?! – warknęła, bo dłuższą chwilę wlepiałeś w nią wielkie gały. – Hej... pamiętam ciebie! – rzekła odkrywczo, i teraz to ona przyglądała się tobie. – Jesteś tym zielonkawym z wyspy, Akarenthal, czy Akrenthal...! Znajomy Vriessa!
- Znacie się? – zdziwił się Valgaav.
- Z widzenia. Wiesz, co stało się z moim bratem? – spytała niecierpliwie. – Żyje? Gdzie go licho posiało tym razem?!
- Pogadacie po drodze.
- Teraz ci się nagle spieszy, Val?! – bąknęła.
- A ty go nagle polubiłaś? – uśmiechnął się. – Przed chwilą namawiałaś mnie, bym go zabił!
- Od kiedy mnie słuchasz?!
Valgaav spuścił nieśmiało wzrok.
- No... – pokiwała głową. – A teraz chodźmy, ty zaś wyśpiewasz mi wszystko – zerknęła na Thajenki.
Ruszyliście tunelem, wysokim na 3 metry i na 3 szerokim, ciemnym jak diabli, a do tego na wpół zawalonym, czasami więc trzeba było przeciskać się przez szczeliny pomiędzy gruzem. Dobrze, że magiczne światełka otaczające was dawały tyle światła, że widzieliście chociaż na kilka metrów. Nie podobało ci się wcale to przeciskanie się na styk poprzez gruzy złożone z kamieni, ziemi i pogiętego metalu, ucieszyłeś się wiec niezmiernie gdy po pokonaniu wielkiego gruzowiska stanąłeś wraz z Aenis w drożnym korytarzu. Aenis otrzepywała dłonie i ubranie.
- Zabawne, naprawdę... – stękał za waszymi plecami Valgaav, którego potężna sylwetka nie nadawała się zbytnio na takie wyprawy.
- Nie marudź, trochę gimnastyki przyda się twoim starym, smoczym kościom – mruknęła Aenis i zarechotała złośliwie.
- Jak na smoka jestem w kwiecie wieku, a jak na demona jestem nie-starzejącym się; czego jeszcze byś chciała, kobieto?! – wygramolił się wreszcie na czworakach poprzez gruz i wstał, otrzepując się.
Idziecie dalej, po chwili Aenis zatrzymuje się, gdy dochodzicie do odnogi w prawo.
- Tam jest maszynownia – powiadomiła.
- Sprawdzę – Valgaav stanął w przejściu i rozglądał się chwilę. – Nic.
Wraz z Aenis podszedłeś więc bliżej.



- Myślisz, że to jeszcze działa? – spytał smok.
- Nawet jeśli, nie będziemy tego uruchamiać. Prąd jest niebezpieczny. Nie chcemy wybuchów, ani porażeń.
- A ten prąd, który kontroluje otwieranie drzwi?
- Masz silne rączki, prawda? – uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.

Szliście dalej, cały czas tunelem prosto. Wokół było pusto i cicho. Po lewej zauważyłeś coś na kształt metalowych drzwi z okienkiem w kształcie koła.
- To winda na dół – rzekła Aenis. – Otwórz ją.
Valgaav rozsunął zgrzytające, metalowe drzwi.



- no to... schodzimy – oznajmiła wesoło Aenis.
- Ćś...! – syknął nerwowo Valgaav.
Zastygliście w bezruchu i nasłuchiwaliście. Echo niosło cichutkie szmery.
Spostrzegłeś, że w szybie windy coś się poruszyło. Aenis chwyciła cię za ramię.
- Nie uciekaj – szepnęła stanowczo. – Nie biegaj. Jeśli cokolwiek tu przeżyło, to moje chimery. Większość z nich nie musiała jeść ani pić, inne żywiły się dosłownie wszystkim. Tylko takie możemy tutaj zastać, a niemal wszystkie moje chimery reagowały na ruch. Wszystko co porusza się szybko przykuwa ich uwagę.
- Masz nad nimi jeszcze jakąkolwiek władzę? – spytał Valgaav.
- Nie wiem. Nad niektórymi nigdy nie miałam.
- Jak je zabić?
- Jeśli zobaczę, która to chimera, powiem ci!
- Może nas rozszarpać zanim zdążysz się jej przyjrzeć! – warknął.
- Nie sądzę by po tylu latach były w pełni sprawne.
Zauważyłeś podejrzany, czarny ‘kokonik’ przylepiony na ścianie szybu windy.
- Tam jest – Aenis zobaczyła go niemal w tej samej chwili.
Kokonik rozwinął się, wyciągnął łapki, i powoli spełzał po ścianie głową w dół. Jest na ścianie naprzeciwko, kilkanaście metrów nad wami.

http://krinnblackfire.deviantart.com/art/Cucuy-26458320

- Nie jest źle – stwierdziła Aenis.
- Czyli? – spytał Valgaav.
- To słabizna, głucha, nie regenerująca się, ale dość szybka i zwinna. Można ją zabić mieczem, magią, czymkolwiek, jest jak zwykły zwierz. I jest problem.
- Czyli?!
- Jest ich tam więcej.
Zerknęła na ciebie, Akrenthal.
- Gdyby cię któryś ucapił, nie ruszaj się, udawaj martwego. A teraz spróbujmy je wykurzyć z tego szybu, jakoś po cichu... PO CICHU mówię, Val!!! – wrzasnęła, kiedy w dłoni smoka pojawiła się ognista kula.
- Mówiłaś, że nie słyszą!
- Val, powtórz proszę zasadę nr 1 obowiązującą na tej wyprawie – skrzyżowała ramiona na piersi. – No?!
Smok westchnął, zgorzkniały.
- Nie używać mocy na tyle silnej, by wszystko wyleciało w powietrze. Za kogo mnie masz, kobieto?! UMIEM SIĘ KONTROLOWAĆ!!! – huknął i z wściekłości trzasnął pięścią w metalową ścianę, wgniatając w niej sporą dziurę.
- Za to otoczenie nie umie obronić się przed twoją samokontrolą! – Aenis trzepnęła go karcąco po łapsku. – A teraz się skup i pomóż zlikwidować te czarne pokraki.
- Ty je stworzyłaś, ty je zniszcz – uśmiechnął się złośliwie. – „Zanim coś stworzysz, zastanów się, jak to zniszczyć”, hm?
- Nie ma spawy – fuknęła. – A ty, Akrenthal, pomożesz mi, albo wprowadzam w życie plan B – żywa przynęta ;3 – zerknęła na ciebie złowieszczo. – Zaczynajmy... – skupiła się w magicznej medytacji, czekając na twój ruch.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 03-09-2007, 07:08   #777
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Gengi stuknął się jeszcze kilka razy w hełm by kompletnie pozbyć się efektu ogłuszenia. Wyjął zapobiegawczo kuszę i flakon wody święconej. Przecie z tymi wampirami nigdy nic nie wiadomo !

- Ruszę przodem i sprawdzę czy tego, tego, no jest bezpiecznie no.

Po chwili Gengi był już przy wywalonych wrotach do Genegate. Sprawdził, czy strop jest mocny, czy aby pozostałości po drzwiach zaraz na nich nie runą. Gdy upewnił się, że nie ma takiej opcji ( spekulacje :P ) zajrzał w tunel za nimi.

- Fiu fiu - zagwizdał nadzwyczaj nieudolnie przez szparę pomiędzy zębami - Dobra robota - pochwalił się za wyczyn z detonacją.

Powoli, lecz dobitnie przekroczył próg.
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 03-09-2007, 12:19   #778
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X Genghi; upewniwszy się, że przejście wysadzone we włazie jest w miarę stabilne i można nim przejśc, przekraczasz je ostrożnie. Przyświecając sobie kulą ognia, rozglądasz się wokół. Reszta drużyny zagląda za tobą, a skoro oświetliłeś nieco przejście, widac już co nieco.


X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 03-09-2007, 17:47   #779
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dziewczyna przemilczała dalsze słowa nekromanty z uśmiechem. Nie była pewna czy chce dalej prowadzić tę grę słów, jednak tylko to jej pozostało. Słońce przebiło się przez szyby, co oznaczało, że noc zakończyła swój triumf nad częścią doby.

Słyszała nawet kiedyś, że Księżyc jest siostrą Słońca. Tak zwana Luna, panuje, a raczej pilnuje nocy, dając delikatny blask i piękny nastrój zaś Sun, jej brat sprawuje władze nad dniem, rozświetlając go i nagrzewając ziemię oraz roślinność. Wiele czytała w swej Willi, jednak książek wielu czytać nie skończyła.

Nim zdążyła odpowiedzieć Vriessowi, ten ruszył w stronę drzwi zza których dochodziła ostra wymiana zdań. Swoją drogą, całkiem wrząca dyskusja. Charlotte spostrzegła na twarzy mężczyzny zwycięski uśmieszek. Od razu poczuła, że to nie jest już zwykły flirt, to jest walka o zwycięstwo!

"Zaś miłość jest grą. Kto pierwszy powie "kocham", przegrywa." - zabrzmiało w duszy dziewczyny. Słowa Vriessa uderzyły w niej niczym dzwon katedry. Poczuła się jakby wymiana zdań była trwającą wojną płci, poczuła, że musi ją wygrać!


Szli długo przez jakiś zawalający się tunel. Sama nie mogła uwierzyć, że ten odpadek "architektury" o ile można to tak nazwać śmie zwać się tunelem! Z obrzydzeniem kroczyła przez niezbyt szeroki korytarz uważając by nie dotknąć którejkolwiek z tych obskurnych "ścian". Cały czas ukradkiem spoglądała na nekromantę.
"Piękny . . ." - przeszło jej przez myśl lecz zaraz po tym od razu się skarciła w myślach przez co straciła na chwilę koncentrację i potknęła się. Na szczęście potknięcie było bez upadku.
"Dzięki Vriess ^ ^" " - pomyślała, jednak realnie uśmiechnęła się tylko wstydliwie.

Doszli gdzieś...daleko. Dziwne wrota, tajemniczy, klucz? Charlotte nic z tego nie rozumiała. To nie było dla niej. Przez myśl przeszło jej wygodne, duże i cieplutkie łóżeczko, a na poduszce rude włosy, miękko ułożone na niej zaś obok...
Z pięknej wizji wyrwał ją jakiś krzyk. Spojrzała na nekromantę, a ten zaczął zamieniać się w kamień. Dziewczyna ze zdziwienia otworzyła usta i nie mogła wydobyć z siebie słowa.

- Vriess. - szepnęła gdy nagle z kamienia uleciała mała duszyczka nekromanty.
"Mam nadzieje, że bez ciała jest równie...pożyteczny. Nawet sądze, że tak" - pomyślała. Ostatnio coś dużo myślała. Jakby wiedziała, że nekromanta może czuć i znać jej myśli, jednak nie miała przecież o tym pojęcia.
Przejście było otwarte, coś za nimi runęło.
"Trudno. Nie będę stać bezczynnie! Może dostanę nagrodę? Np... słodkiego nekromantę" - uśmiechnęła się do siebie, a jej oczy zabłysły zmysłowością. Spojrzała na pozostałych.
- Co się tak gapicie? Trzeba iść, no jazda! Dobra przesuńcie się! - przepchnęła się przez towarzyszy i najpierw wysunęła delikatnie głowę patrząc na to co znajduje się za progiem. Gdy czuła, że jest w miarę bezpiecznie, a wzrok jej nie zawodzi dała powolny krok w przód.
"Nie martw się o siebie, kiedy nikt inny też się o Ciebie nie martwi" - przeszło jej przez myśl gdy wypuszczała nabrane do płuc powietrze.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-09-2007, 18:25   #780
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas, Genegate.

-A może to była jakaś bariera przed śmiertelnikami?- rzucił pytająco tuż przed eksplozją.

Kupa pyłu, kurzu i piasku wzbiła się w powietrze. Thomas wstał i dwoma ruchami otrzepał skrzydła z tego świństwa. Przez moment dało się czuć zapach spalenizny... Czyżby Gnom się podpalił? Niee, wszyscy cali i zdrowi.

-Vriess, Twoja siostra żyje. Jest gdzieś tu, w podziemiach Rasganu. Pewnie zmierza do Genegate. O ile się nie mylę to tu pracowała... Wszystkich proszę o szczególną uwagę i ostrożność, zwłaszcza Ciebie- złapał za bark Wampirzycę- mogą tu biegać Himery Aenis...

Spojrzał w przejście. Zawalony strop, kilka belek, kupa piachu i pyłu.
Na ręce Anioła pojawiła się kula ognia, którą po chwili rzucił w małą, wystającą belkę.
 
Panda jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172