Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2021, 21:19   #19
Guren
 
Guren's Avatar
 
Reputacja: 1 Guren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputację
2 dni przed Naradą, Rush Valley

Nawet na pustyni noc zapada wcześniej zimą. Siedział na skrzynce wpatrując się w światła miasta gdy mówił:
- I tak mój jakby przełożony to dupek. A mnie boli jak patrzę na jego mordę, że może więcej i lepiej, a koniec końców zachowuje się jak rozwydrzone dziecko. Co prawda to dupek ze skrupułami, ale wciąż dupek, którego należałoby zdzielić po łbie. Bo jak można mieć ponad 34 lata i nie wiedzieć, że się przeprasza również za niedopatrzenia? Z kolei szefowi szefów poprzewracało się w dupie, a że innym szefom szefów też się poprzewracało, to więc łatwiej będzie wyliczyć kogo przez nich nie czeka ból dupy. Większości z nich to sam jeden strzał w łeb czymś ciężkim nie starczy żeby nastawić im mózgownice. W trakcie poprzedniej pracy zostałem dwukrotnie postrzelony, raz eksmitowany, wzgardzony wielokrotnie, a starszy brat stracił ramię. Przynajmniej ten dupkowaty przełożony opłacił rehabilitację, ale mnie zesłał. Zresztą i tak zawsze się zachowywał jakbym był częścią do której nie ma zastosowania.
Obecnie jestem w miejscu w którym mnie uczą rzeczy jakie lubię, nikt nie próbuje mnie zastrzelić, mam co jeść i zrobiłem nawet prawko na motocykl. Mam powody, żeby być zadowolonym z życia, a jednak tęsknie za ludźmi z tamtej pracy. Niby piszą mi, że jest z nimi dobrze, ale i tak się martwię o nich. I nie mogę się doczekać momentu kiedy wrócę do tamtego domu wariatów. Co jest kurwa ze mną nie tak?
-Znaczy się, że pan bardzo potrzebuje łaski cudów Proroka?
-powiedział powoli siedzący obok niego chłopiec. Mniejsza, że miał na sobie coś co wyglądało jak szara sukienka, ale to musiał być chłopiec? Trochę przypominał Staśka z fotki w której grał aniołka do jasełki. Dzieciak obok też miał faliste ciemnoblond włosy zaczesane do tyłu. Stefan nie dałby małemu więcej niż 6 lat, ale wyraz twarzy “aniołka” wskazywał, że poziom jego oczekiwań wobec świata był równie niski co u kogoś w średnim wieku. U ludzi młodszych taki wyraz twarzy widział głównie u siebie w lustrze oraz u pracownicy całodobowej poczty w Central City po tym jak Nora przez kwadrans płakała, że jej manuskrypt musi dotrzeć jak najszybciej do wydawcy, najlepiej na jutro rano. I czy te oczy są złotawe? To tyle z tego, że Elricowie byli potomkami Ostatniego Xerxesa. Widocznie coś się uchowało, choć w nie tak czystej formie.
- Hm… Dżemem się nie przejmuj. Jest twój - nie mówiąc o tym, że mały wyjadł z ⅓ zawartości słoja.


Co Stefan tutaj robił? A tak, naszło go, żeby ochrzcić motor w Ishvarskiej świątyni. A przynajmniej sprawdzić czy mają takie rzeczy w ofercie. W razie jakby się obrazili, to przywiózł słoiki z przetworami. Po telefonie Staśka i tak narobił ich za dużo - najpierw kocioł marmolady pomarańczowej zanim wyrobił nowe granaty, a potem kocioł dżemu jabłkowego. Widocznie stresowe gotowanie weszło mu za bardzo nawyk. W pobliżu świątyni trafił na śpiewy o złamanych skrzydłach na których starasz się wzlecieć.
- Niewielu przystaje dla śpiewu, a jeszcze mniej patrzy w niebo. - powiedział chłopiec oświetlony przez blask świec tak, że przypominał anioła zstępującego z nieba. - Zwłaszcza w mieście maszyn.
-Dlatego warto przystanąć… Dawno nie słyszałem religijnego śpiewu
-skwitował.
- Zaiste musi mieć pan w sobie smutek, żeby przystanąć dla śpiewu. Czy chciałby pan porozmawiać o tym co go trapi? - dłoń ustawiona na sercu godna boskiego posłańca.

Obecnie Aniołek wpatrywał się w przestrzeń jedząc marmoladę pomarańczową ze steranym wyrazem twarzy. Widocznie wyczuł, że Stefan się na niego gapi skoro spróbował ponownie z czarującym uśmiechem.
- Jak wolisz, to mam jeszcze jabłkowy dżem. - zaoferował młodociany mechanik. - Marmolada mogła mi nie wyjść najlepiej na skórce pomarańczowej. Pierwszy raz taką smażyłem, a eksperymenty mają to do siebie, że nie zawsze wychodzą.
-Te twarde kawałki są gorzkie.
-Czyli nie wyszło.
-Może być. Glutowata część jest słodka.
-Najlepiej smakuje z palców co?
-Da się zjeść. A co to jest “dom wariatów”?
-No miejsce gdzie są dziwni ludzie… Tacy co nie chcą się zachowywać normalnie, ani miło.
-Źli ludzie?
-Yyy… Nie raczej… W “domie wariatów” to raczej są ci wkurzający. Chociaż w sumie, bycie “dziwnym” nie jest równowarte z byciem “wkurzającym”. W sumie to ostatnio spotykam mnóstwo osób które są dziwne, ale miłe, a ci co uważają się za rozsądnych okazują się najpodlejsi.
-W tej nowej pracy?
-Bardziej w tej poprzedniej...
- podrapał się po głowie. - W tej obecnej ludzie są głównie dziwni, ale fajni i mili
-A w tej starej były potwory? -
spytał Aniołek z miną pokerzysty. Kogoś innego mógłby wystraszyć wyraz twarzy u tak małego dziecka, ale Stefan Nowicki był dzieckiem w licznej rodzinie. Straszenie dzieci było dyscypliną sportową- starsi je straszyli, a młodsi podejmowali się zahartowania, żeby byle czemu nie wierzyć ani nie dać się przestraszyć. A i to się nie kończyło z dorosłością. Wtedy zwyczajnie przechodził w tryb “przygotowywania dzieci do dorosłości”, skoro już dzieciak chciał poznać prawdę, to niech ma co przełknąć. Stefan niewiele więcej się zastanawiał zanim odpowiedział:
-Tak. Nie! No bywały…
-Takie czające się w ciemności?
-Żeby tylko jeden…
- westchnął Stefan masując skronie.
- Nieśmiertelni?
-Nie ma czegoś takiego jak “nieśmiertelne”. Jest tylko “od dawna za długo żyjące” lub “w chuj trudne do zabicia”.
-”W chuj trudne?”
-Postrzeliłeś parę razy i zamiast leżeć i się wykrwawiać, to wstanie i cię zdzieli. I to ty będziesz tym co leży i krwawi.
-A zwierzoludzie?
-Bardziej ludzie z cechami zwierząt czy bardziej zwierzaki o ludzkim głosie?
-Są oba?! A takie z ptasimi łbami?
-O! Akurat takiego nie widziałem… Chociaż po tym co widziałem, to wierzę, że takie istnieją. Kurwa, gdzieś na pewno musi taki być!
-wizja człowieka ptaka wydawała się Stefanowi bardzo dorzeczna. Przy okazji pogratulował sobie, że zamiast z poprzedniej miną pokerzysty, dzieciak patrzy się na niego z wytrzeszczonymi oczami.
- Pan brzmi jakby to nie było straszne.
-A, bo i tak najgorsze są takie co mają ludzką twarz i twierdzą, że zrobiły coś paskudnego “dla większego dobra”. -
machnął ręką z uśmiechem na twarzy. - W przypadku ptako- luda, żeby stwierdzić czy to potwór musiałbym z nim najpierw pogadać. Ptasi łeb, czy skrzydła to za mało na potwora….
-Czyli to była taka metafora?
- w roziskrzone oczy Anioła wkradło się rozczarowanie. W sumie Nowickiego to nie dziwiło. Sam przechodził to samo kiedy jako dziecko przekonał się jak często dorośli zmyślali.
- Nie mówię, że tego nie ma, tylko że straszniejsze potwory mogą nie wyglądać jak potwory.
-A w tej nowej pracy, to pan smaży dżem?
-Między innymi… -
mechanik zaczął kręcić wokół palca brązowe pasmo włosów. W sumie dzisiaj jeszcze się nie mył. Niezbyt też obcinał włosy przez ostatnie miesiące.
- I pan to lubi?
-Marnie mi idzie, co?
-Da się zjeść.
-Czyli marnie…Dobra, masz ten
- odkręcił słoik z dżemem jabłkowym. Wygrzebał też łyżkę. - Dżem jabłkowy.
-To jest lepsze!
-To fajnie.
-Robi pan też inne słodkie rzeczy?
-Tia… Pomyślałem, że tym uszczęśliwie kogoś
znowu kręcił pasmo włosów. Nachodziły mu już na oczy. Przynajmniej w czapce nie widać blond odrostów spod brązowej farby. Może nie powinien gadać z dzieckiem o takich rzeczach jak potwory i nieśmiertelni? Zwłaszcza z dzieciakiem, którego tak cieszy słoik powideł. W ogóle miło pogadać z kimś o takich drobnostkach.
- Pan trochę pachnie jak mój tata.
-O…. Też jest cukiernikiem?
-To tak się nazywają ludzie co robią słodkie rzeczy?
-Tak. Rozumiem, że twój tata nim nie jest. A ja... się na razie na jednego uczyłem. -
Nowicki uznał, że lepiej zmyślić.
- Ostatnim razem jak go widziałem, to tata pachniał tym gryzącym czymś w nos.- na ten komentarz Stefan powąchał własny kołnierz. Przecież nie używał wody kolońskiej! To nie była też koszula od Staśka, żeby przesiąknąć zapachem papierosów. Co to miał być za “gryzący zapach”? I co to miało znaczyć “ostatnim razem”?
- A gdzie pracuje twój tata?
-Nie wiem…
-dzieciak skrzywił się po chwili namysłu. Nawet zabawnie przy tym wyglądał -... ale tego nie znosił.
-Ta…Dlatego ja staram się pracować w takim miejscu co będę lubić. Miał jakiś mundur? No wiesz, takie coś co się nosi do pracy.
-Miał taki zielony kombinezon
-Pracował w fabryce?
-Nie wiem. Miał też w szafie taki granatowy… I gnata.
-A! Czyli żołnierz! Emerytowany...
-Czy to znaczy, że pan jest żołnierzem?
- Aniołek się w niego wpatrywał badawczo, ale znów z wyrazem pokerzysty, który próbuje zdradzić po sobie jak najmniej, a przy okazji rozwiercić człowieka wzrokiem. Stefan zaś wysilił się, żeby nie walnąć się w czoło. Przecież Amertis to państwo zmilitaryzowane, większość dzieci musi mieć ojców po służbie w armii. Spore szanse, że wiele z nich wie jak pachnie proch strzelniczy! Ale... Przecież Nowicki po to smażył dżem po wyrobieniu granatów, żeby zabić zapach proch, więc to jednak za mało?! A jeśli nie dżem, to olesisto- słodki zapach nitrogliceryna powinien pomóc! I ten badawczy wzrok… Za mało? Z całą pewnością Edward Elric nie bez powodu był sensacją jako nastoletni Alchemik Państwowy. Kurwa, jeśli mały coś doniesie swojemu tacie żołnierzowi, to albo Nowickiemu się oberwie za niedyskrecję od samej góry, albo… Szkapa go wyśmieje, że wpadł na 2 dni przed naradą. Trzeba przebić kartę!

- Kadet! Byłem… kadetem w szkole oficerskiej! - wstał dla lepszego efektu
-O! - wyraz twarzy chłopca układał się w “To ma więcej sensu niż mój własny pomysł”.
- Uznałem, że to nie dla mnie, więc odszedłem, ale powołali mnie z powrotem.
-Odchodzisz, a potem cię wcielają z powrotem?
-Można! Jak zaciągniesz kredyt studencki…. Mały nigdy nie bierz kredytów jak nie jesteś gotowy na takie coś! Kredyt jest wtedy jak pożyczasz pieniądze. I to sporo. W sumie sami mnie wywalili….
-Znaczy się, że jednak będzie wojna.... -
mały spojrzał smutno.
-Nie wykluczam… -Nowicki masował kark siadając z powrotem na skrzynce. - Głupi nie jesteś, musiałeś słyszeć pogłoski. I ten no…spore szanse, skoro powołują i wywalonych kadetów…W sumie to już jakiś czas czekałem na sygnał.
-Wygląda pan jakby się z tego cieszył.
-To nie radość, raczej ulga. Nie chcę czekać aż ta wojna przyjdzie po mnie. Jakby za mną ciągle łaził wielki zły pies. Ani nie chcę też się zastanawiać co z pozostałymi.
-Nawet jeśli to dom wariatów?
-Ale mój! I w większości całkiem dobrzy ludzie, których postawiono w trudnej sytuacji! I ja chcę. Ja mogę coś zrobić! Ja chcę coś zrobić, żeby jak najwięcej z nich mogło żyć jak chce! Chociaż co ja mogę....
- Nowicki łaził w tę i z powrotem.
-Pan musi lubić ten dom wariatów, skoro mu się tak oczy świecą.
-Cóż tak… Nawet tamtego dupiastego szefa tak trochę.
-kręcił włosami. - Miałeś tak, że chciałeś, żeby ktoś sobie poszedł bardzo daleko? Ja chciałem, żeby mój brat poszedł sobie bardzo daleko i kiedy prawie umarł, to żałowałem. I nie chcę, żeby coś mu się znowu przydarzyło.
-Jest miły?
-I głupawy. Zawsze bardziej martwi się o innych niż siebie.
-Pan chyba też skoro się nie boi iść na wojnę.
-Jasne że się boję, ale bardziej się boję, że nie będę mógł nic zrobić dla ludzi z mojego oddziału. Jeśli świat jest opowieścią, to nie mogę przeskoczyć do swojego szczęśliwego zakończenia kiedy tamci będą się tłuc, żeby nie doszło do apokalipsy. Nie będę mieć szczęśliwego zakończenia jeśli będę wiedział, że zwiałem.
-To musi być miłe.
-I czasem dziw jak bardzo. W sumie rodzina też wkurza, ale też można do nich po prostu wrócić. I w sumie rodzina może przypaść ci bez udziału. No ten…
- speszył się widząc jak smutno dzieciak się uśmiecha. Powiedział coś nie tak?
-A ja? Ja też jestem w tej opowieści?
-Ten no…
znów kręcił włosy -Pewnie tak... Spojrzą wszyscy w tym samym kierunku wiedząc, że to koniec i można wrócić do domu. Ty że nie będziesz następny do wojska. Twój tata wróci do domu,...
-Tata nie żyje.
-Oh… To… To musiało być przykre.
-To nie pana wina…
-Ale i tak masz prawo, żeby było ci przykro. Może i moja wina, bo nie było mnie w odpowiednim miejscu i czasie...
-To znaczy?
-Czasem trzeba być w odpowiednim miejscu i czasie żeby coś się wydarzyło lub właśnie nie. Jak teraz ty, trochę mniej się boję po tej rozmowie. W sumie, to jakoś mam wrażenie, że jakoś bardziej się uda jak już sobie poukładałem.
-Hę?
- dzieciak na niego patrzył badawczo, a Stefan znów kręcił włos przy grzywce.
- Na serio. Może to teraz wygląda na bez znaczenia, może kiedyś o tym wszystkim zapomnimy, a przeżyjemy wspólnie jakąś inną opowieść? Żaden z nas nie będzie pamiętał tego zdarzenia, a przynajmniej żaden z nas o tym sobie nie przypomni do odpowiedniego momentu?
-Brzmi fajnie.
-Spore szanse, bo bogowie lubią takie akcje! -
Stefan w odpowiedzi się uśmiechnął.
-Ach, tutaj jesteś chłopcze! Zwykle krócej rozmawiasz z wiernymi. usłyszał za sobą głos. Mężczyzna za nim był stary o wyblakłych niebieskich oczach, chudy i mówił z akcentem Anastazji.
- Ale ja już powiedziałem panu, że za 7 lat nadleci anioł z płonącym mieczem…
-To… było porażające.
- oświadczył Stefan, a w myślach dodał “O kurwa to jednak sekta!”.
 
__________________
You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh

Ostatnio edytowane przez Guren : 29-10-2021 o 23:20.
Guren jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem