Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2021, 16:00   #75
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Majestat Reiku był szeroko znany - ileż pieśni zainspirował, ileż prowincjonalnych gospodarek napędzał, ileż mitów i legend zrodził. Imperialny symbol i narodowa duma, życiodajna aorta tętniąca własnym życiem jak długa i szeroka. Reik znał każdy, od smarkacza po staruszka, od Marienburga po Sylvanię - podobnie jak śmierć na rzece Reik. Ta siła natury nie dawała się poskromić czy ujarzmić, wystarczyła chwila nieuwagi, by dołączyć do topielczych zastępów pochłoniętych przez rzeczną toń. Jak udowodnił to Durnhelm, który przebił wodną taflę w jednym tylko kierunku.

Klemens nie przejął się losem kompana, nie rzucił się w sukurs. Od Gnojowiska omijał „Oczko” szerokim łukiem i bacznie go obserwował, ale nie napotykał na wpół kojarzącego spojrzenia. Durnhelmowe zniknięcie zdawało się wręcz rozluźnić Löwensteina, ale kto by tam go wiedział. Chłopak nie skomentował, nie skwitował, nie burknął nic pod nosem. Jedynie uparcie wypatrywał drugiego brzegu, wystukując tylko jemu znany rytm na drewnianej burcie.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - odpowiedź na pytanie ich przewoźnika była spóźniona, ale była. - Chyba nie chcesz tam trafić, dobry panie, co? Zapomnisz o nas i pakunku jak tylko wysiądziemy. Za przewóz zapłaciliśmy w złocie, za pamięć zapłacimy żelazem.

Reszta rejsu minęła we względnym spokoju i ciszy, zburzonych dopiero gdy przyszło im sunąć leniwie ku pomostowi. Nabrzeże, jakżeby inaczej, rozbrzmiewało typowymi dla nadbrzeża odgłosami - krzykami straganiarzy, skrzekiem ptactwa, trzeszczeniem drewna i szumem rzeki. Nihil novi, doki jak doki. Klemens otaksował leniwie ich przyszłych sąsiadów, z którymi mieli zaraz dzielić pomost - dokerzy ostrożnie stąpali po deskach, wespół-zespół dźwigając skrzynię w kierunku wozu na którym brylował Estalijczyk z pomadą we włosach.

JEB!

Szpakowaty doker musiał źle wymierzyć krok, bo poleciał na bruk ciągnąc ze sobą pudło i partnera. Drewno rąbnęło o ziemię z hukiem, ale uwagę przykuła dopiero uwolniona z mahoniowego więzienia zawartość. Mile i przyjemnie skrząca się zawartość. Nie dziwota, że zaraz zleciały się sępy.

- SPIERDALAJCIE! Nie dla psa kiełbasa! - Estalijczyk widać zainwestował w słownik i liznął trochę Reiskpielu, bo wydzierał się w kierunku pikujących ku biżuterii przechodniów. Srebro w tych stronach często stanowiło różnicę między życiem, a śmiercią, więc nawet ryzyko oberwania żelaznymi pałami obstawy nie zniechęcało aż tak bardzo. Estalijski kupiec mógł tylko nadymać się i drzeć, komenderując podwładnymi, ale jak mawiał klasyk - „nawet rycerz dupa, kiedy wrogów kupa”.

- Pan popłynie nieco dalej - Klemens rzucił w stronę szypra, rechocząc i nie spuszczając wzroku z przedstawienia.



_______________________________

44, 45, 15, 18, 71
 
Aro jest offline